Go to commentsInkwizycja. Czas Boga cz4
Text 4 of 5 from volume: Inkwizycja. Czas Boga
Author
Genrehistory
Formprose
Date added2021-07-13
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views670

XX

- A, co za przypadek, mój ty opacie, że znowu się razem spotykamy i to na takiej zapyziałej prowincji, jak to Berriac. Ale i tutaj zło też się krzewi i tego mordercę ktoś skazać musiał i w ręce kata oddał. 

- To znowu Bourreaux, go przesłuchiwał? Teraz rozumiem biskupie, dlaczego to zwykły bandyta, teraz kościelnej władzy podlega. 

- Tak to ten inkwizytor sprawił, że po niezbyt uciążliwych trotuarach ten człowiek przyznał, że go diabli do ubicia tych dwóch dzierlatek zmusił. I chociaż za Bourreauxem nie przepadam, to musiałem się zgodzić na jego udział w całej tej sprawie. Teraz dla pozorów jedności dopuścimy go do siebie, aby gawiedź wiedziała, że władza trzyma się razem i żadne niesnaski ją nie podzielą. 

I tak jak powiedział, biskup skinieniem ręki przywołał inkwizytora, by ten zasiadł z nimi na galeryjce. Bourreaux pojawił się natychmiast. Ucałowaniem pierścienia na ręce biskupa i skinieniem głowy w kierunku Closaouxa, powitał ich obu. 

- Panuję nad sobą i ograniczam ilości pojmanych, ale, że ta sprawa o pomstę do nieba woła, to zaprzestać jej dokończenia nie mogłem, Jak wasza ekscelencja wie, a ty opacie także się domyślasz, tym razem niczego nie musiałem oszustwem udowadniać. Dlatego ganić mnie nie możecie i nazywać katem. Abym nie był też posądzony o prywatę, tym razem, skazańcem zajmie się doświadczony specjalista i pasjonat swojego zajęcia. A umie on cuda z wisielcem robić, to i podziw tłumu wzbudzi. Teraz tylko od woli waszej świętobliwości zależeć będzie, czy zemrze natychmiast, czy zaczepiony sznurem pod brodę jeszcze długo będzie majtać nogami. 

- A, jak tam ta wasza żona się miewa? – Zmienił temat Closaoux, któremu aż się rzygać zachciało od tego lizusostwa nawróconego na dobro inkwizytora. Sprawa ta i biskupa interesowało, bo skoro tak wiele o jej powabach od opata słyszał, to nawet tutaj, chętnie by tę krasawicę ujrzał. 

- Żoną mi jeszcze nie jest, czuje się dobrze, ale na takie imprezy jest czuła i zaraz beczy. A tu i chłopa by jej żal było i tych dwóch dziewuch, co to już do Pańskich bram pukają i o wieczne pokoje Go proszą. 

Pewnie by tę rozmowę o niczym jeszcze długo ciągnęli, lecz biskup zauważył, że właśnie ta gromadzka uroczystość się zaczyna. A, że mimo ostatnich dni lata, panowała tutaj niemiłosierna gorąc, to Eretico, zaczął ocierać kraciastą chustą pot z czoła. 

- Mam posłać po jakąś babę, aby eminencji coś do picia przyniosła? – Usłużnie spytał Bourreaux i natychmiast zaczął kiwać w kierunku tutejszych gapiów. 

- Wszak nie przystoi, abyś tu nam z gorąca zaniemógł. – Dodał i zaczął pomagać biskupowi w zdjęciu z głowy ciężkiej mitry. 

Po niedługim czasie, uginając karku, przed inkwizytorem pojawił się tutejszy sołtys, który śmiesznie potakując głową, słuchał poleceń Bourreauxa. Gdy wreszcie zrozumiał, po co został wezwany, ulotnił się szybko. Za chwilę pojawił się znowu targając ze sobą ogromny dzban pełen spienionego trunku i trzy drewniane puchary. Ten napój trzymany dla ochłody w piwniczce, szybko ugasił pragnienie biskupa a Bourreauxowi i Closaouxowi, natychmiast poprawił humory. Mogli teraz spokojniej rozglądać się po publice a było na co patrzeć, bo wszyscy tutaj zgromadzeni, niecierpliwie oczekując na pojawienie się skazańca, umilali sobie ten czas popijaniem albo rozgrzewającej wódki a albo chłodzącego piwa a baby śpiewały różne religijne pieśni lub żarliwie się modliły. Z oddali słychać było śmiechy dziewuch, które kręcąc się miedzy kramami, przyglądały się wystawionym na nich rzeczom. Wśród tłumu przechadzały się też matki dwóch zamordowanych, które jak jacyś bohaterowie, opowiadały na prawo i lewo, jak ten złoczyńca, gdy tylko z nich zlazł, poderżnął jedną po drugiej nożem ich ukochane córeczki. Aż żal było tego słuchać, bo przecież zrobiwszy jedno, ten gwałciciel, nie musiał się wcale do drugiego posuwać i za to nawet podwójne ulżenie swojej chuci, kary by nie miał, bo przecież nikt by o nią nie wnosił. Te dzierlatki i tak przecież do tego Bóg stworzył, więc ten drań ich nawet nie napoczął. Lekko tylko nadwyrężone, o własnych silach same by do wsi wróciły. Ale, że to diabeł się wtrącił i mu ten mord podszepnął, aby jego duszę już mieć przy sobie, zanim aniołowie ją pod sąd niebieski zabiorą, to teraz dyndać będzie. Tak przez swoją głupotę, atrakcją dnia się stał i tylko wiwatów tłumu za ten swój wyczyn nie usłyszy. 

XXI

Wioska nie miała nawet odpowiedniego placu, aby postawić szubienicę, ale zaradność ludzka i tę przeciwność naprawiła. Ustawiono ją na wygolonym z trawy i zasypanym piaskiem kole, na którego środku sklecono wysokie drewniane podwyższanie. Do dwóch boków tej konstrukcji przytwierdzone były dwa mocno wbite pale, na górze których zamocowano, jak ma trzepaku potężny konar z którego zwisał teraz pokaźnej grubości sznur zakończony pętlą. Huśtał się on teraz delikatnie w rytm powiewów wiatru. Na podeście, pod sznurem stał pieniek, który miał się usunąć z pod nóg wisielca, gdy tylko kat kopnięciem przesunie go nieco dalej. Te rozpoczęte wtedy męczarnie skazańca będą najważniejszym punktem całej imprezy. Wszystkie szczegóły kaźni, z należytym kunsztem były dopilnowane i wielokrotnie sprawdzone przez kata, więc w najważniejszej chwili zawieść nie powinny. Tak więc, zgromadzeni wokół gapie będą mogli bez żadnych przeszkód obejrzeć sobie wszystko do samego końca. 

Gdy wreszcie w asyście księdza, halabardnika i kata wprowadzono nieco speszonego swoją rolą skazańca, wdzięczny tłum zawył z radości a obserwujący to wszystko najważniejsi goście wstali, aby i na nich przeniosła się chociaż na chwilę uwaga tłumu. Siedzieli na podwyższeniu we trzech i przyglądali się z lubością gwałtownie rozkręcającej się uroczystości. Biskup, który wreszcie, nauczył się trochę tutejszej mowy, kalecząc nieomal każde słowo i podpierając się kościelną łaciną, mógł wreszcie zrelacjonować swoje postarzenia. 

- Umieją się cieszyć sprawiedliwością, zauważył, rozglądając się po wiwatujących. 

- Ano, umieją, zawtórował mu opat a obeznany z tego typu uroczystościami Bourreaux nie skomentował niczego a tylko z lubością podglądał kata, który bacząc, by lekko zacisnąć pętlę, zaczął głównemu bohaterowi tego ludowego festynu zakładać na szyję sznur, i to tak sprytnie, że jego głowa nie mogła już się wysmyknąć z tego śmiertelnego uścisku. 

- Tego też się nauczyć muszę, bo przed publiką, taka dbałość o szczegóły ładnie wygląda. - Myślał inkwizytor, podekscytowany tym fragmentem spektaklu. 

- A myślicie, że długo tak się pomęczy? - zastanawiał się biskup, który wyraźnie nie wiedział, że to od jego decyzji ten czas zgonu skazańca, zależeć będzie. Jednak już po chwili, gdy kat zapytał go o ten ważny szczegół kaźni, natychmiast zarządził o przedłużeniu imprezy, aby wszyscy mogli się nią nacieszyć. Wszak i bab było dużo, a te, jak wiadomo, niczego co krótkotrwale nie doceniają, więc i tym razem, nawet w swoich lędźwiach będą mogły poczuć tę rozkosz z zadawania słusznych cierpień temu złoczyńcy. 

Teraz akcja tego spektaklu grozy zaczęła nagle przyspieszać i po chwilowej, bo chyba niezbyt udanej rozmowie klechy z przyszłym wisielcem, pieniek potoczył się po podeście i gruchnął o ziemię a wiszący już mężczyzna zaczął charczeć i ślinić się obficie. Aby usłyszeć wszystkie odgłosy dochodzące z szubienicy, tłum na chwilę zamarł. Lecz gdy charczenie zbyt długo nie ustępowało a ślina z ust wisielca kapała nadal, to znudzony tym nieco tłum powrócił do swoich głośnych rozmów. I dopiero, gdy wiszący już nieco spokojniej mężczyzna, zmoczył nieco gacie, oklaskami podziękowano katowi, chwaląc jego dobrą robotę i znakomite opanowanie zawodu. Każdy przecież lubi fachowość. No może najmniej podziwiał go za tę precyzję sam skazaniec, który zajęty swoimi sprawami, powoli tracił kontrolę nad odruchami i rytmicznie machając nogami, zaczął jakby drżeć. Inkwizytor, który poznał po tym zachowaniu, że kat posłuchał biskupa i wisielec pocierpi jeszcze dość długo, wyraźnie już znudzony tymi trwającymi w nieskończoność wydarzeniami, zaczął się niecierpliwie kręcić i wreszcie spytał: 

- I co panowie, siedzimy tutaj nadal, czy idziemy już na ucztę, którą ta wiocha dla nas z wdzięczności przygotowała. 

- A nie wypada tak, panie Bourreaux, aby w trakcie trwania jednej imprezy wychodzić na drugą. Mogą to opacznie zrozumieć i pomyśleć, że nie dla nadzoru a tylko dla jadła i napitku tutaj jesteśmy. Ja, mimo, iż czuję jak mi kiszki marsza grają, to posiedzę jeszcze na miejscu, aby te tłumy chociaż trochę się rozluźniły, ale ty inkwizytorze, aby się najeść tutejszych specjałów, już teraz pójść sobie stąd możesz. 

- A właśnie, ze też zostanę, - obruszył się tak zrugany przez biskupa Bordeaux - bo do tego triumfu sprawiedliwości i ja swój wkład dołożyłem. 

- A więc, jeśli taka twoja wola, to siedź z nami. Nikt cię przecież stąd kijem nie wygania. A opatowi, to nawet milej będzie, gdy wypróbowanego kompana przy sobie na dłużej mieć będzie. 

- A, cóż ja Waszej Ekscelencji zawiniłem, że mnie o jakieś konszachty z inkwizytorem posądzacie? Wszak inne są moje a inne jego sprawy, więc chociaż jakby częściowo w jednym zawodzie robimy, to ja z woli Boga to czynię a on tylko z umiłowania dręczenia ludzi. 

- A to żeś się opacie mnie uczepił. Ja tobie w drogę nie wchodzę, więc nieco miarkuj z tymi oskarżeniami, bo w ciemnościach nie wiadomo, kto może wam mordę obić. 

- PAX Romana, panowie, bo już się nam przyglądają. Jeśli jeszcze słowo usłyszę, to obaj opuścicie tę naszą galeryjkę. 

Zdenerwowanie biskupa było znaczne, więc bojąc się o wybuch jego gniewu i dla dobra sprawy zamilkli. Patrzyli jednak nadal na siebie spode łba i niezrozumiale coś pomrukiwali. Ale sytuacja była opanowana i znowu, jak jedna drużyna, mogli w spokoju czekać na zaproszenie do jakiejś tutejszej knajpy. 

Udając ogromne zainteresowanie, tą już nudną i trwającą bez końca imprezą przyglądali się wszystkiemu. Ale tumult malał i nikt już z zaciekawieniem nie zerkał na szubienicę. Nawet kat. Który uznał, że już zakończył swoją powinność opuścił miejsce swojej pracy i przechadzał się wśród tutejszego gminu, gładząc co jakiś czas główki umorusanych dzieciaków i klepiąc po tyłkach napotkane dzierlatki, które piszcząc nieco, w ten właśnie sposób dziękowały mu za okazane zainteresowanie. Dwóch halabardników, którzy do tej pory zapewniali spokój tej imprezy, teraz także poczuli się zwolnieni z dalszego pełnienia swoich obowiązków i zdjąwszy już swoje zbroje, zlewali się wodą, schładzając swoje cuchnące od potu ciała. Bacznie też rozglądali się, gdzie przed wyjazdem będą mogli trochę podrzemać, bo ze zmęczenia i danej im do wypicia gorzałki, ledwie już stali na nogach. I tak ich powaga z każdą chwilą malała, aż wreszcie, gdy już zupełnie jej zabrakło, runęli na glebę i zasnęli natychmiast, chrapiąc przy tym niemiłosiernie. 

W tym rozgardiaszu i przy coraz większej ilości różnych alkoholowych napitków, lejących się strugami do ich gęb, dotychczasowi widzowie, nie zauważyli nawet, że oburzony kompletnym brakiem zainteresowania jego osobą wisielec wyzionął ducha i uspokoił się już na wieki. Dopiero biskup, który dojrzał, że już nie macha nogami i polecił go odciąć a następnie usunąć z publicznego widoku w jakieś odległe miejsce, skupił uwagę gapiów. Tłum raz jeszcze zawył w ostatnim odruchu radości i powoli plac zaczął pustoszeć. 

XXII

Nastał wreszcie czas na ucztę. W asyście wielu tutejszych chłopów, zaprowadzeni do dużej sali gospody, mogli zasiąść spokojnie przy ławie i jak Bóg przykazał, po przeżegnaniu posiłków, ze smakiem tutejszego jadła i trunków pokosztować a nawet objeść się nimi i na drogę część ich także spakować. Rozmowa z tutejszymi, która z początku zupełnie się nie kleiła, z każdym pucharem gorzały, czy też kielichem jakiegoś przedniejszego trunku, o nazwę którego nie pytali, stawała się łatwiejsza i już po godzinie pomiędzy nimi a tym gminem żadnego dystansu nie było. Łączyło ich przecież tak wiele. Wspólna wiara i zamiłowanie do rozpusty. Nic więc dziwnego, że i kręcące się wśród całej tej gawiedzi tutejsze dzierlatki już za niedługo zaprzyjaźniły się nieco z nimi trzema. Początkowo, niby przypadkiem ocierały się o ich karki i zaśmiewały perliście, lecz pewnie by zbędnie nie mitrężyć cennego czasu, za minut kilka już siedziały na kolanach zasłużonych gości, którzy teraz, między jednym a drugim toastem sprawdzali jędrność ich ud, pośladków i piesi. A, że przy tym obmacywaniu, piszczały rozkosznie i kręciły się niemiłosiernie, gniotąc habit opata, togę biskupa i portki Bourreauxa, to za ich nabrzmiewające przyrodzenia karcone nie były. 

Inkwizytor, bawił się dobrze i obejmując wpół jakąś pannę, zdradził jej nawet, że jest przed ożenkiem, przez co ona już teraz chciała zrobić wszystko, aby zająć miejsce przy jego boku. Closaoux i Eretico ze swojego stanu kawalerskiego takiego pożytku, jak on, zrobić nie mogli, ale i tak przez swoje dziewki traktowani byli też godnie a nie po macoszemu i wielokrotnie czuli niezwykłą lepkość krocza. 

Nad ranem, już nikt nie siedział na poprzednim miejscu a nieco strudzeni honorowi goście, legli ze swoimi adoratorkami na górze, w pokojach, których ściany specjalnie na tę okazję wybielono i w wygodne a przestronne łoża wyposażono. Tak nie sami, co i raz przebudzali się, aby po wielekroć chędożyć te spragnione uczuć dzierlatki, po czym, jak dzieci w ich ramionach wielce utrudzeni znowu na krótko zasypiali. 

Słońce, już południe wskazywało, gdy, posilić się nieco gorącymi posiłkami i zimnym piwem, wreszcie na dół zeszli. A, że wina, z których cała Oksytania słynęła, nie brakowało także, więc je wymiennie z innymi napitkami też degustować zaczęli, przez to już za niedługo rozkoszny szum w swoich łbach poczuli i znowu o śnie marzyć zaczęli. 

I tak już do samego wieczora, łazili z góry na dół i odwrotnie. A za to, że ich gościnnością nie pogardzili, wdzięczni gospodarze, którzy od razu poczuli do nich życzliwość, pozwalali im do syta nacieszyć się swoimi córkami. Wszak ich wdzięków, tak znaczącym i świętym osobom odmówić nie mogli. Zresztą, i same dzierlatki też nie kwapiły się zbytnio do szybkiego powrotu w rodzinne pielesze. Aby jednak, każda chętna mogła zażyć tych bezgrzesznych rozkoszy, nieraz tylko podmieniały się i te bardziej znużone, mogły wtedy nieco wypocząć. 

A, że przecież na tym odludziu, liczyć, iż znowu jakiś złoczyńca ich odwiedzi, czy też czarownica wśród ich bab się objawi, zbytnio nie mogli, dlatego teraz cieszyli się tym, co już mają i tą swoją radością z przyjezdnymi tak chętnie się dzielili. A, że i młódkom te igraszki także przypadły do gustu, to nieomal wszyscy dorośli odwiesili swoje zajęcia na kołku i zawzięcie ucztowali. W chałupach pozostały jeno dzieciska, starcy i schorowani. Do nich teraz należał obowiązek doglądania zwierzyny i drobne prace polowe. 

- No wreszcie. - Ucieszył się przy ich kolejnym powrocie do nich, jeden z uczestników libacji. - Wielce jesteśmy wdzięczni waszym dostojnością za wizytę i za to, że mimo tylu zajęć zechcieliśta nas odwiedzić. Jak widzicie nie bogato tutaj żyjemy, ale z całego serca zapraszamy do kolejnych wizyt. Zawsze nas one cieszyć będą, bo to zaszczyt was gościć i chluba dla naszych skromnych progów. 

- A nie omieszkamy tutaj powrócić. Bo i słońca macie dużo a ono zawsze zdrowiu dobrze służy i na wywołanie dobrego humoru znakomicie się nadaje. 

- A i nie tylko klimat tylko chodzi. U nas dziewuchy jak rzepy się rodzą i tak, jak wprzódy, za drobne datki, przymilne się stają, więc skorzystać z nich zawsze możecie. 

- A to z nami nie były w ramach gratyfikacji? – Zafrasował się biskup. 

- I tak i nie. Z jednej nocy za tę łaskę waszego pobytu tutaj, tak właśnie się rozliczymy, ale za pozostałe obmacywanie ich cyków, coś się nam przecie należy. One głupie, to niczego i nie wołały, ale że my biedni, to za nie, od waszmościów, przyjmiemy jakieś niewielkie drobiazgi. Przecie, nijakiej obrazy, za to że się z nami czymś tam podzielita, dla was nie będzie. Wy nie stracita a nas wasza wizyta ucieszy jeszcze mocniej. 

- A, chociaż to i jadło co je spożywamy za nic da się rozliczyć? – Zaperzył się opat. 

- To zależy ile dacie. Jeśli z podliczenia wyniknie, że to całość pokryje, to i za darmo będzie. A jeśli nie starczy, to i ono pokryjecie. 

- A nie uważacie, że to niegodziwe za wspólną przyjemność tak nas ograbiać. Przecież my wszyscy razem się radowaliśmy a tylko nas za to kosztami obarczyć chcecie. Przecież to powieszenie, to sprawa publiczna i ze swoich zasobów, koszty szubienicy i kata pokryć powinniście. 

- Myśmy już pokryli, a tylko zwrotu kosztów chcemy. A, że jeszcze nasze dziewuchy są niewycenione, to sami osądźcie, ile są warte i jak za każdy towar, to i za ich dupy zapłaćcie. Bo może po tych waszych upojnych chędożeniach, coś nam na wychowanie zostawiliście. Nasze baby, dzięki Bogu, płodne są nadzwyczaj i potrafią za pierwszym razem, już z brzuchami chodzić. A wy mości panowie na sprawnych wyglądacie. 

Biskup wziął pozostałą dwójkę na rozpytki i ustalenia. Wszak każdy za siebie płacić powinien. Żadnego z nich przecież za przyrodzenie te dziewki do łoża nie ciągnęły. I, aby swojej chuci dogodzić, sami tego chcieli. A, to że ich trójka w pułapkę wpadła, to już inna sprawa i od kosztów podziału opata ni inkwizytora nie zwalnia. Biskup, nie będzie im przecież bisku prezentów sprawiał, tylko za to, że wprzódy nie odjechali. 

A, na to wszystko, wszyscy trzej, zbyt jednak buntować się nie mogą, bo z takimi prostakami nigdy nic nie wiadomo. Są twardzi i o swoje gotowi nawet pozabijać a wtedy żaden z nich następnej kaźni już nie ujrzy. Dlatego, na razie biskup za wszystkich wyłoży a swoje długi Closaoux i Bourreaux oddadzą mu już w Carcassonne. 

Ale że w drogę niczego z sobą nie brał, to musi teraz Eretico kogoś z listem posłać, aby mu z pałacu na tę zapłatę przywieźli. A, że to i kilka dni potrwa, od razu więcej niech dadzą, tak żeby w razie czego jeszcze na zapas mu zostało. Bo po cóż konie mitrężyć i czas po próżnicy marnować. A, inkwizytor i opat, sami muszą zdecydować, czy teraz z posłańcem, tym wozem ciupasem odjadą, czy też nowe koszty ponosić zechcą i w dalszym biesiadowaniu biskupowi towarzyszyć będą. Żaden z nich przecież ani mu bratem ani swatem nie jest, to niech za te swoje bezeceństwa, koszty także ponoszą. 

Zdecydowali szybko, bo skoro i tak w mieście to samo robią, a tylko z tym ukrywać się muszą, to tutaj na wolności wdzięczniejsze im to się to widzi. Bez żadnej więc przykrości, we trzech do uczty i dziewuch powrócili. 

Miejscowi do swojego grona ich zaraz dołączyli a dzierlatki za taką decyzję, piskami, radość z tego zaczęły okazywać. Właściwie od teraz, już nie dla przyjemności pić i chędożyć będą, lecz w celu wspomożenia wsi ubogiej. Zaś, te biedule, które dla dobra innych, tak się poświęcały, teraz zarobku trochę mieć będą i za swoje dupy, nowe kiecki za sobie pokupują. Tak wspólnymi silami, wszyscy oni wkład w rozwój Berriac mieć będą. 

Pozostali zaś zasłużyli na szacunek biskupa, bo miłując swoją ziemię, chwalebnego podstępu się dopuścili. A, że dobry żart, jest tynfa wart, to i słusznie teraz te zarobione dobra dla siebie zagarną. 

XXIII

Że jednak i piąty dzień siedzieli nadal w Barriac, to nudzić się nie mogli. I chociaż od gorzały pękały im łby, to sobie nie odpuszczali. . 

- Dobrego kwasu przyniosę, - poradził miejscowy, któremu aż żal było patrzeć na tych mieszczuchów nie zaprawionych do bojów z gorzałką – mnie on pomaga, godzina i zpomnita o kociokwiku. - Powiedział i w poszukiwaniu leku, wylazł z gospody. 

- A dajcie nam co tłustego, co by ta wasza gorzała nam we flakach długo nie siedziała, - Zawołał na szynkarza opat i gdy jadło na stół dotarło, zaczęli zajadać się świniną, gęsto obłożoną cebulą i z dodatkiem okapujących tłuszczem grubo pokrojonych pyrów. 

– Gdyby nie te nasze nocne z dziewuchami baraszkowania, to po takim żarciu, już byśmy pokaźne kałduny mieli. – Zauważył inkwizytor. – A to też by i złe nie było, - dodał biskup – bo sadło o powadze świadczy. 

– Ale mnie milsza sprawność niż schylanie się żeby swojego ptaka ujrzeć, - wtrącił inkwizytor, nakładając sobie na michę kawał upieczonego prosiaka. 

– A właśnie to widzę, jak o ten swój chudy zadek dbacie – zaśmiał się Eretico. 

I tak, zabawiając się rozmowami, siedzieli już pół dnia na ławie, nadal przy tym samym stole i w ten właśnie sposób ich cała trojka miło czas spędzała. Kurowali się przy tym kwasem, który może by i im ulżył w boleściach, gdyby zbyt wcześnie nie zaczęli się wódą raczyć. Ale i ona, początkowo przecież, jak najskuteczniejszy balsam działa i póki z nóg nie zwali, też ból uśmierza. 

Już jakoś z wieczora, rozochocili się jeszcze bardziej i nie zauważyli nawet, że do ich suto zakrapianej libacji dołączyli i inni kompani, z których część pierwszy raz się tutaj znalazła i wyglądało na to, że prócz bab i osłabłych starców, we wsi już nikt nie pozostał. Nawet dziewuch było co niemiara, tak, że i dla pułku wojska by ich starczyło, a że ich tylko trzech było, to wybierać mogli i dlatego przyzywali do siebie, tylko co dorodniejsze sztuki i to te, których jeszcze ni razu nie wyobracali. 

Zbożny ten pobyt tutaj nie był. Ale sami sobie grzechy odpuszczali, tłumacząc, że na coś przecież ten dobry Bóg ich tutaj przywiódł i nakazuje im teraz, aby tradycję miejscową szanowali. A, że ona jest trochę zbereźna, to trudno. Bo, jak gadają, jeśli wpadłeś między wrony, kracz tak jak ony, więc powiedzeniu są posłuszni i krakają. 

A, że i ten czas jest im potrzebny, aby się trochę mogli ze sobą zbratać, a wzajemne animozje w kąt porzucić, to im więcej się uchlewają, tym bliżej tego godnego celu się znajdują. 

Są przecież w Carcassonne władzą, a to, aż wstyd, aby przed innymi koty drzeć i z niechęcią do siebie obnosić. Przecież, to, że inkwizytor jest chamem i barbarzyńcą, to i tak już wszyscy wiedzieli, a, że biskup tylko za dupami lata, i to nie obce miastu było, i nawet, iż opatowi ze świętego życia, tylko tonsurka pozostała i o tym od dawna huczało. Skoro więc, nikt o nich dobrego zdania nie miał, to chociaż niech razem te przeciwności losu odganiają i krytykę we trzech na barki biorą. Bo żaden z osobna rady nie da i w końcu ze swojego piedestału na ryj z wysokości runie. Takim wzajemnym wyniszczaniem, tylko sobie szkodę czynią i majestat osłabiają. A, gdy tego zaprzestaną, to, jak ta Trójca Przenajświętsza, opór innych skutecznie łamać zaczną. Do takich to, zbawiennych wniosków doszli, dzięki tutejszemu klimatowi, tradycjom i wódzie. Aby, więc, tego przyrzeczenia nie zapomnieli, to i po powrocie, te tutejsze obrzędy, celebrować będą, aby siłą trzech serc wreszcie miastem ostatecznie zawładnąć mogli i nad świeckimi władzami wynieść się zdołali. 

A, miejscowym, ten ich podstęp też już dawno darowali, bo szanują zaradność. Nie musieli przecież z dziewuch korzystać, żreć nadmiernie i chlać wódę. Ale, to za trudne. Są tacy grzeszni i łasi na pokusy. Jednak Bóg w swoim miłosierdziu musi im te słabości odpuścić, bo w Jego imieniu tak się poświęcają i swoje zdrowie, dla wzmocnienia chwały Pana, nadwyrężają. A ta ich posługa Wszechmogącemu łatwa nie jest i do zguby najzagorzalszych wyznawców prowadzi, więc z jej konsekwencjami pokornie pogodzić się muszą. 

XXIV

Następnego dniach, gdy znowu przy posiłku siedzieli, wśród chłopstwa tumult się zrobił i wielkie chowanie jadła oraz napitków się rozpoczęło. 

- A, co tak szybko ucztować przestaliście? - Zaciekawił się opat. 

- A to panie, aniśmy się spostrzegli a tu czas nastał. Bo to, mimo, że latoś gorąc panuje to przecież już jesień nastała i naszych chłopaków do wojska brać przyszli. A, że i pozostali, po dziesięcinę się za nimi się przywleką, to po co im rozpustą mamy oczy zakłuwać. Więcej wtedy naszych stąd zabiorą a zwierzaków i zboża nad przydział sobie zażyczą. To, że jeszcze pod pańskie nie podpadliśmy i na resztkach ziemi jakoś żyjemy, to cud jakiś. Ale, gdy dostatek ujrzą, to nas na skraj nędzy doprowadzą i kościołowi albo jakiemuś możnemu na żer rzucą i wtedy aż strach pomyśleć, co się stać może. 

- A sprytne z nich chłopy. – Pomyślał opat. – Toż to tak sobie wykoncypowali, ażeby po przejściu poborców, z nas skórę zedrzeć i tak swoje straty nadrobić. I, jak takich nie szanować. Toć to rozum wielki posiadać trzeba a oni chociaż niepiśmienni nawet, to jednak jak najmądrzejsi kombinują. 

Prawo rzeczywiście takie było, by młodych chłopaków po wioskach wybierać i na służbę wojskową, jako piechurów, czy jakie inne ciury później przysposobić. A, że metrykach kościelnych wszyscy zapisani byli, to ukryć się ich nie udawało. Co innego zwierzęta plony i dobra różnorakie, te, w sobie tylko znanych sobie miejscach przed konkwistą skutecznie chowano. 

- A, nie wydacie nas przed służbami? 

To pytanie nie pozostało bez pozytywnej odpowiedzi, gdyż biskup wyczuł, że za tę ich łaskę milczenia, od teraz, za nic już płacić nie będą. I tak, chcąc nie chcąc we trzech stali się wspólnikami z resztą, bo przecież, z tego ambarasu wioski, zrobiła się nagle ich wspólna sprawa, bo dzięki tej sztamie, biskup, opat i inkwizytor, zabawią tutaj jeszcze dość długo. 

Nim we trzech zakończyli wreszcie objadać się pysznościami i wyszli z gospody, to już halabardnicy ustawiali grupę tutejszych podrostków i do wymarszu ich szykowali. Tego zaciągu, mogli tak sprawnie dokonać, bo mimo iż wszyscy tutaj byli mocno podchmieleni, to do końca swoich mózgów nie postradali. Baby więc za synami w niebo glosy się nie darły, a chłopy nie stały z kosami, aby swoich odbić. Eretico, widząc tę rezolutność mieszkańców Berriac, postanowił ulżyć trochę ich niedoli i chociaż kilku młokosów wyzwolić od branki. 

- A trzeba ich aż tak wielu brać? Toć to pozostali pyrów zebrać w stanie nie będą i marną dziesięcinę ta wioska odda. Zyski z tej branki nijak strat nie pokryją. To ja wasz biskup mówię, odstąpcie trochę i chociaż kilku na rok zostawcie przy swoich. 

Nie w smak było urzędasom, nabór okroić, lecz biskupowi, który ma władzę nad wszystkimi, sprzeciwiać się bali. W pas się więc kłaniali, pierścień całowali i wreszcie pięciu puścili, lecz aby o więcej, ten wielki duchowny nie wystąpił, szybko się ogarnęli i marszowym krokiem z kilkoma nieborakami odeszli. 

- A dziękować waszej dostojności, za pomoc. Jeszcze nigdy nic takiego ta wieś nie widziała, aby ci zbójcy oddali, co już mieli zabrać. Wielka jest panie wasza moc. 

Biskup, mocno podbechtany, tym uznaniem jego zasług, poczuł, że od teraz będą mu jedli z ręki i dostanie co zechce. I za przebieg branki, właśnie tego efektu, się spodziewał. Wprawdzie, poklask gminu, to żadna duma, ale, gdy to słyszą to jego dwaj pozostali kompani, to jednak trochę znaczenia nabiera. 

Nim jednak wszyscy zdążyli nacieszyć się wspólnym sukcesem a już na drodze usłyszano turkotanie kilku wozów. A te, aby się dało wszystkie łupy od razu na nie wpakować, w zaprzęgu po dwa konie miały. Na ławach, obok każdego woźnicy urzędnicy cywilni siedzieli, bo chociaż ta dziesięcina do kościoła należała, to na nich właśnie obowiązek jej poboru spoczywał. 

Aby czasu nie marnować, poborcy gdy tylko zleźli z wozów, natychmiast zaczęli wyliczać, ile ta wieś ma oddać ze swoich plonów i żywca. Sposób w jaki tymi obciążeniami mieszkańcy Berriac, się podzielą, zupełnie ich nie obchodził. Teraz także rozsiedli się na rozstawionych koło wozów ławach i w spokoju oczekiwali na swój przydział. . 

Opat, który z ukrycia przyglądał się jak na mocy prawa łatwo kogoś ograbić, aż przy tym cmokał z zachwytu. Zżył się wprawdzie z kilkoma tutejszymi chłopami i dziewuchami, ale nie na tyle, aby im tych przymusowych datków współczuć. Przecież ta ich krwawica zasili w części i jego klasztor. A to jest cel zbożny i zawsze godny pochwały. 

Tak więc, przy wtórze najprzeróżniejszych odgłosach żywca, pakowano teraz na wozy ten cały dobytek, zapisując koślawymi kreskami na różnych papierkach zliczone jego ilości. 

Mieszkańcy Berriac, którzy już do tych grabieży zupełnie się przyzwyczaili, także, ze stoickim spokojem czekali na odjazd poborców. W tym przecież roku, ten zabór ich mienia, nie był aż tak uciążliwy. Ogromną część strat już biskup sfinansował a teraz, chociaż nawet dziewuchy są dla niego za darmo, to jego kompani takich ulg przecież nie dostali i za swoje igraszki oraz żarcie nadal płacić muszą. Tak więc suma summarum, wieś i tak wyjdzie na swoje a pozostałe po nich szlachetne dzieciątka na chwałę Pana też się jakoś wychowa. A i samym dziewuchom przecież niczego nie ubędzie. Przecież tylko za to, że panom dupy dawały, na straty się je nie spisze, bo i tak by kiedyś w barłogach wylądowały. Więc, czy to wcześniej, czy też później by się stało, to baby i tak są dopustem bożym i współczuć im nie trzeba. Same i tak przy tych bezeceństwach się radowały i za wszarz ich nikt do gości nie naganiał. 

Trochę z tej ich chuci wyższa konieczność wspomożenia wioski je usprawiedliwia, więc może ich postępki nawet Pan na Niebiesiech im przebaczy i za jawnogrzesznice nie uzna. A że są też przecież potomkiniami pierwszej grzesznicy Ewy, to widocznie ta skaza i je doświadczyła i przez to umiłowanie do lubieżności mają. A to już ich wina nie jest, że tak stworzone zostały, więc widocznie do walki ze swoją naturą aż takiej wielkiej siły nie miały. 

- I dobrze się stało, że właśnie, gdy wszystkie te daniny się odbywają, to tutaj jesteśmy. Teraz już wiemy, jak to się wszystko odbywa i że aż takie to straszne nie jest. Przecież, przez to z głodu nie wymierają a nawet każdego roku ich przybywa. A jeszcze przy tym na dobre żarcie i napitki mają. A te łzy i płacz, to tylko na pokaz są, bo przecież żadna krzywda im się nie dzieje. A to, co im władze zabiorą, to i tak sobie nadrobią. Coś sobie coś wsieją i coś uchowają a z biedy to nawet marchewek i pyrków pojedzą. A my, bez nich, w tym mieście, rady byśmy sobie nie dali. Dlatego ten podział na strawę duchową i cielesną jest chyba przez samego Boga tutaj na ziemię zesłany, abyśmy my, jego najwierniejsze owieczki, rozsławiając Jego imię wśród chrześcijan, pogan i heretyków, siłę na to mieli, a ci, którzy tego nie robią swoim dorobkiem nas wspierali. 

- Co racja to racja. Nawet i teraz to obserwuję. Ci nasi gospodarze, chociaż dopiero, co cząstkę swoich dóbr stracili, a już się weselą, jakby im jakiś ciężar spadł z karku. Powinni być zasmuceni. Ale gdzież. Zamiast za robotę się jakąś wziąć, aby straty nadrobić, wolę znowu przy gorzale siedzieć. Widać poukrywane gdzieś zapasy mają i to, co oddać musieli, to za ubytek żaden nie uważają. Ile i my byśmy więcej mieli, gdyby tego oszustwa nie było. A tak harujemy jak juczne woły i prócz boskiej, za to żadnej innej wdzięczności nie mamy. A, jak ich trochę chciałem przetrzebić to waszmościowie za brutala i chama mnie mieli. A przecież im ich więcej będzie, tym też więcej z naszego zjedzą. A ja im za te urwane łby, rozrywkę i wytchnienie po robocie chciałem tylko dawać. Sami teraz słyszeliście jak wiwatują w czasie różnych kaźni. Bo czy to stos, czy szubienica a nawet powieszenie na przydrożnym drzewie, to zawsze jest jakaś radość dla gminu. A nawet teraz, to przecież z takiej właśnie okazji musimy z nimi świętować już od ponad tygodnia. 

- Racja Bourreaux. Dostarczaj im tej rozrywki, ale tylko tyle, aby strawna była, bo jak się tą radością zakrztuszą, to nie będziesz już miał komu tych swoich heretyków pokazywać.


  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media