Author | |
Genre | history |
Form | prose |
Date added | 2020-10-27 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1048 |
Następnego dnia nasi kapitanowie apiać poszli do Amerykanów. Tym razem jednak rozmawiano z nimi już inaczej. Być może tymczasowy komendant wojskowy Norymbergi otrzymał specjalne jakieś zalecenia. Nie tylko pozwolono nam pozostać na działkach, zobowiązano się formalnie do dostarczania nam jedzenia, ale i obiecano, jak to tylko będzie możliwe, szybkie odesłanie nas wszystkich - w jednym transporcie - do naszych w Berlinie.
9 maja dowiedzieliśmy się, że Germania skapitulowała. Wyniszczającą, nie mającą żadnego precedensu wcześniej, przeklętą wojnę, która ogarnęła cały świat, zakończyło nasze zwycięstwo. Biedne Niemki włączały radio i płakały. Chyba raczej nie z radości. My byliśmy dumni i szczęśliwi. W którejś z piwnic przy sąsiedniej przecznicy ktoś znalazł jakimś cudem ocalałą beczkę wina, więc marynarze przyturlali ją aż do nas na działki. Zdrowo sobie wtedy pod te amerykańskie szynki ludzie popili. Grzechem byłoby tak wielkiego dla nas święta nie celebrować. Nalaliśmy też tego trofiejnego szlachetnego trunku do dzbanków spłakanym naszym kobietom, żeby i one choć takim sposobem jakoś się pocieszyły.
.....................................................................................
Spędziwszy całe dwa tygodnie na kwaterach na działkach, któregoś przedpołudnia wreszcie wydostajemy się z Norymbergi. Nasi dowódcy nieledwie codziennie chodzili do Amerykanów, czatując tam na cud. W końcu podstawiono pod blokami ciężarówki, które zabierają nas na dworzec kolejowy, gdzie wsiadamy do ogrzewanych wagonów, i nasz pociąg po 12:00 powoli zaczyna pełznąć po rozbitych niemieckich torach, często zatrzymując się nawet w szczerym polu czy w lesie. W takich sytuacjach zawsze wyskakuje z dyżurnego przedziału brygada remontowa; coś tam naprawiają, stukają w szyny, szwargocą, po czym lokomotywa cienko gwiżdże, pasażerowie pośpiesznie wsiadają, wagony szarpią, i ruszamy dalej.
Wysadzają nas nieoczekiwanie na jakiejś stacji, gdzie znowu ładujemy się na ciężarówki, po czym pędzimy jak na złamanie karku, mijając malownicze, czyściutkie i, o dziwo!, całkiem nie zniszczone wioseczki. Przez ostatnie tygodnie widzieliśmy same ruiny, więc taki sielski obraz zaskakiwał każdego.
I ot, zdaje się jesteśmy już na miejscu! Samochody podjeżdżają do bramy z napisem *Wildflecken*. Przy niej z karabinem stoi amerykański żołnierz. Sprawdza dokumenty konwojentowi z pierwszej ciężarówki, podnosi szlaban i przepuszcza kolumnę za druty.