Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2021-07-25 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 613 |
Teraz, z przyzwyczajenia i rutynowo, Michał wykonywał wszystko to, czego musiał się przez wieki nauczyć. Nieznacznie uspokojony przez czwórkę swoich oponentów przyznaniem się ich do przegranej, już bez większych skrupułów rozpoczął przegotowania do restytucji tronu dla siebie i to bez konieczności wzywania Boga nadaremno.
Już dawno zauważył, że tak naprawdę, bez jakichkolwiek jego działań i tak wszystko funkcjonuje, jeżeli nawet nie znakomicie, to przynajmniej znośnie, skupić się mógł wreszcie na tym co robić lubił najbardziej, zaczął po prostu cieszyć się swoją władzą.
Trochę martwiło go, że tylko prawdziwy Bóg może przywrócić jego atrybuty męskości, ale że przez wieki z tym swoim uszkodzeniem jakoś przetrwał, to z rachunku zysków i strat wyszło mu, że jak na razie władza jest najważniejsza a dobro ogółu może jeszcze trochę poczekać, może znajdzie się jakiś sposób, by temu wszystkiemu zaradzić, Jest przecież Victoria i są obie diablice, które, choć jeszcze nie wiedział jak, ale może da się jakoś wykorzystać.
My chociaż nie mieliśmy już takich problemów jak Michał, bo dzięki Victorii i mocy mojej diablicy, całą czwórką jesteśmy już zupełnie sprawni, to jednak nie mieliśmy zamiaru tym darem dzielić się z kimkolwiek i wszystkich uszczęśliwiać. Dokładnie, nie my wszyscy, lecz ja tak postanowiłam a Victoria nie zaprotestowała. Tym bardziej, że obie Krainy wolne od rozpraszających anioły i diabły czynności, były bezpieczniejsze. Już i tak z przykładania się do swojej pracy i opieki nad ludźmi, całe to towarzystwo ma u mnie jak najgorszą ocenę. Dobrze więc, że o tych moich zdolnościach nie wiedzą i niech tak pozostanie. Inaczej, naprawiony Michał, już do szczęścia niczego by nie potrzebował i ogarnąć go nawet Victoria, już by go nie potrafiła, a na dodatek reszta już sprawnych nadzorców ludzi, swoim postępowaniem szybko by doprowadziła wszystko do ostatecznego upadku a Armagedon mógłby Gabriel ustanowić w Niebie a nie na ziemi.
Na razie, a przecież chwila jest odpowiednia, całej naszej czwórce zachciało się trochę intymności. Korzystamy wtedy z osobnych sypialni. Długo z nich nie wychodzimy i dopiero, po kilku dniach, stęsknieni swojej obecności spotykamy się razem w salonie. I tym razem też się tak stało.
Uriel i Azazel dziękowali zwykłej śmiertelniczce Ewelinie, od której decyzji jednak zależy najwięcej, że o nich kiedyś nie zapomniała i teraz mogą być sprawni i szczęśliwi. Słuchając tych słów Irmina, która była ze mnie dumna, uśmiechała się tylko poprawiając niesforny pukiel włosów, który mimo wielu jej starań ciągle opadał jej na czoło.
Wszyscy chcieliśmy, żeby tak już zawsze było, by nasza miłość była wieczna a nasze pożądanie nigdy wygasło. My obie na ziemi nigdy nie byłyśmy szaleńczo zakochane a nasi panowie tutaj nigdy nie mieli możliwości na przeżycie choćby chwili rozkoszy. I teraz, istniejemy tylko dla siebie i to nam wystarcza.
Nieraz wplątujemy się w różne sprawy, ale to nas jeszcze bardziej łączy bo później, gdy znowu mamy wolną chwilę mobilizujemy się ponownie i nie opuszczamy tych naszych sypialni a jeśli wychodzimy z nich na chwilę, robimy to tylko dlatego, byśmy mogli w swoich oczach ujrzeć nasze niekończące się szczęście.
Niestety, jak na razie, dla siebie możemy mieć tylko chwile a musimy mieć całe długie godziny na utarczki z Michałem. Tym sposobem to on wyznacza nasze tempo życia i stopniuje nasze rozkosze. Przez niego ta nasza wieczność jest mieszanką odczuć dobrych i złych i to w proporcjach do złudzenia przypominających te zapamiętane z życia na ziemi. Tak w prosty sposób Michał sprawia, że odczuwamy, jak nasza wieczność jest przez niego i przez to staje się dla nas nieco mniej wieczna. Ale i tak mamy nadzieję, że starczy nam czasu, byśmy zdążyli nasycić się sobą do końca. A ta nieskończoność rzeczywiście trwać będzie wiecznie, tak abyśmy nacieszyli się jej urokiem i istnieniem nieprzemijających nigdy chwil.
Po tych chwilach rozkoszy i zapomnienia, powoli wracamy do codziennych radości oferowanych nam przez obie Krainy. Nasza czwórka ma może najwięcej problemów, ale za to jako jedyni przemieszczamy się gdzie chcemy i kiedy chcemy. Nie obowiązuje nas konieczność przebywania tylko w jednym ze światów. Dlatego mamy dwa domy, w Niebie i w Piekle. Możemy też odwiedzać ziemię. Z tym nam jednak nie wychodzi najlepiej. Teraz, gdy już tak naprawdę nie mam tam kogo odwiedzać, niespecjalnie zależy mi na tych podróżach. Widzenie samej siebie, stresuje mnie bardziej niż myślałam. Nie ja przecież zdecydowałam, o pozostawieniu części mnie tam a przeniesieniu części tutaj. Ale i tak czuję się winna za to, że zaaferowana wszystkimi tymi ponadczasowymi sprawami, tak bardzo tamtą Ewelinę zaniedbuję. Tak robi tylko ktoś, kto nie potrafi kochać siebie a chce zbawić cały świat, czyli, po prostu ja. Jakie to smutne.
- Lecimy gdzieś - pyta Irminka
- Tak skarbie - odpowiadam jej, ale nim to zrobimy, najpierw muszę poważnie porozmawiać z naszymi chłopcami.
- Gdy zostałam brutalnie porwana z ziemi i rozdzielona ze swoim ciałem, wiedzieliście wtedy, jak demon Abaddon ma to zrobić a czy wiecie może, jak ten proces odwrócić?
- Ewelinko, nie żartuj. - Ledwie słyszalnym głosem wyszeptał Uriel. - To Victoria kierowała wszystkim. Wiedzieliśmy wtedy tylko tyle, że abyśmy mogli ją tutaj ujrzeć, to, musiała zdobyć część ciebie i tylko ciebie i tylko demon otrzymał od niej tę moc, której użył. Była to ogromna siła, lecz starczyła tylko na ten jeden, jedyny raz. Nie nas o to więc pytaj, lecz swojej Bogini.
- Wiesz przecież kochanie - wtrącił się Azazel - że gdybyśmy znali sposób na twój powrót, już dawno byś była na ziemi.
Mimo powagi sytuacji i mojego mocnego postanowienia zachowania rozwagi i spokoju, nie wytrzymałam i zaczęłam ze śmiechem:
- To już tak znudziłam się tobie, że chcesz mnie odesłać. A kto ci powiedział, że chcę wracać a może to tamtą Ewelinę z ziemi chcę tutaj przenieść.
- Dobrze, że ci przeszło - ucieszyła się Irmina. - Już myślałam, że tak się przy nas źle czujesz że chcesz nas opuścić. A ja mam tylko ciebie.
- A ja co, co ze mną? - żartował Uriel.
- A ty jesteś mi potrzebny do innych celów. Ciebie mogę zamienić a ją nie.
Mimo mojego wcześniejszego planu odwiedzenia ziemi, związanego z moimi wyrzutami sumienia, Nieba nie opuściliśmy, lecz polecieliśmy na beztroskie podziwianie różnych cudownych jego zakątków. I chociaż tutaj, całość tego wszystkiego, co odczuwamy i czego tutaj doznajemy jest tylko naszą projekcją wyobrażeń, to i tak jest to piękne. Podobnie, jak na ziemi, nie jesteśmy pewni, czy to, co spostrzegamy, istnieje naprawdę, to tutaj dziwi nas tylko, że chociaż każde z nas z osobna kreuje swój świat, to jednak potrafimy wspólnie uczestniczyć we wszystkim. Tego fenomenu ani Uriel ani Azazel, nie potrafili mi jednak wyjaśnić.
Tylko Michał stwierdził kiedyś.
- Ta projekcja jest jakby skutkiem ubocznym kreacji całego wszechświata i jako bardzo przydatny dodatek trwa u ludzi nawet po ich śmierci a skąd wziął się u pozostałych nieśmiertelnych nie wie nikt. Bawcie się tym cudem i nie próbujcie go zrozumieć. Gdyby tej nadrzeczywistości nie było, każde z nas miało by swoją samotność, do której nikt inny by nie mógł wejść. Dzięki Bogu tak nie jest i możecie wspólnie uczestniczyć w stworzonym przez siebie i dla siebie życiu, które jest tylko waszym wspomnieniem ziemskich uciech. Widzicie, czego nie ma, jecie urojone potrawy i targają wami nieistniejące uczucia. Was nie ma, mnie nie ma i tylko Bóg potrafi w jakiś sposób ten niebyt kontrolować. A skoro teraz i Boga nie ma, to i ta kontrola całości jest iluzoryczna.
Tak więc oglądaliśmy teraz krajobrazy, które sobie wyobrażaliśmy i dotykaliśmy siebie, czyli nieistniejące istoty. Czuliśmy radość ze swojej obecności i była to radość tego, że nas nie ma.
- Dusza ma zakodowany w sobie kształt ciała, ciało natomiast nie na zakodowanej duszy.
Tak odpowiedział Azazel na pytanie Eweliny, czy ta, jeśli znajdą sposób na uwolnienie Victorii, będzie mogła wrócić na ziemię do swojego ciała, by uwolnić samą siebie od nieśmiertelności.
- I to jest cała twoja odpowiedź – naburmuszyła się diabliczka, którą akurat była.
- Nie, to jest cała moja odpowiedź.
Nie da połączyć się raz rozłączonych dwóch elementów człowieka, które powodują, że tam na ziemi żyjesz. Twoja dusza, już wtedy, gdy tylko pojawiłaś się w kolejce zmarłych zdążyła natychmiast odbudować ciebie i jesteś tutaj nierozerwalną całością. Aż mnie to trochę dziwi, że ty, pokonałaś Michała i jesteś jakby w trzech osobach a jeszcze tego nie wiesz.
- A ty Azazelu, jesteś tutaj od zawsze, znasz mnie od początku i tego jeszcze nie zrozumiałeś, że nie lubię, gdy mnie denerwujesz.
- Przepraszam.
- No, myślę. A teraz tłumacz mi, ale tak bym nie musiała przywoływać Victorii, aby nauczyła ciebie, jak rozmawiać z kobietami.
- Dobrze, raz jeszcze powtórzę. Tutaj już jesteś kompletną Eweliną. Na ziemi, mimo iż żyjesz, duszy już nie posiadasz, więc jakbyś chciała teraz to swoje ciało na ziemi zagospodarować. Ty nierozerwalna i jeszcze ta biedna Ewelinka. Półtorej kobiety w jednym ciele i myślisz, że tym ją uszczęśliwisz. A, co z twoją diablicą. Czy ją chcesz zabić? I kogo ja wtedy będę kochał?
- Pewnie byś jakąś inną znalazł i dlatego właśnie nie odchodzę. Nie oddam Ciebie żadnej innej zołzie. Masz mieć tylko mnie. I masz mnie zaraz przytulić.
Ewelina zrozumiała, że przecież jej jest tutaj dobrze. Ma swojego Azazela, Irminę, swoich rodziców a wkrótce będzie miała i koleżanki. A tam na ziemi ma tylko siebie, osobę, której już tak naprawdę nie zna. Spytała tylko, by wiedzieć. I dobrze, że nie ma takiej możliwości, bo wtedy te swoje dwa życia tutaj i na ziemi pewnie by zrujnowała do końca.
Teraz znowu ginąc w objęciach Azazela, Ewelina poczuła się bezpieczna, kochana i potrzebna, choćby tylko im dwojgu. A to jest i tak dużo, jak dla takiej małej dziewczynki jak ona
Archanioł Gabriel, wyglądał jak jakiś świątek, gdy siedział zadumany na przydrożnym kamieniu koło jakiejś wsi, gdzieś w Azji. Nawet nie próbował zastanawiać się, gdzie aktualnie na ziemi się znajduje, bo właściwie to nigdy w tym samym miejscu nie bywał dwa razy a jeśli nawet, to na co mu wiedza, która za kilka wieków i tak będzie bezużyteczna. Ludzi też zbytnio nie rozróżniał. Wszyscy oni byli tak do siebie podobni i tak mało ważni. Czasem przyjrzał się dokładniej jakiejś dziewczynie i nawet nieraz popodziwiał ją sobie. Ale odkąd z woli Boga właściwie nie był mężczyzną, czyli przez całe niezliczone wieki, to uroda ziemianek denerwowała go i doprowadzała nieomal do furii a przynajmniej kończyło się to zawsze jeszcze większą do ludzi nienawiścią. Anielice wytępione i niepowstałe diablice. Tyle jeszcze z tamtych strasznych czasów pamiętał. Te wspomnienia wtopione zostały w jego umysł razem z koniecznością uwielbiania Boga, tworząc mętlik sprzecznych myśli, z którymi rzadko umiał sobie poradzić, dlatego też starał się myśleć jak najmniej. Stwórca, który najlepiej wiedział, czego nieśmiertelnym tak naprawdę potrzeba z tą swoją nieomylnością nigdy nie był Gabrielowi nazbyt bliski.. Ale cóż. Ani prośbą, ani groźbą nie dało się nigdy niczego wymóc na Bogu. A Nefilimi, którzy tak Przedwiecznego denerwowali, stali się też przyczyną najgroźniejszej z kar. Za ich spłodzenie wszyscy nieśmiertelni są do teraz pozbawieni możliwości obcowania z ziemskimi kobietami i pozbawieni swoich żeńskich odpowiedniczek. I odtąd te Zaświaty, które dla ludzi są nadal celem ich życia po śmierci, dla nieśmiertelnych stały się tylko dość nudnym i frustrującym miejscem pracy.
Dlatego Gabriel tak bardzo unikał tej niebiańskiej atmosfery i wolał włóczyć się po ziemskich zakamarkach, aby tę swoją wieczność czymś ubarwić. Było to o wiele przyjemniejsze, niż patrzenie na tych szczęśliwych śmiertelnych dzieci Boga, które w parach mogły zasiedlać wszystkie rejony dostępne przed ich pojawieniem tylko nieśmiertelnym.
Dla przedwiecznych, właśnie to pojawienie się tych ludzi, stało się pasmem poniżeń i kar.
Gabriel chciał nawet przyzwyczaić się do myśli, że powinien polubić tych współmieszkańców z konieczności a nie z wyboru, lecz, jak do tej pory, to mu się zupełnie nie udawało.
Teraz, gdy od niedawna zaczęły i do niego dochodzić wieści o powrocie Victorii, jego serce zabiło żywiej. Wreszcie coś mogło się zmienić i to za sprawą jedynej nieśmiertelnej istoty płci przeciwnej, która się uchowała.
Obserwował więc z rosnącą niecierpliwością przebieg wszystkich wydarzeń. Ucieszył go powolny upadek Michała i pojawienie się jakiś dwu diablic, które choć poprzednio były śmiertelniczkami, to teraz stały się nieomal wszechmocnymi wiecznymi istotami.
W tak krótkim czasie, w tym mgnieniu chwili trwającej przecież niecały wiek, wiara Gabriela w możliwość zmian dla niego korzystnych a dla Michała i ludzkości zdecydowanie mniej, tak go podbudowała i tak wzmocniła jego nadzieje, że gotów był włożyć i swój wkład w sukcesy nieznanej mu czwórki bojowników i ich przywódczyni Eweliny a także jego dawniej miłości Victorii. Jak by miała ta jego pomoc wyglądać, tego jeszcze nie wiedział, ale wiedział, że zrobi wszystko o co zechcą poprosić. Nie odmówi im niczego. Ma już dosyć trwania w tym nieudanym eksperymencie z gatunkiem ludzkim, którego koniec z radością tym śmiertelnikom obwieści. Ich istnienie i destrukcyjny wpływ na Boga i na życie w zaświatach już dawno powinny być przerwane. Lecz Stwórca głuchy na wszystkie argumenty, przedkładał dobro tych śmiertelników nad miłość swoich prawdziwych synów. Tak więc, jak na razie ci super niedoskonali wygrywali z doskonałymi, ale teraz Gabriel ma jednak nadzieję, że za sprawą Victorii to wszystko zmieni się. Przerwie ona ten marsz ku przepaści Boga, wróci stare dobre czasy i powróci spokój niebiański. No może z pewnymi modyfikacjami. Bo przecież ci nieudacznicy wprowadzili w tę ich cichą i spokojną wieczność kilka dobrych zmian. A przede wszystkim, cały wachlarz uczuć, czego przedtem tutaj nie znano. Przed powstaniem ludzkości, istniały tutaj, tylko nudna miłość i wzajemne uwielbienie. Nie istniały natomiast, pożądanie i zazdrość, które przecież budują prawdziwe napięcie we wzajemnych kontaktach. Gabrielowi podoba się od dawna ta cała ludzka otoczka gwarantująca tym istotom pełnię życia. Od jedzenia, aż po stroje. Doceniał ich dociekliwość i umiejętność obserwowania świata oraz wyciąganie prawidłowych wniosków z różnych sytuacji oraz tę ich zdolność uczenia się. Anielska część Nieba tego nie miała. Właściwie do chwili pojawienia się tych boskich niedoskonałych istot, wszystko w Niebie trwało jakby w zawieszeniu. Nie działo się nic, więc nic nie było potrzebne. Na dłuższą metę i ta część niebiańskiej wieczności trwać by nie mogła. I gdyby Stwórca ludzi nie stworzył, sensu istnienia czegokolwiek też by nie było. Sami dla siebie byliśmy nudni. Dopiero ludzie tę nudę przerwali. Mieliśmy anielice, ale dopiero ziemskie kobiety uzmysłowiły nam, czemu te różnice płci służyć mają. Szkoda, że gdy to pojęliśmy Bóg anielice zabił a nas okaleczył.
- Za to tych ludzi nie lubię. Gdy wreszcie pokazali wszystko, co ich odróżniało od aniołów, to Bóg tych różnic stosować aniołom zabronił. I wyszło na to, że ludzie są szczęśliwi, bo są śmiertelni a anioły nieszczęśliwe, bo są nieśmiertelne. - kontynuował swoje rozważania Gabriel.
Skołowany tym natłokiem myśli, w używaniu których geniuszem przecież nie był, już sam nie wiedział. Dobrze to czy źle, że ludzkość zaistniała. Jedno tylko wiedział na pewno. Dobrze iż ludzkość zaistniała, lecz gdy zginie, będzie to dla niego o Niebo lepsze. Nieśmiertelni wystarczająco długo już podpatrywali śmiertelnych i nauczyli się od nich dostatecznie dużo, aby ich los mógł być już przesądzony I dlatego według Gabriela muszą z ziemi odejść a on o niczym innym tak bardzo nie marzy. Gdy zasiedlą Zaświaty, będą już tylko niegroźnymi wspomnieniami jego dotychczasowych frustracji, bo nie musi ich wtedy odwiedzać w tych ich odległych od anielskich dzielnicach.
Nagle obudziła się we mnie Victoria i nie pytając o zgodę rozpostarła skrzydła.
- Lecimy odnaleźć Archanioła Gabriela - usłyszała od niej pozostała trójka uczestników, gdy już zmusiła wszystkich do zmiany kursu lotu naszej wycieczki.
- Na ziemi dawno nie byliśmy, ale tam, jedynym naszym zadaniem będzie tylko rozmowa z Gabrielem. Musimy zorientować się, co on wie o Stwórcy i czy może nam w naszej jakoś misji pomóc. Jest samotnikiem i odludkiem, dlatego musimy używać tylko dyplomacji. Nie chcemy go przecież spłoszyć a tylko pozyskać do naszych celów.
Tym razem sama Victoria utworzyła przejście i dlatego już po chwili znaleźliśmy się w nieznanym nam terenie. Trochę obco wyglądające otoczenie przypominało równikowe lasy deszczowe. Dlatego nie mogłam odpowiedzieć sobie na pytanie, co zmieniło się na ziemi od chwili, w której widziałam ją po raz ostatni. Patrząc teraz oczami Victorii, czy też patrząc swoimi oczami przez Victorię, niczego fascynującego nie widziałam. Tutaj cywilizacja nie odcisnęła żadnego widocznego piętna.
Już teraz, trochę mnie zdenerwował Gabriel z tymi jego samotnymi wędrówkami na krańce świata. Ale cóż, może następnym razem zjawię się na ziemi w bardziej znanej mi strefie klimatycznej i bliżej znanych mi terenów.
Zauważyliśmy go od razu. Stał ze złożonymi skrzydłami i patrzył na jakieś przebiegające właśnie zwierzęta.
- Witaj Gabrielu.
Archanioł wyrwany nagle ze swojego zamyślenia, przez chwilę jakby nas nie dostrzegł. Po chwili jednak jego promienny uśmiech pokazał nam, że wyraźnie cieszą go nasze odwiedziny.
- Co tutaj, w tej głuszy robicie - powiedział przypatrując się nam z wyraźnym zaciekawieniem.
- Chcemy zaprzyjaźnić się z tobą - szczerze powiedziała Victoria.
- Czym sobie na ten zaszczyt zasłużyłem. Przedtem mnie nie dostrzegałaś. Nie pamiętam, abyś kiedykolwiek ze mną rozmawiała. Ale cóż czasy się zmieniają. Może i ja jestem godny Twojej królewskiej i boskiej uwagi.
- Tak w istocie jest. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak wiele mamy wspólnego ze sobą. Na przykład choćby kwestia ludzi. I ja uważam, że coś trzeba zrobić, by nieśmiertelni nie cierpieli niesprawiedliwego odrzucenia przez Stwórcę.
Gabriel aż zaniemówił ze zdziwienia. Victoria, ta boska przedwieczna istota ma podobne jemu poglądy. I widocznie nie tylko ona, bo pozostali nawet nie starali się skomentować jej słów.
- A wy także Victorię popieracie? - Powiedział, przypatrując się nam uważnie.
- Tak też uważamy – w ich imieniu a właściwie na wszelki wypadek, za pozostałych stwierdził Azazel
Gabriel był tą sytuacją zaszokowany. Chciał tę czwórkę spotkać, chciał im pomóc, ale że stanie się to w tak szybkim czasie, tego się nie spodziewał. Gdyby był odrobinę bardziej bystry, pewnie dostrzegł by w tej wypowiedzi ślady nieszczerości, ale ten ascetyczny samotnik za bardzo chciał być zrozumianym i docenionym za swoje poglądy, by to potwierdzenie wzbudziło u niego jakiekolwiek domysły. W swojej prostolinijności przyjął te słowa, jako nasze szczere wyznanie przez nas kultywowanych zasad
- Widziałeś może ostatnio naszego Stwórcę? - Spytała teraz Irmina, patrząc mu w oczy i lekko uśmiechając się do oczarowanego nią archanioła – Pytam, bo gdzieś nam się ostatnio zapodział - dodała znacznie już cichszym głosem.
- I tu mnie moja słodka złapałaś. Od wieków, słyszę Go tylko w swoim umyśle i tylko w ten sposób do mnie często przemawia, ale podziwiać siebie nadal mi nie pozwala. Widocznie, jak do tej pory za mną nie tęskni. Tak więc, ostatnio widziałem Go, gdy wydawał mi różne zlecenia a ludzkość dopiero co zaczynała rozkwitać. Od tego czasu jakoś nasze drogi nie zeszły się powtórnie. Widocznie nasz Pan niezbyt chętnie chce pokazywać się w moim towarzystwie. Ale dla ciebie zrobię wszystko, by go odnaleźć.
- Nie tylko dla mnie. Wiem, jak niewiele obchodzą ciebie sprawy Nieba, ale kiedyś Michał odesłał Stwórcę w nieznane tereny wszechświata i od tej pory nikt Go już więcej nie zobaczył. Co gorsze u nieomal wszystkich wizerunek Boga zatarł się na tyle, że rozpoznają Go w każdym, kto się za Niego przedstawi. Nawet ja nie jestem pewna czy Go rozpoznam.
- A czy na pewno nie jest lepiej, że Bóg nie nadzoruje już tego wszystkiego, czego był stwórcą. Jeśli ukrywa się przed nami, to widocznie chce, byśmy to my decydowali o wszystkim. A może sam nie wie, jak wycofać się honorowo z całej tej afery z ludźmi.
- Pewnie masz rację, ale czy wiesz to na pewno? Każde twoje marzenie o pozbyciu się całej ludzkości, tylko on może zrealizować. Nadzieje na powrót wszystkiego sprzed powstania tych Jego śmiertelnych dzieci, bez Niego pozostaną tylko marzeniami. Bo tylko on to wszystko zrobić może.
Jeśli Go nie odnajdziemy, to żadne z twoich pragnień się nie spełni i to wszystko, co tak niepokoi ciebie, będzie trwało w nieskończoność. A, ponieważ nie tylko Ty chcesz zmian, pomóż nam te wspólne dążenia urzeczywistnić.
Patetyczność wypowiedzi Uriela sprawiła, że tylko powaga sytuacji zmusiła nas do zachowania powagi. Śmiech, który cisnął się nam na usta, mógł przecież zachwiać wiarą Gabriela w nasze szczere intencje. Dobrze, że cała trójka nie zapomniała słów Victorii a Jej stanowcze spojrzenie zdołało ucieszyć nasze rozbawienie, bo dzięki temu przebrnęliśmy przez najtrudniejszą część naszej misji, czyli wzbudzenie zaufania do nas u archanioła.
Wyraźnie zauważyliśmy, jak Gabriel układał sobie w głowie plan akcji szukania Stwórcy. Raz po raz marszczące się jego brwi świadczyły o burzy mózgu, której widocznie doznawał. Wiedzieliśmy już, że stanie się on naszym wiernym sojusznikiem, choć pomoc uzyskana od niego nie będzie tak wielka, jak się spodziewaliśmy, ale był to i tak nasz wielki sukces, bo nie byliśmy już sami.
Victoria znowu nie licząc się zupełnie z moim zdaniem, zniknęła teraz tak nagle, jak szybko się przedtem pojawiła. Stanęłam więc na wprost Gabriela jako Ewelina. Zaciekawił się wyraźnie tą zmianą.
- Kim teraz jesteś?
- Porwaną z ziemi połówką istniejącej teraz w dwu wymiarach dziewczyną.
- Czy to twoja kolejna transformacja?
- Nie. Teraz jestem tylko ziemską dziewczyną, czyli jedną z tych marnych istot, których tak nienawidzisz.
Poniosło mnie. W obronie ludzkości o mało nie zerwałam dopiero co powstałego sojuszu.
Wiedziałam, że jako Ewelina w tym gronie być nie powinnam. Wywołałam więc w sobie diablicę. Moje czarne skrzydła tak zaintrygowały Gabriela, że zapomniał obrazić się na mnie za poprzednie słowa.
- Ty masz skrzydła? - zapytał nie dowierzając swoim oczom.
- Tak mam. Ma też Irmina i ma Azazel. I Tobie, gdybyś ich nie miał też bym je stworzyła. Ale, że je masz, to ta moja moc na nic się Tobie nie przyda.
- Ale i tak podziwiam Twoją wielkość istoto o trzech twarzach. Bardzo mnie zaskoczyłaś swoją wielkością. Takich darów tworzenia nie posiada nikt z nas. Musisz być tą nadzwyczajną córką Boga, o której tak wiele kiedyś opowiadał. Nikt ciebie jeszcze nigdy nie widział, ale czuję, że to ty nią właśnie jesteś, bo tylko ktoś taki, może takie dary posiadać. Ty nie musisz już szukać Stwórcy. Ty już Go znalazłaś. Jest w Tobie. Jest Tobą.
Po tych słowach archanioł ukląkł na kolano i pochylił przede mną głowę.
- Wstań Gabrielu! - Powiedziałam. A co, jeśli się mylisz. Pochyliłeś się przed diablicą a stałeś przed Boginią Victorią. Jak sam sobie to wytłumaczysz.
- Nie mylę się. To ty Ewelino, chociaż jeszcze o tym nie wiesz, jesteś tą boską następczynią, której kiedyś miał przekazać całe swoje Królestwo. I nie jest teraz ważne, czy ukazujesz swoje ziemskie oblicze, czy też swoją diabelską emanację, Twoja siła jest zawsze jednakowa. Dla swoich wrogów jesteś nieprzejednana a dla przyjaciół jesteś samą miłością.
- Gabrielu. Długo już wiedziesz życie samotnika i dlatego twoje podejście do mnie jest tak archaiczne. Zostań, jeśli chcesz naszym przyjacielem, dołącz do naszej grupy, zamieszkaj z nami, ale z tymi swoimi poglądami musisz przeskoczyć o wieki, byś, umiał traktować mnie, jak normalną dziewczynę, która tylko z niewyjaśnionych przyczyn została wplątana we wielkie sprawy Zaświatów. Jeśli zrozumiałeś o co mi chodzi, witam ciebie w naszym gronie.
Gabriel patrzył na mnie i niczego nie rozumiejąc śmiał się jednocześnie do tego swojego wyobrażenia o mnie i do do diablicy, która właśnie przed nim stała i był mną wyraźnie zafascynowany, ale też i onieśmielony.
Pomyślałam wtedy, że ma to swoje dobre strony, bo spojrzenie Azazela już teraz świadczyło, że niezbyt sobie życzy bym miała cokolwiek wspólnego z Gabrielem, a już na pewno nie da nam obojgu przekroczyć ustalonych przez siebie barier. Czułam, że na razie, archanioł nawet nie pomyślał o mnie inaczej, jak tylko o swojej władczyni a ja zbyt kochałam swojego diabła, bym mogła i chciała posunąć się zbyt daleko. Ale, to wszystko było aktualne tylko na tę chwilę i mogło się przecież zmienić, dlatego ta przezorność Azazela była i dla niego i dla mnie nadzwyczaj prawidłową reakcją, byśmy nie dopuścili do konieczności walki ze swoimi żądzami.
A swoją drogą, to takiego uwielbienia nigdy nie doświadczyłam i gdyby nie moja skomplikowana sytuacja, pewnie bym była oczarowana mężczyzną, który w taki sposób o mnie i do mnie mówi, nie zważając na to, co mogą pomyśleć przypadkowi świadkowie takiego zaskakującego wyznania. Jak to nigdy nie wiem, kiedy coś pięknego może mi się przydarzyć. Sceptyczna byłam, gdy zobaczyłam Gabriela, sceptycyzm straciłam, gdy go usłyszałam. Wróg ludzkości, który potrafi uwieść słowami ziemiankę. Oj namieszało się. Lepiej będzie, gdy już wrócimy do siebie.
Azazel jeszcze do teraz unika moich spojrzeń. Niby nie jest zazdrosny, ale jak na razie, nikt nie może w jego obecności wspomnieć choćby tylko przez chwilę o Gabrielu. Wtedy jego wzrok ucieka ode mnie jeszcze bardziej i częściej. Próbowałam mu wyjaśnić, że chciałam tylko podporządkować się prośbie Victorii i jednocześnie zatuszować swoją wpadkę z tą jego nienawiścią do ludzi, ale te argumenty go nie przekonały. Był zły na siebie, że nie dostrzegł we mnie tego wszystkiego, co tak łatwo zobaczył Gabriel. Był zły na mnie, że ta adoracja Gabriela tak mi się podobała.
- Jeśli masz zamiar jeszcze się ze mną droczyć, to uważaj, bo może mi się to znudzić. - próbowałam go wystraszyć.
- Jeśli mnie kochasz, to wiesz, że zostałem zraniony. - Bronił się nieskładnie
- Bądź mężczyzną! - Poradziłam mu.
- Szkoda, że jesteś taka kobieca. - Odpowiedział strapiony.
Musieliśmy odczekać. Rzeczywiście Azazel nie potrafił zrozumieć, że go szalenie kocham. Gdyby było inaczej nie było by między nami sprzeczek a tylko złowroga cisza. W każdym związku zdarzają się takie sytuacje, których celem jest sprawdzenie trafności dokonanych wyborów. Mój Azazel widocznie nigdy takiego testu nie przechodził, bo inaczej pewnie by zaczął walczyć o mnie mądrzej i widoczniej. Cóż nikt nie jest idealny, nawet tutaj w Niebie, i nawet wtedy, gdy dotyczy to kochającej się dwójki diabląt.
Irmina patrzy na nas i śmieje się.
- Oj dzieciaki. Idźcie gdzieś pospacerować, przytulcie się do siebie, upijcie się we dwoje, ale wreszcie pogódźcie się, bo tęsknicie za sobą, bo szalejecie bez siebie. A tak przypadkiem, czy któreś z was nie zauważyło, czy Gabrielowi i ja się nie podobałam.
- A niech ciebie sobie zabiera - uśmiechnął się wreszcie Azazel i pocałował mnie po raz pierwszy od tamtego feralnego dnia. Irmina popatrzyła na nas wymownie i z razem z Urielem i szybko gdzieś się ulotnili.
Michała te rewelacje Gabriela o mojej boskości rozśmieszyły. Uznał, że samotność archanioła źle wpłynęła na jego umysł.
- Gabriel zawsze był dziwakiem, ale przez te wieki pogorszyło mu się znacznie. Dobrze, że zdecydowaliście się przygarnąć go do siebie, bo zaczyna być niebezpieczny.
- Nie bardziej niż Ty - przypomniałam mu jego dotychczasowe wyczyny.
- Mścisz się na mnie, bo to wszystko dotyczy ciebie. A czujesz w sobie tę boskość?
Miał rację. Nie czułam niczego. A zbyt krótko tutaj jestem, by i mnie zaczęły dopadać irracjonalne myśli.
Nikt z nas nie miał jak na razie innego pomysłu na odnalezienie Stwórcy. Ciągle znajdowaliśmy się się w punkcie wyjścia i ciągle ani o krok nie posuwaliśmy się w naszych poszukiwaniach. Jak odnaleźć kogoś, kto nie chce być odnaleziony i jednocześnie posiada niedostępne nikomu innemu moce boskiego tworzenia i boskiej destrukcji. Może Stwórca odpowiedzialny za akt stworzenia wszystkiego, w akcie niszczenia uczestniczyć nie chce, lub nie chce tej destrukcji zapoczątkować. Przynajmniej teraz. Może Victoria wybrała zły moment na swój powrót a może ja nie jestem tą, na którą przez te wieki czekała. Czy wszyscy jesteśmy tylko przypadkowymi uczestnikami gry o tron, na którym, prócz Michała, nikt jeszcze nie siedział i nikt prócz Stwórcy siedzieć nie ma prawa. Ale dlaczego tak się stało? I to, że zostaliśmy naznaczeni tą misją i to, że nikogo prócz nas nie obchodzi ten brak Boga. To co nam wydaje się, konieczne do naprawy, dla innych jest codzienną rzeczywistością, której nie należy zmieniać. I może mają rację. A my powinniśmy zająć się tylko cieszeniem tą wiecznością, która została nam dana.
Stało się jednak inaczej. Gabriel spotkał się z Urielem i stwierdził, że po rozmowie Bogiem wie już na pewno, iż jestem ostatecznym Jego wcieleniem a dowodem na to jest mój dar przywracania nieśmiertelnym ich utraconych atrybutów męskości.
- Czy któreś z was... - nie dokończyłam, bo już przecząco kiwali głowami.
- Może tylko tak sobie wykombinował, że skoro potrafisz aż tyle, to możesz i więcej. A teraz tylko testuje twoją zimną krew. W każdym dziwaku drzemią przecież pokłady intuicji i mądrości. Widocznie wyzwoliłaś w nim nadzieję na jego powrót w pełnej krasie. Dlatego mami ciebie twoją boskością i swoim bezgranicznym oddaniem.
- Nie jestem aż tak zadufana w siebie, by te pochlebstwa cokolwiek we mnie zmieniły. Nie on mnie może przekonać, kim tak naprawdę jestem. Ale warto dowiedzieć się, skąd u niego zakwitł ten drugi pomysł o moich pozostałych darach i skąd wie, że właśnie ja, jako diablica a nie Victoria potrafię to zrobić. A przy okazji. Odnajdę tego, kto zbyt dużo mu o mnie naopowiadał.
Moje słowa zrobiły na pozostałych wrażenie. Bo chociaż żadne z nich nie czuło się winne, to wypowiedziana przeze mnie po raz pierwszy groźba mocno ich wystraszyła. Nie znali mnie takiej. I skoro potrafię być taka bezwzględna i konsekwentna, to może i jest w tej historii o mnie ziarno prawdy i to sam Bóg steruje moimi czynami. Poczuli do mnie dystans i jednocześnie zrozumieli, że ochrona, którą nad nimi roztaczam, jest im niezbędna. A co więcej. To nie oni wszyscy opiekują się mną, lecz to ja opiekuję się nimi i lepiej dla nich będzie, by tego nie stracili.
- No wiesz, - zaniepokoiła się Irmina - my wszyscy tak ciebie kochamy a ty nas straszysz. Ewelinko, jeśli czymś uraziłam ciebie, to mi przebacz a nie strasz, że mnie odtrącisz. Przecież to ty mnie przygarnęłaś i powiedziałaś, że zawsze będziesz się mną opiekowała a teraz nie wierzysz nawet moim słowom.
- Wierzę wam wszystkim. - Złagodziłam swoją wypowiedź - Ale musicie przyznać, że sprawa wygląda podejrzanie. Nikt prócz nas o tym nie wiedział i nawet Michał z tymi swoimi służbami specjalnymi niczego nie odkrył.
- A może sam Gabriel ma w sobie ukryty jakiś dar rozpoznawania niezwykłości w innych a wydaje mu się, że to Bóg do niego przemawia. Jest przecież wielkim archaniołem i może Stwórca powołując go do życia, tknął w niego coś, o czym inni do tej pory nie wiedzą.
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć, co tkwi w Gabrielu, tak, jak i nie chcę wiedzieć, kto z normalnej dziewczyny zrobił trójgłową hydrę. Nie był to jednak Bóg, bo jego wola tak się nie objawia.
Gdyby to był On, to teraz bym się nie martwiła, czy lubię siebie, czy nienawidzę i nie czuła że te dary, są moim przekleństwem. To, co już zrobiłam złego, gdy tworzyłam was w nowych doskonalszych postaciach, to był mój ostatni błąd. Więcej nikogo już tak nie skrzywdzę i nie zepsuję tego, co Bóg w nim naprawił. Jeśli Stwórca zdecydował, że macie wszyscy tacy być, jak On tego sobie życzy, to poddam się Jego woli i przeciw Jego czynom nie wystąpię. A jeśli wybaczył, moje złe uczynki, to już jestem Jemu za to wdzięczna.
- Mówisz do kogoś, kogo tu nie ma.
- Ty rozmawiasz z sobą i mówisz do siebie. - Tak to brzmi.
Te słowa zadziwiły mnie jeszcze bardziej. Przedwieczni do tej pory nie starali się zbytnio odnaleźć Boga a ci moi dwaj chłopcy, bez żadnych oporów, chcą Go widzieć we mnie.
- Nieźle was pogrzało - skomentowałam te ich głupie słowa. A oni patrzyli na mnie jakoś dziwnie, jakbym na nowo się narodziła, lub stała się kimś zupełnie innym niż byłam.
- Wyjdźcie proszę. - rozkazałam.
Siedzę teraz sama ze sobą i nie wiem, jak odkręcić to wszystko, co zostało przez Gabriela zakręcone. Ma on niewątpliwy dar mieszania wszystkim w głowach. Bo, jak inaczej wytłumaczyć, to, że moi najbliżsi, inteligentni przecież i jak do tej pory racjonalnie myślący, teraz widzą we mnie istotę, którą nie jestem i na dodatek mogę, gdy zechcę, kierować nimi i zmuszać do wszystkiego, czego bym chciała przy ich pomocy dokonać. Jest to sytuacja chora a nas wszystkich trzeba odizolować od reszty uczestników tej niebiańskiej gry. Dla nich lepiej będzie, gdy nadal będzie im obojętny brak Stwórcy na swoim tronie, niż mają uwierzyć, że tak antyfeministyczne Niebo chce teraz boskiej władczyni.
Jak przekonać ich, że nie jestem kimś wyjątkowym i te progi są dla mnie za wysokie, bo nie tkwi we mnie ani odrobina żądzy władzy i nie zamierzam swojego spokoju i beztroski zamienić na koszmar rządów kolejnej po Michale uzurpatorki.
Nie chcę cierpieć bardziej niż już cierpię i robić coś, czego robić nie wypada. Na boskim tronie powinien siedzieć tylko Bóg, a jeśli nie chce tego robić, to ma Michała. Niech nikt nie wplątuje mnie w te intrygi niebiańskich elit.
Dlaczego Bóg, który kocha wszystkich i jest miłosierny dla błądzących, tylko mnie chce poświęcić, bym za nie swoje grzechy została ofiarowana i to na ołtarzu władzy.
Złapałam się na tym, że nie myślę o szukaniu Boga, lecz o szukaniu Boga w sobie. Przecież nie odrzuciłam zupełnie tej obłędnej tezy o swojej wyjątkowości.
Gabriel, który chce i we mnie zasiał ziarno niepewności, już przecież jasno określił powód, dlaczego to robi. Chce być po prostu przeze mnie przywrócony do normalności a cała ta mistyczna opowieść o mojej wyjątkowości jest tylko przykrywką dla osiągnięcia jego celu, który ja mam zrealizować. To przecież jest takie oczywiste. Dlaczego oni tego nie dostrzegają.
Wieczność miała być dla mnie wytchnieniem po trudach godnego życia a po jego przerwaniu przez Victorię, stała się walką ze słabościami i ze swoimi niechcianymi siłami. Ja, Ewelina, dwudziestojednolatka, zostałam wplątana w odwieczny konflikt, o którym nie miałam pojęcia i przez przypadek stałam się nawet główną jego uczestniczką. I teraz ja muszę zdecydować, czy nastąpi Pax Romana w Niebiosach, czy też rozpętam wojnę o istnienie Boga, na którym ni aniołom, ni diabłom tak naprawdę nie zależy.
W czasie, gdy moja Bogini zaczęła już powoli odpuszczać sobie te nie mogące przynieść sukcesu nasze poszukiwania, to zjawił się Gabriel i podgrzał od nowa całą tę sytuację do granic wrzenia a ja znowu przez to nie zaznam spokoju.
Zupełnie tego nie chciałam, ale Gabriela musieliśmy odwiedzić. Tym razem, po raz pierwszy czekał na nas w swojej niebiańskiej rezydencji, którą opuścił wieki temu. Przypominała ona teraz teraz stare zamczysko i w porównaniu ze stojącymi obok niej nowoczesnymi budowlami, wyglądała jak skansen. Za bardzo długim drewnianym stołem, na obszernym krześle siedział on, znowu szczerze uśmiechając się na nasz widok.
- Usiądźcie proszę. Witam w swoich skromnych progach.
- Chcemy byś zrelacjonował nam swoją rozmowę z Bogiem. - Bacznie obserwując kierowane w moją stronę spojrzenia Gabriela, wyjaśnił mu wściekły Azazel.
- Tak więc chcecie wiedzieć, czy rzeczywiście rozmawiałem ze Stwórcą. - Jakby nie słysząc słów Azazela, kontynuował Archanioł - Tak było w rzeczywistości. To On właśnie, chce tobie przekazać całą władzę, tron i konieczność prowadzenia dalej wszystkich spraw, aż do ich końca, czyli do dnia Apokalipsy. A ja, mam tylko tę Jego wolę przekazać. A twojej tajemnicy mam nikomu zdradzić i ma ona nie wyjść poza te mury.
- Niech tak będzie. Niech tajemnica zostanie utrzymana - powiedziałam pewnym głosem, choć chciało mi się płakać i śmiać zarazem.
- Powiedz mi tylko, to dlaczego już ją zdradziłeś Urielowi? On o niej nie wiedział i teraz chce bym mu pomogła a ja nie wiem jak. Nie umiem naprawiać tego, co Bóg zdecydował się uszkodzić. Może po prostu źle zrozumiałeś Stwórcę, jeśli to On rzeczywiście komunikuje się z tobą.
- Śmiesz podważać moje słowa, - Oburzył się Michał.
- A ty śmiesz tym tonem mówić do przyszłej swojej królowej.
Ten nasz krótki dialog spowodował, że Gabriel już wiedział, że znam jego prawdziwe intencje i nie wierzę w ani jedno jego słowo. Po jego minie zauważyłam też, że już ma sobie za złe, że dał się przeze mnie wyprowadzić z równowagi. Wiedział, że w tej chwili mógł stracić wszystko, o czym zamarzył.
Mnie natomiast nadal nurtował ten sam problem, bo nie wiedziałam. Od kogo dowiedział się o mnie. Aby więc wydobyć z niego tę odpowiedź postanowiłam nieco ocieplić atmosferę tego spotkania i udawać nawet, że będę mogła uwierzyć w te jego słowa o mojej boskości. Z osobą chorą psychicznie, trzeba rozmawiać tak, by nie zauważyła ona oszustwa z naszej strony. Dlatego, aby Gabriel był pewny, że doceniam jego rolę, poprosiłam, byśmy zaczęli już świętowanie tej zmiany na niebiańskim tronie i wypili nieco trunków za powodzenie mojej nowej misji.
Uradowany tym Gabriel kazał wyszukać w swoich piwnicach najszlachetniejsze z napojów i tak bez zakąski rozpoczęłam upijanie niczego nie spodziewającego się archanioła. Moi kompani bardzo szybko zrozumieli, że staram się wydobyć z Niego wszystkie możliwe fakty i gdy już zaczął reagować na alkohol i głosem raz cichszym, raz głośniejszym, opowiadał niestworzone rzeczy. Dowiedzieliśmy się z tych jego monologów, że:
- Bóg objawia mu się często. Odkąd Michał zabrał Stwórcy możliwość ukazywania się wszystkim, wybrał tylko jego na swojego informatora. Od Michała różnił się przecież czystością myśli i nieumiejętnością kłamania, dlatego Przedwieczny właśnie jemu zlecał różne ważne przedsięwzięcia a on za to donosił Bogu o wszystkich i o wszystkim. Za to Stwórca ujawniał mu różne szczegóły z życia nieba, w którym tak rzadko bywał i mogły przez to ujęć jego uwadze. Od Boga też dowiedział się o moich darach i wielkiej misji, którą dla mnie zaplanował.
Na razie wszystko może pozostać tak jak było. Kilka wieków w perspektywie nieskończonego i niepłynącego czasu jest przecież nieistotne. Dlatego nikt nie będzie na mnie wywierał żadnej presji. Sama zdecyduję kiedyś wreszcie o rozpoczęciu wypełniania woli Boga. A on Gabriel dopilnuje tylko, aby wszystko, co ma się stać, rzeczywiście się stało. Nim jednak zdążył dotrzeć do najciekawszego dla mnie tematu, czyli potwierdzenia przez niego, że żadne z moich przyjaciół w poszarzeniu tej jego wiedzy nie wzięło udziału, usnął i osunął się na blat stołu, patrząc jeszcze przez chwilę na mnie z miną wiernego psa.
Moje przypuszczenia, że Gabriel podczas tych swoich samotnych wędrówek po ziemi, mocno nadszarpnął swoje zdrowie psychiczne i teraz rzeczywiście wierzy w swoją nadzwyczajną misję wykreowania ze mnie następczyni Michała na stanowisku Boga. W tym świętokradztwie, w którym ja nie mam zamiaru brać udziału, on uznaje za zbawienie.
Ponieważ mógł on się jednak przydać nam do naszych zmagań z Michałem, po krótkiej dyskusji, zdecydowałam, że wierzymy we wszystko co mówi.
Gdy wreszcie obudził się zaczęliśmy odgrywać swoje role.
- Nie jestem jeszcze gotowa. - Ze zmartwioną miną oznajmiłam mu nagle.
- Nie musisz już być gotowa, wystarczy, że wiesz o wszystkim. - Ucieszył się moimi słowami.
- Boję się odpowiedzialności
- Wszyscy ci pomożemy.
- Dlaczego właśnie ja.
- A dlaczego nie ty.
- To takie skomplikowane.
- Bo takie powinno być.
I to chyba w zupełności mu wystarczyło, bo zaczął na mnie patrzeć z uwielbieniem. Nie wiem jednak, czy dostrzegł już we mnie następną Boginię, czy tylko atrakcyjną dziewczynę. Obie te formy mnie samej pewnie i tak zlewały się jemu w tym jego chorym mózgu. Gdyby był już zdrowy na ciele, to mimo tych niedoskonałości umysłu, pewnie by wolał jednak kontaktować się z diablicą.
Szkoda, że nie istnieje żaden poradnik `Jak zostać Bogiem`, bo już od teraz bym mogła doszkolić się w tajnikach zarządzania tak wielkimi obszarami i zasadami ujarzmiania charakterów miliardów ludzi na ziemi i tu w zaświatach.
Aż mnie te myśli zmroziły. Czy i ja mam kłopoty z rozsądnym myśleniem? Bo za takie żarty z tego nadzwyczajnego miejsca, jakim jest Niebo, powinnam już być ukarana. Lecz niestety tutaj nie za takie grzechy się karze. Za próbę pozbawienia władzy Michała, za szukanie Boga, za to już byłam karana, ale, że teraz być może wezmę udział w mistyfikacji i zagram Boginię, na którą to rolę już tak łatwo się zgodziłam, to za taki hardcor kary nie poniosę.
- Gabrielu. Dlaczego, musiałem ciebie spotkać - raz jeszcze westchnęłam cicho.
- Bo to było nieuchronne, bo to było konieczne. - usłyszałam swój wewnętrzny głos.
- I co, i co - niecierpliwie dopytywał nas Michał
- Niczego nowego się nie dowiedzieliśmy.
- Gabriel, oszalał zupełnie i nie powinniśmy poważnie traktować jego słów. Musimy jednak udawać, że mu wierzymy.
- Czyli, że nie jesteś Ewelino nikim nadzwyczajnym?
- Wyraźnie na to wygląda.
Zdegustowany nieco takim stanem rzeczy Michał nie wiedział już, czy ma się nas bać, traktować jak powietrze, czy wręcz wyrzucić, gdyż już byliśmy mu niepotrzebni. Dyplomatycznie jednak stwierdził tylko:
- A ja już liczyłem na zmiany.
I my też mieliśmy już dosyć rozmowy z nim i sami wyszliśmy z jego kwatery. Był zbyt irytujący, by traktować go poważnie i zbyt poważny by irytować się nim. Niech na razie robi co chce, bo jesteśmy nadal bezsilni i i nie mając innego wyboru, z konieczności musimy mu pozwolić mu na bezprawne zagarnięcie niebiańskiego tronu, granie Boga i wszystkie inne wygłupy, których autorem i wykonawcą będzie on sam. Dzięki temu zyskamy tak potrzebny nam spokój. A na dodatek, jako zbyt mało ważni, by nas dostrzegał staniemy się też przeźroczyści dla jego zwiadowców i donosicieli.
- Ewelinko, czy pozwolisz mi nadal siebie kochać?
Patrzę na swojego Azazela i nie dowierzam jego słowom.
- Czy coś się zmieniło między nami? - pytam
- Jesteś teraz przecież według Gabriela taka ważna a ja pozostałem ciągle takim samym diabłem. Kiedyś zakochałem się w zwykłej dziewczynie i diabliczce a teraz wyszło na to, że kocham Boginię.
- Jeśli chcesz wierzyć pijanemu archaniołowi, to rzeczywiście już zacznij mnie traktować jak kogoś najważniejszego i bądź dla mnie bardziej czuły. A jeśli tego jeszcze nie wiesz, to i zwykłe diabliczki, chcą być także nadzwyczajnie kochane a takie królowe, jak ja wymagają jeszcze więcej pieszczot.
- To mogę ciebie kochać, czy nie, bo w końcu nie wiem, czy sprostam tym twoim nowym wymaganiom.
- To, czy coś się zmieniło między nami? - pytam go powtórnie
- Tylko ty.
- I myślisz, że królowe, nie wymagają podziwu co, zacząłeś przede mną odczuwać strach .
- Nie żartujesz?
- A czy kiedyś żartowałam w naszym związku z twoich uczuć?
- Zawsze.
- To już chyba wszystko sobie wyjaśniliśmy, więc teraz szybko mnie pocałuj.
Azazel uśmiechnął się i już po chwili byłam w jego ramionach i czułam, jak niesie mnie do sypialni. Dlaczego wszyscy mężczyźni są jak dzieci i ciągle trzeba ich upewniać że są dla nas ważni.
Z wyżyn swoich ważnych zadań, czyli z galimatiasu, w który zostałam wplątana, postanowiłam zejść na poziom życia normalnych mieszkańców obu Krain. Ciągle zaganiana i zaaferowana swoją pozornie wielką rolą w kształtowaniu rzeczywistości niebiańskiej i piekielnej, nawet raz nie zastanowiłam się nad mechanizmem trwania tej, codziennie dla milionów nowych uczestników wieczności, machiny. Przez cały ten czas, gdy tutaj jestem, tylko wyrywkowo rozmawiałam z kimkolwiek a już na pewno nie zainteresowałam się głębiej kimkolwiek. Dlatego tym razem, nasz lot nie dotyczył poznawania krajobrazów, lecz ludzi.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, zaraz po przejściu z życia w nieskończoność i to co można zobaczyć w każdej z Krain, a co odróżnia życie tutaj, od życia ziemskiego, to brak dzieci, ich gwaru i śmiechów. Dzieje się tak dlatego, gdyż już w pierwszej fazie po ich śmierci, nim trafią tutaj stają się dorośli i automatycznie zapominają o wszystkim, co ich w tym krótkim życiu na ziemi spotkało. Pewnie mogły te dzieci by i tutaj być, takimi, jakimi umarli, ale od razu by były sierotami. Pewnie dlatego dobry Bóg oszczędził im tej traumy i konieczności znalezienia sposobu, by zapomnieć wszystko. Im nie potrzebne tutaj Jezioro Zapomnienia. Oni są modyfikowani automatycznie i ponieważ nie mają żadnych wspomnień, dla nich życie tutaj jest początkiem wszystkiego. Przez to stają się radośni i bez względu na to, którą z Krain wybiorą, jakby nie znając innego życia, bezproblemowo adaptują się wszędzie.
Niebo swoim pozornym spokojem wpływało na wszystkich kojąco. Te miliardy, które przez wszystkie wieki wybrały właśnie tę Krainę, nie chciały przecież wiele. Ludzie na ziemi karmieni opowieściami o niewyobrażalności życia po śmierci, gdy tylko tu przybywają, prawie natychmiast pragną tylko spokoju i izolacji. Nawet moi rodzice, choć mogą przecież zmienić w sobie wszystko i wiek i wygląd i potrzeby i zainteresowania, jak dotąd nie zrobili w tym kierunku nic. Tak, jak przedtem martwią się o mnie i starają się pamiętać wszystko, co na ziemi przeżyli. Dla nich ta wielkość Nieba, to prawie zupełny brak zmian. Cieszy ich brak chorób, ale martwi brak nowych problemów. Niebo jest teraz tylko przedłużeniem ziemskiego życia. Mnie, która prawie od razu wpadłam w wielki świat tej nowej rzeczywistości, takie ich podejście do życia tutaj, dziwi. Sama przecież zaczęłam od swojego wyglądu, ciuchów, doboru towarzystwa i korzystania ze wszystkich atrakcji, które obie Krainy oferują. Podobnie zrobiła i Irmina, która z ziemskiego życia zapamiętała tylko swoją krzywdę. I ona lubi bawić się i poznawać coraz to nowsze obszary bezkresów Nieba i Piekła. Część z ludzi, podobnych Bartkowi, wybiera Jezioro Zapomnienia, czyli chce aby nic, co spotkało ich złego w realnym ziemskim życiu, nie zakłócało ich obecnej radości. Pewnie są to ci, których straszne przeżycia, kalectwo, czy inne destrukcyjne przyczyny, do takiej decyzji zmuszają. Dla nich od teraz ta nowa rzeczywistość staje się jedyną, którą znają i jedyną, którą mieć będą. Ich wszelkie powiązania rodzinne, oraz inne podporządkowania poprzedniej rzeczywistości znikają. Spotykam ich i od razu poznaję. Są piękni i młodzi i jak dzieci i bezgranicznie ufni, ciągle poszukują nowości i w pełni korzystają ze wszystkiego, czego pewnie nigdy przedtem nie zaznali. Dla nich też obojętne jest, czy przebywają w jednej, czy też drugiej Krainie. Wszędzie jest im wspaniale i wreszcie teraz po śmierci, wiedzą, że żyją tą pełnią, której tak zawsze pragnęli. Chyba i ja, gdyby nie ta moja wyjątkowość byłabym taka sama. Gdybym tylko nie musiała poznać tych wszystkich zakulisowych tajemnic Wiecznych Krain i nie musiała zmierzyć się z rozwikłaniem tych nieziemskich problemów, to już w tej chwili dołączyłabym do jakiejś grupy tych wiecznych pozaziemskich globtroterów, by beztrosko nurzać się w tej wieczności i czerpać z niej wszystko, co najlepsze. Jednak obok mnie są: Irmina, Azazel i Uriel a we mnie Victoria i diablica. A wszyscy oni, prawie w milczeniu, przyglądają się teraz tej mojej dziwnej dla nich eskapadzie, w rejony, w które oni sami nie się zapuszczają i pewnie zastanawiają, dlaczego to robi. Czyżbym rzeczywiście starała się przygotować do mojej nowej roli?. Bo po cóż by mi była ta pielgrzymka po ludzkich charakterach i osobowościach.
- Przyglądasz się swoim włościom i poddanym - próbuje żartować Azazel.
- Nie, patrzę, gdzie was umieścić i komu oddać w dobre ręce. - odgryzam się.
Mogą przecież zrozumieć, że jest we mnie jeszcze ten czynnik ludzki, który ze względu na moje ziemskie pochodzenie, zmusza mnie nieraz do takich sentymentalnych podróży. Innych ludzi nie porywa się przecież, jak mnie porwano i nie rozdziela brutalnie ich ciała od duszy. Niech więc moich najbliższych przyjaciół, nie dziwi, że jestem inna, niż oni i pod tym jedynym nadzwyczajna. Żarty i ich nieme zadziwienie, nie pomagają mi zrozumieć, ani swojej roli tutaj, ani sensu tej walki, którą przecież razem toczymy.
Jakbym, chcąc ich ukarać za to niezrozumienie, tę swoją wycieczkę poznawczą rozciągnęłam do blisko miesiąca. Byliśmy także w Piekle, w którym można spotkać różnych ludzi. Są oni tutaj bardziej aktywni, niż w Niebie. Odwiedzałam pojedyncze domy z ich mieszkańcami, budząc początkowo ich zdziwienie a później zainteresowanie. Z ich opowieści zrozumiałam, że bezgraniczne szczęście, którego doznają bezustannie, jest już dla nich stanem tak naturalnym, że nawet wspomnienia z życia na ziemi i poprzednie sentymenty z tym związane, nie są w stanie zmącić tego ich obecnego szczęścia. Inni, których często spotykaliśmy, byli to ci, których wszystko ciągle zaskakiwało. Dlatego bezustannie wędrowali, by poznać, jak najwięcej i jak najwięcej zapamiętać.
Mieszkańcy Zaświatów, którzy przebywali tutaj już od wieków i dla których wszystkie atrakcje, jakby przybladły, zaczynając odczuwać niedosyt własnych wartości na wszystkie możliwe sposoby starają się być użytecznymi. Dlatego też tę swoją potrzebę rozwijają i dzielą się z innymi swoimi umiejętnościami, talentami i pracą, prowadząc restauracje, muzea, sklepy i wszystkie inne zapamiętane z ziemi usługi. Malują a ich artyzm ubarwia jeszcze bardziej tę naszą pośmiertną rzeczywistość. Sami czują się przez to niezbędni i nikt nie zaprzecza temu ich przekonaniu.
Wszystkich różnorodności nie da się poznać w czasie tak krótkim, ale nie chodziło mi o to, bym stała się wszechwiedzącą istotą, ale bym tylko zrozumiała ten mechanizm sterujący i napędzający życie tutaj. I mój wniosek, który udało mi się wyciągnąć z obserwacji, był prosty. Stwórca pozostawił wszystko własnemu biegowi. Ta samonapędzająca się maszyna, to jedyne rzeczywiste perpetuum mobile, które istnieje we wszechświecie. Im więcej istot obie Krainy i im różnorodniejszy jest przekrój osobowości, tym sprawniej to wszystko działa.
Nasza drobna ziemia nie napędza się sama i dąży do skończoności. O ile tutaj wszyscy działają jakby w jednym kierunku, o tyle na ziemi, działają w kierunkach sprzecznych a ich interesy najczęściej wykluczają się. Zaświaty mogą rozwijać się a ziemi ciągle grozi upadek i tylko Boski nadzór powoduje, że ludzkość nie zginęła wcześniej i nie zginie wcześniej, niż sam Bóg to uzna za konieczne. Dlatego, poznając to wszystko, zrozumiałam też, że nie istotna jest stała obecność Boga, ale Jego zupełny brak spowoduje powstanie kosmicznego chaosu. Bóg potrzebny jest bardziej ziemi niż niebu, aby umiłowane przez Niego, te śmiertelne istoty nie zrobiły sobie więcej krzywd, niż mogą zrobić.
Po naszym powrocie cała ta moja skrzydlata ferajna stwierdziła, że przed moim spotkaniem z archaniołem Gabrielem byłam znacznie weselsza, milsza i bliższa im wszystkim. Z całości eskapady zrozumieli niewiele. Tylko tyle, że mam swoje humory i dziwne zachcianki a oni muszą opiekować się mną, przez co błąkają się ze mną po miejscach im obcych i słuchają o rzeczach bez których Zaświaty by i tak istniały i miały się dobrze. A ja staję się przez to jeszcze bardziej osobą zajętą, a oni nie mogą nacieszyć się w pełni moją obecnością wśród nich.
Irmina mnie nie zdziwiła, ale moi dwaj nieśmiertelni panowie, mogli chociaż udawać, że losy ludzi tutaj przebywających, choćby trochę ich interesują. Ale nie. Ci ludzie tutaj są dla nich mniej niż powietrzem. I o ile, ci mieszkańcy ziemi denerwują ich i wzbudzają inne negatywne emocje o tyle mieszkańcy Nieba i Piekła, to już tylko egzotyczne istoty, które nie są dla nich groźne, a więc niegodne ich uwagi. Zaświaty traktują, jak swój dom, a współzamieszkiwanie go z obcym sobie gatunkiem, traktują jako zło konieczne wynikające tylko z dziwnej woli Boga, który stwarzając ludzi i później wyganiając ich z Edenu, powinien ich na tej ziemi zostawić, a On nie tylko, że karze im się opiekować ludźmi na ziemi to jeszcze po ich śmierci cielesnej, ich pozostałości zwane duszami, sprowadza tutaj i odradza do poprzednich kształtów. Dlatego nieśmiertelni tak nas ludzi nie lubią. Bez nas żyli przecież spokojniej, choć niezbyt ciekawie.
- Też byłam człowiekiem - odzywam się nagle do nich. - więc nie musicie udawać, że mnie lubicie.
- Co cię ugryzło - cicho użalił się Uriel
- Nic, tylko uszanujcie moje poglądy.
Właściwie, z tymi poglądami to nie do końca była prawda. Ludzie też nie przepadają za ludźmi. Rodzina, najbliższe otoczenie, kilku przyjaciół i znajomych, miłość życia, ewentualnie dzieci i na tym koniec. Tłum nas też denerwuje. Losy nieznanych nam mieszkańców ziemi, jeśli nie są opisane w jakiejś ckliwej książce, lub sfilmowane jako romans i nam są co najmniej obojętne. Nawet tutaj w Zaświatach nikt nie wykazuje nadzwyczajnej radości z powodu spotkania drugiego człowieka. Nie oszukujmy się. To, że mówimy o sobie, jako o istotach społecznych, oznacza tylko, że nie wszystkich staramy się zaraz udusić, by powiększyć swoje terytorium, lub że ci inni naruszyli naszą oazę prywatności. I nic poza to. Na ziemi prędzej zainteresujemy się bezdomnym kotkiem, niż bezdomnym człowiekiem, a tutaj interesowanie się czymkolwiek poza sobą nie jest niczym modnym, chyba, że sprawia nam to przyjemność.
Więc czemu się wściekam. Sami ludzie są temu winni, że dają się tak traktować przez nieśmiertelne istoty. Choć może i nie mają innego wyjścia. Na ziemi nieśmiertelnych nigdy nie spotykamy a są tylko naszymi wyprażeniami a w Niebie, czy Piekle, Nieśmiertelni nie są nam do niczego potrzebni, nawet jeszcze mniej niż my im.
- No dobrze. Już mi przeszło. Możemy odwiedzić nasz klub. On zawsze nas uspokaja.
Odetchnęli z ulgą. Było to wyraźnie widoczne na ich twarzach. Powróciły zaraz uśmiechy i krótkie uwagi na temat naszego odpoczynku przy muzyce i różnych koktajlach.
Do domu wracaliśmy, jak zwykle nad ranem. Niezbyt pewnym krokiem pokonywaliśmy krótki odcinek drogi między Niebem a Piekłem, połączonych przecież utworzonym przeze mnie tunelem. Mogliśmy nie wracać do tego królestwa aniołów, ale jakoś nikomu to nie przyszło do głowy. Tak więc po południu nie mieliśmy się czym leczyć i nieco markotni leżeliśmy na plaży, dosypiając braki ubiegłej nocy.
Nie muszę już tak bardzo trudzić się i rozważać, jakieś wielkie i ponadczasowe problemy wszechświata. Zostawiam to filozofom, tym na ziemi i tym tutaj, jeśli tacy są. Ja, gdy tylko trochę pozostawiam się nad wszystkim, komplikuję tylko swoje dobre stosunki z resztą mojej paczki. Wystarczy, że prawie wierzą już w moją nadzwyczajną misję zastąpienia Boga. Na tym punkcie mają już niezłe odbicia. Gdy tylko otwieram usta, zamierają nieomal w bezruchu i wpatrują się we mnie, jakbym już tym Bogiem była. Wkurza mnie to, ale mimo wielu moich próśb, by tego nie robili, ich wewnętrzne mechanizmy reagują zawsze tak samo. Irmina, patrzy we mnie jak w obraz i choć powtarza, że jestem dla niej najlepszą i jedyną przyjaciółką, i że mnie kocha, to brzmi to bardziej, jak modlitwa, a nie jak zwykłe paplanie kobiety. Gdy zmienia się przy mnie w diablicę, by gdzieś polecieć, to widzę w jej oczach strach, jakbym jej kiedyś tego miała zabronić.
Uriel, stał się też nieco śmieszny, gdy po tym, jak zobaczył klęczącego przede mną Gabriela, teraz, gdy do mnie coś mówi, pochyla się. Dawno nie widziałam już, jak patrzy mi prosto w oczy. Ale nie jest to jego nieszczerość, lecz forma szacunku dla mnie.
Azazel, musi zachowywać się normalnie. Jest moim chłopakiem. Razem spędzamy wszystkie dni i noce. Nigdy nie przebywał gdzie indziej, niż tam, gdzie i ja byłam. Ale teraz wszystko, co robi, czyni to jakby machinalnie. Jego spontaniczność i poczucie humoru, gdzieś się od nas oddaliły. Całuje mnie wprawdzie namiętnie i przytula często, ale nieco schematycznie. Wyczułam, że jakby było mu wstyd, za wszystkie nasze niezbyt cenzuralne przygody. Teraz, gdy już jestem prawie jego ikoną, to i on, jak każdy facet, nie chce tej swojej wyimaginowanej świętości zbrukać.
- A zbrukaj - myślę nieraz, ale on nawet w swoich słowach stara się zaprzeczać takiemu rozwojowi sytuacji.
Tak więc mam więcej problemów z najbliższymi, niż miałam kiedykolwiek. I choć bardzo staram się przywrócić normalność, jak na razie, to mi się nie udaje. Przez słowa Gabriela rozsypała się zupełnie moja prywatność.
- Znormalniejcie wreszcie - krzyczę do nich ostatkiem sił.
- Chcę was prawdziwych a nie udawanych. Strach w waszych oczach i nieszczerość w słowach są widoczne na kilometr. Tak żyć nie możemy. Chcę was takich, jakimi byliście. Chcę czuć się mała i zagubiona, chcę waszej pomocy i waszych szczerych uczuć. Inaczej będę musiała odejść. Inaczej zwariuję. Zapomnijcie o Gabrielu, zapomnijcie o wszystkim, co was ode mnie oddala. Nie chcę szukać szczęścia gdzie indziej, tylko przy was.
Przez chwilę patrzą na mnie i Uriel mówi:
- Wszystko, czego chcesz, to zrobimy, tylko nie bądź na nas zła.
Rozpościeram skrzydła i przez otwarte drzwi tarasu wylatuję w cichą i ciemną przestrzeń. Żadne z nich nie podąża za mną. Zostaję zupełnie sama na pustym niebie.
Krążenie godzinami nie męczy mnie. Mija noc, świt, początek nowego dnia a ja wciąż nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Wracać nie chcę. Uciekać od wszystkiego, też nie mam odwagi. Ale jakąś karę powinni mieć. Niech się trochę pomartwią. Z rozmysłem zniżam lot i blisko pałacu Gabriela ląduję ostatecznie. Bez żadnego ostrzeżenia wchodzę. Archanioł siedzi przy stole i na mój widok zapraszającym gestem wskazuje mi krzesło naprzeciw siebie. Siadam.
- Czekałem, aż wreszcie mnie odwiedzisz.
- Nie planowałam tego. Po prostu uciekłam od najbliższych. Uciekłam od odpowiedzialności. Uciekłam ze strachu.
- Moja Królowo. Aż z tylu powodów wybrałaś schronienie w moim domu i w moim towarzystwie. Jestem z tego ogromnie dumny, że wreszcie zaczynasz rozumieć, że twoja wielkość zaczyna od ciebie wymagać wielu zmian. To co było dobre jeszcze jakiś czas temu, teraz jest już niewystarczające. Wszyscy, których kochałaś przedtem, teraz już ci nie wystarczą. Przedtem to oni opiekowali się tobą. Teraz ty powinnaś opiekować się nimi, ale ty tego nie umiesz robić. Jako władczyni możesz im nakazać co mają robić. Ale niańczyć ich nie będziesz. I to nie dlatego, że stali się oni dla ciebie mniej bliscy, lecz dlatego, że zaczynasz odczuwać w sobie obowiązek opiekowania się wszystkimi. Nie możesz robić wyjątków. Dlatego uciekłaś. Dlatego jesteś właśnie tutaj.
- Nie tak to czuję. Nie jestem nikim więcej, niż byłam. Dlaczego uważasz inaczej. Dlaczego zburzyłeś mój świat.
- Niczego nie burzę. Buduję tylko twoją wielkość. Już i tak wiele zrozumiałaś. Już nie czujesz we mnie wroga i nie uważasz mnie za szaleńca. Jeszcze tylko nie do końca czujesz tylko swoją moc. Jeszcze tylko nie możesz zrozumieć, że tego właśnie chce Bóg. Jesteś przecież jedną z Jego osobowości. I teraz właśnie chce abyś stała się nim, stała się sobą. To nie Victoria wykorzystała ciebie do swojego powrotu. To Stwórca wykorzystał jej chęć powrotu, abyś mogła zjawić się tutaj. To nie demon ciebie sprowadził, to nasz Pan powołał ciebie w ten sposób, byś wreszcie zaistniała.
- Z twoich słów niczego nie zrozumiałam i rozumieć nie chcę. Nie tłumacz mi więcej intencji Boga, którego tutaj nie ma, bo nawet, jeśli bym przyjęła za prawdę wszystko to, co powiedziałeś, to na co jestem tutaj potrzebna. Jeśli jestem jakimś boskim uosobieniem, to poczuję to. Na razie jestem Eweliną porwaną z ziemi i Eweliną, diablicą.
- Na razie.
Cała ta rozmowa nie mogła niczego wyjaśnić, niczego zmienić, więc sama sobie się dziwiłam, dlaczego ją podjęłam. Gabriel wyraźnie miał o mnie swoją teorię i czegokolwiek bym od niego chciała, czy nie, zawsze uzna to za moją ostateczną wolę. Przedwieczny archanioł z najwyższej niebiańskiej elity stawia się na usługi trochę zwariowanej dwudziestoparolatki, która porwana z ziemi ma mu zastąpić wszystko, co do tej pory znał. I czyni to on tak ochoczo i bez żadnych sprzeciwów, że aż wydaje się to dziwne, że on,do tej pory był buntownik, samotnik i dość odważny krytyk poczynań samego Stwórcy ma tyle energii, by przypodobać się byłej śmiertelniczce, której jedynymi dokonaniami były tylko drobiazgi, jak: stworzenie diabliczki Irminki i naprawienie chłopców. Tylko ktoś niespełna rozumu może to w jakiś sposób porównać z dokonaniami Boga, którego tworami są, cały wszechświat i wszyscy których stworzył. A on nawet i tych moich dokonań nie zna, jeśli coś jednak wie, to raczej są to tylko jego domysły.
Dlaczego uciekłam do niego. To on niepokoi mnie najbardziej ze wszystkich. Byłam wrogiem Michała, niewolnicą Victorii, przyjaciółką dla pozostałych najbliższych osób, ale kim jestem teraz dla niego. Czy, gdy opuścił tę swoją samotnię, to na mnie się uparł, bym odtąd towarzyszyła mu w dalszym jego bycie, jako jego wyimaginowana Królowa. Nigdy mnie o to nie prosił. To jakbym ja sama tę jego potrzebę wyczuła. Czy ten jego dar wmawiania, że jest tylko na moje rozkazy aż tak mnie nakręca Czy tylko to wszystko miesza się w mojej głowie. Uciekłam. To fakt. Wybrałam ochronę Gabriela. To fakt drugi. Ale dlaczego tak zrobiłam. Nie wiem. Mogłam przecież zaszyć się, gdzieś, czy to w Niebie, czy to w Piekle i też by mnie nikt nie odszukał. A jestem sam na sam z archaniołem, o którym nie mam najlepszego zdania i boję się go bardziej niż kogokolwiek.
- Victorio, przyjdź.
Gabriel patrzy, jak rozpościeram skrzydła i już jako Bogini staję obok niego.
- Przerwałaś nam rozmowę - mówi z wyrzutem.
- Ewelina tego chciała. A jest ona dla ciebie wyrocznią, więc nie udawaj, że oburza cię moja obecność tutaj. To tylko takie drobne ostrzeżenie, że i ja jestem tutaj. Chyba ci to nie przeszkadza?
- A czy kiedykolwiek przedtem przeszkadzało?
Ten dziwny dialog jeszcze bardziej mnie przestraszył. Victorię i Gabriela łączyło coś więcej niż by to się mogło wydawać. O ile do Michała była nastawiona wrogo, o tyle ten archanioł wzbudzał w niej jakąś tęsknotę i wyraźnie miłe wspomnienia. Byłyśmy ze sobą zbyt związane wspólnym ciałem, bym nie wyczuła tego sentymentu, tego delikatnego drżenia. Poczułam się tutaj niepotrzebna i zbędna.
- Czy ja wybrałam Gabriela, czy to Victoria mnie do tego zmusiła.
- Czy ja jestem dla Gabriela, tą nową Królową, czy tylko tak mówił, bo przypominam ją, tę Victorię, wspomnienie dawno minionego szczęścia.
- Czy dla tego swojego celu, archanioł był gotów wmawiać mi takie niestworzone brednie o boskości. Czy potrzebna mu jestem tylko, jako nosicielka Victorii. Czy gdyby ona mogła istnieć niezależnie, to, czy ja bym jeszcze żyła. Czy dla niej on by mnie zabił.
- Victorio wracaj.
Posłuchała mnie a ja stałam znowu przy Gabrielu i patrzyłam, jak z jego oczu płynęły łzy.
- Victorio, Ewelino, tak tęsknię za przeszłością. Umiałem kochać i byłem kochany. A Bogu się to nie podobało. Zabrał moją męskość i zabrał moją jedyną. Za to, że byłem mu wierny, że nie protestowałem. Zostałem ukarany za oddanie dla Niego. I choć nie tylko mnie tak potraktował, to nigdy nie cofnął tej swojej decyzji i byśmy go o to nie prosili, zniknął na wieki. Dopiero teraz z jego woli nastałaś Ty. Dopiero teraz zaistniała dla nas szansa na powrót do przeszłości. Ty nią jesteś. To twoja wola odtąd decydować będzie o naszym istnieniu i naszych radościach bądź smutkach.
- Ewelino, nasza Pani, Boska Królowo, zlituj się nad wszystkimi.
Szczerość z jaką wypowiedział te słowa, zaniepokoiła mnie jeszcze bardziej, niż mogłam się spodziewać.
- Ty rzeczywiście wierzysz w to, co mówisz.
- Ja nigdy nie kłamię.
- Dobrze. Zacznijmy jeszcze raz. Ty, najnormalniejszym i prostym językiem wyjaśnisz mi wszystko i odpowiesz szczerze na każde moje pytanie a ja postaram się uwierzyć tobie. Nie zostanę twoją kochanką, nie zabiorę ci miłości Victorii ale ty za to nie wmawiaj mi mojej nadzwyczajności o ile to nie jest prawdą. Jeśli nie kłamiesz nigdy, to ja pozwolę ci odwołać tę nieprawdę, której się dopuściłeś. Szczerość za szczerość. A jeśli uznam, że mogę tobie już zaufać, to może odzyskasz wszystko, co straciłeś, bo tyle będę mogła dla ciebie zrobić. Jedyne, czego ci nie mogę obiecać, to uwolnienie Victorii. Jest to niewykonalne. Jej zagubiona postać nie wróciła przecież razem z nią. Bogini nie ma gdzie wracać. Musi być we mnie i ze mną. A co ty z tym faktem zrobisz, tego nawet nie chcę wiedzieć.
- Zaczynajmy więc.
Gabriel upierał się, że wszystko co do tej pory powiedział do mnie i o mnie do innych, to była prawda. Jestem tutaj z woli Boga i z Jego woli mam zająć pusty niebiański tron. Sam Stwórca, w postaci, którą nieśmiertelni pamiętają, już nie powróci. Nie znaczy to jednak, że nie będzie kontrolował niczego. Moc, którą mi da będzie Jego mocą i ja będę mogła jej używać, ale tylko w zakresie, w którym On uzna za zgodny z Jego wolą. Tak więc wszystko, co uczynię, spełni się, jeśli sam Stwórca tego zechce. Nie obawia się jednak o to, bo ja zostanę tak ogarnięta tą mocą w taki sposób, że nawet nie przyjdzie mi na myśl używać jej w niezgodnych z założeniami celach. Będę więc wykonawczynią Jego woli a wszyscy inni będą uważali, że wszystkim to ja kieruję.
Czy zamiana uzurpatora Michała na marionetkę Ewelinę może się powieść, nie wiem. Ale mnie o to nikt pytać nie będzie.
W kilku istotnych kwestiach, Bóg pozostawia mi nieograniczone pole działania. Dotyczy to przede wszystkim przywrócenia stanu sprzed czasu, w którym na ziemi pojawili się Nefilimi. Tak więc to ja mam zdecydować na przykład czy upadłym aniołom przywrócić skrzydła. Sam Bóg wyraźnie nie ma zamiaru przyznać się do błędu i naprawić go. Ja mam to uczynić i to w swoim imieniu. To ja baba mam być tam, gdzie Stwórca nie może. To tylko dlatego stałam się tak ważna. Ja zdecyduję, czy w ten sposób uratuję i Niebo i Piekło, czy tylko doprowadzę do upadku Zaświatów i całej ludzkości. Jak na ironię zaczęłam się orientować, że powaga, z jaką na ziemi traktuje się boską wielkość, tutaj, od środka wygląda ona trochę inaczej. Stare utarczki między Stwórcą a aniołami są ważniejsze, niż wszystko inne. Sentymenty do życia przed zaistnieniem człowieka, są istotniejsze, niż otoczka wzajemnej miłości i pomaganie słabszym. Groteskowość tej sytuacji była aż nad to widoczna. I ja mam się stać tym lekiem na całe zło. I gdzie są te ograniczenia, których nie mogę przekroczyć. Nietykalne zostały już tylko potęga śmierci i brak jakiejkolwiek komunikacji zwrotnej z ziemią. Wszystkim innym mogę a nawet muszę się zająć. Żaden z przedwiecznych nieśmiertelnych nie był godzien tego dokonać, nie był godzien tego uczynić, czy po prostu nikomu nie chciało się odkręcać tych wszystkich problemów. Czyżbym rzeczywiście tylko ja miała moc naprawiania uszkodzonych aniołów i przywracania anielic i tworzenia diablic. Jeśli tak, to rzeczywiście czekali tylko na mnie. Jeśli nie, to dlaczego ja mam podjąć ryzyko rozregulowania tej wiecznie kręcącej się machiny. Raz już Bóg pogrzebał w jej trybach i teraz nie pracuje zbyt dobrze. Jeśli i ja coś jeszcze pozmieniam, to czy ona nie stanie zupełnie. Dobrze, że chociaż nigdy nie dowiedzą się o tym, ci dla których to wszystko zostało stworzone, czyli ludzie. Im zostanie oszczędzona informacja o Niebiańskim Armagedonie. Każdy z nich aż do swojej śmierci, będzie mógł wierzyć we wieczność wieczności i nieskończoność nieskończoności, lub negował to wszystko. A ja tutaj mam teraz zacząć się borykać ze tymi problemami i jeszcze wziąć za to pełną odpowiedzialność. Dobrze, że chociaż nikt mnie za to nie odważy się rozliczyć. Chyba nie odważy?
- Oj biedna Ewelinko wracaj do swoich, bo może chociaż oni pożałują ciebie i jeśli kochają, to choć odrobinę pomogą.
Nie zapytali mnie o nic. Na ich twarzach dostrzegłam jednak radość. Chyba im trochę mnie brakowało. A może odpoczęli ode mnie i moich ostatnich zmiennych nastrojów.
- Dlaczego nic nie mówicie?
- Dlaczego nic nam nie opowiadasz?
Oba pytania zawisły w próżni. Może jednak to oni mają rację. To ja uciekłam od nich i pewnie chcą, bym im cokolwiek wyjaśniła.
- A więc posłuchajcie.
Słuchali osłupiali, gdy relacjonowałam im przebieg swoich rozmów z Gabrielem. Mowę odzyskali dopiero wtedy, gdy powiedziałam, że między nimi a mną nic się nie zmieniło, nie zmieni i zmienić nie może. Otoczyli mnie i tak przytuleni nadrabialiśmy te chwile stracone bez wzajemnej obecności.
- Kochanie, dobrze, że już jesteś - wyszeptał mój Azazel i przy wszystkich gorąco mnie pocałował.
- Tak tęskniłem. - dodał.
Zrobiło się miło i rodzinnie. W zaciszu naszego domu moje problemy malały. Nierealność mojej przyszłości w kontakcie z naszą wspólną rzeczywistością, przegrywała. Spokój zwyciężać zaczął niepewność.
- Dobrze, że ich mam - pomyślałam sobie.
- Dobrze, że wreszcie jesteś - usłyszałam słowa, których tak bardzo mi brakowało.
Trzeba przyznać, że Gabriel potrafił być konsekwentny. Przyrzekł, że nie będzie przyspieszał podjęcia przeze mnie decyzji i nie robił tego. Przy każdym naszym spotkaniu, przyklękał wprawdzie, lecz jego oczy nie wyrażały już tego pierwotnego baraniego uwielbienia dla mnie, a były pełne przelatujących ogników. Powoli zaczęłam zauważać, że Gabriel normalnieje. W rozmowach ze mną jego dotychczasowe słownictwo, które byłe pokryte patyną wieków, teraz uwspółcześniało się błyskawicznie. Podobnie i on sam, jego postawa i ubiór zmieniły się także nie do poznania.
Ostatnio, gdy go zobaczyłam, po prostu zaniemówiłam. Stał przede mną mężczyzna o jeszcze młodzieńczej twarzy, ubrany w dżinsy, T-shirt i adidasy. Całość tego nowego image, dopełniały okulary, powodujące, że wyglądał jeszcze bardziej interesująco.
- Mam do ciebie sprawę - zagadnął – Gdy załapiesz trochę czasu, pomóż mi poznać jakieś interesujące zakątki. Tak dawno tu nie byłam, że właściwie wszystko jest dla mnie nowe a do tego, tak naprawdę nigdy przedtem to mnie nie rajcowało a teraz wprost szaleję za odkrywaniem tego całego piękna.
- Dobrze - udało mi się wyjąkać cokolwiek.
- To nara.
Odszedł niespiesznym krokiem. Jakby pewny efektu nie ściągnął podkoszulka i nie rozpostarł skrzydeł. A szkoda. Pewnie i jego ciało uległo też jakiej atrakcyjnej zmianie. Ale i tak zablokował moje jakiekolwiek ruchy na wiele chwil. Stałam więc, jak głupiutka nastolatka, wpatrzona, jak w oddali pozbywa się górnej części swojego ubioru rozpościera skrzydła i niknie w błękicie bezchmurnego nieba. Wszystkie moje dotychczasowe poglądy o nim, pryskały, jak bańki mydlane. Drżałam. Intensywnie zaczęłam myśleć o sobie i Azazelu, jakbym chciała, uratować siebie przed zgubnymi myślami o mnie i Gabrielu. Wszystko zaczęło mieszać się w mojej głowie i już widzę, jak na ruinach moich uczuć pojawia się jakaś postać, ani ubrana, ani naga. ani wierna, ani rozpustna. Ani ja, ani Victoria. W jej oczach widać strach i rozkosz. W jej ruchach skromność i pożądanie. Patrzę na nią i widzę, że patrzę na siebie. Poznaję swoje kształty, rozpoznaję twarz, ale właśnie dlatego przerażam się.
- Gabrielu, coś ty ze mną zrobił?!
Uciekam szybko w zacisze domu i objęcia Azazela. Niech się uspokoję i niech nie zaznam spokoju. Chcę zasypiać i budzić się jednocześnie. Chcę, gdy przepatrzę na swojego ukochanego, bym nie widziała archanioła.
- Azazelu, zrób coś ze mną. Niech spłonę. Niech się spełnię.
Wreszcie zapadam się w sobie wtulona w tę uwielbianą przeze mnie postać. Zapominam, co przedtem widziałam i co tak bardzo zamieszało we wszystkich moich doznaniach. Dlaczego choćby przez chwilę byłam na skraju decyzji o zniszczeniu wszystkiego. Przecież budowałam to tak długo. Czy tak łatwo jest odejść w niepewne, tylko dlatego, że takowe istnieje. Dlaczego ani moja diablica, ani Victoria nie próbowały mnie powstrzymać. Czy dlatego, że też były kobietami? Nie chcę już o tym myśleć. Nie chcę swojej zguby. Nie chcę ranić nikogo, tylko dlatego, że pojawił się ktoś inny.
- Azazelu całuj mnie jeszcze. Niech już bez ciebie nie istnieję.
Ukołysana melodią jego i swoich ruchów wreszcie odpływam na spokojne wody ukojenia i dopełnienia siebie. Tak było cudownie, tak namiętnie i gwałtownie. Już tylko tak powinniśmy to robić i bezustannie powtarzać. To nas uratuje. To nas odnowi. To da nam wspólne przetrwanie.
Ranek dnia następnego i dnia następnego powtarzały się ciągle. Nie wychodziliśmy nigdzie i nie reagowaliśmy na dziwne spojrzenia Irminy i Uriela. Zrozumieli wreszcie, że nasze szczęście to także szczęście dla nich. Przestali nas niepokoić i także zaszyli się w swojej sypialni, z której wychodzili tylko na krótkie chwile, by poodpychać innym powietrzem i odpocząć przed nowymi wyzwaniami. Tak więc te nasze dwie oddalone od siebie o grubość ściany wyspy, stały się naszymi azylami, naszymi samotniami we dwoje. A my bez zbędnych rzeczy i ubiorów zajmowaliśmy na nich tylko cząstki powierzchni pozostawiając całość odwiecznej pustce, zabraniając jednocześnie, by tę pustkę ośmielił się ktoś zająć. Poza nami nie było już nic, a poza tą nicością byliśmy tylko my, czwórka wędrowców, którzy świadomie zrezygnowali z dalszego przemieszczania się w czasie i przestrzeni.
Nigdy nam się nie udało i nie chciało także, przeliczyć tego czasu, w którym nikt z obu Krain nas nie widział. Nie zrobiliśmy tego i tym razem. Było to zbędne. I tak zmian nie zauważymy. I dobrze zrobiliśmy, bo gdy wreszcie wychyliliśmy nosy z pieleszy domowych, świat i tak nie zwariował na nasz widok. I dobrze. Normalność wróciła. Przy braku pośpiechu, z rozmysłem kontemplowaliśmy każdą naszą chwilę swojej wieczności. Mieliśmy już, nie przez nas samych rozpisane scenariusze dalszego postępowania, mogliśmy więc w spokoju przygotowywać się do tych nowych ról. Ja zdecydowałam, że premiera tej naszej wspólnej sztuki o wszechświecie, czyli kolejna walka z Michałem, nie nastąpi zbyt prędko, dobrze, że nikt nas nie ośmielił się ponaglać i, że dla wielu było to nawet na rękę, bo mogliśmy jeszcze długo być tylko ze sobą.
Michałowi głęboko obojętny był fakt, czy znowu rozpoczniemy z nim wojnę. Tyle naszych przegranych przekonało go, że jeszcze długo nie będzie musiał opuścić ani swojej kwatery, ani tronu. Poczuł, że jego bezkarność jest nadal niezagrożona, bo nawet w starciu z Victorią, nie przegrał nigdy ostatecznie a Jej połowiczne sukcesy nie trwały długo. Mojej sukcesji do tronu w swoich myślach, nawet nie próbował rozważać. Była tak nierealna, że tylko Gabriel mógł myśleć o tak absurdalnym rozwiązaniu. A jego nigdy poważnie nie traktował. Niegroźny wariat, za jakiego go uważał zawsze robił coś nieobliczalnego, choćby ta jego obsesja oczekiwania na cud tragedii ludzkiej była najlepszym dowodem na pomieszanie zmysłów archanioła. Wszyscy rzeczywiście czekali na to wydarzenie, ale nikt nie zrobił z tego swojej idee fixe i nikt o tym godzinami nie rozprawiał. Teraz Gabriel obrał sobie za cel Ewelinę i rozpowiada o jej boskości. A tylko szaleniec w świecie mężczyzn może zapragnąć przewodnictwa lekko stukniętej dziewczyny, która sama tak naprawdę nie wie, kim jest a poziom jej predyspozycji do sprawowania władzy wynosi mniej niż zero. Zresztą o tym, że był twardym graczem wiedzieli wszyscy. A to wystarczyło, by nikt, oprócz nas nie próbował go pokonać. A nas już aż tak bardzo obawiać się nie musiał.
Ten boski plan zrobienia ze mnie władczyni schedy po nim, chyba tylko samemu Stwórcy wydawał się realny. Ja, odkąd o tym usłyszałam, zaczęłam wątpić w Jego nieomylność. Tym razem trochę przesadził i dobrze by się stało, gdyby wycofał się z tego projektu. I to nawet nie z tego powodu, że mogę więcej namieszać niż sam się spodziewa, lecz z czystej boskiej przyzwoitości, by nie posyłać baby, tam, gdzie i diabeł nie może a Bóg nie chce. Po co komu ta zmiana do szczęścia będzie potrzebna. Na pewno ja jej nie zamierzam poprzeć i sama przeciwko sobie zagłosuję. O ile ktokolwiek mnie o to zapyta. Na razie jednak nikt nie zamierza tego zrobić. A ja już z tego powodu cierpię. Gabrielu, co ty ze mną robisz. Nie zasłaniaj się Bogiem, gdy zaczynasz mieszać w mojej głowie. To nieprzyzwoite. Nawet, jak na ciebie.
Dla wszystkich aniołów i diabłów, powrót Boga byłby powrotem do przeszłości. Jednak nadzieja, że do tej najdalszej, była tylko złudzeniem. Bo tak, to, że Stwórcy znudzą się w końcu ludzie i odpuści sobie kontynuację tego niezbyt udanego projektu, tym, już dawno nikt się łudzi a tym, że cofnie nałożoną na nich karę, to tego, nawet najbardziej pokręceni nie przewidują. I chociaż codzienność jest teraz dla nich nudna, to ich anielska cierpliwość pozwalała im trwać w tej niekończącej się wieczności. Z Bogiem, czy bez Niego i tak jakoś sobie radzą z tymi swoimi ułomnościami. A sami ludzie i ci tutaj i ci na ziemi i tak żadnego pojęcia nie mają o jakichkolwiek tutejszych rozgrywkach. Są wprawdzie kartą przetargową, ale gracze, w razie zwycięstwa, tylko sobie szykują lepsze warunki egzystencji. Już może właśnie tylko ich Stwórca, od czasu do czasu ich wspomina i trochę się nad nimi lituje, ale i On zaszyty gdzieś w niebycie nie ma tej sprawie głosu decydującego a skoro sprawy zarządzania chce oddać byłej śmiertelniczce Ewelinie, to i on tę ludzkość zostawia na pastwę losu i nieodpowiedzialnej potomkini Ewy, która już raz wyprowadziła ród męski z Edenu i pewnie to zrobi powtórnie. Czy wszechświat jest na to gotowy, nawet On powinien mieć poważne zastrzeżenia.