Go to commentsNie każdy lubi wiadukty
Text 11 of 13 from volume: Fascynujący świat życia
Author
Genreadventure
Formprose
Date added2020-09-30
Linguistic correctness
Text quality
Views969

Nienawidziłem od dziecka wiaduktów. Jest taki wiadukt w Niemczech, na którym doszło do katastrofy i zginęło dwoje ludzi. Ciężarówka przejechała przez balustradę rozdzielającą autostradę i zmiażdżyła osobowe auto,  które spadło z wiaduktu w  70-cio metrowy wąwóz. Małżeństwo zginęło na miejscu.

Zabezpieczono prowizorycznie uszkodzoną barierę i zamknięto nitkę autoatrady na długości wiaduktu.

Na drugi dzień doszło do kolejnej tragedii w tym miejscu. Dwoje młodych ludzi, chłopak i dziewczyna,  przeszli przez prowizoryczne zabezpieczenie i rzucili się w 70-cio metrową przepaść, trzymając się za dłonie.

Okazało się, że to były dzieci tego małżeństwa, które wczoraj zginęło.

Pod widuktem stoi krzyż, wspólny dla całej rodziny.


Dlatego uwielbiam jeździć pociągiem, bo w pociągu czuję się najlepiej.

Jechałem z rodzicami i z bratem na urlop do Szwajcarii.

Brat oparł łokieć na stoliku i usął. Mimowolnie otworzyła mu się buzia i powoli zaczęła kapać ślina. Kopnąłem go w nogę, aż się zerwał z miejsca, ale zaraz dostałem od ojca takiego strzała z liścia w łepetynę, że zobaczyłem na moment Wielką Niedźwiedzicę z małym Niedźwiadkiem i kawałek Nieba Północnego.

- Za co, tato?! Ślina mu ciekła z paszczy!

- E, gnojku, ja nie mam paszczy - brat był wyraźnie poruszony.

- A co, może ci się śniło, że jesteś krokodylem i czekałeś na brodźca piskiwego, żeby ci resztki hamburgera powydłubywał z tych krzywych zębów?

Matka rozglądała sie po przedziale zawstydzona.

- Jeżeli się zaraz nie uspokoicie, to dalej pojedziemy autobusem.

- Ok, mamcia. Sorry. Już będę grzeczny. - odezwałem się nabzdyczony, jak indyk na wybiegu dla pawi.


Kiedy dojechaliśmy na miejsce, samochód z wypożyczalni już czekał na nas na parkingu.

Ruszyliśmy w kierunku Szwajcarii.

Na autostradzie zaraz zrobił się korek i jechaliśmy tempem spacerującego o lasce dziadka.

Gorąco było niemożebnie.

Po około 40 minutach zrobiliśmy zaledwie 5 kilometrów.

Nagle, jak nie huknie coś z przodu. Ojciec zjechał na pas awaryjny. Ubrali się z mamą w kamiezelki ochronne.

- Kazik, trzeba otworzyć maskę. - Mama była wyraźnie przestraszona.

- Chyba oszalałaś kobieto. Tam jest ponad 100 stopni Celsjusza.

Wrócili się do samochodu. Czekaliśmy dobre pół godziny.

Ojciec wyszedł na zewnątrz i otworzył maskę. Wiedział, że taki wybuch oznacza uszkodzenie układu chłodzącego..

- To koniec podróży, powiedział cichym głosem. Trzeba dzwonić po ADAC.

- Oszalałeś - huknęła mama w jego stronę. Jak mogłeś do tego doprowadzić! Nie patrzysz na wskaźniki, tępaku! Nie widziałeś, że temperatura się podnosi?

- Sorry. Nie widziałem. Ale mam pomysł. Możemy zabrać chłopcom wodę mineralną i wlać do chłodnicy.

- Kazik, chyba cię pogięło. Jesteś facetem, ale zielonego pojęcia nie masz o samochodach. Jak myślisz, co tak huknęło w czasie jazdy?

Wiem, rozjebało chłodnicę. - Tata poczuł się w momencie, jak ekspert.

- Wąż pierdolnął, nie widzisz tego?

- Który?

- Bury, lebiego skończona. Wlej sobie wodę mineralną w buty... boże, co za głąb - wyszeptała mama.

- Do chłodnicy tego mercedesa wchodzi co najmniej 9-10 litrów płynu - odparła zrezygnowana.

Nawet, jak wlejesz, to zaraz wszystko wyleci na asfalt. Czy ty to wszystko rozumiesz?

- Rozumiem. Dzwonię po ADAC.

- Dobrze, że chociaż zadzwonić umiesz. Z tobą gorzej, niż z babą.


Siedzieliśmy cierpliwie w samochodzie. Brat oparł łokieć na oparciu drzwi i usnął. Z otwartej paszczy sączyła mu się ślina, ale mam to w dupie. Nie moja ślina i nie mój samochód.

Wiedziałem, że już po urlopie, ale może to lepiej, bo w czasie pandemii powinno się siedzieć na dupie w domu, a nie przez pół Europy zapierdalać i wylądować na poboczu tej cholernej autostrady.

Dlatego uwielbiam jeździć pociągiem. W lokomotywie nie ma chłodnicy.

Kiedyś jechaliśmy pociągiem do Mediolanu. Uwielbiam tunele, a było ich po drodze chyba siedem. Nagle zachciało mi się sikać. Ktoś mówił, że zamykają ubikację podczas przejazdu przez tunel, chociaż wydaje mi sie to idiotyczne i bez sensu. Tunel tunelem, ale światło chyba tam w sraczu jakieś jest. Niektóre tunele mają 700 metrów, czasmi 500, a czasami 5 km. Chyba mają specjalny serwis konduktorów, który zapierdala po pociągu hulajnogami i zamyka na czas toalety. To i przedziały powinni pozamykać, żeby nie sikali po kątach

Nie ze mną te numery. Poczekałem na tunel, który miał 7 kilometrów i kiedy było ciemno, nasikałem szybko do butelki brata z Fantą i jeszcze zdążyłem otrzepać wacka na oklep. Postawiłem szybko butelkę z moczo-fantą na stoliku, bo właśnie kończył się tunel. Brat coś patrzył się na mnie krzywo.

- Mamo, Waldeczek chyba znowu się zejszczał w pieluchę?

- Uspokoicie się, czy nie, do cholery!

- E ty. - odezwałem się do brata. - Pij swoją fantę i nie interesuj się moją pieluchą.

Kiedy brat sięgnął bo butelkę z moczo-fantą, wymknąłem się z przedziału. Będzie zadyma, jak nic, ale zanim mnie znajdą, to się trochę uspokoją. Przy ludziach w przedziale mnie nie skarcą. Za duży obciach.







  Contents of volume
Comments (4)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Ferrovie italiane per Milano ;)
avatar
Proza z gatunku powieść drogi, w której każdy kolejny wątek wcale nie musi przestrzegać zasad chronologii: fabuła może płynąć swobodnie /nawet pod prąd/, może dotyczyć wielu osób i zdarzeń - tutaj np. raz

- pary podróżujących anonimowych Niemców, którzy giną w kolizji drogowej na wiadukcie;

raz

- polskiej 4.osobowej rodziny, jadącej samochodem na urlop do Szwajcarii;

raz

- dwóch skonfliktowanych ze sobą braci w pociągu do Mediolanu
avatar
Do korekty zdanie

Wrócili /się/ do samochodu.

(patrz odpowiedni akapit)

Czasownik "wracać" nie jest czasownikiem zwrotnym

/jak np. golić SIĘ, ślinić SIĘ, modlić SIĘ, rozbierać SIĘ, błaźnić SIĘ itd., itp./
avatar
Żeby nasikać bratu do fanty, trzeba mieć małego małego, wiadomo.

(vide stosowna końcowa w tunelu scenka)

Utalentowane pióro
© 2010-2016 by Creative Media