Go to commentsMaksymilian Eljasz (wybrane fragmenty)
Text 239 of 255 from volume: Czarcie kopyto
Author
Genremystery & crime
Formprose
Date added2020-06-21
Linguistic correctness
Text quality
Views1151

- W waszym domu jest ból i cierpienie. Ciężka choroba. Modlę się do Matki naszej, Najświętszej o łaski dla waszej rodziny. Jeśli mi pozwolicie, przed waszym domem, pod oknem przy którym leży chory uklęknę i modlitwę odmówię. A wy, mi, kubek wody darujecie i kromkę chleba suchego. Choć i bez tego, ja się za was modlił będę, kobieto. – powiedział Maksymilian i odwrócił głowę, w stronę klęczących za nim kobiet. Choć nie patrzył na tę, do której się zwracał, to wszystkie pozostałe od razu na nią spojrzały, a ona się rozpłakała. Nie było ważne skąd wiedział, powinna się zgodzić – jej mąż chorował na nowotwór. Leżał półprzytomny w przepoconych betach po kolejnej chemioterapii. Zaprosiła Maksymiliana do środka.


- Jak wy się w ogóle nazywacie? – spytała tylko, gdy przekroczył próg.


– Eljasz. Maksymilian Eljasz.


– Mąż jest tam. – wskazała palcem drzwi na wprost. Ma raka. – dodała i znowu się rozpłakała.


– Nie płakać, nie płakać. Modlić się trzeba. Do Matki Najświętszej trzeba się modlić. I Jej syna. Zaniedbany mężczyzna spod figurki ukląkł przy łóżku chorego i zaczął mamrotać pod nosem. Kątem oka obserwował kobietę. Jakiś czas stała przy drzwiach, a potem poszła zrobić herbatę.


- Nieraz widziałam, jak pan się modli przy figurce, ale chyba nietutejszy?


- O nie. Z daleka. Do życia w ścisłej regule zakonnej się sposobie. Do Matki naszej Najświętszej się modlę, w Jej głos wsłuchuję… A on, mi powiedział, że mam pokutę odbyć, pokory się nauczyć. Modlić się przy figurkach. Modlić się o chorych i cierpiących. Za przebłaganie grzechów ludzkich i o powołania zakonne. A w tobie, moja droga, jest ból i rozpacz, dlatego pomodlić się chciałem za zdrowie twojego męża. I tyle… Oby Matka Najświętsza, jemu zdrowie wróciła, a tobie pokój duszy!

Mówił bardzo powoli, jakby do siebie samego. Zmieniał tonację, przerywał w pół zdania i międlił, jakby to były soczyste kęsy mięsiwa, a nie zwykłe słowa powiązane w treść. Kobieta zdawała się być lekko zmieszana. Słowa wędrownego dziada zaskoczyły ją. Mówił nietypowo. Trochę jak ksiądz, a nie jakiś łach, co się szwenda, Bóg wie, po co? W niepojęty sposób biła od niego prawda. Powoli ogarniał ją  dziwny spokój. Czuła wdzięczność dla obcego.

- Na mnie pora. Niech wam Bóg błogosławi i Matka Najświętsza! Prócz modlitwy, ziele by się przydało na apetyt dla męża. Jeść musi, bo go rak obżera i wysysa z witamin. Dam wam, ziele przepalone na apetyt. Dosyp mężowi łyżeczkę do posiłku byle jakiego i nie bój się, apetyt mu wróci, i humor nawet.


***

Kiedy w kolejnej wiosce ukląkł przy figurce, od razu zaczęli się schodzić ludzie z okolicznych domów. Najpierw starsza kobieta przyklęknęła obok. Jej twarz promieniała radością.


– Czekalim na ojca Maksymiliana. – wyszeptała prawie do jego ucha. – U nas we wiosce ludzie chorują. Niektórzy bardzo cierpią. Zmiłowania wyglądają.


– Módlmy się zatem, powiedział cicho Maksymilian i kontynuował modlitwy. Jednak kobieta natrętnie co i raz mu szeptała do ucha, kto choruje i na co, a wkrótce tłok się zaczął robić przy figurce. Po skończonej modlitwie wstał, odwrócił się do ludzi i przemówił. – Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Matka Najświętsza. Odpowiedzieli mu chórem. Jak w kościele przed ołtarzem. Jak kapłanowi.


- Będę się modlił jakiś czas pod waszą figurką o wstawiennictwo Matki Najświętszej, ale i wy się módlcie i przepraszajcie za grzechy wasze i całego świata. Choroby nie tylko za własne grzechy są, ale i za cudze bywają. Niech wam, Bóg błogosławi! Amen.


– Amen! – odpowiedział chór.


Potem zaczęli zapraszać do swoich domów, do swoich chorych. Wtedy on wszedł pomiędzy nich i wybrał małżeństwo w średnim wieku, z nastoletnią córką.


- Do was przyjdę jutro, po modlitwie. Same nieszczęścia was dotykają, a teraz babcia chora na serce. Pomodlimy się przy niej, żeby nie było kolejnego złego ataku.


I uwierzyli w jego moc jak jeden mąż.


***


– Proszę nie mrużyć oczu. Niech ojciec patrzy w tamtą stronę, tylko bez odwracania głowy. – trener wskazywał palcem w prawo. - Ręce wyżej, palce splecione. O tak! Podbródek wyżej, jeszcze wyżej. Dobrze. Teraz proszę mówić, śmiało! Stop, stop! Wolno, bardzo wolno, jakby ojciec się zastanawiał nad każdym słowem. Wolno, ale dobitnie. No, proszę ojca… to trzeba powiedzieć, jakby tu powiedzieć… bardziej stanowczo, tak jakby słowa pochodziły zza pleców. Rozumie ojciec, jakby to radio z tyłu mówiło, a nie ojciec. Głęboko musi być. Niech ojciec nabierze powietrza, dużo powietrza. Dobrze, teraz proszę powiedzieć. Jeszcze raz, głośniej trzeba! O tak! Trzeba powtarzać, niech ojciec powtórzy. Proszę się napić. Nie, nie, z kubka. Tak, to konieczne. Dobrze, jedziemy…


Obrzydliwy płyn przyprawiał o torsje tylko przez chwilę, potem było już lepiej, za to barwa połączonych w proste konstrukcje sylab stawała się dziwnie gładka i melodyjna.


– Tylko prawda nas wyzwala! Tylko w prawdzie znajdujemy wolność i pokój! Dla prawdy wyrzekamy się zła, wyrzekamy się jego sług i głosicieli! – ojciec Maksymilian potężniał. – Ale, czy to wystarczy dla naszego zbawienia? Bo jeśli pragniemy zbawienia, nie wystarczy nieść krzyża za Panem. Nie wystarczy modlitwa. O zbawienie musimy walczyć! Każdy z nas, o każdej godzinie musi być gotów podjąć walkę!


Nad jego głową koncentrowała się prawda. Jej strumienie spływały niczym źródlana woda po posągu Cezara, czyniąc go szlachetniejszym niż klejnot w koronie zbawiciela, który spoglądał na diakonów znad ołtarza w sanktuarium.


***


- To jest umowa, proszę ojca. Na usługę wizerunkową. Szczegółów nie piszemy tutaj. Do tego faktura, ale możemy rozłożyć na dwie raty. Kwota jest, jak rozmawialiśmy do zapłaty za rezultaty. Szacunkowo oczywiście, tak jak ustaliliśmy, po dziesięć złotych za owieczkę. Taniość! No, i ja gwarantuję ojcu, te sto tysięcy trzódki w rok.


- Owczarni lepiej… Ile by było tej zaliczki?


- Nie mniej, niż dwadzieścia procent.


- Nasze zgromadzenie nie dysponuje taką ilością gotówki.


- Tak, ja wiem, ale to się da załatwić. Rozmawiałem z prawnikiem i on mówi, że da się załatwić jakieś dofinansowanie ze środków fundacji takiej. Mogę ojca umówić.


- Ja, tobie dam pełnomocnictwo, synu. Idź i załatw te sprawy dla wspólnego pożytku.


- Amen.


***


Obrzydliwe ladacznice pojawiły się masowo, jak wiosną każdego roku. Słońce, kurwom przygrzało. Stawały się coraz bardziej zuchwałe. Ich spódnice coraz bardziej kuse, bluzki obcisłe, a spojrzenia lubieżne. Choć bał się na nie patrzeć, to jakaś nieczysta siła często kierowała wzrok w ich stronę, a nawet kazała  mu, się przez chwilę na nich zatrzymywać. Przez ułamki sekund widział sok spływający po aksamitnych udach, a jego zapach był taki sam, jak u suk w rui. Wzdrygał się na samą myśl.


- Ktoś powinien zdzielić sukę, czymkolwiek, co znajdzie pod ręką. Inaczej ona nie przestanie. Do budy! To tylko siksy – wmawiał sobie – może i siksy, ale już cuchną sukami. Jednak, kiedy widział dojrzałą kobietę, która w ten obrzydliwy, prowokacyjny sposób odsłaniała swoje ciało, sprowadzając na niego wściekłość, staczał prawdziwy bój. Wewnętrzną batalię z głosami gniewu, które prosiły, nakazywały i przynaglały, a były głosami czystej sprawiedliwości. Te walki były coraz trudniejsze, sapanie bardziej nerwowe, a pomruki głośniejsze.


***


Miał przeczucie, zdaje się, że wynikające z obserwacji, iż do mamrotania najlepsze są mantry. Wymawiane tak, żeby zrozumiałe były jedynie pojedyncze słowa, które niczym pewien rodzaj wytrychu włamywałyby się do podświadomości słuchacza, w której tkwią nagromadzone przez lata i utrwalone przez okoliczności, skarby nie z tego świata. Każda modlitwa jest mantrą, ale bardzo chciał mieć własną, oryginalną mantrę. Wydawało mu się, że to wzmocni jego autorytet. Własna mantra. Tajemnica mantry. Tajemnicza mantra. Tajemna mantra. O tak! Tajemna! – „Dla twojego zbawienia: Najświętsza Matka orzeczenie on Eliasz i Noe”. – Super wyszła, ze szczególnym naciskiem na ostatnią frazę. Psychiatrycznym naciskiem. Takimi sprawami powinna zajmować się psychiatria. – rozmyślał. Psycholog nie powinien się wpieprzać w takie głębokie, hm… kanały. Jaskinie, tunele, tuneliki. Neurony, synapsiki - sznapsiki. Upojenie - upodlenie. Zauroczenie – zapomnienie. Trzeba mieć trochę pojęcia, co do czego, co z czym, a to przecież nie leży w obszarze psychologii. Zagadnienia organiczne i implanty, to zdecydowanie nie jest domena psychologii. Implanty, implanciki. Wszyscy je wszczepiają: kosmici, kapłani, politycy. Nawet celebryci. Niektórzy sami przychodzą z tym do psychiatry. Ich sprawa, przecież można z tym żyć. Tyle ludzi żyje przecież – miliony zaimplantowanych. W dodatku rozmnażają się przez pączkowanie. Choć nie zawsze ich pąki rozkwitają. A to oznacza, że boska genetyka jest nieludzka. Do końca niehumanitarna. Niezgodna z oczekiwaniami. O, tak! Niezgodna! Ale nigdy nie ma pewności, czy to Panu Bogu nie wyszło, czy wyszło jak wyszło z powodu ludzkich zaniedbań. Niekompetencja – indolencja. Boska, czy ludzka? Oto jest pytanie!


***


Ojciec Eljasz stał przy biurku, a potężnie zbudowany diakon klęczał z pochyloną głową u jego stóp i płakał jak dziecko. Z tyłu na ścianie, święty Jerzy z obrazu,  zakuty w zbroję i konno,  przebijał drzewcem bestię. Z lewej i prawej strony, a także z góry, oświetlały go specjalne lampy, tak, że z trudem można było nań patrzeć z powodu odbijanego światła.

– Widzisz, tam? – wskazał palcem. - Pogromca bestii, święty Jerzy. Wystarcza mu zwykły drzewiec, by zadać śmiertelny cios. Taki sam, jak ten, który… świeć Panie nad jego duszą! Jak nasz rycerz, zakonu Smoka, który hordy pogańskie na drzewce nadziewał . I jakie jemu uczyniono podziękowanie? Legendę stworzono, z gruntu fałszywą i krwawą, by straszyć nią dzieci, chyba? Za uratowanie narodu przed hańbą i zagładą. Taki świat jest, a ludzie pozbawieni wyobraźni niszczą pamięć i spuściznę naszą, człowieczą. A Ty, mój synu, sprawiedliwy jesteś, choć surowy jak nasi dawni dobroczyńcy. A jednak w skrytości i ciszy musisz żyć w świecie naszym. O, jakże niesprawiedliwym i nieprawym! I żadna dla ciebie nagroda, ani pocieszenie, prócz serca Matki naszej Najświętszej! Nie płacz zatem! To ja rozpaczam nad tobą i Matka Najświętsza.


– Ojcze…


- Milcz synu! Milcz. Niech czyny mówią za ciebie, a nie słowa puste, niczym plewy, które odwiewasz…  Ale rozumiesz, że nie możesz tu już przychodzić, prawda?


– Tak, ojcze.


- Rozumiesz też, że odtąd musisz pozostać samotny w tym dziele? I że nic, ciebie z nami nie może łączyć. Nic prócz modlitwy.


– Rozumiem, ojcze.


– Zatem ja, ciebie błogosławię – powiedział i wymamrotał mantrę. – Idź już!


***


Najtrudniej było wymyśleć imię. Długo walały się wokół karteluszki z imionami świętych, proroków i mistyków. Wiele razy podejmował i zmieniał decyzję. Analizował, wymawiał po wielokroć. Wreszcie dokonał wyboru – będą mnie wołać ojciec Eljasz. Maksymilian Eljasz, jak ten ksiądz, co dał się zagłodzić. Ojciec Maksymilian. Ojciec Eljasz. Ojciec Maksymilian Eljasz. O, tak… Mee… Skojarzenia są bardzo ważne. One prowadzą do celu. Muszą być proste i miłe nie tylko dla ucha, ale przede wszystkim dla duszy. Wzbudzać zaufanie, a najlepiej miłość. Czystą, naiwną miłość. Przecież Maksymilian zrobił to z miłości, a Eljasz, sam w sobie jest miłością. – Ta marka chwyci ich za serce, przyciągnie do mnie – w wyobraźni ogarniał oczyma, tłum wpatrzonych w niego owieczek. Tłum spijający słowa z jego ust. Tłum oczekujący na jego błogosławieństwo. Tłum posłusznych owieczek. Owczarnia. Wataha. Harem. Duszyczki. Dusicki. Duś-duś. Dusza – duch. Nie, nie! Śmiech tylko życzliwy! Żadnych grymasów, żadnej zdradzającej nuty. Lustro! Pokora. Życzliwość. Troska. Smutek. Ból. Gniew. Radość też. Ćwiczył i ćwiczył, mimikę i kontrolę umysłu, który figlował, jakby chciał wszystko zepsuć. – Dobrze, więc to jest moja droga. Jedyna droga do celu. Jeśli coś spieprzysz, będzie po tobie! - Rozumiesz? – postponował sumienie, czy może coś, co w człowieku siedzi i psoci.  Wreszcie zamilkło. Wtedy spakował księgi w plecak i poszedł w ustronne miejsce. Tam żył jak pustelnik, czytając i pisząc. Kiedy kończyły się zapasy, dla ich uzupełnienia i rozrywki wychodził do odległego o dwie godziny drogi, sklepu. Wychodził wczesnym rankiem, lecz wracał wieczorem, ponieważ zatrzymywał się przy każdej, mijanej figurce. Klękał i modlił się. Bywało, że schodzili się miejscowi, a wtedy razem z nimi zmawiał różaniec. Kiedy próbowali zagadywać, przedstawiał się jako Maksymilian i mawiał, że modli się o powołania zakonne.

  Contents of volume
Comments (4)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Tak, "figurce", jak w przysłowiu, że "Klęczy pod figurą, ma diabła za skórą" [pardon: Legiona] :-D :-D:-D
avatar
Jeżeli to rzeczywiście fragmenty z większej lub nawet dużej całości, to wygląda mi to na świetną powieść. Z tych fragmentów jak zawsze emanuje niesamowita inteligencja, ogromna wiedza, doskonała intuicja oraz bogata i barwna polszczyzna. A są to walory decydujące o jakości ewentualnego dzieła. Wkradł się jeden błąd fleksyjny. Nosić Krzyż, a nie krzyża, czyli biernik, a nie dopełniacz. Natomiast z przykrością stwierdzam, że przyhamowałeś postęp w poprawianiu interpunkcji, za co minimalnie obniżam ocenę.
avatar
Ten tekst - to w zasadzie gotowy instruktaż, jak sprawować kontrolę nad ludźmi w ich szarej /z furą nierozwiązanych od stuleci kłopotów/ masie - taki nasz rodzimy publixowy krótki przystępny samouczek sztuki public relations - imagistyki społecznej dla maluczkich po całości i na grubo.

Już w fazie kołyski jesteśmy przyuczani do tzw. "należytych" /społecznie akceptowalnych/ zachowań - w biologicznej rodzinie, gdzie się urodziłeś, w obrębie firmy, gdzie pracujesz, na terenie gminy/blokowiska/wsi etc., gdzie mieszkasz, w granicach wymaganego bon-tonu i etykiety, jakich należy przestrzegać w twojej kulturze /Japończycy np. składają często publicznie dłonie wcale nie do modlitwy/, w obszarze obowiązującej kadencyjnej przecież władzy, religii, folkloru itp., itp.

Indoktrynacja w białych aksamitnych rękawiczkach istnieje od zarania ludzkości. Nosi różne nazwy: wychowanie w rodzinie, wychowanie na podwórku, na ulicy, w szkole, w kościele, wychowanie w organizacji młodzieżowej, wychowanie przez media, wychowanie patriotyczne, wychowanie seksualne, szkolenie wojskowe, szkolenie takie, szkolenie siakie, szkolenie owakie, warsztaty szkoleniowe, treningi mentalne, survival, marksizm-leninizm, feng-shui, green pace, sztuki walki, liberalizm, pragmatyzm, neoliberalizm, hedonizm, nacjonalizm - i co tam jeszcze chcecie, a jest tego istny ogrom.

Wszędzie na całym świecie wolność - to jakaś nie/wola, z/nie/wolenie i przymus bycia tym, kim chcą inni.

Żeby być prawdziwie wolnym, trzeba - jak Chrystus i znani nam już rosyjscy bieguni - chwycić w dłoń wędrowny posoch i najlepiej pieszo wyruszyć w przyjazny i otwarty świat
avatar
Nie możesz utożsamiać się z każdą retoryką, z każdą modą, trendem, z wszystkimi i z każdym. Musisz wybrać własną twarz, własną narrację, własne "ja" - inaczej raz-dwa sfisiujesz. Na amen.

Na całym ziemskim globie liczba wszelkiej maści "misjonarzy", wariatów, nawiedzonych, natchnionych, guru, idoli, świętych, przywódców, kapłanów, duszpasterzy, tych, co wiedzą najlepiej, dotkniętych palcem Boga, pomazańców, wybrańców - to istny ocean.

Żeby ocalić własną głowę, musisz iść wyłącznie swoją, wąską na 2 stopy ścieżką
© 2010-2016 by Creative Media