Go to commentsZAMEK WULZBURG 8
Text 73 of 167 from volume: Jurij Klimiencienko. Okręt płynie dalej
Author
Genrehistory
Formprose
Date added2020-06-14
Linguistic correctness
Text quality
Views1169

Na kolację dostajemy tylko *kawę*. Siedzimy mroczni przy swoich stolikach, pijemy brunatną, woniejącą szałwią ciecz. Żeby choć jakoś zagłuszyć głód i napełnić brzuch, z tej racji, że wydają to picie bez ograniczeń, pijemy po kilka kubków z rzędu. Z zazdrością patrzymy na tych, którzy zostawili sobie część chleba ze śniadania.


Kolia Nikitin wyciąga swoje zapasy, odłamuje kawałeczek i podaje mi.


- Jedz.


Wstyd mi okropnie, lecz nie odmawiam. Nie panuję nad sobą. Biorę jego chleb i cicho mówię:


- Dziękuję, Nika. Ja ci oddam...

- Pitolisz... Radzę ci robić to samo co ja. Zawsze zostawiaj sobie coś na wieczór.


Za oknami już dawno ciemno. W korytarzach zapalają niebieskie lampki zaciemnienia i pojawiają się wermachtowcy z automatami. To wewnętrzna ochrona. Bez celu siedzimy przy stolikach, od czasu do czasu niechętnie o czymś rozmawiamy. O 21:00 przychodzi nasz Weifel, przelicza nas i gasi światło. Wdrapujemy się na swoje prycze, naciągamy na siebie cieniutkie jak z przytułka papierowe nakrycia i próbujemy zasnąć. Pierwszy dzień w obozie Wulzburg za nami. Ile podobnych jeszcze nas czeka? Wyniszczających, głodnych, trwożnych dni?


Słychać, jak szumi za ścianą las, jak szczekają i gryzą się niemieckie owczarki, spuszczane na noc na więziennym dziedzińcu za drutami. To też nasza ochrona. W kątach wzdłuż ścian postawiono drewniane wieże wartownicze. W każdej z nich siedzi żołnierz z kulomiotem. Wszystkiemu temu przyjrzeliśmy się podczas pierwszego spaceru. Pilnują nas jak najprawdziwszych szpiegów. Ależ się te szkopy boją nas-marynarzy!


Tak chciałoby się wreszcie porządnie zasnąć i o niczym nie myśleć. Ale myśli wciąż napływają bez chwili wytchnienia, i nie ma przed tym ucieczki. Wspomina się wszystko, całe życie... To, co było dobre, i to, co złe. I nawet to złe teraz zdaje się czymś dobrym. Wielu rzeczy wcale nie rozumieliśmy, nie potrafiliśmy doceniać tego, co dawało nam życie! Z niezadowoleniem utyskiwaliśmy: to nie tak, tamto do dupy, siamto o kant potłuc... Dobrze by było mieć własne mieszkanie, zarabiać większe pieniądze... Przecież to były kompletne bzdury w rzeczywistości! Tak w ogóle byliśmy szczęśliwymi ludźmi. Mieliśmy wszystko, czego potrzebuje porządny człowiek: własną rodzinę, swoją ulubioną pracę, świetnych kolegów, całkiem niezłą pensję, ludzki szacunek, i, co najważniejsze, pewność jutra! Nikt nie pozbawi ciebie roboty, nie musisz myśleć, że z dnia na dzień możesz zostać bez kawałka chleba i nie będziesz miał czym nakarmić dzieci... Może i było nawet coś nie tak, lecz tutaj o tym nikt z nas nie myślał. Wszystko było przepiękne, i rwaliśmy się do powrotu do tej naszej krainy szczęścia całą duszą!

  Contents of volume
Comments (3)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Wstrząsająca opowieść, świetne tłumaczenie. Moją jedyną wątpliwość budzi kawa wzięta w cudzysłów. Gdybym ja to pisał, na pewno bym cudzysłów pominął lub tea sformułował treść, by jednoznacznie wynikało, że to nie była prawdziwa kawa. Ewentualnie napisałbym tzw. kawa. Ale to tylko moje odczucie spowodowane tym, ze nie jestem zwolennikiem brania w cudzysłowy słów powszechnie znanych. Zostawiam go jedynie do cytatów, tytułów itp. Wielokrotnie o tym pisałem w komentarzach do tekstów Hardego. Pozdrawiam.
avatar
Też to wielokrotnie wyjaśniałam, ale po raz kolejny powtórzę:

z szacunku do Autora w swoich tłumaczeniach KURCZOWO trzymam się oryginału, tekstu, zapisu - i oryginalnej interpunkcji.

Kawa i "kawa" - to trzy co najmniej bardzo różne kawy: zbożowa, cappuccino, gold star, lura, inka, zielona, latte macchiato itd., itd.

W Blankefelde i w Wulzburgu poili Europejczyków kawą "kawą".

Jak napisać nazwę tej brei, której świni byś nie dał do picia??
avatar
To jest rzecz oczywista, że jeżeli autor użył tego zwrotu w cudzysłowie, to tłumacz nie może tego zmienić.
© 2010-2016 by Creative Media