Go to commentsCo do uszu moich gra
Text 22 of 27 from volume: Nie nieprawda
Author
Genrenonfiction
Formarticle / essay
Date added2020-07-27
Linguistic correctness
Text quality
Views1145

CO DO USZU MOICH GRA

Czytuję książki o muzykach, zespołach. Ostatnim moim tego rodzaju doświadczeniem była lektura „Motӧrhead. Ochlejmordy i zadymiarze” Martina Popoffa – bo zespół lubię. Tym razem nie miałem przykrego doświadczenia dysonansu poznawczego, polegającego na tym, że co innego słyszę, a co innego o tym czytam, jak miało to miejsce przy okazji lektury „Wspomnień radzieckiej zabawki” Konstantego Usenki. Popoff opisuje  Motӧrhead tak jak ja  go słyszę – no, mniej więcej to to samo. Bo już radziecki zespół Kino wychwalany w lekturze usłyszany przeze mnie w 1987 był nudny i nijaki – wydana bezdebitowo kaseta „Izolacja”, czyli split  DEZERTERA i KINO – dla pierwszej kapeli kupowałem tą kasetę.

Jeden z kolumnistów „Pasażera” pokusił się kiedyś o retrospektywną ocenę młodzieńczych fascynacji muzycznych z perspektywy lat kilkudziesięciu. Nie mam już na czym odtwarzać kaset magnetofonowych i sporą część mojej kolekcji oddałem członkom zespołu Pijacka Banda, ale zanim to zrobiłem przypomniałem sobie – używając określenia Szczepana z Po Prostu – za czym lat temu 20, 30 sikałem ( „gdy twoja dziewczyna za nimi sika, a na ciebie leje”). Dużo się zmieniło w zbiorze moich ulubionych.  Zbiór moje ulubione dziś, a moje ulubione 30, 35 lat temu to dwa różne zbiory. Mające jednak kilka elementów wspólnych. Dziś podobają mi się rzeczy, które odstręczały mnie kiedyś. Co przetrwało próbę czasu?

Z tych pierwszych płyt, które słuchałem na początku lat ’80 XX wieku, pozostało jedynie dwie pozycje, do których wracam wciąż, do dziś. Czarna płyta Brygady Kryzys i „Hear nothing, see nothing, say nothing” Discharge.  Potem doszły pierwsza płyta Maanam i demo Rejestracji Przedpoborowych – cały czas sobie to włączam i słucham z przyjemnością. Kielecka Enola Gay zarejestrowała tylko 4 piosenki, ja nie mam ich na żadnym nośniku – tu już wyraźnie główną rolę gra nostalgia, bo wciąż ich lubię ( od 1982 roku). I od tegoż roku lubię WC – ich jednak mam na płycie i słucham od czasu do czasu.


Muzyka ma cały czas dla mnie duże znaczenie. Chadzam na koncerty, zbieram płyty, mam nią zapchaną kartę pamięci w telefonie. Słucham jadąc do pracy, słucham wracając. Tak, jestem muzyką zarażony i jest mi z tym dobrze.

Czasem muzyka jest źródłem niesamowitych wrażeń. Jak wtedy, gdy jechaliśmy z Gienkiem ( ksywa „Jaszczur” albo „Stary zomowiec”) firmowym autem na Podkarczówkę. Było parę minut po 7.00. Gienek włączył radio i… Mocne gitarowe granie – o tej porze? w radio? – a ja po chwili rozpoznaję band: Metallica! Taka muzyka o tej porze w radio sprawia, że oczka szerzej się otwierają i działa jak dobra kawa. Tyle, że żadne stacje chyba jej nie emitują… Poza takimi wyjątkami.

I druga sytuacja, też z Gienkiem. Jedziemy firmowym samochodem do „papierni” ( DS. Smith). Gienek włącza radio, a to przełączone jest na odtwarzacz CD i z głośników słuchamy Gangu Albanii. Ja lat prawie 50, Gienek przed 60, ale słuchając tych tekstów ryje nam się śmieją. Ta liryczna obscena mnie kojarzy się z Dr. Hackenbushem – tak, wiem ci autorzy mnóstwa pop rockowych hitów z lat ’80 są dziś zapomniani. Ale to się wyróżnia, wystaje spomiędzy tego plastikowego chłamu wylewającego się z głośników, z telewizji.


Szaweł aka św. Paweł napisał, że masz być zimny albo gorący, bo kiedy będziesz letni to bóg wypluje cię ze swych ust. I ja nie poszukuję muzycznej nijakości, ale wyrazistych, zdrowych brzmień, bo takie muzyki sprawiają, że ich słuchanie dostarcza mi przyjemności, jest prawdziwą przyprawą do życia. Mogę być nikim, kimkolwiek, ale mam  frajdę z wybranej muzyki.

Jest połowa lat ’80 i w Polsce ukazuje się składak, 2 – częściowy, „Psycho atack over Europe”.  Kto takich rzeczy słucha? Kto wtedy ( dziś zresztą też) jest świadom istnienia takiej konwencji jak psychobilly? To absolutne pobocza stylów muzycznych. Do dziś ciary mnie przechodzą, gdy słyszę POX i BATMOBILE. I recenzja w gazecie: POX – najbrzydsza wersja „Domu wschodzącego słońca”. Chwilę potem wystąpili w Warszawie METEORS, a warszawski STAN ZVEZDA chyba jako pierwszy rok potem w Jarocinie pokazał się jako pierwszy polski band psycho. Oglądałem ich – wgnietli mnie w ławkę. Był rok 1986 i w tym samym dniu obejrzałem też SCHIZOFRENICZNĄ PROSTYTUTKĘ MARIĘ, TABES.  I PO PROSTU. Widziałem jak Szczepan pierdolnął białą skajówą z napisem KISS na plecach o scenę i do tego zespół raził prostym, acz wyrazistym punkiem 77. Na dużej scenie Walter Chełstowski nie zniósł „ W Polsce żyję i dobrze mi jest” i wyłączył im prąd.

Schizofreniczna Prostytutka Maria to sekcja rytmiczna z wokalem. Ale w tymże samym roku na dużej scenie grają MIKROFONY KANIONY – sekcja rytmiczna plus sekcja dęta! I surrealne teksty! Ponoć są osiągalni w Internecie – a ja wciąż pieszczę w pamięci wspomnienie ich występu.

Dosyt wrażeń – to chyba wtedy odbyła się ta słynna czarna msza na cmentarzu, w czasie której uśmiercono kota, bo występował wtedy KAT, nareszcie mocny, wyrazisty polski metal. Festiwal wygrywa też FORMACJA BRUDNY WIDELEC – nie wiem, czy tak pijani, czy tacy partacze, bo podczas występu nie potrafili zagrać żadnej piosenki do końca, bez mylenia się. Wyjeżdżam przed końcem i na tej słynnej, kultowej kładce nad torami spotykam Ziggiego z resztą ekipy ROZKROCK ( też same hity, ale tak obsceniczne, że nie usłyszycie ich w radio, nawet gdy im się doda czerwony znaczek). Gramy na małej scenie, mówi. Ale tam już nie ma sprzętu, mówię ja. Nie szkodzi, mamy własny i pokazuje magnetofony Kasprzak.

Punk, punk, ale to było wszędzie. Psychobilly do dziś to są pobocza. Psychobilly jest jak pierdnięcie – o tym się nie mówi, a ja tego namiętnie słucham. Wy zresztą też to robicie, choć bez świadomości, nie z wyboru. Ileż reklam ma ścieżkę dźwiękową z kawałków psycho!

NECROMANTIX, OS CATALEPTICOS, DEMENTED ARE GO, the KOLT ( piosenka „Steryd’- !), MAD SIN, GRIMS, te wszystkie melodyjne piosenki o mocno niepokojącej wymowie. Amoralne, bezecne – żaden szanujący się chrześcijanin nie powinien się im oddawać.

Psychobilly to pobocza – ten styl muzyczny nigdy nie zagości w żadnym „The voice of Poland” – ale i on ma swoje pobocza. Brzydsi od brzydkich, brudniejsi od ubrudzonych, przestery i efekty na wokalu i perkusji to znak firmowy szwajcarskich MONSTERSÓW. Słucham ich już chyba od dekady i wciąż mnie zadziwiają. Tak, to momentami jest psycho, trochę rythm’bluesa, ale też stoner, noise, pre – metal, hałas po prostu, rytmiczny i melodyjny. To jest hałas poza wszystkimi konwencjami, gatunkami – mocne rockowe granie. Takie post hippisowskie, ale to źli hippisi są, raczej Manson niż Janis Joplin.


Szukając fajnego hałasu trafiłem też na noise. Steve Albini na przykład. BIG BLACK, RAPEMAN, SHELLAC i produkcja JESUS LIZARDS. A gdzieś obok KILLDOZZER, HEAD OF DAVID i początki polskiej EWY BRAUN( dwa pierwsze materiały). Mój brat, za moimi plecami, pyta: co jest w tym fajnego? Chodzi o KILLDOZER. Jak to co? Nonszalancja w emisji hałasu. Luzik. JEZUS LIZARDS  chcą postraszyć. HEAD OF DAVID są pompatyczni i patetyczni, monumentalni. Albini robi ciekawy hałas, nieszablonowo – raz głośno, raz cicho, bo cisza też potrafi być w takim kontekście hałaśliwa.

I w Polsce dziś robi się takie rzeczy – mocno, rockowo, z metalowymi riffami i napierającą perkusją, bo noise właśnie tak gra [PERU].

Ale zanim dotarłem do noise spotkałem industrial. TROBING GRISTLE, SPK i mam jeszcze płytę satanistycznego  industrialnego bandu, MZ 412 – nie mogę jej znaleźć, ale nawet, jeśli się pomyliłem, to nazwa jest podobna. Słuchałem tej muzyki zanim trafiłem do fabryk, a tam industrial gra non stop. Tu, gdzie jestem teraz syczy powietrze, warczą klucze, tarmoszą wszystkim stoły wibracyjne. Wcześniej zgrzyty, hurgoty, a potem w pracy takie dźwięki. Wszystkich wkurzają, poza tymi, którzy jak ja, lubią tą muzykę. Z rozmów z kolegami z pracy wiem, że nie ma takiego drugiego jak ja. Ja o tym wiedziałem od dawna – tu nie było produkcji seryjnej.  Ale  wcześniej doświadczałem szumu pomp, rzegotania rusztu kotła,  warczenia wiertarki, zgrzytliwych odgłosów ciecia szlifierką kątową, syczenia pistoletu malarskiego,  Cały czas mam to w pracy: tu i tam taki industrial gra w tle..


Reggae nie, ale ska już tak – i dlatego tak zszokowało mnie usłyszenie reklamy Kinder niespodzianki z muzyką SKA P. Kiedyś jazz mnie odstręczał, dziś fascynuje. SKS I PKP ( starość kurwa starość i prawda kurwa prawda). Zarazem jednak gdzieś w pobliżu jazzu jest death metal – te zmiany tempa robią mi w głowie tak, że nie mam pewności, czy to zaplanowane, czy też jest to improwizacja… Czy na pewno NAPALM DEATH to metal czy jakaś ekstremalna odmiana jazzu?  Ich korzenie to grind core, to jest dopiero konkretne łojenie – w telefonie nastawiony mam jako dzwonek kawałek ABSTAIN, zaczynający się od słów: to jakieś pierdolone szaleństwo człowieku ( w obcym języku). Grind to też jakieś pogranicze muzyczne i kolejny gatunek, któremu wielu oddaje się z pasją, ale nie emitowany przez media. Plastik emitowany przez Eska TV i Polo TV…. To co emitują te stacje powoduje u mnie odruch wymiotny, tak jest nijakie.

Ale to reggae leży gdzieś u źródeł moich muzycznych fascynacji. Dostałem na pierwszym festiwalu REGGAE NAD WARTĄ od Trzmiela (1986) kasetę   zespołu KULT, wydaną bezdebitowo, a na jej końcu była reklama distro prowadzonego przez Ziggiego z ROZKROCKU. W ofercie punk i obscena. Po kilku miesiącach Ziggy był już moim znajomkiem. Na festiwalu nie byłem na żadnym koncercie – piłem jabcoki w gorzowskim parku i turlałem się na polu namiotowym. Ale to reggae, które było tematem festiwalu otwierało mi, paradoksalnie, perspektywy na punk i jego zakamarki.


Tydzień temu byłem na koncercie the CORPSE, tak jak 31 lat temu. I tak jak 31 lat temu zrobili na mnie kolosalne wrażenie. Metal core, crossower, trash punk – tak się nazywa tą muzykę. Pogranicze stylów, charakteryzujące się metalowym brzmieniem i motoryką, z punkowymi rytmami, tyle, że rozpędzonymi.  Oh, co za rozkoszna odmiana hałasu! DRI, AGNOSTIC FRONT, CRO MAG’S, ACCUSED, ADRENALIN OD – wciąż ich słucham. Ja pierdziu, teraz to sobie uświadamiam: są ze mną od 30 paru lat!

Tuż obok jest hard core. NADZÓR, USTAWA O MŁODZIEŻY, 1125,  a REJESTRACJA też chodzi w tej lidze, mimo, że ich demo ma już lat 37…

Tak, wiem, jest też DEZERTER, ale dla mnie oni są z innej bajki i nie, nie, zauważam ich, ale nie. Chyba, że jakiś darmowy występ na festynie.


Energetyczna muzyka od zawsze pobudzała moje mózgowie, była dla mnie stymulantem, ale rozglądałem się na boki. The RESIDENTS i polski REPORTAŻ ( demo, nie płyta), CAN. I the EX, zarówno z okresu młotkowo pilnikowego, jak i tego potem.

Będąc już 40 latkiem odkryłem, z zaskoczeniem dla siebie, że kręci mnie proste granie. Gitara i wokal, albo dwie gitary, akustycznie, banjo, kontrabas, wiolonczela. Co więcej, zupełnie nagle dopadli mnie, usidlili i posiedli Rachmaninow i Czajkowski. Do mycia garów, do sprzątania, do pisania i czytania, jako tło muzyczne zdarzają się u mnie koncerty fortepianowe i 30 – minutowe płyty z energetyczną muzyką. Oczywiście kiedy jestem sam. Bo – jak kiedyś rodzice, tak dzisiaj dzieci – brak  akceptacji dla moich fascynacji muzycznych dotyka mnie wciąż. Kiedyś to ojciec łapał za potencjometr i przyciszał, a dziś robią to córki.


Punk, metal, psychobilly, jazz, grind, Rachmaninow, hillbilly, ale jest w moich uszach miejsce na neo swing – BIG BAD VOODOO DADDY, ROYAL CROWN REVUE. Ileż fajnej muzyki jest do posłuchania! I znów i znów.

I stoner. I horror country. I ostatnio dwukrotnie byłem odbiorcą STRIKE YOUR DAWN – co za energia!

Ale czasem w moim odtwarzaczu ląduje płyta ASOCJACJI HAGAW ( bez Rosiewicza). I rozglądam się z ciekawością dalej. Wystawiam uszy tu i tam.


  Contents of volume
Comments (5)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Muzyka - jak matematyka - jest jedyną dostępną nam wszystkim na Matce Ziemi przestrzenią wolności.

Kto ma uszy do słyszenia, ten

- choćby był głuchy jak sam Beethoven! -

S Ł Y S Z Y
avatar
W każdej dziedzinie sztuki, w każdej branży i w każdym rzemiośle są pojedyńczy genialni eksperci - i są dyletanci popaprańcy,

i tych ostatnich zawsze jest /jak pisał nasz Wieszcz/ milijon ;(

Cud odsiania
w kakofonii
wszystkich ze wszystkimi
od zarania
- plew od ziarna -
to nirvana,
lecz...
Bóg z nimi!
avatar
Jak
- i czym? -

ORAZ PO CO?!

odcinać zenka od mikrofonu?
skrybę od pióra?
"rzempołę" od rzępolenia?!
pieprz od pieprzenia?!!
avatar
Polska ludowa mądrość uczy

KAŻDY ORZE, JAK MOŻE.
avatar
Też słucham/czytam/oglądam

WSZYSTKICH

i

WSZYSTKO

Raz tylko żyjesz
I nie po to
Byś nie wiedział
G D Z I E
© 2010-2016 by Creative Media