Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2020-11-02 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 948 |
Płaskoziemcy
Ziemia jest płaska, choć na niej są góry i doły. Jest bezkresną płaszczyzną. Nie ma żadnej katastrofy klimatycznej, bo wieczory są chłodne. Nie ma żadnego wirusa, a ludzie umierają na normalne choroby, bo są chorzy, zaś lekarze dostają trzy razy po pięćset za postawienie krzyżyka w kratce przy covid 19 jako przyczynie zgonu. Szczepionki są niebezpieczne dla zdrowia, ale można też, nie szczepić się z powodu: „bo nie”. Istnieją ideologie mające na celu zniszczyć ludzkość, tajne organizacje kontrolujące ludzi, rządy, a nawet Kościół. Lądowanie na Księżycu było mistyfikacją. Taka wyprawa nie jest możliwa ze względu na śmiertelnie niebezpieczne oddziaływanie pola elektromagnetycznego Ziemi, ale już niebawem Płaskoziemcy wsiądą na latające dywany i polecą do wszechświata chrystianizować pogańskie UFO. Najpierw: Reptilian, Szaraków i Replikantów. Potem pozostałych. Kapłani są do zbawienia koniecznie potrzebni, a życie wieczne jest najważniejsze.
Teresa, przygarbiona i nieco zawstydzona stoi w kolejce po naczynie. Jest niespokojna, kiedy przychodzi jej kolej mówi ściszonym głosem:
- Szczęść Boże! Proszę poświęcone naczynie, siostro.
Tamta uśmiecha się rozkosznie i pyta:
- Z dzieciątkiem, czy z całą rodzinką?
– Z dzieciątkiem, siostro.
Kobieta za ladą, strojna w zakonne szaty udaje się na zaplecze. Po chwili wraca z plastikowym lejkiem w dłoni. Teresa wyciąga dłoń, ale tamta cofa swoją z lejkiem.
– Dla pani?
– Nie, skąd? Córka została wyczytana – odpowiada speszona.
– Miło. Ostatniej niedzieli?
– Tak, po nabożeństwie.
Wreszcie pakuje lejek w ozdobny papier.
– Proszę bardzo i szczęśliwego poczęcia!
– Bóg zapłać, siostro!
Teresa czuje na sobie spojrzenia zgromadzonych za nią w kolejce, którzy przysłuchiwali się rozmowie przy ladzie. Pośpiesznie opuszcza sklep rzucając na boki ukradkowe spojrzenia. Już przy wyjściu słyszy otyłego jegomościa w starszym wieku:
- Miejmy nadzieję, że córka niezapuszczona?
Nie słyszy życzliwego chichotu, który chwilę niesie się w pomieszczeniu.
Zamiast krzyczeć na ulicy, w porodówce skurcze liczyć!
Zamiast uskuteczniać tańce, na kolanach klep różańce!
- Masz naczynie, Magduś.
– Nie mamo, proszę…
- Masz i używaj! Dorosła już jesteś. Ksiądz cię wyczytał.
Trzeba się starać, bardzo się starać. Inaczej ludzie wyginą. Wszystko maleje. Popyt, podaż, demografia, oglądalność. Liczba zgonów rośnie. Wielka odpowiedzialność spoczywa na kobietach. Dziejowa. Ustawa inkubacyjna. Dla sprawy większej, niż równouprawnienie. Dla przetrwania, dla życia. Musimy, wszyscy musimy. Kobiety ratować, a mężczyźni mobilizować. W przestrzeni publicznej i w domach. Prosić, namawiać, a gdy nie pomaga: nakazać.
– Ale ja nie chcę, mamo!
– Musisz córeczko, musisz… Pizdaplusy będą. Za poczęcie, za urodzenie, zatrudnienie potem dostaniesz.
– Nie chcę, mamo!
– Inaczej na zmarnowanie pójdziesz dzieciaku. Ludzie, ci żyć nie dadzą. Pod gwałt pójdziesz, wstydu narobisz sobie i rodzinie. Bierz naczynie, nie marudź!
Trzeba czytać książeczki: Książeczkę Pierwiastki, Książeczkę Płodową, Książeczkę Matki. O ciele czystym i wolnym od ingerencji medycznych w sacrum człowieczeństwa. O obrzydliwościach będących skutkami przeciwdziałania naturze. O poniżeniu kobiet prowadzących jałowe życie. O obowiązkach obywatelskich. O cudzie poczęcia. O stanie błogosławionym. O szczęściu niepojętym: narodzinach. O karmieniu. O staraniach się o liczne potomstwo.
- Ciężki obowiązek, siostro. Bywa, że bardzo ciężki. Niektóre dziewczyny zapuszczone - rozumie siostra - jak nieboskie stworzenia. Duch nie chce zstąpić, by napełnić naczynie.
– A, tam! Duch się człowieka nie brzydzi.
– Brzydzić, nie brzydzi - ale rozumie siostra - piersi czasem jak nie do karmienia stworzone, buziulka niekobieca, sadło się rozlewa… Nie ma na czym oka zawiesić.
– To nie patrzeć! Oczy zamknąć i się modlić.
– O nie! Wtedy myśli nieczyste szatan podsuwa, skupić się nie daje i zamiast ducha, sam szatan może splunąć w naczynie!
– Tfu! Niech Bóg broni!
– No właśnie, niech broni, ale te zapuszczone dziewuchy mogłyby się ogarnąć przed uświęconym poczęciem…
- Cierpliwości trzeba, cierpliwości. Jak się dziewczyna nie stara, dłużej poczekać. W końcu duch przyjdzie.
– To prawda, ale ile się trzeba namęczyć…
- Bóg wynagrodzi w niebie.
– Bóg zapłać, siostro.
Siostra pyta dziewczynę na osobności, czy przyjmowała naczynie w dni kalendarzowe, a ona rumieni się i spuszcza głowę. Potem jeszcze raz: czy używała naczynie? Dziewczyna potakuje głową. Padają kolejne pytania: w jakich okolicznościach, jak często? Jak głęboko? Jak długo? Jałowizna jąka się i czerwieni coraz bardziej. Odpowiada zdawkowo i z nieukrywanym wstydem. Wreszcie ma się rozebrać i czekać z naczyniem w ręku na przewodnika. Skoro mimo starań, duch nie zstąpił i nie nastąpiło poczęcie, konieczna jest pomoc przewodnika.
- Ślicznie wyglądasz z tym lejeczkiem, wiesz? Cudownie! A dni kalendarzowe u ciebie są obecnie? Pełnia, czy nów? Pięknie. Piersi masz małe, ale nie przejmuj się, urosną. Nabrzmieją i pociekną. Poza tym, to zgrabna jesteś, aż dziw bierze, że nie napoczęta. Oj, co tak się czerwienisz? Hymen u ciebie jest, prawda? A dlaczego? Och! Jakie to słodkie…, od naczynia! Pięknie. Połóż się na łóżeczku, rozluźnij. Siostra mówiła, że używałaś naczynie, więc pokaż teraz, jak to robiłaś? Śmiało! Pocałuj najpierw naczynie. Ładnie. Śmiało, moja droga! O, tak! Głębiej! Mmm… Musisz ruszać naczyniem. Co, nie robiłaś tego? No właśnie, to rób tak, jak robiłaś. O, właśnie!
Za ścianą kobiety klepią na kolanach. Nieważne co, bo i tak się nie da zrozumieć. To tylko chór utrapionych. Przewodnik rozpina suknię od dołu. Widać, że nie ma nic pod spodem, choć poły sukni skrywają to, przy czym manipuluje.
– Nie przestawaj! Dalej! Złap piersi jak do karmienia. Jedną ręką! Naczynie wypadło… Wyobraź sobie, że twoje piersi rosną, pęcznieją. Wypełniają się mlekiem, a ty, potem dajesz ten pokarm nowej istocie. Stajesz się prawdziwą kobietą. Co robisz? Nie rób tak, to brudne! Kalasz naczynie! Dziewczyno, opamiętaj się! Nie! Niee! Duchu nieczystyy… Tfu!
Świat jest nasączonym złym. Więcej rzeczy jest złych, niż dobrych. Nie tylko to jest złe, co jest złe w oczywisty sposób. Zło przybrało nieoczywiste oblicze. Jest wszechobecne. Przeszkadza, drażni, rani.
- Wstańcie z kolan, moi drodzy. Duch zstąpił, ale na marne. Ja już nie przyjdę do tej dziewuchy krnąbrnej, musicie poszukać innego przewodnika. Doświadczonego bardziej, a może młodego i silnego. A może sama siła wystarczy? I klepcie za nią. Zawsze to lepsze, niż chłopom dupę truć całymi dniami. Siostra pozwoli na osobności. Szczęść Boże.
Kary dawno nie było. Kary nie ma. Kary za czyny, słowa i zamiary. Wróci ziemia jałowa i wyschnięta. Ogień przejdzie i wypali wszystko, co złe i dobre. Znowu Ziemia będzie płaska i nikt się nie będzie wyprawiał na otwarte wody.
- Dziewucha krnąbrna jest. Ojca przewodnika oszukała i naczynie w ostatniej chwili zanurzyła w nieczystości. Oby z tego poczęcia nie było! Wielu ojców się znajdzie przewodników, bo dziewucha niebrzydka jest, ale muszą uważać, bo ją sobie zły upatrzył. Tfu! Jeśli pocznie, to nieczyste będzie. Zgonić trzeba. Wywar z bylicy i wrotyczu podawać, aż zgoni. Naczynie spalić i nowe kupić. Dziewusze do rąk nie dawać, aż dni kalendarzowe będzie miała i w obecności ojca przewodnika.
ratings: very good / excellent
ratings: perfect / excellent
A płaskoziemcom nie wytłumaczysz. Pewnie zrobieni przez lejek, to i Duch Wiary, a nie Duch Rozumu w nich wstąpił.
PS. Nie mam nic do zarzucenia co do zapisu i literackości tekstu, a od interpretacji jest Janko.