Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2021-07-17 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 581 |
PROLOG
Jak to w życiu nigdy nic nie wiadomo. Człowiek rodzi się, dąży do tej odrobiny szczęścia, która mu się należy i osiąga jakieś sukcesy, bądź przegrywa ze sobą i swoim życiem. Prawie nigdy nie umiera spełniony do końca, najczęściej odchodzi z myślą, że mógł przecież zrobić o wiele więcej niż mu się udało.
Kilkoro z nas na milion, pozostawia po sobie jakieś widoczne na dłużej ślady. Inni odchodzą bez żadnego echa. Następne pokolenia wspominają więc, tylko tę garstkę ludzi, którzy kiedyś coś znaczyli, szczycąc się, że to z ich rodu pochodzili. Pozostali znikają bezpowrotnie z tej pamięci następców i to zaraz, gdy tylko ci, którzy ich pamiętali o nich zapomną, lub, gdy już nie pozostanie nikt, kto ich wspomni.
Nie wiemy jeszcze, jak będzie z naszą bohaterką tej fantastycznej opowieści, która, nie spodziewając się niczego stała się nagle jej jej główną postacią literacką.
Zabrana z ziemi, w części potrzebnej dla odtworzenia swojej wielkiej poprzedniczki, w Krainach, w których przyszło jej odtąd żyć, spostrzegła że większość opowieści o Niebie i Piekle oraz Bogu, jest tylko mitami. Chcąc uwiarygodnić choćby cząstkę zasłyszanych wcześniej legend, jako typowa femme fatale, zniszczyła swoją planetę.
Lecz i tak jej elektroniczne i papierowe życie do którego powołał ją twórca, będzie chyba trwało dużej, niż pamięć po nim. Taką mam nadzieję.
I
`Żeby się tu znaleźć, trzeba po prostu umrzeć`
Usłyszałam to, gdy ktoś przede mną z tej długiej kolejki, w której wszyscy staliśmy, spytał, co tutaj robi. Od tej chwili i ja wiedziałam tyle samo, co ten człowiek, czyli nic. Przecież przed chwilą byłam jeszcze na imprezie u Damiana. Pewnie przesadziłam z alkoholem i teraz to wszystko mi się tylko wydaje. Poczekam, może mi przejdzie.
Stałam. bo wszyscy stali, choć ani początku ani końca widać nie było. A od chwili, gdy pamiętam nie posunęłam się ani o krok. Stałam, bo i tak nic innego ciekawszego nie miałam do roboty. Jak zresztą wszyscy, którzy tu się znaleźli. Jedyną rozrywką były rozmowy z sąsiadami i zaciekawienie, co się z nami stanie, gdy wreszcie przyjdzie nasza kolej.
Korytarz był wąski i cały biały. Nawet podłoga nie odbiegała kolorem od reszty, przez co wydawało się, że wszyscy jesteśmy zawieszeni w powietrzu i co dziwne nie spadamy. Nikogo, prócz kolejkowiczów, widać nie było. Żadnego nadzoru, czy też obsługi, czy jak inaczej nazwać tych, którzy chyba tu pracują. A, gdyby ktoś próbował buntować się, lub co gorsze zasłabł. To co, czy i wtedy pozostalibyśmy sami, zdani tylko na własne pomysły i inwencję. Nie. Chyba wtedy ktoś by interweniował. Bo przecież z pewnością wiedzą, że tłum ma wiele głów, lecz nie ma żadnego rozumu. Pozostawienie nas samych sobie nie wróżyło niczego dobrego, ani nam samym, ani gospodarzom tego obiektu.
Z chwili na chwilę zaczęłam jednak doświadczać dziwnego uczucia. Kazało mi ono niczym się nie martwić, niczego nie przewidywać i podpowiadało, że jestem w najlepszych rękach specjalistów. Od czego ci specjaliści byli, tego mi nie mówiło. Jak będzie potrzeba, to się dowiem. I tyle. Ta wiadomość powinna mi wystarczyć. Reszcie chyba wystarczyła bo spotulnieli i zupełnie zamilkli. Ze mną było jednak inaczej. Ta standardowa procedura uspakajająca, jakby nie do końca działała. Zamiast odprężyć się, coraz niespokojniej zaczęłam rozglądać się po otoczeniu. Wszędzie ta biel. Dobrze, że nie jesteśmy spętani i możemy się nawet poruszać. Zaraz stąd idę.
Ale coś się zmieniło. Chciałam nawet zrobić jakiś krok w jedną, czy też drugą stronę. Ale to było niemożliwe. Mięśnie całego tułowia i nóg odmówiły mi posłuszeństwa. choć ciało moje zdecydowało się na bunt, to mimo wysiłków, stałam ciągle w tym samym miejscu.
- Niedobrze. – pomyślałam. - Kiedy mi wstrzyknęli ten paraliżujący preparat. Nie pamiętam.
Było to dziwne i wkurzające. I nie tylko.
- Co oni ze mną wyprawiają? Ktoś, lub coś przejęło kontrolę nade mną.
- Nie zgadzam się na to! - Zaczęłam głośno protestować.
- Przedstawcie mi jakieś zarzuty, czy wasze prawa, by tak ze mną postępować. Słyszy mnie ktoś. Halo!
Żadnej jednak reakcji nie było. To, że pozostali podporządkowują się tej idiotycznej sytuacji, to nie znaczy, że i ja muszę. Ale co mogę więcej zrobić. Na szczęście ręce miałam jeszcze sprawne. W niemym proteście zaczęłam machać zdjętą z siebie kurtką. Lecz, chociaż wyraźnie wyróżniałam się od pozostałych, to i tak nie zrobiłam na nikim żadnego wrażenia. Po jakiejś godzinie tego machania zrezygnowałam. Zegarek na mojej ręce wskazywał ciągle godzinę trzynastą i mimo potrząsania nim, pukania w jego obudową i on zbojkotował moje usilne zabiegi mające na celu reanimację jego mechanizmu. Tak samo, nowy przecież smartfon powitał mnie czarnym ekranem i nawet nie próbował uruchomić się. Po raz pierwszy poważnie zaniepokoiłam się. Ile jeszcze będą mnie tutaj więzić. Niczego złego, no może dokładniej mówiąc, niczego gorszego niż zwykle przecież nie zrobiłam, za nic nie zostałam skazana, ba nawet o nic posądzona a jestem tutaj i przez to głupie oświetlenie, nie wiem nawet, czy teraz jest noc, czy dzień.
- Pewnie chcą mnie po prostu ogłupić, żeby później łatwiej im było wyciągnąć ze mnie różne potrzebne im fakty. Kiedyś czytałam, w jakimś kryminale, że policje całego świata prześcigają się w stosowaniu różnych technik, by złamać zatrzymanych i zmusić ich do zeznań. Tak to jest policja, bo kto inny może mnie tak dręczyć.
- Dobrze. Przyznam się do wszystkiego, tylko się pokażcie. A, co chcecie wiedzieć? Już mówię...
Nikt przede mną i nikt za mną, nie podjął żadnej dyskusji z tymi naszymi niewidzialnymi oprawcami. Może oni nie rozumieją w co się wpakowaliśmy. A może rozumieją, lecz nie chcą pogorszyć swojej i tak już nieciekawej sytuacji. Lepiej będzie, jak się zamknę. Buzia na kłódkę.
Znowu spóźniona, na zajęcia, zeskakiwałam po kilka stopni schodów klatki bloku, w którym mieszkałam. Jakimś cudem rodzice nazbierali tyle pieniędzy, żeby mi wykupić te 38m2 kawalerki. Było to jak bajka. Miałam wreszcie coś swojego, coś, co pozwalało mi na odrobinę luksusu. Na dodatek tata obiecał mi, że będzie opłacał koszty, aż nie skończę studiów i nie znajdę jakiejś pracy. Jeśli go nie zawiodę, to wszystko będzie dobrze, a jeśli nie, to wtedy koniec z cackaniem się ze mną i mimo, że jestem jego ukochaną córeczką dla której gotów jest brać dodatkowe godziny w pracy a nawet dodatkowy etat, to klamka zapadnie i pozostawi mnie swojemu losowi.
Wiedziałam, że te słowa były trochę przesadzone, aby woda sodowa nie uderzyła mi zanadto do głowy, ale ta jego odrobina psychologii pomieszanej z próbą zastraszenia sprawiała, że może i z tego powodu, jeszcze bardziej starałam się ojca nie zawieść.
Nieco o tym zamyślona, biegłam coraz szybciej i w ostatniej nieomal chwili znalazłam się w sali wykładowej. Mimo, iż nie jestem nadzwyczajnie płochliwa, to nie lubię krytycznego spojrzenia prowadzącego, który bacznie mnie obserwuje, gdy próbuję niepostrzeżenie zająć swoje miejsce.
Tym razem udało się, więc bardzo szybko zasłuchałam się w słowa płynące z katedry, bo temat wpływów kulturowych na sposób pojmowania wiary na przełomach różnych wieków, bardzo mnie wciągnął.
Dlatego nie zauważyłam nawet, gdy Karolina zaczęła machać mi przed oczami jakąś kartką.
- Halo! Obudź się. Księżniczko. Tu ziemia
Dotarło to do mnie po chwili.
- Co się drzesz? - Warknęłam zdziwiona, że rozprasza mnie, gdy ja słucham czegoś tak fascynującego.
- Obudź się. Wykład jest już naprawdę skończony. Zobacz zostałyśmy we dwie.
Rzeczywiście. Chyba trochę przysnęłam. Wczorajsza balanga sprawiła, że dzisiaj tak łatwo wpadam w ten cudowny błogostan. I nie wiedziałam przez co. Może sprawiły to słowa wykładowcy ubarwione moimi sennymi urojeniami a może były to wspomnienia z dnia wczorajszego.
- Ty małpo. - Powiedziałam – Tak ciebie to ubawiło, że robię z siebie idiotkę.
- Nikt nie zauważył. - Stwierdziła i zaczęła nadawać.
- Zobacz! To list od Kamila. Taki długi.... Gdybym go nie kochała, to musiał by mi przysłać jego streszczenie. Czy nie mógł przysłać SMS-a!
- Dobra, przestań. - Przerwałam - I co pisze?
- Że będzie na wymianie pół roku. Słyszysz pól roku. Jak ja wytrzymam. I po co. Na pewno tam, już jakaś laska do niego się przylepiła. I ja znowu zostanę sama.
Ten potok jej słów sprawił, że zaczęłam się zastanawiać, czy z jej mózgiem jest wszystko w porządku. Kamil pytał ją przecież wielokrotnie, czy ma jechać, bo woli tutaj z nią zostać. Nieomal go wtedy osobiście nie spakowała i wysłała ekspresem. A teraz lamentuje. Czy my dziewczyny zawsze musimy być takimi kretynkami.
- Jak będzie chciał ciebie zdradzić, to i tak to zrobi. Tam, czy tutaj. Dla nich to wszystko jedno, gdzie to robią, a czasem nawet jest im obojętne z kim, pod warunkiem, że ten ktoś jest ładną i chętną dziewczyną.
- Ale mnie pocieszyłaś. Dzięki za wsparcie.
- Zawsze do usług!
- Ewelino zawsze w ciebie wierzyłam - dodała z przekąsem.
Dalsze nasze rozważania na temat wierności naszych mężczyzn i naszej także, dokończyłyśmy dopiero wieczorem, gdy po serii wykładów odbywających się bez żadnych przerw,, znalazłyśmy się wreszcie u mnie.
Z powodu głodu, jadłyśmy jakieś parówki na ciepło, z powodu tęsknoty za uczuciami, oglądałyśmy kolejny melodramat a z powodu naszej samotności, Karolina próbowała przekonać mnie, byśmy resztę wieczoru spędziły w klubie przy parku. Z początku broniłam się, gdyż po ostatnim moim rozstaniu z chłopakiem, z którym chodziłam blisko trzy miesiące, nie chciało mi teraz wplątywać w kolejny nieudany, lub co gorsza udany związek. I jeden i drugi odciągnął by mnie od najważniejszego. Przecież studia były dla mnie ogromną pasją a nie tylko koniecznością a już na pewno nie były odskocznią na przetrwanie. Może byłam dziwna, ale zawsze robiłam tylko to, co mnie fascynowało. A studia fascynowały mnie.
W końcu jednak, po jej długich namowach, zdecydowałam, że jednak idziemy. Nie chcę przecież ciągle ukrywać się pod maską kujonki, gdy prawdziwe życie atakuje mnie z każdej strony. Mogę przecież melodramatycznie stwierdzić, że nie chcę być skrzywdzona, ale przecież tego, aż tak bardzo się nie obawiam. Sama nie jestem zbyt słodka i mogę nieźle namieszać w głowach facetów. Myślę, że to oni powinni bać się mnie bardziej, niż ja ich. To oni mają złudzenia, że są odporni na uczucia. Ale, gdy któregoś udaje mi się omotać i nieco, zmiękczyć, to wychodzi z niego zagubiony mazgaj. No chyba, że trafi się na prawdziwego macho. Ale w tej części świata są to rzadkie przypadki.
Ta moja decyzja spowodowała, że Karolina prawie natychmiast przestała marudzić i miauczeć. Szybko zaczęłyśmy się przebrać w odpowiednie dla pory dnia i miejsca ciuchy.
U mnie wyszło to nie najlepiej. Poczułam się, jakbym była świętobliwą dziwką.
- Wyglądasz cudownie – Powiedziała Karola, patrząc na mnie z wyraźnym zadowoleniem .
Ten jej werdykt utwierdził mnie tylko w moim przekonaniu, że mam rację.
- Coś ze mną jest nie tak, - zastanawiałam się intensywnie - gdy gram rolę pilnej studentki i w za dużym swetrze biegam od sali do sali, to czuję się wyśmienicie a gdy teraz w obcisłej miniówce i w bardzo wysokich szpilkach idę do klubu, to moja samoocena nagle szwankuje.
Już w klubie, Karolina, po paru drinkach, w tym dwu przesłanych od kumpla, który od dawna starał się, by go zauważyła, miała już mocno w czubie. Znudzona zupełnie, jego tęsknymi spojrzeniami, przestała już zupełnie patrzeć w jego stronę. Był przewidywalny i wiedziała, że nic jej od niego nie grozi. Był też zbyt nieśmiały, by do niej podejść i zbyt zbyt mało konkretny, by się obrazić i wyjść. Ot, po prosu taki mały dupek, który ją tylko wkurzał, co nie znaczyło jednak, że nie przyjmowała ona z wyraźnym zadowoleniem wszystkich prezencików, którymi obdarowywał ją przy każdej nadarzającej się okazji.
- Niech się uczy. - Powtarzała - Może, gdy wreszcie ze mnie zejdzie, to jakaś laska w końcu go zauważy i porwie dla siebie. U mnie żadnych szans nie ma. Słodziakiem to on nie jest a i ciachem, też go nigdy nie nazwę.
Była pewna siebie. A alkohol tylko jej tej pewności dodawał. Nic więc dziwnego, że już po chwili wczepiona w jakiegoś palanta, falowała z nim na parkiecie.
Miałam wreszcie odrobinę spokoju. Do dobrej zabawy potrzebowałam kogoś, lub czegoś więcej niż tylko Karoliny. A tego tutaj znaleźć nie mogłam. A na siłę, uszczęśliwiać siebie nie lubię. Aby jakoś przetrwać ten czas, nim i jej tutaj się znudzi, zajęłam się przeglądaniem w smartfonie nieprzeczytanej od kilku dni poczty. A trochę tego było. Mój były błagał o nową szansę a kolega chciał ksero skryptu z kilku wykładów a dziewczyny chciały, byśmy jutro poszły do kina. W chwili, w której, już miałam skończyć ten przegląd wiadomości i usunąć je z pamięci, nagle natknęłam się na jedną bardzo dziwną i to od zupełnie nieznanego mi faceta, który nawet nie raczył się przedstawić. Tekst był nadzwyczaj krótki.
Spotkamy się w piątek o trzynastej.
I tyle. Żadnego,
- Cześć.
- Jak leci.
- Chcę ciebie poznać.
Żadnego innego wyjaśnienia. Zupełnie nic. Krótkie stwierdzenie faktu i kropka. Żart jakiś? A może groźba. Wszędzie wokół nas jest teraz pełno debili i psychopatów. Dobrze, że chociaż ma się to odbyć w środku dnia. Aż tak strachliwa nie jestem, ale na wszelki wypadek zrobię wszystko, żebym wtedy pod żadnym pozorem nie była sama. A jak dowiem się, komu trzymają się takie makabryczne dowcipy, to bardzo tego pożałuje.
O trzeciej nad ranem, wreszcie wróciłyśmy. Karolina, poważnie wstawiona, o mało nie wypadła spod prysznica, ale obyło się bez wypadku. Pomarudziła jeszcze trochę. Zawinęła się w koc i nagle wpół słowa usnęła. Mnie ten manewr nie udawał się zupełnie. Czy to z powodu wypitych dwóch kaw, czy też dlatego że przeczytałam tę dziwną wiadomość, ale bezsennie przetrwałam aż do rana i zamiast na przedpołudniowe wykłady, udałam się na randkę z Morfeuszem.