Go to commentsPo tamtej stronie
Text 44 of 75 from volume: Opowieści o ludziach i miejscach
Author
Genrefantasy / SF
Formprose
Date added2020-10-01
Linguistic correctness
Text quality
Views1045

W tekście użyłem zapamiętanych z młodości zwrotów i form językowych, których używali moi dziadkowie.

Apostrofami ’ pozaznaczałem akcentowane głoski.


Chyba coś w nawigacji nawaliło, bo nagle wyjechałem z lasu. Zsiadłem z roweru i sprawdziłem GPS. Według urządzenia byłem w lesie, ale ja widziałem coś innego. Ściana lasu za mną była prościutka jakby ucięta nożem, a przede mną rozciągała się trawiasta równina, na której gdzieniegdzie rosły kępki brzóz i pojedyncze sosny. Nie było wątpliwości - maszyneria zawiodła i trzeba było zapytać kogoś o drogę. Na szczęście niedaleko pasło się stadko krów pilnowane przez mężczyznę z dużym, białym psem. Ruszyłem w tamtą stronę. Gdy już byłem blisko, pies zaszczekał i powoli ruszył w moją stronę. Zatrzymałem się, a wtedy mężczyzna zawołał:

– Reks! Pódź tu na!(1) – zawołał do psa. – Durnowaty ty! Mańka nie po’znałeś?

Zatkało mnie. Skąd facet znał moje imię? Zatrzymałem się i zacząłem mu się przyglądać. Był to stary mężczyzna, a jego pociągła i ozdobiona siwymi wąsami twarz wydawała mi się znajoma. Po chwili nie miałem już wątpliwości. Tak zapamiętałem tego człowieka z dzieciństwa - chodzącego powoli za krowami z wiernym psem u nogi.

– Dziadek!? – wykrzyknąłem. – Co dziadek tu robi? Przecież….

– Tak dziecko, ja już dawno umar – odpowiedział. – Przestra’szyłeś się?

Nie wiem, czy byłem przestraszony, ale zaskoczony bardzo. Mimo to ruszyłem szybko do dziadka, żeby się przywitać. Gdy podszedłem już prawie na wyciągnięcie ręki, dziadek, krowy i pastwisko odsunęło się nieco. Zrobiłem jeszcze kilka kroków, a cały świat przede mną cofnął się o taką samą odległość, nie pozwalając podejść bliżej. Wyglądało na to, że stałem jakby przed olbrzymim, rozciągającym się od nieba do moich stóp ekranem kinowym. Oglądałem doskonały technicznie film, ale byłem jak widz z pierwszego rzędu - obraz miałem tuż-tuż, ale nie mogłem go dosięgnąć. Zrozumiałem, że dzieje się coś niezwykłego i dopiero teraz przestraszyłem się. Potrwało chwilę, zanim się uspokoiłem się i górę wzięła ciekawość.

– Trochę mnie dziadek przestraszył – powiedziałem, nadrabiając miną. – Skąd dziadek się tu wziął?

– Nie wiem. Jak za’mknąłem oczy ostatni raz, to nim się obtu’rałem(2), byłem już tu - przy krowach.

– Czyje to krowy?

– Wioskowe. Ludzie dajo dla mnie krowy do pasienia, to pase.

– To tu jest jakaś wioska? Gdzie?

– A o, tamuj – odpowiedział dziadek i wskazał za siebie.

Spojrzałem we wskazanym kierunku i w oddali zobaczyłem kilka dachów.

– Duża ta wioska? – zapytałem. – Kto tam mieszka?

– Spora. Jest tam troche moich znajomych z Rudy, Wólki, Prudna i z Chojny. Ale najwięcej to obce ludzie, ale same moje rowieśniki. Młodszych ani starszych nie ma. Żyjem w zgodzie, a kużden(3) robi, to co najlepiej lubiał robić przed śmiercio. Kto rąbał drzewo, rąbie, kto kręcił postronki(4), kręci, a ja pase krowy.

– A jak ktoś lubił przed śmiercią z babą w łóżku pofikać, to teraz też to robi? – wypaliłem bezmyślnie.

Natychmiast zrozumiałem, że pytanie było nie na miejscu i zrobiło mi się głupio. Już chciałem przepraszać, ale dziadek tylko uśmiechnął się filuternie i odpowiedział:

– Ot, żarty się ciebie trzymajo. Nie ma tu takich. Musi co(5) z babo w łóżku to nie robota.

Uspokojony, ciągnąłem dalej damsko-męski temat:

– A są tu w ogóle jakieś baby?

– Jest i baby.

– I też robią to co najbardziej lubiły przed śmiercią? To pewnie ciągle się kłócą i plotkują.

– A ot, nie masz racji. Gadać, gadajo ale się nie kłóco. Robio swoje roboty - wyszywajo, gotujo.

– I nie tworzą się tu jakieś parki?

Dziadek znów się uśmiechnął pod wąsem i odpowiedział:

– A gdzie tam. Tu chłopy za babami nie patrzo, ani baby za chłopami. Musi co temu, że my już stare.

– Mówi dziadek, że jesteście starzy. To pewnie potrzebujecie lekarza i księdza.

– A po co nam doktor? My już się nachorowali za życia i teraz nie chorujem. A i księdza nam nie trzeba. Nie grzeszym, to i spowiadać się nie musim. Kazania też nam niepotrzebne, bo już na to za późno.

– Ale w niedziele i święta chodzicie do kościoła się pomodlić.

– Tu nie ma świąt ani kościoła. Modlić się też nie ma o co, bo co miało być, to już stało sie. Dosyć my się namodlili za życia.

Taki obraz świata, gdzie niczego nie potrzeba i nic się nie musi, był dla mnie niewyobrażalny, więc zamilkłem. Dziadek też się nie odzywał i wyglądało na to, że rozmowa się urwie. Chcąc ją podtrzymać, zapytałem:

– I dziadek tak ciągle pasie krowy? Nie za ciężko to, nie nudno?

– Nie ciężko. Tu pól nie ma, krowy w szkode nie lezo, to i odganiać nie musze. Posiedze troche pod chwojko(6), z Reksem pogadam i tak dzień zleci. Lubie to robić, to i mi się nie przykrzy.

– Co dziadek robi wieczorami?

– Wieczorami pogadam troche z sąsiadami - pośmiejem się, w karty pogramy.

– A co robi dziadek zimą, gdy krowy się nie pasą?

– Tu nie ma zimy. Stale jest tak samo.

– Ciągle jest takie fajne lato? Cały rok?

– Tak. A po co nam tu zimy? My się już dosyć namarźli za życia.

W tejże chwili zrozumiałem, że to jest świat ludzi, dla których wszystko już było. Nachorowali się, namodlili, namarzli i ogólnie nażyli, a teraz robią tylko to, co lubią. Skoro tak jest, to chyba są w niebie. Musiałem się o tym upewnić i zdobywszy się na odwagę, zapytałem:

– Dziadku, czy dziadek jest w niebie?

– Oj dziecko, ja nieuczony. Skąd mnie to wiedzieć? Tu po’padłem(7), to jestem.

– A nie chciałby się dziadek dowiedzieć, co z bliskimi? Jak żyją, kto umarł?

– A na co mnie to? Ty tu jakoś wlazłeś, to wiem, że żyjesz. A oni? Kto oni dla mnie teraz, a kto ja dla nich? Nikt.

Nie miałem już wątpliwości - dziadek był w niebie i ja to niebo widziałem. Nie było to po katolicku wydumane niebo, czyli „życie z Trójcą Świętą, komunia życia i miłości z Nią, z Dziewicą Maryją, aniołami i wszystkimi świętymi”, do którego „trafiają ci, którzy umierają w łasce i przyjaźni z Bogiem oraz są doskonale oczyszczeni”. Bliżej było mu raczej do Pól Elizejskich przeznaczonych „dla dusz dobrych ludzi”, gdzie owe „dusze wyzbyte wszelkich cierpień i pragnień przechadzają się po bladych łąkach, ogarnięte muzyką niewidzialnych lir”. Tak naprawdę było to zwykłe, chłopskie niebo dla prostych ludzi.

A co ja tam robiłem? Z pewnością byłem intruzem. Dostałem od losu niepowtarzalną szansę porozmawiania z kimś z zaświatów, ale nie umiałem z niej skorzystać. Mogłem poznać tajemnice niedostępne śmiertelnikom, a ja tymczasem tylko zadawałem głupie pytania i zakłócałem dziadkowy spokój. W tej sytuacji nie wypadało mi nic innego, jak jakoś grzecznie zakończyć to spotkanie. Tego też nie umiałem zrobić, ale wyręczył mnie dziadek, mówiąc:

– No synku, bedzie(8) już tego gadania. Szarówka się robi, czas bydło zaganiać.

Powiedziawszy to, odwrócił się, gwizdnął na psa i bez pożegnania poszedł w stronę stada.

– Do widzenia dziadku! – zawołałem za nim i pstryknąłem mu zdjęcie komórką.

Nie odpowiedział, a ja zrozumiałem, że właśnie palnąłem kolejne głupstwo. Jakie „do widzenia”? Gdzie i kiedy? Przecież w tym niebie są tylko dziadkowi rówieśnicy, więc ono nie jest dla mnie. I czy ja, bezbożnik w ogóle trafię do jakiegokolwiek nieba.

Niebieskie słońce tymczasem prawie zaszło. Odwróciłem się, by podnieść rower i wtedy okazało się, że jest jasny dzień, a ja stoję w środku lasu. Wziąłem do ręki komórkę i poszukałem świeżo zrobionego zdjęcia. Był na nim kawałek pnia najbliższego drzewa.

(1)Pódź tu na! – Wracaj!

(2)obturać się – zorientować się, spostrzec

(3)kużden – każdy

(4)postronek – lina, powróz

(5)musi co – chyba

(6)chwojka – sosna

(7)popaść – trafić

(8)bedzie – dość

  Contents of volume
Comments (10)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Wszystko się zgadza :) "W domu mego Ojca jest mieszkań wiele" (Z Ewangelii św. Jana)

:)
avatar
Dzięki Befano za odwiedziny i komentarz.
avatar
Bardzo ciekawa i wzruszająca opowieść ubarwiona lokalną gwarą. Niektóre zwroty brzmią podobnie do tych, jakie słyszałem w przeszłości na moim Mazowszu, natomiast "tamuj" słyszałem jeszcze w czerwcu tego roku.
W oryginale wstaw przecinki przed: co najbardziej, ale, dziadek, dziecko.
avatar
Taaaak... Wizja tego, co jest TAM, za każdym razem jest taka, jaki jest człowiek, którego o nią zapytamy. Muzyk będzie w Niebie wygrywał na wiolonczeli, piekarz wypiekał swoje bułeczki, rybak łowił ryby, a pielęgniarka pielęgnowała...

Szału nie ma
avatar
Co pokazuje, jak bardzo nasz, ludzki jest konstrukt myślowy pt. TAM.

Malusieńkie dzieciątko kołyskowe, zapytane o TAM, coś może nawet pogaworzy, ale... co?

Jeden Bóg wie
avatar
Gdzieś na szczycie góry
Wszyscy razem spotkamy się...

/Grubson/
avatar
Wspaniała opowieść. To nieważne, w jakiego Boga kto wierzy, i czy w ogóle wierzy, ważne, aby wierzyć w dobro. Jeśli człowiek za życia jest dobrym człowiekiem, wolnym od chamstwa, nienawiści, podłości, agresji... śmierci nie powinien się lękać.
avatar
Janko, dziekuję za wizytę i komentarz. Te zwroty napewno są podobne do mazowieckich, ponieważ pochodzą z pogranicza Podlasia i Białorusi.
Dziękuję też za korektę interpunkcji. Na ciebie zawsze mogę liczyć
avatar
Emilio, dziękuję za wizytę i potrójny komentarz.
Chyba masz rację, że TAM powinno być takie jakiego chcielibyśmy - ale czy jest?
avatar
Michalszko, dziękuję za odwiedziny. Racja, raj powinien być „dla dusz dobrych ludzi” bez względu na różne względy.
Pozdrawiam.
© 2010-2016 by Creative Media