Go to commentsPoczątek końca /8
Text 137 of 167 from volume: Jurij Klimiencienko. Okręt płynie dalej
Author
Genrehistory
Formprose
Date added2020-10-16
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1051

W nocy z 20. na 21. kwietnia 1945 r. podnieśli nas na nogi unterzy z automatami i z latarkami w ręku (prądu już dawno nie było); wpadli na górę ze swoimi wrzaskami i niezwykłą jak na nich chaotyczną bieganiną po korytarzach i naszych celach. Za ścianami zamku już od jakiegoś czasu słyszeliśmy łoskot ciężkiej artylerii. Eksplozje były tak blisko, że wszystkie szyby drżały w oknach. Na ciemnym nocnym niebie rozbłyskiwały czerwone fajerwerki wybuchów. W wielkim pośpiechu z drugiej strony więzienia wyprowadzono biegiem jeńców wojennych, szybko uszeregowano w kolumny i wyprowadzono za bramę. Zaraz po nich pod wzmożoną eskortą na dziedziniec zaczęto również wyganiać nas. W czworoboku dookoła nas stali tam już wermachtowcy z obozowego garnizonu. Weifel w nieprzemakalnej narzucie na ramionach i z automatem przerzuconym przez ramię ustawiał marynarzy w długą wąską kolumnę po czterech ludzi w rzędzie.


Michaił Iwanowicz Bogdanow, znajdujący się gdzieś przed nami, przekazał wszystkim załogom:


- Bądźcie gotowi na wszystko. Pamiętajcie o wszystkich zaleceniach, jakie otrzymaliście od naszego sztabu.


Stałem razem ze swoim oddziałem i spytałem towarzyszy, czy wiedzą, co trzeba robić w razie, gdyby wszystko poszło źle... Odpowiedzieli, że tak. Tyle razy powtarzaliśmy ten scenariusz na placu spacerowym, uzgadnialiśmy każdy detal naszych zachowań... Pamiętam, pomyślałem wtedy, że marnie by było zginąć w ostatnich dniach wojny, przeżywszy całe 4 długie jak nieszczęście lata faszystowskiej niewoli, głodu, bicia i poniżeń, ale... trzeba być gotowym i na to. Gdyby Niemcy postanowili nas rozwalić, szanse przetrwania byłyby znikome. Więc tak czy owak musimy walczyć, gdyby tylko zaczęli... Wszak jesteśmy mężczyznami, twardymi marynarzami.


Na podwórzu przed komendanturą kręcili się oficerowie, którzy pakowali swoje rzeczy do krytej brezentem ciężarówki. Przy samochodzie osobowym stał ponury komendant w szarym przpasanym rzemieniami płaszczu i naciągał na dłonie rękawiczki. Przed magazynem żywności na wóz, zaprzęgnięty w dwa konie, ładowano chleb.


Hetz wraz z żołnierzami przeszukiwał więzienie. Nikt nie powinien tu zostać - nikt oprócz ciężko chorych w obu lazaretach. Z rozpaczą w sercu porzucaliśmy naszego starszego mechanika Gieorgija Alieksandrycza Dołżenko, u którego zaczęła się gangrena nogi, Swierzowa, Wołcichina i innych internowanych naszych braci. Jeden z marynarzy, Łoskow, nie chciał iść z kolumną i gdzieś się schował na zamku. Machnięto na niego ręką: jeden człowiek mniej czy więcej - teraz to nie miało już żadnego znaczenia. W więzieniu dla jeńców wojennych w lazarecie oficerów zostało dwóch generałów: Szewczuk i Sotieński. Szewczuk poruszał się o kulach, był chory i nie mógł już chodzić.

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media