Go to commentsZAMEK WULZBURG 23
Text 88 of 167 from volume: Jurij Klimiencienko. Okręt płynie dalej
Author
Genrehistory
Formprose
Date added2020-06-21
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1146

Dopiero później dowiedzieliśmy się, że instynkt go nie mylił. Jego rodzina i rodziny wszystkich Żydów z tego ich getta były bestialsko zamęczone w Treblince.*)


Poliakas był całkowitym przeciwieństwem Bransburga. Malutki, w obszarpanym, brudnym ubraniu, wiecznie zarośnięty szczeciną, bardzo pokorny i nawet w stosunku do nas-marynarzy łaszący się jak kundelek do każdego, półanalfabeta, religijny żyd-ortodoks. Wszystkie swe nadzieje pokładał tylko w Jahwe. Przed wojną /która - przypominamy - wybuchła dla Rosjan w 1941 r./ był w Łodzi właścicielem malutkiego sklepiku z gotową odzieżą. Do Wulzburga przywieziono go razem z jego synem Jaszą, który sprawiał wrażenie niedorozwiniętego. Ojciec za to mimo kompletnego braku wykształcenia był człowiekiem naprawdę mądrym i bardzo uczciwym. O czym zresztą nieco później przekonaliśmy się wszyscy.


- Czemu nie wróciłeś do Sojuza? W Polsce żyłeś biednie, prześladowali ciebie piłsudczycy, a tyś tam u nich siedział? - często pytali go różni nasi marynarze.


Poliakas uśmiechał się chytrze i mówił:


- Nie byłem znowu taki biedny. Coś tam zawsze jednak miałem. Coś tam... Może nawet więcej niż sam Bransburg... Czemu nie wróciłem? Ja nie mogę żyć w kraju, gdzie nie ma prywatnej własności. Cały czas muszę kręcić jakiś interes, mieć jakiś biznes, czymś handlować. Bez tego nie ma życia. Jaszka jest inny. To dureń. W głowie mu tylko piękne krawaciki, garniturki i tańce...


Poliakas nie kłamał. Naprawdę przez cały czas musiał, jakie by te tutejsze obozowe warunki nie były absurdalne, non-stop musiał robić jakiś biznes. Już po miesiącu wszystkich nas miał w swojej kieszeni. Zaraz po przyjeździe otworzył *kantor wymiany*, w którym wymieniał papierosy na chleb, chleb na kartofle, te zaś na ubrania, na buty - a buty z powrotem na papierosy. Od razu też ustanowił oryginalną walutę: wszystko przeliczał na chleb i papierosy. Nigdy nie brał procentów, w interesach był kryształowo rzetelny, nie oszukiwał - i, co najważniejsze, dawał wszystko na kreskę. Czasami tak bardzo się chciało zakurzyć, że za papierosa gotów byłeś oddać wszystko. Wtedy szło się do Poliakasa:


- Słuchaj, stary! Daj papieroska! Ja ci oddam.


Poliakas z blaszanego pudełka wyjmował papierosa i wręczał go proszącemu.


- Na, masz! Oddasz, kiedy będziesz mógł. Ale pamiętaj - obowiązkowo!


I ludzie zawsze mu wszystko oddawali. Od czego zaczął swój interes, Bóg jeden wie. Najpewniej od kilku papierosów, które udało mu się w gettcie zachować. Obaj z synem nigdy nie palili. Nie pochwalaliśmy takiej komercji, uważaliśmy, że pozbawia ona naszych marynarzy i tak skąpego jedzenia, i do tego jego kantorka rzadko zaglądaliśmy. Jednak wśród Polaków cieszył się on wielką popularnością, i gospodarzowi jego na pewno przynosił niezły dochód.


Oto jacy nowi więźniowie przybyli do nas do Wulzburga. Odnosiliśmy się do nich przyjaźnie, ale z wielką ostrożnością i, ma się rozumieć, w nasze obozowe plany nikt z nas ich nie wtajemniczał. Nie wiedzieliśmy, kim są ci ludzie. Dzisiaj co prawda wszyscy oni pod niebiosa wychwalają  Związek Radziecki, ale dlaczego porzucili swój kraj i co robili w pańskiej Polsce, zanim tu trafili?


................................................................


*) Treblinka - drugi po Auschwitz hitlerowski obóz zagłady w okupowanej Polsce, funkcjonujący zresztą tylko przez rok. W Treblince zamordowano ok. 800 tys. Żydów z całej Europy

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media