Author | |
Genre | history |
Form | prose |
Date added | 2020-11-09 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1021 |
W Moskwie spędziliśmy dobę, po czym po spotkaniu z ministrem transportu morskiego, Szyrszowem, pojechaliśmy do Leningradu.
...Leningrad... Pociąg zwalnia szybkość i powoli zjeżdża na peron. Do okien zaglądają jacyś mężczyźni w marynarskich czapkach, kobiety, dzieci. Ktoś z naszych zakrzyczał: - Walia! - i rzucił się do wyjścia. Przed oczami migają dziesiątki znajomych twarzy pracowników leningradzkiej żeglugi, kolegów marynarzy, na peronie ludzie płaczą, jakaś starsza pani mdleje, inni wybuchają nerwowym śmiechem, ściskają sobie dłonie, obejmują się i całują... Do wagonu wdziera się jakiś wielki całkiem siwy facet w mundurze kapitana statku.
- Matko kochana! Nareszcie jesteś! Czemu nie wyłazisz?! - krzyczy do mnie i chwyta mnie w potężne ramiona. To Żeńka Martyncew. Po jego twarzy płyną łzy, ja też płaczę. - No, chodźże! Idziemy! - i korytarzem wagonu popycha mnie w stronę drzwi. - Tam już na ciebie czekają!
Schodzę na peron i szukam oczami żony. Pod ścianą dworca kolejowego w niebieskiej spłowiałej sukience stoi Lidusia. Przytula się do niej jakiś nieznajomy szczuplutki chłopczyk - mój syn. Mamy nie ma...
....................................................................
Wróciliśmy do domu tak samo zrośnięci ze sobą jak przed wojną - my-załoganci 6 radzieckich statków. To prawda: hitlerowcy sprawili, że przez cztery ostatnie lata nasze szeregi tak strasznie się przerzedziły, ale więź nasza jeszcze bardziej wzrosła, i na pierwszy rozkaz wszyscy byliśmy gotowi znowu wyjść w morze.
Szybko też dołączyli do nas Igor Marakasow, Żora Lieonow i Sasza Siemiontkowski, którym jakimś cudem - podobnie jak naszym partyjniakom Antonowowi, Kuprowiczowi i Pućkowowi - udało się ujść z życiem z Dachau i z Mauthausen; trzej pozostali nasi komuniści - Griebienkin, Zotow i Szymczyk - zginęli. Wielu marynarzy nie powróciło do domu. Nigdy już nie wejdą na pokład swojego statku, nie ujrzą ojczystych brzegów... Zostali tam, na psim cmentarzu pod ścianami zamku na obcej ziemi... Nikt oprócz tych, co własnymi rękoma ich pochowali, opuszczając martwe ciała kolegów w kraciastym biało-niebieskim worku do jamy, wygrzebanej w błotnistej ziemi - nikt nigdy nie odnajdzie ich mogił.
Tylko oni wiedzą, gdzie wszyscy ci nasi towarzysze tam leżą - ci, którzy uronili ostatnią nad nimi łzę, wracając w ponurej żałobie z pustym już wózkiem na śmieci do zamku.
Ale my ich wszystkich pamiętamy.
ratings: perfect / excellent
Dziękuję Ci, Emilio, za profesjonalne przetłumaczenie tej książki. Chyba nikt z nas, śledzących losy jej bohaterów u Ciebie, innej możliwości przeczytania jej by nie miał.