Author | |
Genre | history |
Form | prose |
Date added | 2020-06-14 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1169 |
Na kolację dostajemy tylko *kawę*. Siedzimy mroczni przy swoich stolikach, pijemy brunatną, woniejącą szałwią ciecz. Żeby choć jakoś zagłuszyć głód i napełnić brzuch, z tej racji, że wydają to picie bez ograniczeń, pijemy po kilka kubków z rzędu. Z zazdrością patrzymy na tych, którzy zostawili sobie część chleba ze śniadania.
Kolia Nikitin wyciąga swoje zapasy, odłamuje kawałeczek i podaje mi.
- Jedz.
Wstyd mi okropnie, lecz nie odmawiam. Nie panuję nad sobą. Biorę jego chleb i cicho mówię:
- Dziękuję, Nika. Ja ci oddam...
- Pitolisz... Radzę ci robić to samo co ja. Zawsze zostawiaj sobie coś na wieczór.
Za oknami już dawno ciemno. W korytarzach zapalają niebieskie lampki zaciemnienia i pojawiają się wermachtowcy z automatami. To wewnętrzna ochrona. Bez celu siedzimy przy stolikach, od czasu do czasu niechętnie o czymś rozmawiamy. O 21:00 przychodzi nasz Weifel, przelicza nas i gasi światło. Wdrapujemy się na swoje prycze, naciągamy na siebie cieniutkie jak z przytułka papierowe nakrycia i próbujemy zasnąć. Pierwszy dzień w obozie Wulzburg za nami. Ile podobnych jeszcze nas czeka? Wyniszczających, głodnych, trwożnych dni?
Słychać, jak szumi za ścianą las, jak szczekają i gryzą się niemieckie owczarki, spuszczane na noc na więziennym dziedzińcu za drutami. To też nasza ochrona. W kątach wzdłuż ścian postawiono drewniane wieże wartownicze. W każdej z nich siedzi żołnierz z kulomiotem. Wszystkiemu temu przyjrzeliśmy się podczas pierwszego spaceru. Pilnują nas jak najprawdziwszych szpiegów. Ależ się te szkopy boją nas-marynarzy!
Tak chciałoby się wreszcie porządnie zasnąć i o niczym nie myśleć. Ale myśli wciąż napływają bez chwili wytchnienia, i nie ma przed tym ucieczki. Wspomina się wszystko, całe życie... To, co było dobre, i to, co złe. I nawet to złe teraz zdaje się czymś dobrym. Wielu rzeczy wcale nie rozumieliśmy, nie potrafiliśmy doceniać tego, co dawało nam życie! Z niezadowoleniem utyskiwaliśmy: to nie tak, tamto do dupy, siamto o kant potłuc... Dobrze by było mieć własne mieszkanie, zarabiać większe pieniądze... Przecież to były kompletne bzdury w rzeczywistości! Tak w ogóle byliśmy szczęśliwymi ludźmi. Mieliśmy wszystko, czego potrzebuje porządny człowiek: własną rodzinę, swoją ulubioną pracę, świetnych kolegów, całkiem niezłą pensję, ludzki szacunek, i, co najważniejsze, pewność jutra! Nikt nie pozbawi ciebie roboty, nie musisz myśleć, że z dnia na dzień możesz zostać bez kawałka chleba i nie będziesz miał czym nakarmić dzieci... Może i było nawet coś nie tak, lecz tutaj o tym nikt z nas nie myślał. Wszystko było przepiękne, i rwaliśmy się do powrotu do tej naszej krainy szczęścia całą duszą!
ratings: perfect / excellent
z szacunku do Autora w swoich tłumaczeniach KURCZOWO trzymam się oryginału, tekstu, zapisu - i oryginalnej interpunkcji.
Kawa i "kawa" - to trzy co najmniej bardzo różne kawy: zbożowa, cappuccino, gold star, lura, inka, zielona, latte macchiato itd., itd.
W Blankefelde i w Wulzburgu poili Europejczyków kawą "kawą".
Jak napisać nazwę tej brei, której świni byś nie dał do picia??