Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2021-07-24 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 624 |
- Przytul mnie. - prosi Ewelina.
- Już kochanie przychodzę. - Z kuchni krzyczy Azazel.
Po chwili oboje leżą już wtuleni w siebie. Są razem i czują się bezpieczni. Od kiedy tyle złego dowiedzieli się o Niej, Victoria nie pokazała się ani razu. Być może wstydzi się za swoje postępowanie a może tylko nie widzi potrzeby pokazywania im swojej władzy a może, w co troszeczkę także wierzą, że jest ona w jakiś sposób jest od Eweliny zależna. Jeśli ta ostatnia możliwość istnieje, to istnieje także szansa, że oni wszyscy przeżyją a wtedy, gdy Ewelina zechce, to Victoria nie będzie mogła się ujawnić. A Ewelina nie chce tego. Chce natomiast, aby ta chwila, gdy ginie w objęciach Azazela trwała jak najdłużej i aby to tylko ona a nie razem z Victorią, była przez niego całowana, pieszczona i kochana.
Michał nie lubi siebie za to co sobie zrobił. Za Boga, którego odesłał w nicość i będzie Go musiał z tej nicości wydostać, za Victorię, która z tej nicości wróciła i nie udało mu się Jej z powrotem tam wysłać I za to, że jest teraz, w klatce i nie potrafi niczego sensownego wymyślić, aby Victoria z tej klatki go wypuściła.
Od czasu wydarzeń w pałacu Michała cała czwórka jest nadal sama. Bogini, chociaż jest ukryta w ciele Eweliny, to ani razu nie ujawniała się.
- Po pierwsze, - tłumaczyła sobie Ewelina, - nie ma Jej, bo jak na razie, nie chce nas wszystkich oglądać
- Po drugie, jeśli się ujawni, to mogę Ją znosić, by sama sobie zrobiła jakąś krzywdę.
- Po trzecie, to ja Ewelina mam tę moc, że bez mojej zgody Victoria nie może się ukazać i niczego zrobić, bo po prostu beze mnie nie istnieje.
Oczywiście ten ten trzeci argument był najważniejszy. I Ewelina słusznie podejrzewała, że przez te wieki niebytu Victoria straciła nie tylko swoje ciało, ale i własną osobowość a co się z tym wiąże, ona sama nie mogła zupełnie podporządkować sobie Eweliny a porzucenie schronienia w niej, jak na razie, było niemożliwe, bo chyba nie istniała teraz żadna istota z którą Victoria mogła związać swoją egzystencję. Ludzie w takiej sytuacji mówią, że z nikim Victoria nie miała pełnej zgodności genetycznej. Tak więc, obie postaci były od siebie zależne. Z tym, że Bogini bardziej zależała od Eweliny, bo tak się złożyło, że Ewelina samej siebie opuszczać nie musiała.
- Jak tę Ewelinę udobruchać? - Tego Bogini nie wiedziała. Obie miały niezależne od siebie charaktery i obie te charaktery miały silne. Ona, jako Bogini miała więcej siły, a Ewelina znała lepiej współczesność. Razem mogły sięgnąć po tron, ale tego chciała tylko Victoria. Ewelina, zakochana i pogodzona z konsekwencjami swojego przerwanego życia, marzyła tylko o spokoju, miłości i przyjaźni.
Victorii, która aby zaistnieć musiała Ewelinie zrujnować życie, było jej za to tej dziewczyny żal. Może nawet dlatego chciała jej akceptacji i przyjaźni. Jednak złe czyny, o których niepotrzebnie wszyscy się dowiedzieli, tę szansę zniszczyły i chociaż, tak bardzo szybko polubiła jej zwyczaje, to teraz musi przyzwyczaić się do myśli, że już nigdy nie zostaną ani przyjaciółkami, ani nawet nie będzie mogła liczyć, że Ewelina tę Jej przeszłość kiedyś zrozumie i wybaczy.
Ewelina z kolei nie mogła pogodzić się z tym że Victoria jest rzeczywiście taką złą istotą i bezlitosną furię. Natomiast, bardzo pragnęła móc uwierzyć, że Michał kłamał. Nikt przecież nie może być aż tak zły, jaką według jego słów była Bogini. Ona sama, nie pamiętała jeszcze wszystkiego ze swojej przeszłości, więc może Michał wmówił Jej to wszystko. Przecież ktoś, kto ciągle kłamie i ciągle z kimś walczy, zatraca poczucie prawdy i sam zaczyna te prawdę kształtować. Michałowi do końca dowierzać nie można. Może też Victoria musiała ją, Ewelinę tak unieszczęśliwić z jakiegoś ważniejszego powodu, niż tylko z chęci zdobycia władzy. Ewelina tak bardzo chciała to od niej usłyszeć i to wyjaśnienie przyjęłaby bez specjalnych protestów. Cóż, i tak już niczego nie da naprawić i nie da się wrócić minionego czasu.
Victoria i Ewelina, mają jedyną szansę na współistnienie,. Obie muszą się ze sobą pogodzić. Dla siebie, dla całej czwórki a nade wszystko, przeciwko Michałowi, który ich stabilizację prawie zupełnie zniszczył.
Ewelina bardzo nie lubi konfliktów, ma naturę zgodną i zawsze dąży do osiągnięcia kompromisu w każdej sprawie, bo to jest znacznie lepsze, niż brak porozumienia. Tak jest i teraz. Dlatego już nie może czekać dłużej. Sama wezwie Boginię, by Ta, wyjaśniła cokolwiek i rozwiała chociaż kilka wątpliwości, by zrobiła coś, co pozwoli im nadal współistnieć.
- Victorio, potrzebuję Ciebie.
Wszyscy czworo z niepokojem oczekiwali aż Victoria ukaże im się w pełnej krasie swojej boskości. Wywołując ją, Ewelina zaryzykowała, że może to nie załagodzić niechęci wszystkich pozostałych do Victorii, ale chciała, aby ona sama mogła poczuć się lepiej.
Jakie było wielkie ich zaskoczenie, gdy zobaczyli przed sobą Boginię, skuloną i schowaną nieomal całkowicie w swoje skrzydła. Stała przed nimi z miną skruszonej dziewczynki a ponieważ była ona idealną kopią Eweliny, to wyglądała nieomal komicznie. Irmina zaśmiała się cicho i dopiero powaga sytuacji, przywróciła u wszystkich należytą postawę.
- Nie traktuj nas jak nierozumne dzieci. - Z wyraźną złością zwrócił się Azazel do Victorii. - Jak mamy wysłuchać Ciebie i zrozumieć, gdy grasz przed nami komedię. chcesz być potraktowana ze zrozumieniem, bądź po prostu sobą.
Victoria wyprostowała się, rozwinęła skrzydła i powiedziała:
- Przepraszam, ale musicie zrozumieć, nie wszystko, co wydarzyło się kiedyś pamiętam dokładnie. Mam w pamięci ogromne luki i czuję też, jakby ktoś kiedyś majstrował w moich wspomnieniach. Nie jestem pewna, czy wszystko, co o mnie usłyszeliście, jest prawdą. Może zrobiłam tyle złych rzeczy, jak mówi Michał, może nawet więcej a może ich nie zrobiłam. Nie wiem, czy byłam lepsza, czy może gorsza, niż on to przedstawił. Dlatego, mimo iż przyrzekam wam szczerość swoich wypowiedzi, sami musicie osądzić, czy mogło tak być, czy też nie.
- Postaramy się być sprawiedliwymi sędziami. - Wtrącił się Uriel.
- Dziękuję raz jeszcze a teraz pytajcie.
- Co dały ci układy z Michałem i dlaczego usunęliście Boga?
- I tutaj tkwi pierwszy mój problem. Nawet według Michała nie byłam uczestniczką akcji Wielkiego Kręgu przeciw Bogu i tak i ja to zapamiętałam, lecz pewnie, to odesłanie w nicość Stwórcy sama zainicjowałam a Michał był tylko wykonawcą moich poleceń, ale to, że musiałam znaleźć się w niebycie, abym nie mogła stanąć mu na drodze do władzy, to była już tylko jego inwencja i nie jest prawdą, że takie rozwiązanie, to ja mu zakodowałam. Michał od początku swojego istnienia zawsze takie nadzwyczajne aspiracje przejawiał a w tamtej chwili po prostu mógł je zrealizować. Czy jednak tak było? Nie pamiętam i nie mam na to żadnych dowodów winy, ani przeciwko sobie, ani przeciw Michałowi.
- A w jaki sposób teraz wróciłaś? - Przerwał jej wywód Azazel.
- Myślę, że ktoś mnie przywołał, bo nagle poczułam, jakbym obudziła się z długiego snu. Nagle uświadomiłam sobie, że jestem. Pomyślałam, że chcę wrócić i wróciłam. Wtedy właśnie Abaddon zabrał duszę Ewelince, bo nieświadomie włączyłam ten cały łańcuch zdarzeń, które już znacie. Nie wiem tylko, dlaczego nie mogłam wrócić do swojej pierwotnej postaci, lecz musiałam wykorzystać tę dziewczynę. Może po prostu, to ona zaczęła w chwili swoich urodzin być mną a ja tylko wróciłam do siebie, bo przecież wyglądam teraz tak, jak kiedyś wyglądałam, mam tę samą figurę, taką samą twarz. Podejrzewam, że może ona tylko dla tego musiała się narodzić, by zostać w końcu mną. A może jest inaczej, bo istniejemy obie. Ona nadal nawet tutaj jest sobą a ja tak do końca przecież nią nie jestem.
Ta część wyjaśnień Bogini wydała się wszystkim logiczna i prawdopodobna. a, że zarówno ani ona ani nikt z nich, nie wiedział, czy wszystkie te słowa były prawdą, wszyscy musieli się z nimi zgodzić. Niejasności jednak pozostały, bo w Jej wypowiedzi było zbyt wiele niedomówień.
- A czy wiesz, dlaczego wróciłaś?
- Znowu tylko się domyślam, bo jeśli jestem rzeczywiście taką złą istotą, to chyba zdecydowały o tym stare powody: chęć rządzenia i walki, bo cóż innego bym mogła chcieć. Ale i tego nie wiem na pewno. Może nawet tak było na początku. Lecz zmieniło się to natychmiast, gdy po raz pierwszy was zobaczyłam. Żadnej już władzy nie chciałam i zaczęłam myśleć, że pokój jest znacznie lepszym rozwiązaniem niż wojna. Stało się tak, bo te wszystkie nowości, których przez te wszystkie wieki swojego snu nie poznałam, teraz, gdy je ujrzałam, sprawiły, że zaczęłam chcieć cieszyć się od nowa swoją wiecznością a na dodatek to wasze optymistyczne nastawienie do życia mnie w tym tylko umocniło. Władza może ma i znaczenie, ale wiąże się z wieloma wyrzeczeniami. Odkąd więc tutaj jestem, nie zrobiłam nic, by o nią zawalczyć i nie chciałam zrobić niczego, by ją zdobyć, ale gdy Michał zaatakował nas i musiałam nas obronić, to powróciły we mnie te żądze i odtąd znowu chcę Michałowi władzę zabrać i muszę walczyć, by to wszystko osiągnąć. Gdy jednak swój cel zrealizuję, tę władzę oddam Stwórcy a Michała i siebie postawię pod Jego osąd, byśmy ponieśli zasłużoną karę za swoje czyny, bądź uzyskali przebaczenie, jeśli taka będzie Jego wola. W tej walce o powrót prawowitego władcy, pewnie nie raz jeszcze będę musiała użyć siły, ale postaram się nie zginąć, bo wtedy po raz drugi, tym razem wraz ze mną, musiała by zginąć Ewelina.
Po tych Jej słowach, zapanowała zupełna cisza. Victoria stała przed całą naszą trójką i oczekiwała na dalsze pytania, ale pytań nie było. Cóż jeszcze mogliby chcieć usłyszeć. Teraz rzeczywiście nie zrobiła nikomu z nich nic złego. Nikogo z nie zaatakowała i była przecież nawet przyjacielska a tej przyrzeczenia, o ile były prawdziwe, a na takie przecież wyglądały, ukazały nam, że jednak potworem nie jest a tylko wplątaną razem z nami uczestniczką intryg Michała. A to, że kiedyś. była ucieleśnieniem zła, nawet sama uznała za bardzo prawdopodobne. Lecz, ani tego ani innych faktów z tamtego okresu nawet Uriel i Azazel pamiętać nie mogli, bo wszystkie te wydarzenia odbywały się przecież zawsze w zaciszu pałacowych pokoi.
Ewelina i Irmina, których jeszcze tutaj nie było, nie mogą sobie nawet wyobrazić koszmaru tamtych strasznych chwil. Całą czwórką potępiają Boginię za to wszystko, ale ta historia Jej życia, była dla nich tylko straszną opowieścią. I chociaż, po tych wyjaśnieniach, trochę Victorii wierzyli a trochę w te słowa wątpili, to jednak przede wszystkim, po prostu nadal Jej się bali. Dlatego, gdy wreszcie odeszła i zobaczyli znowu Ewelinę, ich humory uległy wyraźnej poprawie.
- Poszalejemy trochę. - Zdecydował Azazel i wszyscy rozprostowawszy skrzydła wznieśli się w powietrze. Było im to potrzebne. Od tak dawna przecież nie mieli chwili spokoju.
Niebo oferowało także wiele atrakcji. Tutaj istniały przecież niezwykłe miejsca. Wodospady i strumienie malowniczo wkomponowane w otaczający krajobraz. Tym razem wybrali jednak jakąś górską przełęcz po której idąc mogli obserwować niespotykane gdzie indziej skały. Mogli tak chodzić godzinami, bo mimo wyobrażanego sobie uczucia zmęczenia już teraz nikt i nic nie zmuszało ich do zaprzestania wędrówki.
- Wierzycie jej? - Spytała Ewelina.
- Tak, stwierdzili nieomal jednocześnie pozostali.
- Dlaczego ma kłamać. Co najgorsze już za nią. - Myślę - Kontynuował Uriel, czy zemści się teraz na Michale, czy też tego nie zrobi, to i tak nie ma to już dla Niej wielkiego znaczenia. Całe pokłady tych jej pierwotnych sił zła, które przez te wszystkie wieki zbierała w sobie, mają się teraz nijak do współczesnej sytuacji Nieba i Piekła. Rządy Michała tak naprawdę niczego nie zmieniły. Ludzkość nadal istnieje. Ci, którzy tam na ziemi chcą wierzyć, że Bóg istnieje, mogą to robić bez ryzyka pomyłki a ci, którzy już są tutaj, słysząc nagrania głosu przedwiecznego, też są spokojni. Piekło, które choć ma też swoje drobne problemy, nie chyli się ku upadkowi. Dlatego z Michałem, czy też bez niego wszystko toczy się odwiecznym rytmem. A najlepszym na to dowodem jest fakt, że wszyscy czworo możemy teraz podziwiać to wszystko, co dawno temu nasz Stwórca przygotował.
Tak więc, Victoria nie musi już nic robić. Ona nie, ale ich czwórka tak. Trzymanie Michała w zamknięciu, jest bezcelowe. Wprawdzie uwięziony przez Victorię, bez jej pomocy nie uwolni się, ale okres zupełnego bezkrólewia może Niebu nie wyjść na dobre.
Po tygodniu zwiedzania różnych ciekawych zakątków, pełni wrażeń wróciliśmy do domu. Musimy teraz zmierzyć się z samym Michałem.
- Jesteś Victorią? - Spytał zza krat, gdy zbliżyła się.
- Jestem diablicą. Lecz jeśli tego bardzo chcesz, mogę się nią stać. Nie wiem tylko, czy ona, nie rozszarpie ciebie zaraz na kawałki, po tym, co jej zrobiłeś. A więc jak, czy mam Ją przywołać?
- Porozmawiajmy spokojnie. - Mówi skruszony i przestraszony archanioł.
- I to mi się podoba. jak trochę pomyślisz, to odzyskujesz zdrowy rozsądek Michale. - Drwi z niego Ewelina.
- Nie bądź taka sarkastyczna.
Pozostała trójka z pewnym rozbawieniem przyglądała się tej scenie. Władca Nieba, uzurpator Michał korzył się teraz przed małą diabliczką. Ona z niewinną miną patrzyła mu prosto w oczy a on, tego wzroku unikał, jakby się bał, że ona dostrzeże w nim nieszczerość. Zwykle to on przesłuchiwał i wyciągał potrzebne wnioski. Teraz, gdy role tak diametralnie się odmieniły, nie potrafił z godnością przyjąć, tego, że to on jest więźniem a cała czwórka i Victoria przede wszystkim stanowią gremium sędziowskie, które bez powoływania jakiegokolwiek świadka obrony, ma wydać na niego wyrok skazujący, bądź co mniej prawdopodobne, uniewinniający. Stawką w tej sprawie dla Michała było wszystko. Władza, tron niebiański i być może także życie. Powinien stanąć przed nimi i wyznać wszystkie swoje winy, prosząc o łagodny wyrok. Ale on nie potrafił tego zrobić. Boi się, ale jednocześnie chce, by oni uznali jego wielkość i rozmawiali z nim, co najwyżej, jak równi z równym.
Patrząc na niego, Ewelina zaczyna dostrzegać w nim odradzającą się pewność siebie. A to nie sprzyja przecież, możliwości wydobycia z niego jakichkolwiek istotnych zeznań. Widocznie czas, który minął od jego uwięzienia był za krótki a warunki zbyt dobre.
- Wezwę Victorię. - Cicho powiedziała Ewelina. - Niech przed nią się tłumaczy a ona z nim zrobi, co zechce. Słowa te rozniosły się jednak po tym cichym pomieszczeniu, bo Michał spojrzał na Ewelinę takim wzrokiem, jakby już nie żył.
- Nawet tak nie żartuj.
- A co masz mi do powiedzenia, żebym tego nie musiała zrobić?.
- Ty już tej przewrotnej Bogini wybaczyłaś, więc cokolwiek powiem i tak mi nie uwierzysz.
- Nie wierzę ani tobie ani Jej i najlepiej zrobię jak sama powołam Wielki Krąg i oboje was odeślę tam, skąd już nie powrócicie.
- Wiesz, że nie możesz tego zrobić. Twoje wezwanie, Krąg po prostu zignoruje, więc jeśli sama obejmiesz władzę to oboje będziemy bacznie obserwować twoje poczynania, bo przecież, ty dziewczyno, nie masz żadnego pojęcia o rządzeniu.
- A ty, prócz tego, że nie doprowadziłeś do całkowitego rozpadu w Niebie, cóż takiego wspaniałego zrobiłeś?
- Ludzkość istnieje.
- Bo nawet prawdziwego potopu nie potrafiłeś wywołać. A przecież tak bardzo się starałeś. Czy wszystkie twoje słabe strony mam potraktować jako sukcesy?
- A tobie wszystko się udaje?
- Nie musi. Jestem tylko małą dziewczynką, która pokonała archanioła Michała, wielkiego niebiańskiego władcę, przywódcę całej armii Boga i głównego dyrygenta wszystkich chórów. To niewiele, ale jak na tak krótki okres czasu, przez który tutaj jestem, nie są to chyba takie małe osiągnięcia.
Śmiech, który wypełnił teraz byłą kwaterę Michała, sprawił, że ten odwrócił się do nich tyłem, by nie zauważyli jak ze złości zagryza zęby. Bo rzeczywiście, ta mała miała rację. Wieki jego rządów prysnęły, jak bańka mydlana a on sam nie potrafił wymienić zbyt wielu swoich zasług, prócz tej, że teraz Niebo nie ma Boga a wszyscy ludzie swoje modlitwy ślą donikąd. Ale ta jego zasługa w prowadzonym teraz przez nich postępowaniu sądowym, mogła Michałowi tylko zaszkodzić. Niebo wolne od swojego Stwórcy. Ten slogan nie przyjmie się nigdzie i chociaż przez te wszystkie wieki jego rządów był faktem, to przecież ani on, ani Gabriel ani nikt inny tego nie rozgłaszali. Garstka wtajemniczonych, przyjęła ten fakt do wiadomości, ale szczegóły tego faktu nie ujrzały światła dziennego. A Ewelina, która tak niedawno przecież zaistniała tutaj, zaraz dotarła do tej tajemnicy. Wielkość Michała w jednej chwili zmalała a jej drobna postać, stała się dla niego koszmarem.
- Byłem złym władcą. - Warknął.- Zabijcie mnie teraz, przejmijcie władzę i niech to wszystko wreszcie się skończy.
- To nie takie proste. Twoja śmierć niczego nie zmieni. Ale ty, musisz zmienić wszystko. Przywrócisz do poprzedniego stanu, każdy zmieniony przez ciebie szczegół rządzenia, tak aby, gdy już Bóg powróci, mógł spokojnie zasiąść na Swoim tronie. Jeśli samemu tego zrobić nie zdołasz, przyślę ci do pomocy Victorię.
Nadzieja na możliwość powrotu na tron, nawet w najbardziej ograniczonym zakresie, sprawiła, iż chociaż teraz Michał zacisnął zęby na dźwięk imienia Bogini, to i tak była o Niebo lepsza, niż jego detronizacja. Tej drugiej opcji z pewnością by nie przeżył. A tak zaistniała przed nim nadzieja na ograniczoną wolność i nieograniczone możliwości wyplątania się z tej afery a później może i nawet triumfalny jego powrót do pełnej władzy.
Wszyscy czworo zauważyli skryty uśmieszek na jego twarzy i wiedzieli już, że o ile Victoria, mimo swojej większej siły, jest od nich zależna, o tyle Michał zależy tylko od urojeń swojego choregu mózgu i nie ma najmniejszego zamiaru z nimi współpracować. Mieli więc do wyboru, długie trzymanie go w tej klatce, zaprowadzenie go pod sąd przedstawicieli Nieba i Piekła, czy wreszcie oddanie mu tej części władzy, czego tak bardzo pragnie. Sąd był prawie niemożliwy, bo wszyscy by musieli poznać szczegóły tajemnicy a ich reakcji Ewelina nie chciała obserwować. Mogli być nieobliczalni i albo Michała zabić, albo wręcz przeciwnie, gloryfikować ten jego występek, bo skoro to wszystko trwa tak długo, to po co to zmieniać. Bóg jest, czy Go nie ma, dla nich i tak to wszystko będzie obojętne, tym bardziej, że wraz z Jego powrotem i tak im skrzydeł, anielic i męskości nie przybędzie. Na rozsądek Michała, liczyć też nie mogli. Pozostało im tylko wypuszczenie go i czekanie na jego kolejne ruchy. Całkowitej władzy nie odzyska, bo będą go kontrolować. Ale i bez tej kontroli, zepsuć niczego nie może, bo, to co miał uszkodzić, to już od dawna jest zepsute. O poparcie swoich słabych rządów ubiegać się też nie będzie, bo i tak nikt przecież nie zauważył, że go przez jakiś czas na tym stanowisku nie było.
Tak więc, jak na razie byli bezsilni i wiedzieli, że gdy go wypuszczą, to właściwie wszystko wróci do tej chwiejnej równowagi, która tak długo trwała.
- Victorio przyjdź!
Michał aż skulił się, gdy zobaczył skrzydła Bogini i jej złe spojrzenie.
- Wypuść go.- Pomyślała Ewelina i po chwili drzwi klatki otworzyły się.
Michał był znowu wolny i zawdzięczał to tylko sobie. Ewelina, która zdecydowała o oddaniu mu wolności, zbyt wielkiego wyboru nie miała, dlatego nie jest jej za nic wdzięczny.
- Wychodzimy stąd. - Zdecydował Azazel i po chwili w całej kwaterze Michała zapanowała cisza.
Gdy tylko opuścili pałac, wolny już Michał usiadł przy swoim biurku i zastanawiał się, jak wielki wpływ ma na Boginię ta diabliczka Ewelina. Jednak czegoś takiego nie spodziewał się. To nie Victoria rozkazywała Ewelinie, lecz było wręcz przeciwnie. Michał wiedział już teraz. Ewelina jest silną istotą i jako jego wróg, ma ogromne znaczenie. Z nią i tylko z nią będzie walczył, jej nienawidzi i z nią musi się liczyć. Uriel i Azazel nawet przez chwilę nie kwestionowali wszystkiego tego, co mówiła i o czy zadecydowała, dlatego, tylko od Eweliny będzie zależało, jak długo tę wolność utrzyma. Nienawidzi ją za to i postara się na niej zemścić za to upokorzenie go, za to, że widziała jego strach i za tę wolność, którą mu zwróciła. Takie akty łaski może okazywać tylko on a nie ta smarkula.
- Dlaczego go wypuściłaś?
- A dlaczego nie. A ty byś go Urielu ciągle trzymał w zamknięciu.
- Nie, też bym go wypuścił, tylko, że ja przez tę wieczność mam inne pojęcie czasu. wiek w tę, czy w drugą stronę, nie ma dla mnie znaczenia. Ty masz jeszcze w sobie ten powiew ziemskości i jeszcze spieszysz się z podejmowaniem decyzji a ja nie mogę za tobą nadążyć.
- A ty Azazelu, czy też jestem dla ciebie za szybka, może, gdy będziesz chciał mnie pocałować, to poczekamy ze z tym ze sto lat.
Uriel uśmiechnął się.
- I tu mnie masz. Decyduj dziewczyno jak chcesz, ja mogę tylko od ciebie uczyć się tego twojego wielkiego sprytu i tej twojej cudownej mądrości.
Taki komplement z ust archanioła, był dla Eweliny nie mniejszym zaskoczeniem, niż kompletna niereformowalność Michała. Wprawdzie Uriel był jej przyjacielem, bo tak o nim myślała, ale te słowa świadczyły tylko, że się nie myliła. W tym stadzie, nie wiedziała tylko, czy dzięki niej samej, czy także dzięki Victorii, stawać się zaczęła samicą alfa. To jej przywództwo potwierdzone właśnie przez Uriela mile łaskotało jej dumę. Nie, żeby poczuła się nagle taka ważna, ale nie jest już tą skromną dziewczynką, którą dla Victorii demon Abaddon pozbawił życia.
Irmina i Uriel potrzebowali kilku chwil samotności, więc nie mówiąc nikomu polecieli sobie na romantyczną randkę. Po tych wielu przeżyciach chcieli teraz móc nacieszyć się tylko sobą. Ich miłość była przecież w wielkim rozkwicie a to nie sprzyjało chęci widzenia kogoś poza sobą. Lubili towarzystwo Eweliny i Azazela, ale nie w tej chwili. Łąka na której postanowili się zatrzymać pachniała wieloma kwitnącymi roślinami. Delikatne, choć wysokie trawy okryły ich swoją zieloną puszystością. Mogli nie widziani przez nikogo, słyszeć teraz swoje przyspieszone oddechy i czuć zapach nie tylko wszystkiego, co ich otaczało ale także i swoich ciał. W szerokich ramionach Uriela tak dobrze było Irminie, tak spokojnie i bezpiecznie. Mogła poczuć się przez chwilę małą dziewczynką, by po chwili stać się piękną kobietą pragnącą wielu pieszczot. I Uriel współgrał z jej odczuciami i razem przeżywali ciągle od początku swoją wspólną rozkosz. Głaskał ją Uriel i całował w różnych miejscach, i robił to tak czule, że mógł to powtarzać bez końca a jej drżące ciało mówiło mu więcej, niż jakiekolwiek słowa wyrazić by zdołały. Tu rzeczywiście pośpiech był zbyteczny, bo w takiej sytuacji i wieki by nie starczyły, aby mogli sobą ostatecznie nasycić się. Mijały więc długie godziny a oni ciągle trwali w objęciach i powoli starali się poznać swoje ciągle spragnione siebie ciała. Nawet zmrok a później i noc nie przeszkadzały im we wpatrywaniu się w siebie i odkrywaniu coraz to nowych rejonów rozkoszy, których do tej pory jeszcze nie znali. Nad ranem usnęli wreszcie, by w swoich snach kontynuować, to czego na jawie nie zdążyli jeszcze przeżyć.
Pozostała dwójka, chociaż tak nagle opuszczona, nie czuła swojej samotności. Mimo tego iż byli sami i cały dom tylko dla nich należał, to jednak Ewelina nie wiedziała, gdzie mają się ukryć z Azazelem, aby nikt im przeszkodzić nie zdołał.
- Ewelinko, czy, gdy jesteś teraz taka jesteś teraz ważna, to, czy będziesz mnie nadal chciała?- Przekomarzał się Azazel.
- Nie opuściłam ciebie w biedzie to i w dostatku, też możesz liczyć na mnie. - Żartowała diabliczka, przytulając się i wślizgując pod jego ramię.
I oni, nie spieszyli się zbytnio z pieszczotami. Powoli znikały z nich ubrania i powoli wszystkie swoje nieodkryte części ciała wypełniali wzajemnymi pocałunkami. I te ich ruchy przyspieszyły tylko wtedy, gdy Azazel na jej wyraźną prośbę penetrować zaczął, ukryte dla ich wzroku, źródła wywoływania rozkoszy i ekstazy. Później znowu niespiesznie wracali do poprzednich zabaw, by w końcu tę ostatnią powtarzać w zwiększającym się tempie jeszcze kilkanaście razy. Zmęczeni i szczęśliwi zasypiali w ogromnym łożu, zajmując tylko jego drobny kawałek a pozostała jego część jeszcze długo wspominała wszystko to, czego była świadkiem i to niekoniecznie bierną uczestniczką, bo poddając się ciężarowi ich ciał współuczestniczyła w całej tej zabawie.
Na drugi dzień obie pary nie wychodziły z domu objadając się smakołykami i popijając wszystko napojami i sokami. Takie leniuchowanie już zdążyli polubić, gdyż po skończeniu każdego ważnego i stresującego zadaniu zawsze tak robili. Byli wtedy razem i nie nękani następnymi i koniecznymi do wykonania akcjami, mogli żyć wtedy pełnią życia. Nie stworzyli z siebie drużyny do zadań specjalnych i nie powołali siebie do obrony wszystkich przed wszystkimi, lecz to za nich los zdecydował, że gdy cokolwiek zaczynało się dziać, musieli w tym uczestniczyć. Strach Michała przed nimi powodował, że broniąc się, poznawali coraz więcej jego ciemnych sekretów i to prowokowało jego ataki a ich zmuszało do obrony. Pojawienie się Victorii stało się jednocześnie punktem zapalnym dla wszystkich wydarzeń, które potem nastąpiły. Dlatego każdy spokojny dzień upływał im na siedzeniu w swoim domu. Tak wypoczywali, bo chociaż dziewczyny przyzwyczajone były do szybkich akcji i reakcji, chłopcy woleli ten wieczny spokój. Dlatego, jeszcze nie tak dawno niespieszno im było do podejmowania jakichkolwiek działań, ale od spotkania z Wielkim Kręgiem, zorientowali się, że i szybkość może mieć kolosalne znaczenie, szczególnie przy ratowaniu życia zarówno sobie, jak i innym. Niemniej jednak robili wszystko, by tej niedogodności unikać a właśnie dom był tym schronieniem, które gwarantowało im wszystkim spokój. Mogli śmiać się i żartować. Mogli być sobą. W ich sytuacji bycie domatorami, chroniło ich przed niemiłymi niespodziankami, bo chociaż dziewczyny pamiętały jeszcze łowców wysłanych przez Michała i popękane szyby i że z tym bezpieczeństwem nie jest tak do końca, jak sobie wmawiają, to jednak, gdy teraz byli razem, groźba takiego ataku na nich, jest dużo mniejsza. Przedtem, Michał nie znał ich prawdziwej siły, teraz i on wie, że musi się mocno zastanowić, nim zdecyduje się podjąć jakiekolwiek działania przeciwko nim, nie mówiąc już o zbrojnym ataku.
W pałacu, który do tej pory był jego kwaterą główną, Michał zastanawiał się, jak przywrócić swój nadszarpnięty prestiż a co ważniejsze, jak przeciągnąć w czasie konieczność powołania nowego Wielkiego Kręgu w celu przywrócenia rządów Stwórcy, czego zażąda z pewnością Ewelina.
Znając ją, jeśli będzie się zasłaniał jakimiś trudnościami w doborze uczestników, to ona sama to zrobi. Jedyną nadzieją dla niego jest powołanie takiego Kręgu, który nie będzie w stanie Boga przywołać. A to może się udać, bo dwóch Kręgów, jednego po drugim, powoływać nie wolno, przez co może zyskać jeszcze sporo czasu na odwleczenie chwili, w której Bóg rzeczywiście się pokaże. A za to, że coś się nie uda, przecież winy ponosić nie może. Żądanie Eweliny będzie spełnione a on nie utraci władzy. Jakie to piękne. Gdy tak się stanie, to obieca Ewelinie , że nie będzie z jej grupą wchodził w żaden konflikt i ich atakował. A Victorię za wszystko przeprosi. I taki status quo może przynieść wszystkim tylko uspokojenie.
Najlepsze są rozwiązania najprostsze a pokorne ciele, czyli on dwie matki, czyli Ewelinę i Victorię zacznie ssać. Z wrażenia i podziwu nad swoją przebiegłością aż się uśmiechnął. Bóg jest wszędzie, czyli w nim też, a to oznacza, że on jest Bogiem. I właśnie tylko tego chciał. Niczego wielkiego. Po prostu chciał być Bogiem i nim będzie. I już się z tym kryć nie zmierza, lecz ogłosi wszystkim, że od samego Stwórcy uzyskał namaszczenie na jego następcę. I odtąd nikt nie będzie szukał już Boga prawdziwego a wszystkie hołdy i modlitwy będą tylko dla Michała, Ma przecież wielowiekową praktykę w sprawowaniu władzy i jako jedyny jest godny do tego zaszczytu i ma wystarczające kwalifikacje do pełnienia tej ważnej misji. Ewelina jest może też wystarczająco inteligentna, ale nie tak jak on a Victoria, przez te wieki, przez które zamiast być tutaj, była gdzieś, gdzie rządzić nie mogła i przez ten brak praktyki straciła jakąkolwiek możliwość bycia Wszechpotężną Boginią obu światów pozaziemskich i całej ludzkości. Na polu bitwy Michał pozostanie sam i już teraz widzi siebie, jako dobrego i miłosiernego pana Wszystkich, może jeszcze nie Stwórcę, ale godnego odtwórcę tej niezwykłej roli. Jeśli zmieni się treść kilku modlitw, napisze kilka nowych i choćby trochę pozmienia w starym i nowym przymierzu, to nikt już nie zakwestionuje jego praw do władzy totalitarnej a przez to demokratycznej.
Z wiadomości, które docierały do Eweliny o Michale, wiedziała ona, że archanioł przez nikogo nie ponaglany organizuje Krąg, szkoli jego uczestników i jeszcze na dodatek rozpowiada wszystkim, że gdy Bóg już wróci to on Michał odda tron i całą władzę prawowitemu władcy. Mówiąc to wywołuje nieskrywany śmiech u niemal wszystkich aniołów, gdyż przecież o dotychczasowym nieistnieniu Pana nikt nie wiedział. Nic więc dziwnego, że w Niebie zaczęła się też roznosić pogłoska, iż archanioł Michał, po tysiącleciach pomocy Wiekuistemu, trochę podupadł na zdrowiu psychicznym i trzeba rozważyć możliwość zastąpienia go na wszystkich zajmowanych stanowiskach, chyba, że Stwórcy te pogłoski o Jego niebycie zupełnie to nie przeszkadzają. I im bardziej Michał starał się przypodobać Ewelinie, wykonując polecenia, których nie wydała, tym plotka ta, traciła na wartości. Jednak plotki mają to do siebie, że chociaż nikt w nie nie wierzy, to i tak doszukuje się w nich ziaren prawdy. Tak było i tym razem. Sytuacja, zamiast się uspokajać, wprowadzała ogólny zamęt.
To wszystko rujnowało zupełnie plany zrównoważenia sytuacji. Bez względu na konsekwencje, nie można przecież dopuścić do takiego stanu rzeczy, w którym pozostali uczestnicy tego zamieszania, mogą poczuć się zagrożeni niepewnością o dalsze swoje losy. Jednak, zanim sam Stwórcą zacznie wszystkim kierować,Michał chory, czy nie musi przecież nadal trwać. Nikt, nawet on, nie może destabilizować i tak opartej na kruchych podstawach równowagi. Ich czwórka musi interweniować. I albo Michał opanuje się i odzyska choćby pozory zdrowia psychicznego, albo oni, w jego imieniu zaczną sami rozwiązywać wszystkie problemy. Przecież ich zadaniem jest utrzymanie stabilizacji a przywracając Michałowi wolność mimowolnie tę stabilizację zakłócili. Teraz muszą to wszystko odkręcić.
Wygląd Michała nie wskazywał na to, by cokolwiek złego z nim się działo. Właściwie, gdy ich wszystkich zobaczył, ucieszył się.
- Po prostu działam. - Oświadczył z dumą i już nawet nie zważając na ich obecność, zaczął wydawać jakieś polecenia stojącemu prawie na baczność aniołowi. Cala czwórka patrzyła na to, jeśli nie zdezorientowana, to przynajmniej zdziwiona.
- Odeślij go - Rozkazała Ewelina
- Dlaczego wprowadzasz zamęt? - Tym razem to Irmina postanowiła przetestować prawdziwe zamiary Michała.
- A o czym wy mówicie, zrobił zdziwioną minę, bo jeśli chodzi o Stwórcę, to postanowiłem mówić prawdę.
- Tak, chodzi o Stwórcę i wiesz, że nie możesz tego robić, nikt nie wiedział, że Stwórcy nie ma, to i teraz też ta twoja wiedza nie jest nikomu potrzebna do szczęścia. Masz tylko wrócić nam Boga i to wszystko. Żadnych komentarzy. Pamiętaj!
- To co, mam teraz wszystko odwołać?
- Nie musisz i tak nikt ci nie uwierzył. Zrobiłeś tylko z siebie idiotę. To wszystko. Teraz, gdy zamilkniesz, wszyscy zapomną o czym mówiłeś.
- A co z Kręgiem? - Spytała Irmina patrząc na niego uważnie.
- Jest już prawie gotowy do działania. Za niedługi czas zaproszę was na ten jedyny i niepowtarzalny spektakl triumfalnego powrotu do nas Stwórcy.
- Bredzisz!
Rzeczywiście wszystko wyglądało na to, że bredzi. On i pasjonat powrotu Stwórcy, który jeśli rzeczywiście jakimś cudem się zjawi wśród nas, to jemu pierwszemu urwie głowę. Bóg jest miłością. Ale to nie stosuje się przecież do Michała. Przebaczyć można przecież tym, którzy nie wiedzą, co czynią a nie świadomemu swoich przestępstw archaniołowi, bo, o ile inne jego drobne przewinienia i drobne przekręty mogły ujść na sucho, o tyle ten wyczyn aż prosił się o sprawiedliwą karę.
Tymczasem główny winowajca, jakby udając, że nie jest niczego świadomy, z miną szczęśliwego idioty prezentuje przy nas swoją złudną przemianę.
- Bredzisz! - skomentowała jeszcze raz jego zachowanie Irmina.
- Może i bredzę, ale jakoś działam. Sami o tym zdecydowaliście. Nie chciało się wam działać, to teraz musicie uszanować moje postępowanie i moją chęć naprawienia swoich błędów i wypaczeń.
Odlecieliśmy, bo cóż innego zrobić mogliśmy. Miał rację. Sami zleciliśmy mu rozwiązanie tej sprawy. Nie możemy więc mieć do niego pretensji. Kazaliśmy szaleńcowi zbawić świat a teraz się dziwimy, że chce to zrobić po swojemu. On jest zadowolony ze swojego postępowania a my nie wiemy, jak to wszystko odkręcić. Mieliśmy tylko nadzieję, że skoro nigdy ten cały znany nam świat nie upadł do końca, to może i tym razem i my go nie zrujnujemy. Jak na razie Boga może i wśród nas nie ma, ale jego opaczność powinna przecież wśród nas być.
Bomba wybuchła nagle. W środku nocy, wszyscy czworo zostaliśmy obudzeni jednocześnie przez jakiegoś nawiedzonego anioła, który na zdezelowanej trąbce urządził nam pobudkę.
- Krąg już jest! - Oznajmił i odleciał.
Ceremonia, już trwała, bo gdy przybyliśmy na miejsce. Na środku przesadnie oświetlonej polany zobaczyliśmy w ogromnym kole stojącą w czerwonej szacie odwróconą do nas tyłem jakąś postać. Przyjmowała ona właśnie hołd od klęczących na kolanach uczestników tego zgromadzenia. Po chwili usłyszeliśmy głos:
- Michale. Zbliż się.
I archanioł zaczął podchodzić do tej dziwnej istoty.
- Twoje winy są wielkie. Twoja zbrodnia ogromna. Twoja niechęć do mnie nie pojęcia. Ale to ja ciebie stworzyłem i to ja odpowiadam za to, kim jesteś i co czynisz. Dlatego pozostaniesz, zwierzchnikiem wszystkich moich wojsk i chórów. I niech to będzie dla ciebie karą największą, że od tej chwili będziesz mnie musiał bezustannie oglądać.
- Dziękuję Ci Panie. - powiedział Michał. - I zobaczyliśmy, jak ujmuje dłoń tego Boga, który nam się objawił i całuje ją z szacunkiem, godnym prawidłowego władcy.
- Chyba mnie zemdli! - Uriel już nie wytrzymał - Co to za farsa?
- Michale. - krzyknął Azazel - Co to ma znaczyć?
- Kto śmie przerywać moje pojednanie z archaniołem Michałem? - Spytała ta dziwna postać i odwróciła się w naszą stronę.
Był to, jakby wyjęty z ilustracji Biblii dla dzieci, starszy człowiek o siwych włosach i twarzy przyozdobionej jowialnym i familiarnym uśmiechem.
- Podejdźcie do mnie moje dzieci. - Zmienił nagle ton głosu, dopasowując go właśnie do tego uśmiechu. Podeszliśmy.
- Azazelu i Urielu. Witam was po wiekach i cieszę się, że ciągle jesteście aktywni. Stoicie po dwu różnych stronach barykady, ale widzę, że dla mojego dobra potraficie wspólnie działać. Jest to godne najwyższego mojego uznania.
- A tych dwóch diablic nie znam.
- Drogie panie, cieszę się, że wspieracie poczynania obu swoich panów.
Nim zdążyliśmy o cokolwiek go spytać, sam uznał, że jego audiencja jest już skończona, bo nagle zaczął robić się przeźroczysty i po chwili zniknął zupełnie. Wszyscy uczestnicy Wielkiego Kręgu i pozostali świadkowie tego przedstawienia, z obojętnymi minami, zaczęli powoli się rozchodzić, nie komentując niczego, co zobaczyli i w czym czynnie musieli uczestniczyć.
Po chwili zostaliśmy tylko my i Michał.
- Co to za farsa? - Spytała Ewelina
- Boga się nie wybiera. - Bez sensu powiedział wyraźnie czymś uradowany archanioł.
- To nie może być nasz Stwórca. - Krzyczeliśmy prawie jednocześnie. - Co się tutaj stało?
- Spóźniliście się i chociaż nie z własnej winy, to jednak nie widzieliście i naszych zdziwionych min. Bo, gdy tylko Wielki Krąg połączył się, na jego środku pojawił się nagle nasz Bóg i po krótkim powitaniu wezwał mnie przed swoje oblicze, czego już zresztą byliście także świadkami.
- Sam nie wiem, co się stało. Jakby te wieki Jego niewoli nie istniały. Żegnałem się już z życiem, spodziewałem wiecznego zesłania i kar najgorszych. A tu nic z tego. Wróciłem do łask i wszystko, jakby się nie wydarzyło. Tylko Bóg w swojej wielkości, potrafi tak to wszystko rozwiązać. Wybaczenie i zapomnienie. To jest ta Jego niewyobrażalność.
Po tych słowach, żadne z całej czwórki nie wiedziało już, jak skomentować ten urządzony przez Michała cyrk. Sam przecież nie wierzył, że właśnie widział przed chwilą prawdziwego Stwórcę a przynajmniej jego mina i słowa na to nie wskazywały. O prawdziwym Bogu, którego przecież dobrze znał i wielokrotnie widział, tak spokojnie by nie opowiadał. Boski majestat ujawnia się zupełnie inaczej a tutaj widzieliśmy tylko nieudane przedstawienie marnego reżysera i wykonane przez miernego aktora. Wskrzeszony Bóg, by przecież na nas nie krzyczał a Michała by nie gloryfikował i wynagradzał za za swoje poniżenie.
Czy na uczestnictwie w tej farsie zorganizowanej przez Michała, miała zakończyć swoją misję ta czwórka. Czy dla tej chwili niczemu nie winna ziemska Ewelina musiała oddać swoje prawdziwe życie?
Chcieli zrobić tyle dobrego, Chcieli naprawić cały znany im świat a dokonali tylko tyle że teraz z obrzydzeniem patrzyli na zadowolonego z siebie szalbierza, zdecydowanego dla utrzymania swojej władzy, zbrukać całe Nieba, sprowadzając obowiązującą tam moralność do rynsztokowego poziomu, za który nawet Piekło powinno się wstydzić.
A, gdzie podział się prawdziwy Bóg, którego nie zdołał przywołać Wielki Krąg? Przecież siła tej machiny była największą potęgą, jaką Zaświaty posiadały. I nawet, gdyby w jej strukturze Michał próbował coś zepsuć, to i jemu by to się nie udało. Czyżby Stwórca uznał, że nie przyszła jeszcze pora, by musiał już interweniować?
- Michale, czy w tej istocie rozpoznałeś Boga?
- Nie.
III
Ziemię ogarnęła fala kataklizmów. Gabriela, po tym jak usłyszał o powrocie Boga, do Nieba nikt by nie zapędził i w sto koni. Szczególnie, gdyby to miało okazać się prawdą, to on nie chciał raz jeszcze przeżywać rozterek związanych ze swoim konfliktem ze Stwórcą. Znowu by musiał słuchać od Stwórcy, że Jego kara nałożona na anioły była słuszna a sprawy ludzkości należy traktować jako najwyższy priorytet i pomoc im główne zadanie dla wszystkich. Na nic więc nie zdadzą się argumenty archanioła, że robią przecież to już całe wieki i teraz już powinni sobie te dopieszczanie śmiertelnych zakończyć, tym bardziej, że przecież ta rasa jest tak inteligentna, że i tak ich pomocy nie dostrzega, neguje ją i wspomina nawet o jej totalnej zbędności ingerencji Nieba w to ich ziemskie życie. Bóg i tak stwierdzi, że mówią tak tylko dlatego, że nie wiedzą co czynią, lub tylko z nami się droczą, bo przecież po przyjściu tutaj, ani jedna z tych istot nie nie neguje nigdy zalet wieczności. I na tym cała dyskusja Gabriela z Bogiem by się skończyła. Po co więc ma ją zaczynać.
Całymi miesiącami siedzi więc archanioł w jakimś miejscu na ziemi i z uwielbieniem wpatruje się w walkę ludzi z epidemiami i innymi, przez samą ziemię przygotowanymi atrakcyjnymi, które tym wszystkim ziemskim stworzeniom zaoferować, mogła. Jak zwykle też oczekuje z nadzieją, że tym razem nie zawiedzie się i sprawa zostanie ostatecznie załatwiona, tak, że nie będzie musiał obwieszczać ludzkości jej końca. Dopełnienie tego obowiązku, obiecał Bogu. I choć z lubością, by im tę wiadomość przekazał, to jednak wierzył, że tym razem wszystko uda się znakomicie i bez niej, cała ludzkość postara się potulnie wyginąć.
Niespodziewanie, zyskał Gabriel wspólnika do tych swoich obserwacji. Zjawił się Lucyfer, który,nieproszony przez nikogo, z własnej woli i dla swojej rozrywki, po tym, jak zagrał Boga w spektaklu Wielkiego Kręgu zorganizowanym przez Michała, teraz już znudzony bezczynnością i brakiem czyjegokolwiek zainteresowania tą kreowaną przez siebie postacią oraz z powodu możliwości rozpoznania go przez sprawującego teraz władzę uzurpatora Michała, chciał już tylko spokoju i relaksu przy tej miłej dla jego oczu walce ludzi z żywiołami.
Obu tych obserwatorów różniło tylko to, że Lucyfer, w przeciwieństwie do Gabriela, nigdy nie przyłożył swojej ręki do zagłady tych śmiertelnych dzieci bożych i to nie z powodu nadzwyczajnej litości dla tego gatunku istot, ale po prostu z czystego lenistwa.
Obu jednak tak samo cieszyły wszystkie te wydarzenia. Mogli więc bez zbędnych słów całymi latami poddawać się kultywowaniu tej swojej pasji obserwacji toczących się zjawisk atmosferycznych, których efektem może być totalna zagłada.
I robili to bez obaw, że mogą przez to przebywanie na ziemi, czegoś nie dopełnić Gabriel u siebie w Niebie nie był za nic odpowiedzialny a Lucyfer wiedział, że jego Królestwo nie wymagało obecności swojego szefa, bo podobnie, jak brak Boga w Niebie tak i jego brak w Piekle, nie ma żadnego wpływa na sprawność działania tych dwóch Królestw.
Po chwilowym zamieszaniu wywołanym przez czwórkę superbohaterów i Boginię Victorię, a związanym z występem Lucyfera i późniejszym przejęciem całkowitej władzy przez archanioła Michała, wszystko w Niebie wracało do normy. Nikogo przecież prócz tych szaleńców, nie interesowały żadne szczegóły związane z weryfikacją autentyczności Stwórcy a prawie wszyscy mieli na głowie przecież wiele ważniejszych spraw, niż zastanawianie się, czy Stwórca pokaże się na coniedzielnym spotkaniu, czy tylko usłyszą Jego głos. Takie nastawienie zwolniło Lucyfera z konieczności ciągłego przebywania w Niebie. Nie informując więc nikogo, czyli, jak to robią Anglicy, wymiksował się na teren ziemi.
Ewelina, która tak bardzo chciała móc porozmawiać z samym Bogiem, po ucieczce Lucyfera z pałacu, nie zrealizowała swojego zamiaru. Domysły a później i przeprowadzone śledztwo nie przyniosły także żadnego rezultatu i nie tylko Ewelina pozostała w słodkiej niewiedzy na ten temat. Z kręgu podejrzanych udało się jej wykluczyć tylko siebie, Michała, tych kilka osób tworzących Krąg oraz garstkę gapiów, którzy wtedy byli na polanie. A nawet i tak zawężonego grona niewinnych nie udało się do końca zweryfikować, ponieważ nie istniała żadna lista zawierająca spis uczestniczących gospodarzy i zaproszonych gości tego spektaklu.
Tak więc, najważniejsi bohaterowie ostatniej akcji, mogli teraz w spokoju kontemplować swoje znikome wygrane i ogromnie przegrane boje. I tylko im było przykro z tego powodu, bo życie toczyło się dalej.
Właściwie w całych Zaświatach tylko nasza czwórka była jedyną formacją, która chciała komuś coś udowodnić, kogoś odnaleźć i kogoś usunąć i której członkowie przez tę swoją działalność bali się o swoje życie. W każdej chwili mogliśmy spodziewać się ataku ze strony uzurpatora Archanioła Michała. Ani jeden z ludzi, ani jeden anioł i żaden diabłów nie musiał obawiać się o nic. Dla nich pobyt tutaj nie groził niczym. Dla ludzi, pośmiertna wieczność była czasem spokoju i bezpieczeństwa. Dla pozostałych był to trochę nudny dom i nic więcej. A my staraliśmy się unikać nudy i pozwalaliśmy urządzać na siebie polowania. Przez to pewnie staliśmy się największą atrakcją tych terenów.
Tylko my pragnąc kiedyś przywrócić Bogu władzę, naraziliśmy tę niebiańską egzystencję na niepokój, jeśli nie na zagładę. Za to, Michał, mimo pozorów zawieszenia z nami broni, uznał, że to na nas powinny spaść wszystkie kary, którymi dysponuje on sam i całe Niebo. I, gdyby nie Bogini Victoria, przez którą zresztą to wszystko się zaczęło, już by nas nie było wśród ani wśród żywych, ani umarłych, ani nawet wśród nieśmiertelnych.
Irminę, z rodziną chyba nic nie wiązało, bo nigdy nie zainteresowała się, czy, gdzie i kiedy może spotkać tutaj kogoś z najbliższych.
Że kilkoro już się pojawiło, to z powodu opływu czasu od jej śmierci, byliśmy pewni. Ale ona, mimo jej cudownego charakteru, dziewczęcej wprost niewinności, na ten temat rozmawiać nie chciała. Kiedyś powiedziała nawet, że tej jej śmierci im nie przebaczy i nie po to się zabiła, by teraz tęsknić za spotkaniem z kimkolwiek z nich. I nie zobaczyła i nie wybaczyła. A, gdy tylko Uriel wspominał jej o więzach rodzinnych, odwracała się od niego i zawsze zmieniała temat.
- Masz rację. To jak, kochasz mnie jeszcze, bo jesteś moją jedyną rodziną.
I co miał wtedy zrobić. Zapewniał ją o swojej miłości, przytulał do swoich mocnych ramion i całował ją czule. Dla niego Irmina była najważniejszą z osób, które kiedykolwiek ten anioł poznał. To tak, jakby przez te wieki czekał tylko na nią, bo, gdy ona pojawiła się tutaj, jego serce wreszcie się obudziło. Odkąd ona była, stał się odpowiedzialny, opiekuńczy i bezustannie w niej zakochany.
Z nami wiązało Uriela także bardzo wiele. Azazel, odkąd obaj to pamiętali, był jego kompanem i sojusznikiem w ich wspólnych poczynaniach. Nawet w sprowadzeniu mnie tutaj z ziemi też obaj maczali swoje palce i byli nawet inicjatorami tej akcji a Victorii próbowali tylko wmówić, że to ona chciała tego swojego powrotu. .
Ja zaś poznałam Uriela z Irminą, przez co zyskałam jego wieczną sympatię i wdzięczność.
Archanioła najmniej wiązało z moim drugim wcieleniem, czyli Boginią. To ona, po swoim sprowadzeniu, wplątała go później w tę całą boską aferę. Przez nią poznał strach przed śmiercią, co dla niego, było drastycznym przeżyciem. Mimo swojej rangi w zastępach niebieskich nie był, jak zresztą większość, specjalnie zainteresowany bezpośrednią bliskością Boga, a musiał razem z nami uczestniczyć w Jego poszukiwaniu. Victoria była jego wiecznym utrapieniem, bo przez swoją zależność ode mnie, była zagrożeniem, że kiedyś zniknę z horyzontu naszej grupy a ona zajmie moje miejsce, co według Uriela, mimo Victorii idealnego fizycznego podobieństwa do mnie, nie będzie dla nas najwspanialszym wydarzeniem, ponieważ we wszystkim innym różnimy się diametralnie a moje cechy charakteru są fajniejsze niż Jej, bo jestem nieprzewidywalna i zabawna a Ona taka dostojna. I to ja zrobiłam z niego mężczyznę, a Jej nawet tej swojej męskości udowodnić nie zamierza, bo ma swoją Irminkę.
Azazela i Uriela z ziemią nie wiąże nic. Teoretycznie, chociaż opiekę nad ludzkością mają zapisaną w swoim zakresie obowiązków i powinni z różnych powodów opiekować się ludzkością, ale jest to tylko teoria. W praktyce ludzie nie są przez nich zbytnio lubiani. A, gdy dodać do tego, że ani Niebo, ani Piekło, nie są takie, jakimi je przedstawiają ziemskie wyobrażenia to mamy już prawie pełen obraz problemów z którymi nie wiadomo dlaczego całą czwórką próbujemy się uporać. I nic nam z tego nie wychodzi, bo ani mój diabeł ani Irminy archanioł swoich przyzwyczajeń i animozji nie mają zamiaru zmieniać. No może z małymi wyjątkami. Obaj o dziwo zakochali się w nas, byłych śmiertelniczkach, byłych mieszkankach ziemi i ludzkich dziewczynach i nie dość, że potrafią nas już rozróżniać, to jeszcze to nasze pochodzenie zupełnie im nie przeszkadza. A nawet oboje starają się zrozumieć nasze przywleczone z ziemi problemy. Ale, kto nigdy nie żył, nie jest w stanie do końca pojąć kogoś, kto kiedyś żył. Dlatego, te nasze skomplikowane związki rodzinne są zupełnie poza zakresem ich rozumienia. Niemniej jednak Azazel jakimś sposobem wyczuwa, że moja tęsknota za ziemią i życiem przede wszystkim ciągle jeszcze we mnie istnieje. Wie też, że wciąż mi brakuje siebie, jako tej ziemskiej Eweliny, tej mojej połowy, która tam została i ma problemy spowodowane przez ich dwóch i Victorię.
W tym właśnie czasie, gdy tak intensywnie myślę o Ewelinie, ona żegna właśnie naszego tatę, który w kilka lat po mamie trafi teraz pod opiekę Nieba.
Razem ze swoją córką udają teraz siostry, Obie już się nie starzeją i po początkowym strachu Eweliny przed takim życiem, dzięki córce, której już powiedziała o ich nieśmiertelności, to uczucie zaczęło się w niej zmniejszać i nawet powoli zanikać. Obie uznały, że nie ma sensu ukrywanie się i za to, że są inne od pozostałych mieszkańców ziemi, wstydzić się nie mają zamiaru. Niech to świat przyjmie je, takimi, jakimi są. Ta postawa pozwoliła im na w miarę normalne życie, nie licząc sporadycznych badań, które muszą przechodzić na prośby różnych laboratoriów, które chcą koniecznie odkryć na czym polega fenomen ich życia.
Z niebiańskiego punktu widzenia, wyrwanie mojej duszy z ciała nie mieściło się w zakresie jakichkolwiek norm i jako przypadek, jednostkowy, nie było nigdy objęte jakimikolwiek środkami zaradczymi i sposobami działania. Nic więc dziwnego, że w czasie tych kilku moich odwiedzin ziemi i spotkań ze sobą, nie mogłam niczego w sobie zmienić, niczego wycofać a jedynie starałam się tłumaczyć sobie, że muszę przywyknąć się do tego wszystkiego, do czego nikt inny na ziemi przyzwyczajać się nie musi. Takie te moje wyjaśnienia tamtej Ewelinie sprawiały tylko ból. Na szczęście, z czym ja diablica rady sobie nie dawałam, to wspaniale rozwiązała Natalia. Według niej inność oznacza zawsze niezwykłość a ich jest szczególnie nadzwyczajna. Obie są więc nadzieją na dłuższe i lepsze życie.
Naukowcy zaczęli także dostrzegać w nich przyszłość ludzkości i od samego początku poszukiwali odpowiedzialnej za to wszystko nowej mutacji genetycznej a do oficjalnego nazewnictwa gatunków człowieka po homo sapiens wprowadzili nazwę homo immortalis jako gatunku, który od teraz zapanuje na ziemi. Teraz pozostało im tylko odnaleźć ten odpowiedzialny za te zmiany w organizmie czynnik genetyczny i na zasadzie mutacji wstecznej, całą żyjącą właśnie ludzkość do tego nowego gatunku dołączyć. Ta przyspieszona ewolucja miała właśnie stać się ostateczną nadzieją ludzkości i dlatego laboratoria całego świata przystąpiły do rozpoczęcia intensywnych badań krwi i DNA Eweliny oraz Natalii. Odtąd obie one stały się podróżniczkami, bo jako jedyne żywe obiekty, były niezbędne do dostarczania najświeższych próbek na potrzeby różnych placówek naukowych.
W tym czasie, gdy Ewelina na ziemi żegnała naszych rodziców, tak ja tutaj witałam ich. Najpierw była to mama, której nawet tutaj nie było mi wolno wytłumaczyć tej zawiłości, że istnieję jednocześnie w dwóch wymiarach i dlaczego w Niebie zostałam diablicą. Ojciec, nie mógł wyjść ze zdziwienia, że gdy odchodził z ziemi, to ja jeszcze żyłam a gdy tutaj już dotarł, to znowu mnie zobaczył. Może dlatego po krótkim powitaniu spytał mnie tylko o matkę i przez następnych kilka lat tylko z nią się zajmował i wszędzie pokazywał. Dla niego, to całe Niebo, bez obecności żony nie miało żadnego sensu a ja do ego nie byłam już zbytnio potrzebna. Nic więc dziwnego, że te moje odwiedziny u nich, chociaż były pełne czułości i ubarwione słowami o tęsknocie za naszymi wspólnymi kontaktami, nie były jednak w niczym podobne na naszych ziemskich relacji rodzinnych.
I wiedziałam, że była to moja wina. Tutaj, moje kontakty z ludźmi są, nie tylko, że bardzo sporadyczne ale także mało emocjonujące i ten sposób
swojego postrzegania przeniosłam także na rodziców. Tak się jakoś dziwnie złożyło, że obok naszych domów nie mieszka żaden człowiek a ja, pewnie ze względu na tę naszą konieczność ciągłej walki, zbyt często sama nie wędruję po odległych zakamarkach obu Królestw. Z tej przyczyny, tak naprawdę, tych zamieszkałych przez ludzi dzielnic zupełnie nie znam i w tym sensie Piekło i Niebo są dla mnie obcymi Krainami. Po tych latach, mojego tutaj pobytu, wprawdzie wiem prawie wszystko o organizacji zarządzaniu całością tych skomplikowanych struktur, ale radości z obecności swoich rodaków nie odczuwam. Może kiedyś i mnie dane będzie dane doznanie tego wiecznego spokoju, jakim cieszą się inni ziemianie którzy tutaj przybyli.
Ale na razie od czasu Wielkiego Kręgu mamy do rozwiązania problem oszustwa Michała. Gdy wypuściłam go z celi, w której był zamknięty, obiecał nam przerwać swoje knowania i naprawić wszystkie swoje złe uczynki, aż do przywrócenia Niebu jego Stwórcy i do oddania Jemu pełnej władzy włącznie. I pozornie, Michał dokonał tego wszystkiego, ale, jak zwykle zrobił to wszystko po swojemu. Tak więc Bóg, nie okazał się tym Bogiem, którego wszyscy znali i oczekiwali a archanioł, który za swoje wielkie przewiny wobec Stwórcy, zamiast być ukarany, tylko jeszcze zyskał na znaczeniu. Teraz niewinny, jak biały strój, który już na zawsze zaczął nosić, może bezkarnie siedzieć na tronie i w imię Wiekuistego, robi, co mu się żywnie podoba. A, gdy i po wskrzeszonym Bogu ślad wszelki zaginął, znowu w czasie coniedzielnych kontaktów z aniołami i ludźmi, daje się słyszeć tylko głos tego jedynego prawdziwego Stwórcy, nagrany w niepamiętnych czasach. Jego rzeczywisty wizerunek, można zaś oglądać tylko z rzutników holograficznych przyniesionych sobie do domu z dzielnic handlowych.
Kiedyś, na pytanie naszej czwórki o ten kuriozalny stan rzeczy, Michał odpowiedział tylko:
- Nie mam wpływu na postępowanie naszego Pana. Musicie zrozumieć, że dokonałem wszystkiego, co dokonać mogłem i czego dokonać obiecałem. Być może nasz Stwórca od zawsze tak postępował a my przeczuleni na Jego punkcie, dopiero teraz to zauważamy.
A my, tę jego bezczelność już nic poradzić nie mogliśmy. Dopóki nie udowodnimy mu że dokonał kolejnego oszustwa, musimy, przyjąć do wiadomości, że przyjdzie nam cieszyć się Michałem na boskim tronie jeszcze bardzo długo. A, dla swojego dobra, musimy udawać, że nas to bawi i niczego złego w tym nie dostrzegamy.
Tak więc nasz ulubiony uzurpator znowu bezkarnie rządzi wszystkim i chociaż chwilowo robi to, uznając pozornie zwierzchnictwo Boga, to dopóki mu to wystarcza, nie musimy bać się eskalacji jego dążeń do zagarnięcia wszystkich boskich atrybutów. Jednak, gdy uzna, że ma swojej dyspozycji zbyt mało narzędzi do prawidłowego rządzenia, z pewnością w dalszej przyszłości po raz kolejny sięgnie po nie.
W Niebie rządzonym przez Boga, któremu zupełnie nie przeszkadza, że na Jego tronie od tylu wieków siedzi ciągle ten sam samozwańczy następca wszystko toczy się prawidłowo po wyznaczonych torach. Gdyby tak nie było i Stwórca chciał powrócić na swoje miejsce, Michał musiał by odejść. A jednak pozostał i nadal jest. Widocznie Przedwieczny uznał, że skoro takiego archanioła powołał kiedyś do życia, to musi mu teraz pozwolić na rozwijanie tej jego pasji i z przymrużeniem oka, gdzieś z ukrycia, przygląda się jego poczynaniom. Stworzył przecież też niedoskonałych ludzi i mimo tych wielu wad nadal ich kocha to, gdy trafił się też archanioł z przerostem ambicji, nie może go przecież porzucić, tym bardziej, że okazał się on kiedyś najbardziej lojalnym synem swojego ojca i przyrzekł swoje wieczne oddanie sprawom Nieba i boskim decyzjom. To wiernopoddańcze wyznanie Michała musiało się Bogu bardzo podobać, bo chroniąc go przed nami, stara się nie dopuścić, byśmy siali niepotrzebny zamęt i burzyli tak trwale podstawy obowiązujące w tym najważniejszym ze światów. A my chociaż świadomi bezsensowi swoich działań, co chwila próbujemy Michała naprostować i zabronić mu udawania kogoś kim nie jest. I przez to on sam już nie wie, czy jest Bogiem, czy też nie.
Jest to dla archanioła bardzo przykre, lecz, czy aby nie psuć mu humoru powinniśmy zaprzestać z nim jakiejkolwiek walki, czy występując przeciw Michałowi, ranimy także boskie uczucia, pewności nie mamy. Może Stwórcy właśnie o to chodzi, byśmy tę naszą walkę nadal prowadzili? Może właśnie to na nasze barki złożył obowiązek wyeliminowania nielojalnych aniołów i usunęli ich z Nieba, tak jak to On kiedyś zaczął, usuwając potępionych. Może to my mamy być gwardią oczyszczającą całe zaświaty z wrogich Jemu samemu nieśmiertelnych synów? Lecz, czy jest to prawdą, też tego nie wiemy. A, czy nasza czwórka zasługuje, by wypełnić te obowiązki i jest godna na tak wielkie zadanie, tylko Bóg raczy wiedzieć. To, że wydaje się nam, że wszystko to, co robimy, jest słuszne, to nie jest to jednak żadnym dowodem tę słuszność potwierdzającym. Na nasze nieszczęście wola naszego Pana jest tak niepojęta, że tym razem ani potwierdzić ani zaprzeczyć tym naszym racjom nie umiemy.
Może kiedyś w odległej przyszłości nasze czyny okażą się słuszne, lecz na razie, to wszystko, co robimy, pozbawione jest większego sensu. Chcemy wytropić oszustwa archanioła i może nawet nam się to uda i co wtedy. Komu ta nasza wiedza będzie potrzebna? Żywi i tak jej nie poznają a pozostałych i tak to zbytnio nie interesuje. Nikt tutaj nie chce przecież kolejnej wojny. Kto zresztą z kim miałby się bić i o co. O tron, o władzę nad duszami, o codzienny nadzór nad sprawnym działaniem wszystkiego. Ta rewolucja nikogo już nie bawi. Spokój jest lepszy od zamieszania.
Tak więc rzeczywiście to nasza czwórka stanowi największe zagrożenie dla wszystkich. To co na samym początku wydało się być tak oczywiste, teraz jest tylko złem. To, z czego byliśmy trochę dumni, stało się naszym przekleństwem. Victoria swoim zjawieniem się tutaj wprowadziła tylko zagrożenie. Nas wybrała jako jej wojowników i niewolników, uznając jednocześnie, że prócz mnie, z racji tego, że jestem jej niezbędna do życia, cała reszta może spokojnie zostać mięsem armatnim. A my nigdy nie zastanawialiśmy się, czego ona tak na prawdę chce. Czy tylko być? Czy przejąć władzę? A jeśli tak, to w jakim celu. Chce budować, czy rujnować. Jest początkiem czegoś pięknego, czy końcem wszystkiego co znamy i jest już dla nas piękne?
W każdej chwili mogę ją wywołać i spytać o to wszystko. Ale ona już wielokrotnie odżegnywała się od od każdego posądzenia Jej o te dążenia, lub odpowie nam to, co będzie chciała byśmy usłyszeli. Jest znacznie starsza od Uriela i Azazela razem wziętych i ma od nich znacznie większą moc, więc i oni nie nie będą dla mnie w tej sytuacji przydatni, bo nie zmuszą jej do wyjawienia prawdy. Pewnie więc, powinniśmy skończyć to, co tak niefortunnie zaczęliśmy i wierzyć, że gdy to się stanie nie znikniemy, jako już zbędni, lecz w spokoju będziemy cieszyć się sobą i wiecznością.
- Ewelinko - zawołam mnie mój ukochany.
- Zejdź na śniadanie. Mamy gości.
Ubrana i wykąpana pojawiłam się w jadalni. Przy stole obok Irminki siedziała moja mama a między naszymi panami mój tata.
- No wreszcie - skarcił mnie ojciec - Prześpisz całą wieczność - zażartował.
- Jak powiem, że wczoraj miałam trudny dzień, to i tak nie uwierzycie - broniłam się nieśmiało.
- Tutaj nie ma trudnych dni. - Zdziwiła się mama. - Ale mniejsza z tym. Cieszysz się z naszej wizyty?
- Bardzo... - przeciągnęłam samogłoski.
Odwiedzili mnie niespodziewanie. Pewnie chcieli wiedzieć, jak i z kim mieszkam. Nie mogli zrozumieć, dlaczego nie ma przy mnie Marcina, mojego męża a jest Azazel. Nic nie wiedzieli o tym, że ja, którą znali, jako swoją córeczkę, jestem jeszcze na ziemi, a tę, którą widzą, nigdy nie znali. Ta połowa mnie, która właśnie z nimi rozmawia, czyli według ich wierzenia dusza, jest przywiązana do ciała a mniej do otoczenia, z którym to ciało komunikuje się. Dlatego, choć są mi bliscy, to jednocześnie nie są tymi, którymi by byli, gdybym normalnie umarła a nie została rozerwana na dwie niezależne od siebie części, które odtąd tworzą swoje nowe, niezależne historie.
Dlatego, choć tak bardzo się staram kochać swoich rodziców, jednocześnie unikam spotkań z nimi. Nie zrozumieją niczego. A jeśli nawet zrozumieją, to wplączę ich tylko w ten nasz obłędny świat walki o prawdę nikomu niepotrzebną. Dlatego teraz nasza rozmowa toczy się o wszystkim i o niczym. A właściwie to cały ciężar jej prowadzenia, swoim milczeniem, przekazałam moim najbliższym. Wywiązywali się z niego znakomicie, tak, że rodzice wychodząc od nas wyglądali na bardzo zadowolonych, chociaż ich wiedza o mnie nie posunęła się ani odrobinę.
Gdy wyszli Uriel zauważył.
- Jesteś chyba tutaj jedyną osobą, która bezkarnie lawiruje prawdą.
- A Michał? - spytałam.
- Masz rację on jest tutaj prekursorem kłamstwa i ma w tej dziedzinie niezaprzeczalne sukcesy, ale i ty w niczym mu nie ustępujesz.
- Chyba się nie obrażę, chociaż powinnam. Ale to wszystko wasza wina, że czasem muszę troszkę kłamać, a czasem muszę milczeć. Gdybym sobie normalnie umarła, to teraz już bym z wami tutaj nie siedziała, tylko z moimi rodzicami. I nikt by mi nie mówił, jaka to ze mnie pokręcona dziewczyna.
I tak wróciliśmy do rzeczywistości.
Problem Michała wciąż był aktualny. Odpuścić mu oszustwa nie mogliśmy. Udowodnić jego kłamstw nie potrafiliśmy a sprawę trzeba było jakoś rozwiązać. Ani w Niebie, ani w Piekle nie istniały żadne zapiski mówiące o wyglądzie Stwórcy. Prawie nikt też nie potrafił Boga opisać. A pytane przez nas anioły, gdy już nawet decydowały się na odpowiedź, to ich relacje o Nim, były zupełnie różnymi historiami, i my, albo musimy teraz uznać, iż rzeczywiście jego postać, jest dla każdego tylko indywidualnym wyobrażeniem, albo też po tylu wiekach w aniołach Jego obraz zatarł się już zupełnie, lub też, że nigdy tak naprawdę Boga nie widzieli a tylko czują Jego obecność przy sobie. Jak więc mieliśmy znaleźć kogoś, kto nie chciał być widziany i jednocześnie, gdyby nam się udało, to jak mamy udowodnić, że jest to właśnie nasz jedyny Stwórca. Jak niemożliwe ma stać się możliwym. I to dzięki nam.
- Lecimy do Michała.
To moje żądanie przyjęli z mieszanym entuzjazmem, ale nie zaprotestowali.
Tak bez żadnego planu zjawiliśmy się w kwaterze głównej Archanioła.
Stał zadowolony z siebie i uśmiechnął się na nasz widok. I zrobił to tak szczerze, że aż mu prawie uwierzyłam.
- Co was do mnie skromnego nadzorcy sprowadza?
- Czy to jakieś twoje nowe powołanie?. - Odpowiedział mu pytaniem na pytanie wściekły Uriel.
- Co ciebie znowu tak poniosło, drogi mój przyjacielu. - nie zważając na ironię odwarknął Michał
Zanosiło się się na niezłą rozróbę, która niczego nie mogła załatwić.
Wywołałam więc Victorię.
Poczułam, jak rozwijają się jej piękne skrzydła i już po chwili byłam nią.
- Uspokójcie się. Chcemy wiedzieć, tylko dlaczego naszego Stwórcy nadal nie ma już wśród nas?
To pytanie zadane przez Boginię zaskoczyło wszystkich. Czy chce go tylko wkurzyć, czy poznać prawdę?
- Jest. - Krótko odpowiedział Michał. - Spytaj Jego samego - dodał.
- Pytam ciebie, bo ten, którego widzieliśmy ostatnio, nim nie jest - zasyczała Victoria.
- Nasz Pan ma wiele twarzy i każdy Go widzi inaczej.
- To niech Go zobaczę takiego, jakim Go widziałam kiedyś.
To zbiło Michała z tropu. Wiedział, że Victoria wcześniej niż on widziała Stwórcę i nie da się jej tak łatwo oszukać.
- Jeśli więc twierdzisz, że ten Bóg, którego dla nas sprowadziłem, nie jest prawdziwy, to sama sprowadź prawdziwego.
Uderzył w Jej czuły punkt. Ona też nie wiedziała, jak Stwórcę sprowadzić, bo gdyby to było dla niej proste, to Michał już by nie żył. A tak musiała tolerować jego wykręty.
Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Wzywając Victorię liczyłam na złagodzenie konfliktu a podgrzałam go jeszcze bardziej. W żadnym z układów nie potrafiliśmy już zachować spokoju. Wróciłam do swojej postaci.
- Proponuję zawieszenie broni. Niech każde z nas zaproponuje coś od czego powinniśmy zacząć nasze rozmowy.
- Dlaczego więc Ewelino chcesz osądzać tylko mnie. Nie jest to najlepszy punkt wyjściowy do prowadzenia pokojowych rozmów przy tym stole, bo chociaż wszystkim nam zależy na poznaniu prawdy i przywróceniu poprzedniego stanu, tak, aby już nikt nigdy nie kwestionował prawdziwości Boga, to tylko mnie oskarżasz o torpedowanie działań. Jeśli ten, który teraz nam się objawił, jest tylko fałszywą kopią naszego Stwórcy, to razem usuńmy go z tronu niebieskiego. A jeśli nam się uda sprowadzić prawdziwego i ja, jak może żadne z was, będę naprawdę szczęśliwy.
Te jego słowa wywołały wśród nas wściekłość. Michał jako obrońca prawdy. Nie można mu wierzyć, ale udowodnić, że kłamie także nie. Tylko jedyny Przedwieczny prawdziwy Bóg może nam tę prawdę powiedzieć. Ale Jego nie ma. Na razie więc, nie możemy słów Michała zweryfikować z rzeczywistością. Przecież, chociaż on, Lucyfer i Gabriel niejednokrotnie widzieli Stwórcę, to jak sam twierdzi, nie do końca w nowym Bogu, rozpoznaje tego sprzed wieków. Gdy tak stawia sprawę, pozbawia nas argumentów do osądzania go, że w całej tej sprawie maczał swoje palce.
- Michale, proszę ciebie o odrobinę powagi. - Zwróciłam się spokojnie do archanioła. - Ty widziałeś i poznałeś Boga prawdziwego, stoisz na czele hufców niebieskich i szefujesz wszystkim chórom. Kto więc prędzej niż ty może Go odnaleźć.
- Nie tylko ja, ale i wszyscy archaniołowie naszego Pana widzieli. Gabriel z Jego rozkazu do tej pory oczekuje na sygnał do rozpoczęcia Apokalipsy i wyznaczenie miejsca Armagedonu. Ale gdybyś każdego spytała, każdy widział Go innym. Nasz Bóg ma zmienną naturę i dla każdego chce być takim, jakim Go sobie wyobraził. Dlatego mówimy o Nim, że jest wszędzie i zawsze. Być może my wszyscy razem jesteśmy naszym Bogiem a on jest nami.
- Michale konfabulujesz.
- Może trochę. Bo wiem niewiele więcej niż wy wszyscy.
- Dlaczego chcecie tak zawzięcie dociec prawdy? Nasz Stwórca jest niezniszczalny. Zawsze był, jest i będzie. Jeśli spieramy się o Niego, jeśli wy zarzucacie mi, że Go kiedyś odesłałem w nicość to właśnie powinno być dla was dowodem, że mogłem tak zrobić, bo On tego chciał. Nic przecież bez Jego woli się nie dzieje. Jeśli tego nie pojmujecie to już wasz problem. Nie dorabiajcie teorii do nieistniejących faktów. Możecie mnie nie lubić, nie wierzyć w moje słowa, ale znajdźcie dowód by mi zaprzeczyć.
Miał rację. Byliśmy bezsilni.
Rozmowa z Michałem, tylko z pozoru była zupełnie bezowocna, bo on sam, chociaż zrobił to bezwiednie, ale podpowiedział nam jedną ważną informację. Rzeczywiście Victoria, jako jedyna poznała Boga najwcześniej. I pewnie też, jako jedyna widziała Jego rzeczywiste oblicze. Nie istniał bowiem wtedy jeszcze żaden powód, by chciał On przybierać tak różnorodne postaci. Byli przecież wtedy tylko we dwoje. Dlaczego więc Bogini nigdy nam o tym nie mówiła. Tylko przecież Ona rozpozna Go, gdy tylko ujawni się nam, lub sami Go odnajdziemy.
- Dlaczego nie przyznajesz się do tego, że rozpoznasz Stwórcę? - Pytam Victorii, którą właśnie wywołałam.
- Bo nikt mnie o to nie pytał a jak do tej pory nie miałam w kim Boga rozpoznać. Gdy zjawi się ten prawdziwy, wszyscy Go rozpoznacie i ja nie będę wam do tego potrzebna. Ewelino, twoje moce są też ogromne, więc chociaż ty Stwórcy nigdy jeszcze nie widziałaś, to, podobnie jak i ja, masz ten dar rozpoznawania. I w tym także twoja nadzwyczajność ujawnia się także. Szukajmy Go, a gdy znajdziemy, pytać o nic, nie będziemy musieli.
Pomyślałam, że dobrze to wszystko wiedzieć, bo nawet, gdybym w tej walce pozostała sama, to prawdy dowiodę, Boga rozpoznam i kłopoty Nieba zakończę.
Dawno nie byliśmy w Piekle. Zabiegani wyjaśnieniami prawd sprzed wieków i sprzed kilkudziesięciu lat, cały ten czas spędziliśmy poza naszym drugim domem. Gdy wróciliśmy, z radością dostrzegliśmy, że nic się nie zmieniło. Przez ten czas, na ziemi pewnie budynek by się postarzał a tu nic z tych rzeczy. Nawet w środku ani odrobiny kurzu, ani nawet zepsutego jabłka, których kilka nie zdążyliśmy zjeść przed naszą podróżą. Wieczność ma to do siebie, że dotyczy nieomal wszystkiego. Chociaż i tutaj musimy wymieniać nasze uszkodzone ubrania i codziennie nowi mieszkańcy zasiedlają obszary obu Krain, to jednak to, co już powstało tylko z woli Boga, trwa bez końca. Wieczność jest po prostu wieczna.
Po kilku dniach beztroskich spacerów, kilkukrotnym odwiedzinom w naszych ulubionych kawiarenkach, plażowaniu nad morzem i objadaniu się różnymi smakołykami, powoli zaczynaliśmy wracać do rzeczywistości.
Irmina zaproponowała nam, byśmy odwiedzili Lucyfera. Wprawdzie to on oddał nas w łapy Michała i zgodził się na zorganizowanie na terenie Piekła Kręgu, który miał nas zabić, ale właśnie dlatego chcieliśmy by nas zobaczył i przekonał się, że nie tak łatwo nas wykończyć.
Lucyper był jednym z niewielu, których Stwórca darzył wielkim poważaniem. I chociaż w końcu ich drogi się rozeszły, to jednak nie stali się przecież przeciwnikami. Właściwie to podzielili się tylko zakresami obowiązków a pozostałe historie, z których część przeniknęła na ziemię w postaci różnych opowieści, były tylko wypaczonymi legendami, które stały się podstawą do wiary w dobro i zło, czyli po ludzku rozumianymi opowieściami o Niebie i Piekle a, że żadna z zainteresowanych stron tych przeinaczeń nie zweryfikowała i nie próbowała urealnić to przez przypadek ludzkość sama sobie wymyśliła hamulec przed nadzwyczajnym rozprzęgnięciem zasad niezbędnych do przetrwania gatunku. I chociaż później wielokrotnie te zasady były drastycznie łamane a skutkiem czego była lejąca się krew niewinnych. która plamiła honor synów i córek bożych, to nigdy jednak ta granica ta nie została przekroczona bezpowrotnie, dzięki czemu ludzkość trwa nadal i dopiero za sprawą Stwórcy może zakończyć swoje istnienie.
Pan Piekieł i Władca Ciemności, jak o nim na ziemi mówiono, tutaj był tylko nadzorcą swojej części oddanego mu przez Boga części Nieba, zwaną dla odróżnienia Piekłem. Symbolika tego miejsca w niczym nie przypominała, tej, jaką wpaja się dzieciom w szkołach i dorosłym na mszach.
Sam Lucyfer, w odróżnieniu od Michała, nie obawiał się utraty władzy i nie pysznił się swoim stanowiskiem. Swoje obowiązki traktował normalnie i im mniej miał pracy, tym czuł się lepiej. Swoje Królestwo, które już na samym początku zorganizował według własnego planu, przez te wszystkie wieki nigdy nie było niczym zagrożone. Mógł więc pozwolić sobie na odrobinę lenistwa i nie rzucanie się w oczy nikomu. Był zdeklarowanym samotnikiem, nieraz jednak skory był także do żartów. Nie był także mściwy i tylko my po raz pierwszy zdenerwowaliśmy go na tyle, by z zazdrości o naszą pełną sprawność fizyczną pozwolił Michałowi na chwilowe panoszenie się jego terenie.
Byliśmy pewni że nas przyjmie, więc dłużej nie czekając na jego realizację zapowiedzieliśmy w jego biurze swoją wizytę. Początkowo, ze zdziwieniem a później z rozżaleniem czekaliśmy na tę jego decyzję o spotkaniu z nami. Mijały jednak dni a odpowiedzi nie dostaliśmy żadnej. Protokół dyplomatyczny nie przewidywał takiej reakcji z jego strony. Pozytywna, czy nawet negatywna odpowiedź powinna jednak nadejść. A tu nic. Cisza.
- Czyżby, nas się wstydził? - Zastanawialiśmy się, bo przecież tylko taka jego reakcja mogła złamać dobre maniery i oficjalny obowiązek odpowiedzi na naszą prośbę.
Gdy już nasza cierpliwość była na granicy wytrzymałości, wtedy pod moje drzwi wejściowe ktoś wsunął kartkę z wyjaśnieniem, że z powodu jego nieobecności Lucyfera w podległym mu Piekle, jak na razie nasze z nim spotkanie nie będzie możliwe.
Trochę nam się spieszyło, więc jeśli ten powód był prawdziwy, to jego nieobecność może potrwać i całe lata, bo przecież tutaj, czasu nikt nie przeliczał na dni a tylko my ciągle coś chcemy załatwić błyskawicznie.
Nasz chwilowy powrót do Nieba spowodowany był koniecznością odwiedzin u Michała. Ten jednak niczego nie wiedział o Lucyferze. Uważał, że ten po prostu skrył się się gdzieś w jakiejś pustelni i kontempluje jakiś problem. Jeśli jednak chcemy, to on Michał odda nam do dyspozycji swoje służby specjalne. Ta niespodziewana pomoc, bardzo nam się przyda, bo co by o nim nie mówić, ale szpiegów to miał znakomitych. Pozostało więc nam czekać na wiadomości od tych panów w bieli. By jakoś sobie ten czas skrócić, te wolne dni wykorzystaliśmy na rozrywki. Robiliśmy wszystko to, co kilka dni wcześniej w Piekle i bawiliśmy się dobrze. Ta beztroska była nam potrzebna dla zachowania zdrowego rozsądku, a, że zawieszenie broni między nami i Michałem trwało nadal, mogliśmy trochę poszaleć bez obawy, że narażamy swoje życie. Objęci i roześmiani, ostentacyjnie więc spacerowaliśmy, pokazując się w publicznych miejscach, tak często, jak to było możliwe. Ktoś, kto chciałby nas podsłuchiwać, miał przez nas to zadanie zupełnie ułatwione, tyle tylko, że z naszych rozmów nie zrozumiał niczego. Bo cóż mogły oznaczać słowa: kotku, myszko, pysiu, misiu i inne śmieszne określenia nas samych i naszych intymnych wyczynów. Żaden przecież kod nie był potrzebny do rozszyfrowania tych naszych słów, gdyż przekazywane przez nas wiadomości były jawne i zupełnie dla Michała bezużyteczne.. W miarę bezpieczni i nadzwyczaj szczęśliwi wykorzystywaliśmy te dni, które nam z tej wieczności jeszcze pozostały na spełnianie swoich zachcianek, różne szaleństwa i miłość.
W końcu wiadomość nadeszła. Sam Michał odwiedził nas w domu i po kilku słowach pochwały architektury mojej posiadłości, piękna terenu wokół domu, przeszedł wreszcie do sedna sprawy.
- Rzeczywiście Lucyfer był w Niebie. Przeszedł tutaj przesz swój prywatny portal i jak do tej pory do Piekła nie powrócił. Gdzie teraz jest, dlaczego się nie pokazał u Michała i ewentualnie na czyje zaproszenie tutaj przebywał, tego nie udało się jego szpiegom ustalić.
Po tym, jak Michał zjadł z nami kolację i wyszedł, postanowiliśmy niezwłocznie rozpocząć własne prywatne śledztwo. Oficjalne służby Michała miały przecież ograniczenia. Musiały znaleźć informatora i zaufać wszystkiemu temu, co raczył im przekazać. My takich ograniczeń nie mieliśmy. Mogliśmy rozmawiać ze wszystkimi i o wszystkim.
Kolejny nasz powrót do Piekła. Chwila odpoczynku w domu i zaczęliśmy.
Już po tygodniu trafiliśmy na pijanego doradcę Księcia, który zdradził nam w całkowitej tajemnicy, że jego szef wyjechał już bardzo dawno, na uroczystość Wielkiego Kręgu, czy czegoś tam i odtąd już się w Piekle nie pokazał i to on sam musi zarządzać teraz całością Krainy. Na zakończenie rozmowy, zaoferował nam kilka stanowisk.
- Nie będziecie się nudzić. Roboty jest dużo, ale i nie mniej przyjemności.
Nie dopytywaliśmy się zbytnio o szczegóły dotyczące tych stanowisk, ewentualnych obowiązków i skalę przyjemności, niemniej podziękowaliśmy mu za propozycję, którą rozważymy w najbliższym czasie.
Jak szaleni wypadliśmy z knajpy. Wszystko stało się jasne. Lucyfer zadrwił z Michała i wszystkich pozostałych. Gdy ten otworzył Wielki Krąg i oczekiwał, że nic się nie wydarzy, to właśnie ku zupełnemu zaskoczeniu archanioła, sam Książę Piekieł pojawił się na nim, grając rolę Stwórcy. Chciał go tylko ośmieszyć, lecz mimowolnie pomógł Michałowi uwiarygodnić ten cały cyrk a, gdy ten z ogromną czcią ucałował jego dłoń, Lucyfer ten swój żart rozwinął jeszcze bardziej i na oczach wszystkich, oddał, mu nieomal prawie całą utraconą władzę. Nie miał nawet ochoty ukazywać swojej twarzy, dlatego, gdy usłyszał nasz protest przybrał spontanicznie niezbyt udaną maskę, która zresztą tylko nam wydała się dziwna, bo inni przyjęli ją, jako zwykłą kolejną transformację Wiekuistego.
Gdy poinformowaliśmy z grzeczności o tym fakcie Archanioła Michała, ten aż zaniemówił. Długo patrzył na nas błędnym wzrokiem, jakby nas nie widział i przez to nie rozumiał naszych słów. Gdy wreszcie odzyskał mowę, usłyszeliśmy pytanie.
- I po co on to zrobił?
I zaraz po nim drugie:
- I co teraz będzie?
- Nic nie będzie - odpowiedział mu Uriel – pomijając ważną tylko dla nas a nieistotną dla Michała odpowiedź na jego pierwsze pytanie, któremu przecież tak naprawdę była ona obojętna.
- Jesteś tutaj wystarczająco długo by, wiedzieć, że i tym razem, mimo bezprawnych nominacji, możesz nadal bezkarnie sprawować tę swoją władzę. My już nie mamy sił, by tego tobie zabraniać a reszta przepuści ci to kolejne oszustwo bez zmrużenia powiek. Kolejny raz wygrałeś, chociaż, co przyznajmy, bez własnego udziału, nie licząc tylko twojej obecności w czasie Kręgu. Lepszy będzie tron, na którym i tak już siedzisz, niż pusty. Nasze gratulacje,
Błysk w oczach Michała mówił wiele, więc przerwałam tę jego ekstazę.
- I takim pozostanie, nim nie odnajdziemy prawdziwego Boga.
- Ależ oczywiście. - Przyznał, bez wielkiego zadowolenia z tego faktu, Michał.
Po powrocie do domu nie mogliśmy sami wyjść ze zdziwienia nad tym całym niespodziewanym wyjaśnieniem sprawy i nad naszym prawie wiernopoddańczym hołdzie złożonym Michałowi, bo przecież ostatnich naszych pogróżek nie przyjął on zbyt poważnie, bo jak mieliśmy Boga odnaleźć i co najważniejsze: po co? Tylko naszej czwórce był On potrzebny, inni znakomicie obchodzili się bez Jego jakiejkolwiek obecności.
Jedyne, czego nam się udało dokonać w tej naszej akcji poszukiwania Boga, to że rozgryźliśmy prawidłowo ten incydent z Kręgiem. Rzeczywiście, Michał posądzany przez nas o kolejny spisek przeciw Bogu, stał się łatwym obiektem tego bezkrwawego ataku Lucyfera. Przejęty wtedy niespodziewanym ukazaniem się jakiejś postaci, nawet nie wiedział, jak dobrze bawi się jego kosztem dawny przyjaciel i kompan Lucyfer. Ten zaś, wszystko urządził tak, tylko dla swojej dobrej zabawy. Było mu obojętne, czy po tym przedstawianiu ktokolwiek zastanawiać się będzie nad prawdziwymi pobudkami Michała a nikt nie skojarzy jego samego z tym incydentem a jeśli nawet, to nie pomyśli o tak prostym rozwiązaniu tej zagadki, jakim był ten happening. Po zakończeniu swojej zabawy, planował po angielsku ulotnić się, nie pokazać na razie w żadnym znanym wszystkim miejscu a skryć się tam, gdzie nikt Go szukać nie będzie i posiedzi sobie z Gabrielem na ziemi, by rozkoszować się nową falą kataklizmów. Tak mu się te igrzyska planety przeciw ludziom podobały, że chyba jeszcze długo nie wróci do siebie.