Go to comments,,Ewa odchodzi''
Text 83 of 207 from volume: to jest już koniec
Author
Genreprose poetry
Formdrama
Date added2021-04-07
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1136

,,Ewa odchodzi”(wiersz)

Yaro

Malowane słowem


na podstawie obrazu Mai Borowicz




,,Ewa odchodzi”








umarł świat otarłem łzę z policzka spieczonego słońcem


za dużo nieszczęść dostałem od ludzi


pogardą się podcierałem stałaś obok spoglądałaś czesałaś włosy palcami


dotykałem twych ust ustami spieczonymi jak świeża skórka chleba


rozsypany dzień brukowana droga szara jak niespokojny sen


jak most przez który nie można przejść bo po drugiej stronie nie ma brzegu


zostań ze mną na chwilę nie śpiesz się dokąd uciekasz z naszych miejsc


dotykałaś ślubnych myśli gdy śniliśmy razem


pierwszy pocałunek w białych prześcieradłach


ulepieni z gliny Bóg stworzył nas oddech w nozdrza bym czuł byś żyła


oddychać chcę pełnią płuc brakiem powietrza duszę się


zaciskam palce pięści bezsilny lecz waleczny




gruz i smród rozdziera duszę mą nie wiem czy jest we mnie


beton szary czuć zapach pyłu i smród grzybów stęchlizna boli


rozdziera bloki pracę ludzkich chciwych rąk odchodzisz


kawałek po kawałku dzieci nasze umarły gdzieś na wojennym folwarku


zasypiam umarły sam ze sobą Bóg nade mną się nie pochyli


odszedł stąd zostałem pół kroku z tyłu nie dla mnie chwila spokoju


upadam wilgotny bruk śliski od wysuszonych łez i plam po krwi


w powietrzu zapach ludzkiego mięsa dogasa smutek na padole naszych snów




jeszcze ciebie mam na ułamek sekundy odchodzisz stąd rozpadasz się


kruszy się lud skruszona jak spękana ziemia gliniasta część naczynia


byłaś dla mnie naczyniem na rozczyn chlebowy by wypiekł bochen


odchodzisz jak Lilith od Adama


pod drzewem sam prosił Boga o towarzystwo


nie bądź na mnie zła kochałem cię teraz nie ma nocy nie ma dnia


zostaję znowu sam by pozamykać wszystkie drzwi świat umarł


i nie żyje w nas nadzieja na lepszy czas konam


śmierci nie ma nikt nie woła


cisza nigdy tak nie bolał jak boli teraz w tym smrodzie upale




szary dzień co nie budzi już nas odchodzi czas konam razem z tobą


dotykasz moich słów a obraz nas zamazany przez krew i łzy


rozsypany blok betonowy słup powalony jak pnie drzew


uciekam myślami w przeszłość gdzie sens miał sens


wiatr wiał i głaskał po głowie jak ojciec głaska za dobre uczynki


zapadam się w przepaści zapadam się w zdarzeniach


historii karty nie mają znaczenia


na antypodach niżej nawet piekła nie ma raj upragniony


był złudzeniem i kłamstwem dla ludzi by ich ugłaskać


prowadzić na rzeź jak cielęta nie zgrabne bydło wyszło z nas


kto za tym stoi sam na świecie zostaje ty mówisz że odchodzisz


moja Ewa umarła we mnie zasypiam ale zasnąć nie potrafię




zasypany popiołem poranek swąd siarki nie wiem co dziś zjem zapewne nic


nakarmię się snami i zapachem twoich włosów których już nie masz


uciekasz pomiędzy palcami jak woda nieuchwytna znikasz


rozsypana jak dzban pusty na wodę wodę życia w błękicie


beton brudnoszary rzuca zimny cień który utula beznadziejny sens istnienia


mimo ciepłego poranka jasność jest bardziej ciemna niż plamy na sercu




Ewa odchodzi kończy się świat umiera życie umieram


zabawa. Życie to jednak teatr w którym pokonany schodzę ze sceny





  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media