Author | |
Genre | mystery & crime |
Form | poem / poetic tale |
Date added | 2021-07-28 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 723 |
Erwin Michalec
Afera Londyńska – Poemat Sensacyjny
Prolog
Działem w Najjaśniejszej Rzeczpospolitej imieniu
Byłem człowiekiem zawsze pozostającym w cieniu.
Jako As Wywiadu; cichy i zakonspirowany.
Do elitarnego zawodu przez lata przygotowywany.
O mojej zaszczytnej służbie nikt nie wiedział.
Chociaż niejeden Zły za kratami siedział.
Żaden się nie domyślał jak to się stało.
Że Oko Rzeczpospolitej go obserwowało.
Gdybyś zobaczył mnie na ulicy spacerującego.
Zobaczyłbyś cichego ciepłego człowieka.
Na pierwszy rzut oka bardzo niepozornego,
Ale bardzo bogata była moja kartoteka.
Sukcesów wiele, którymi niestety nie mogę się pochwalić.
Przynajmniej publicznie, ale sława nigdy mnie nie interesowała.
Jako mistrz wschodnich sztuk walki potrafiłem przywalić.
Aczkolwiek siła intelektu w zupełności mi wystarczała.
W świecie, gdzie trzeba mieć oczy i umysł otwarty.
Siła pięści odgrywała naprawdę role mniejszą.
A jest to świat cyniczny, gdzie ukrywa się karty.
W grze między Światem a Rzeczpospolita Najjaśniejszą.
Opowiem wam szczegóły pewnej operacji.
Z miasta Londyn miejsca stacjonowania mego.
Wiele wątków i wiele nieprawdopodobnych konfiguracji.
Z klauzulą: ściśle tajne znaczenia specjalnego.
Pisze to jako uciekinier ukryty głęboko.
Uzbrojony w karabin i zawsze czujne oko.
Mój stary nauczyciel powiedział przed laty.
Mniej zawsze coś w skarpecie, bo los jest pstrokaty.
A w naszej profesji czasem potrzebne są lokaty.
Bo dziś jesteśmy doceniani a jutro nas wyrzucą.
Na końcu pieśń żałobną z uśmiechem ci zanucą.
Do końca życia będę oglądał się za siebie.
I za nie swoje grzechy nie znajdę się w niebie.
Psychicznie umarły, mimo że ciało jeszcze żyje.
Pokonany, zniszczony do księżyca wyję.
Niczym pies skopany przez okoliczności.
Bez siły do walki, bez siły do wolności.
Ale po kolei…
Rozdział I
Niesubordynacja
Spacerowałem spokojnie nad londyńską rzeczką.
Z nieodłączną parasolką i moją czarną teczką.
Patrzyłem z dystansu na budynek Brytyjskiego Wywiadu.
Który chronił państwo od ostatecznego rozkładu.
I otaczał Królestwo dyskretną opieką.
Wielokrotnie uśmiechałem się do samego siebie.
Że Imperialni nie zawsze wiedzą co się dzieje na ich terenie.
Mimo dziesiątek satelit szpiegowskich na niebie.
I setek fachowców reagujących w każdej tajnej potrzebie.
Mnie nie namierzyli … a może ja nic nie wiedziałem.
Aczkolwiek żadnego zainteresowania z ich strony nie widziałem.
Znałem ten kraj niczym własną kieszeń.
Dla Rzeczpospolitej upiekłam tu niejedna pieczeń.
Odwróciłem wzrok, kapelusz poprawiłem.
Ulubione kubańskie cygaro z lubością zapaliłem.
Szedłem spokojnie brzegiem w kierunku Parlamentu.
Minąłem Katedrę wśród turystów odmętu.
I po kilku dynamicznych marszu minutach.
Zatopiłem wzrok w słynnego Admirała butach.
Stał dumnie na kolumnie nad swym imperialnym miastem.
Mocarstwowym w przeszłości, dziś z ostatnim toastem.
Chociaż nawet jako szpieg zawsze dobrze im życzyłem.
I właściwie nic złego przeciw nim nie zrobiłem.
Mimo mojej fascynacji i szacunku do kultury.
Pamiętałem naszych lotników co bronili ich chmury.
A potem zostali sprzedani Imperium Zła na Wschodzie.
Gdzie ludzie umierali o chlebie i wodzie.
Czas był inny, Rzeczpospolita Niepodległa i Wolna.
Zrodzona z popiołów, do wielkich czynów zdolna.
Do dziś nie wierzę, że byłem aż tak naiwny.
Gdy obraz naprawę był bardzo przeciwny.
Na Trafalgar skierowałem się wprost do galerii.
Chociaż sztuka zawsze dodawała mi świeżej energii
Byłem tam w nieprzypadkowej zawodowej wirtuozerii.
Uważałem to za zbędne ryzyko, bo kamer było wiele.
Aczkolwiek tłum był tam w każdą niedziele.
I to usypiało ECHELON królewski wszechobecny.
Gdy uprawiałem ekscytujący szpiegowski proceder niecny.
„Coś Panu wypadło” powiedział nagle turysta niepozorny.
Ubrany w melonik i płaszcz deszczoodporny.
Podał mi gazetę w metrze za darmo rozdawaną.
Podziękowałem mu z uprzejmością nieudawaną.
I wróciłem do podziwiania historycznych dzieł sztuki.
Szczerze podziwiałem wszystkie drobne luki.
Które jako artysta widziałem przez me okulary.
Plamki farby, które z bliska nic nie przedstawiały.
A z daleka w piękny obraz się układały.
Gdy wyszedłem na zewnątrz deszcz niewielki padał.
Kolejna mokrą wiosnę nam zapowiadał.
Aczkolwiek uwielbiałem deszcz, bo zawsze byłem dziwakiem.
Rozwinąłem parasol i poszedłem deptakiem.
W stronę stacji metra nieopodal galerii.
By zniknąć niezauważony w transportu arterii.
Mieszkałem nad Tamizą z pięknym na Most Londyński widokiem.
Zakochiwałem się w tym miejscu z każdym mijającym rokiem.
Gdy piłem poranna kawę z tarasu z miastem u mych stóp.
Gorzką samotność szpiega osładzający łup.
Zabytkowy osiemnastowieczny budynek i sąsiedzi bogaci.
Bankowcy, maklerzy, upadli arystokraci.
I święty spokój, by od świata się odgrodzić.
I największe służby specjalne za długie nosy wodzić.
Pośród mych obrazów, które z pasji malowałem
Niejedną tajną operację w tym studiu zorganizowałem.
Legenda artysty dla szpiega wygodna.
Brak regularnych godzin pracy, wymówka wiarygodna.
Bogaci klienci, Nagie kobiety w oknie pozujące.
Wizerunek niepokornego artysty nieświadomie budujące.
Do komputera i podłączyłem USB pamięć - dodatek do gazety przyczepiony.
Laptop niepozorny, ale do wywiadowczej roboty specjalnie przeznaczony.
Spojrzałem na listę zadań do wykonania dla Ojczyzny chwały.
I coś we mnie pękło, szare komórki eksplodowały.
Zawsze byłem niesubordynowany, ale w granicach rozsądku.
Zacząłem analizować punkty rozkazu w alfabetycznym porządku.
Coś śmierdziało z daleka padliną obrzydliwą i zdradziecką.
A ja wiedziałem, że nie wejdę w tę intrygę zbójecką.
Skasowałem rozkazy zgodnie z procedurą.
Aczkolwiek z wiadomych przyczyn były zaszyfrowane.
Zawsze myślałem, że jestem odporny na każdą okoliczność ponurą.
Ale tym razem widziałem ze coś złego jest grane.
Dla uspokojenia umysłu whisky z barku wyciągnąłem.
Zapaliłem cygaro, dymem się zaciągnąłem.
Myśl – powiedziałem do samego siebie.
Pierwsze gwiazdy pojawiły się na niebie.
Otworzyłem okno, na Tamizę spojrzałem.
Po raz pierwszy w życiu bardzo się balem.
Jako szpieg balansowałem na granicy prawa.
W tej dziwnej profesji to normalna sprawa.
Ale w tamtej chwili wiedziałem, że muszę zareagować.
Rozkazy Centrali do etyki dostosować.
Wiedziałem, że to będzie moja klęska sromotna.
Przeważył honor, przyzwoitość i Ojczyzna samotna.
I przede wszystkim rodzina, do której codziennie dzwoniłem.
Która myślała, że w Londynie karierę robiłem.
Jeszcze nie miałem planu, aczkolwiek umysł nie dawał mi spokoju.
Dopaliłem cygaro i przygotowałem się do nierównego boju.
Z małą szansą na zwycięstwo, ale starałem się dodać sobie otuchy.
Na wewnętrzny glos rozsądku w tamtej chwili byłem głuchy.
Szklankę napełniłem kolejną dawką alkoholu mocnego.
Pomyślałem nad treścią rozkazu bezczelnego.
Na obcej ziemi mam szpiegować polskich obywateli!
Wiem, że nie wszyscy są uczciwi, są też ci sprzedajni.
Dla obcych potęg niestety super-wydajni.
Grabiący nasz kraj za garstkę nędznych srebrników.
Obrzydliwych zdrajców, dobrze opłacanych nędzników.
Czy decydenci w Centrali do reszty pogłupieli?
Przysłanej listy nazwisk na oczy nie widzieli?
Cóż. Moim zadaniem było informacji zdobywanie.
Rzeczpospolitej Polskiej interesów zabezpieczanie.
Tak! Będę zabezpieczał, bez cienia wątpliwości!
Jednak podejrzenia budziła przesłana lista gości.
Uspokoiłem się na chwile, bo umysł oficera operacyjnego.
Przypomniał mi, że nie raz widziałem patriotę zdegenerowanego.
Który w afekcie, a czasem świadomie, z zimną premedytacją.
Dla własnych korzyści igrał naszej przyszłości nacją.
Nie zawsze prawdziwe były piękne życiorysy.
Skrywając haniebne i bardzo krwawe rysy.
Musiałem to sprawdzić, musiałem być pewny.
Bo nieobiektywny jest umysł, który jest gniewny.
Na razie mam rozkazy i raport do napisania.
Plan - Uśpić czujność centrali, która się sprzedała.
Nie wierzę, że tylko ja w Wywiadzie te zło zauważyłem.
I to sprawiło, że rozkazu się wystraszyłem.
Chociaż wiele razy o śmierć się oparłem.
I z niejednym potężnym wrogiem zadarłem.
Tym razem wrogowie byli wśród naszych rodaków.
Musiałem powstrzymać tych nędznych robaków.
Nie wiem czy to alkohol czy instynkt nie pozwolił mi spać
Wrażenie jakby zamknąć oczy … by natychmiast wstać.
Podświadomy strach, mimo że na stres byłem odporny.
Odznaczony wielokrotnie, aczkolwiek często niepokorny.
Odważny by od czasu do czasu postawić się Centrali.
Bez obawy, że mój cięty język karierę mi rozwali.
Gdy zamykałem oczy śniły mi się koszmary.
Widziałem swoich bliskich jakby zza kotary.
Zimny pot zalewał zmęczone czoło.
Światła Tamizy i tańczące cienie wokoło.
Myśli rozproszone i myśli skoncentrowane.
W męczącym półśnie na poranek oczekiwanie.
Rozdział II
Klub Londyński
Wstałem następnego dnia, chociaż męczył mnie kac
Zrobiłem niesmaczne, aczkolwiek pożywne angielskie śniadanie.
Nie było czasu, musiałem wszystko z siebie dać.
I zacząć jakiekolwiek mej operacji działanie.
Słońce wstawało nad Londynem
Nie wypiłem porannej kawy na tarasie.
Czułem się pierwszym mej ojczyzny synem.
Któremu bardzo zależało na czasie.
Wsiadłem do samochodu, przed siebie pognałem.
Ulicą prawie pusta, więc gazu dodałem.
Na przedmieściach Londynu magazyn odwiedziłem.
Nikt mnie nie śledził, schowek otworzyłem.
Zabawki szpiegowskie szybko wyciągnąłem.
Niebezpieczna grę z przeznaczeniem zacząłem.
Tajne spotkanie miało się odbyć w willi wynajętej.
W hrabstwa Kent okolicznościach przyrody przepięknej.
Na szczęście dużo krzaków było dookoła.
Schowałem się w nich i uruchomiłem Oko Sokola.
Tak nazywałem sprzęt podsłuchowy.
Nagrywający z daleka mikrofon kierunkowy.
Ubrałem się w maskującą kurtkę komandosa.
Wojskową maskę przyłożyłem do nosa.
Wyglądałem jak antyterrorysta wytrenowany.
Brązowo czarne założyłem glany.
Na rezydencję laser podsłuchu skierowałem.
Zakryłem się maskującą siatkę i na stosowną chwilę czekałem.
Wyciągnąłem aparat z lunetą do obserwacji.
Szukając innych agentów w stanie aktywacji.
Stała procedura, bo niewierze, że miejscowa bezpieka.
Nie wysłała do Kent swojego człowieka.
Lista polskich gości musiała zwracać uwagę.
I każdy średnio zdolny analityk zachowałby powagę.
Słońce było już wysoko, cisza w eterze jeszcze panowała.
Wiatr nagle ucichł, żadna gałązka się nie poruszała.
Zanim zacząłem tajne dla wywiadu nagrywanie.
Wysiliłem się na wstępnych danych przenalizowanie.
Listę gości otwierał generał emerytowany.
Bohater wojenny wielokrotnie odznaczany.
Twórca supertajnej jednostki elitarnej.
Z najlepszych polskich żołnierzy zbudowanej.
O ich akcjach bojowych oszczędnie pisały gazety.
General przez polityków znienawidzony niestety.
Musiał ustąpić i odejść w zapomnienie.
Swoją jednostkę zostawić na zatracenie.
Dlaczego wywiad cywilny nagle się nim zainteresował?
Co on takiego dla nich przeskrobał.
Czy trwała jakaś wojna między polskimi wywiadami.
Dotychczas może obie strony nie obdarowywały się kwiatami.
Jednak panowało ciche dżentelmeńskie porozumienie.
Każdy działał niezależnie na swoim terenie.
Zobaczyłem samochód do rezydencji się zbliżający.
Potem zasłużony General z niego wysiadający.
W cywilnym ubraniu nie wyglądał jak szef komandosów.
Raczej starszy Pan z burza siwych włosów.
Ubrany skromnie, aczkolwiek elegancko.
Trzymał się prosto, można rzec dziarsko.
Prawdziwy bohater ze starych ułanów szkoły.
Wiedział, kiedy być poważnym, a kiedy wesołym.
Inteligentny, czyli niezależny, bardzo oczytany.
Mimo emerytury, swej ojczynie oddany.
Na przywitanie wyszedł drugi gość z listy.
Rezydencja była jego to fakt osobisty.
Może nie był wysoko w światowym biznesmenów spisie.
Ale wystarczająco bogaty by być na finansowym szczycie.
Krążyły pogłoski, że władzy ostro podpadał.
Bo chciał budować autostrady i łapówek nie dawał.
To go wyeliminowało ze wszystkich przetargów publicznych.
I większości układów towarzysko diabolicznych.
Był bystry i twardy i na początku zniszczyć się nie dał.
Ale pewnego dnia wszystko co miał sprzedał.
I wyjechał z kraju osiadając na francuskiej Riwierze.
Szukając spokoju w naiwnej swej wierze.
Mężczyźni uścisnęli sobie prawice.
Usiedli na tarasie słońce było już w zenicie.
Służący przyniósł kawę i nalał do filiżanek
Na tacy poddał talerz obwarzanek.
Rozmowę niezobowiązującą między sobą toczyli.
Jak minęła podróż i pogoda w tej chwili.
Trzeci gość się zjawił, wprowadził go służący.
Skierowałem dokładnie mój sprzęt podsłuchujący.
Trzecia osobą był polityk dawno zapominany.
Kiedyś legenda a dziś wyśmiany i skompromitowany.
Pamiętam skandal jaki wybuchł, bo podobno wziął leki.
Prawdą jest ze chcieli go otruć agenci obcej bezpieki.
Chociaż wszyscy to wiedzieli, że on jest ofiarą.
Koledzy partyjni zasłonili go niewdzięczności kotarą.
Trzy legendy a jednocześnie trzy skompromitowane postacie.
Które tak przypadkiem usiadły przy wspólnej herbacie.
Panowie - powiedział Polityk – moja córka została porwana.
Otrzymuję maile ze zdjęciami każdego rana.
Nic jej nie zrobili i na każdym zdjęciu trzyma gazetę poranną.
Z aktualną data by pokazać, że jest dla nich niedotykalną.
Oczywiście mam nie zawiadamiać policji.
I robić wszystko co zażądają inaczej plan śmierci się ziści.
Po policzkach polityka spłynęły dwie łzy.
Wyszeptał z bólem: to perfidne szczury i perfidne psy.
Mam użyć stare kontakty i na rząd naciskać.
By holding kopalnie-huty-stocznie dla korporacji X uzyskać.
Biznesmen doznał szoku i powiedział z powagą.
To straszne wyszeptał. Jestem tu z wiarą,
Że jesteśmy w stanie pokonać wszystkie przeciwności.
Dokonać rewolucji i usunąć niegodziwych gości.
Widzę, że jesteśmy bezsilni i musimy grać, jak nam każą.
W me życie prywatne te sukinsyny też włażą.
Mi zagrozili, że ujawnią listę kochanek mojej żonie.
Na szczęście nie wiedzieli, że mówią o największym kurwiszonie.
Mam na myśli żonę moja na liście już czwartą.
Uczciwie mówię, funta kłaków nie watrą.
Umowę przedmałżeńską podpisaliśmy przed laty.
Udowodnione rogi, żona zostanie bez luksusowej chaty.
Ciężko jest znaleźć haki na diabla co się nie ukrywa.
Tu się niestety ich władza nie urywa.
Oboje nie jesteśmy święci, dlatego małżeństwo idealne.
Cyniczne i na pokaz, zatem nie rozerwalne.
Wiem, że zaatakują tak bym się nigdy nie pozbierał.
I korporacji X działania bezkrytycznie wspierał.
Odzyskamy twoją córkę mój drogi przyjacielu.
Chociaż na świecie odważnych jest niewielu.
Dajmy im na początek wrażenie, że nas przechytrzyli.
Zastraszyli i do swych niecnych celów przyłączyli.
Musimy ich rozbić, bo nawet tańcząc jak nam zagrają.
Zniszczą nas po tym jak nas wykorzystają.
Cokolwiek dla nich zrobimy, cokolwiek zdziałamy.
Ich życzliwości nigdy zdobyć nie zdołamy.
Śmierć lub śmierć mamy inicjatywę diabelską.
Wybierzmy śmierć głośną bezsensowna może, ale bohaterską.
Odzyskamy twoją córkę jednym telefonem.
Pozwól mi łgać, bo chociaż jestem bufonem.
To bufonem, który wie, jak kolorowo kłamać
I jak największych oszustów kłamstwami załamać.
I nie reaguj na to co mowie, zadziałam z wdziękiem moim.
Cokolwiek usłyszysz myśl o ukochanym dziecku swoim.
To mówiąc Biznesmen wyciągnął telefon z kieszeni.
I nim zdążyli otworzyć usta przy stole zgromadzeni.
On już rozmawiał i czarował rozmówcę.
Witaj Wspólniku zawsze podziwiałem Syndykatu X hufce.
Miło mi z wami robić interesy przyjaciele.
Chociaż chciałem zaprosić was na moje wesele.
A tak, mam w planach ożenek już kolejny.
Niestety narzeczona zniknęła, jestem załamany i chwiejny.
Chyba ktoś ja porwał, a może zwyczajnie uciekła.
Nie chce podpisywać z wami kontraktu, gdy prywatnie dotykam piekła.
Wybacz, że ci się zwierzam z korporacji X przyjacielu.
Ale ludzi, którym ufam jest bardzo niewielu.
Nie wiem co robić, aaa??? Kim jest ta dziewczyna?
Blondynka, długie nogi, niestety Ojciec jej to gadzina.
Polityk od siedmiu boleści, jedna wielka kpina.
Nie znam go osobiście, bo romans trzymałem w sekrecie.
Skompromitowany teść to wstyd, sami wiecie.
Aaaa???? Znasz dobrego detektywa.
Dziękuje, tak się prawdziwa przyjaźń nazywa.
Jak coś ustali i namierzy moją ukochaną.
Proszę daj znać i postaram się by korporacji sprawę omawianą.
Jak najszybciej załatwić z korzyścią dla stron obu.
Ależ oczywiście. Nie powiem nic nikomu.
Biznesmen skończył, telefon odłożył.
Zaskoczonemu Politykowi sprawę wyłożył.
Wybacz Przyjacielu, że cienkimi nićmi intryga utkana.
Ale dziś zostanie uwolniona twa córka ukochana.
Jestem pewien, że Detektyw konferencje zrobi.
I wygodną wymówkę dla wszystkich ozdobi.
Gdy córka wróci, wsadź ja do samolotu.
W Londynie będzie bezpieczna a ty nie będziesz miał kłopotu.
Moi komandosi - rzekł General - też będą w samolocie.
By zapewnić ochronę biednej sierocie.
Moja rodzina też w niebezpieczeństwie się znalazła.
Na mojego syna jakaś menda wlazła.
Jak wiecie mój syn nie poszedł w me ślady.
Wybrał karierę bankowca i wszystkie te układy.
Wychowałem go w duchu: Bóg, Honor, Ojczyzna.
Jestem z niego dumny chociaż jest jedna blizna.
Jak każdy Ojciec marzyłem, że kiedyś będę miał wnuki.
Niestety mój syn chociaż stworzony do nauki.
Stypendysta, o którego biły się uniwersytety.
Odkryłem, że nigdy nie interesowały go kobiety.
To mój jedyny syn i musiałem to zaakceptować.
I do jego prywatnych spraw się podporządkować.
General westchnął, obecni pokiwali ze zrozumieniem głowami.
Chcieli go skompromitować – dodał General – dziwnymi fotografiami.
Mój syn nigdy nie ukrywał swych skłonności.
Wiec nie uległ szantażowi niespodziewanych gości.
Aczkolwiek kazałem mu spakować walizkę i ukryć się daleko.
Pod innym nazwiskiem i z fałszywą kartoteką.
Dopóki nie pokonamy drani z korporacji.
Co uczynili nasz kraj obiektem brudnych operacji…
To będzie ciężka wojna- rzekł Polityk – już jesteśmy przegrani.
Przynajmniej starajmy się pogrążyć tych drani.
Kupili już chyba wszystkich łącznie ze służbami specjalnymi.
Jeszcze wojska nie ruszyli ze swymi działaniami nielegalnymi.
Bo Wojsko już nie istnieje – wszedł w słowo Generał.
Wystarczy Armia Harcerek i Kraj już by się nie pozbierał.
Wojskowych nikt nie ruszy, bo lepsze kwity mają.
I bez skrupułów swoje wojenki rozgrywają.
Jesteśmy bezbronni, jesteśmy rozbrojeni.
Obawiam się długo nic tej rzeczywistości nie zmieni.
Przystąpiłem do waszego tajnego zgrupowania.
Bo Ojczyzna jest jeszcze do uratowania.
Nie znam się na polityce, nie jestem dyplomatą.
Oprócz ciebie przyjacielu każdy z nich jest dla mnie szmatą.
Jak to się stało ze nagle obudziliśmy się bez kraju własnego.
Może jeszcze na mapie, ale już ubezwłasnowolnionego.
Kupa sprzedajnych baranów a mogliby więcej posiadać.
Gdyby zrozumieli, że interes narodu więcej mógłby im nadać.
Korporacja X nie wie, że się osobiście znamy.
Powiedział Biznesmen – My się im nie damy.
Ustalmy listę spotkań, ustalmy taktykę.
Porywamy się na słonce mając tylko motykę.
Aczkolwiek wszyscy mamy umysły nieprzeciętne.
Doświadczenie zawodowe i życiorysy piękne.
Mimo, że siły zła wielokrotnie nas kompromitowały.
Zakopać nas żywcem – uśmiechnął się - jeszcze nie zdołały.
Panowie, wznoszę toast na razie angielską herbatą.
Za świetlaną przyszłość, mimo iż teraz wygląda na szczerbatą.
Leżałem w krzakach przykryty siatką maskującą.
Słyszałem w arteriach krew pulsująca.
Zobaczyłem narodziny Tajnej Organizacji.
Niestety nie byłem w stanie odmówić im racji.
Szpiegiem byłem, czyli człowiekiem raczej myślącym.
Pozostającym w cieniu i umysłem wojującym.
Niesyty kraj, któremu wiernie służyłem.
Nie zawsze działał fair to dawno zauważyłem.
Układ gonił układy, pieniądze nowy kapitał tworzyły.
Systemy co miliony ludzi poza nawias wyrzuciły.
Leżałem w krzakach a nade mną papugi ćwierkały.
Które w Anglii niczym wróble po niebie fruwały.
Kiedyś uciekły na wolność i stały się częścią przyrody.
Cieszyły się teraz urokami nieskrepowanej swobody.
Papugom się udało, Nam niekoniecznie.
Podjąłem decyzje, że zadziałam obosiecznie.
Będę cichym Aniołem Stróżem tej malej organizacji
Uciekinierów z Polski żyjących na emigracji.
Napisze ogólnikowy raport, który wyślę do centrali.
By moi mocodawcy w mych intencjach się nie poznali.
Rozdział III
Piękna Nieznajoma
Zamaskowany siatką ciągle w zaroślach leżałem.
Więcej rozmów Klubu Londyńskiego już nie nagrywałem
Bo Panowie zwyczajnie zeszli z tarasu.
A ja starając się nie robić hałasu
Spakowałem zabawki do podręcznego plecaka.
Sprawa mojej obserwacji była mianowicie taka.
Że miałem tylko potwierdzić fakt spotkania.
Tak wynikało z tajnego opracowania.
Rozkazu nagrywania Panow bezpośrednio nie dostałem.
Zwyczajnie niesubordynacją się popisałem.
Chciałem wiedzieć co jest w mym miasteczku grane.
Dlaczego Wywiad chce obserwować osoby skompromitowane.
Dawno wzgardzone i dawno zapominane.
Przykryte kurzem historii i przez nią pomiatane.
Grupa idealistów i jednocześnie zakładników sytuacji.
Uwikłani w siatkę jakiś dziwnych konfiguracji.
Cóż będę drążył i będę ich obserwował.
Instynkt szpiega tymczasowo niewiele wydedukował.
Moje rozmyślania przerwał z oddali głos.
Zamarłem z przerażenia a na plecach stanął mi włos.
Może jakieś zwierzątka w zagajnik się zabłąkały.
Albo Chłopcy Królowej obserwatora przysłały.
Bezgłośnie ruszyłem w stronę hałasu.
Musiałem ustalić kto wszedł do lasu.
Zobaczyłem motocykl nieumiejętnie gałęziami przykryty.
Natychmiast przypiąłem mini GPS w plecaku ukryty.
Elektronika dawała wygodne możliwości.
By móc namierzać niewygodnych gości.
Kilka sekund zajęło przypięcie mini nadajnika
I ponownie wskoczyłem do zagajnika.
Zobaczyłem postać na czarno ubraną.
W ciemnych okularach i kominiarką zamaskowaną.
Osoba była …w leginsach i miała nogi zgrabne.
A górna część nóg zakończona była powabnie.
Mówiąc bez cenzury tyłeczek ładnie wyrzeźbiony.
Zaskoczenie sprawiło, że byłem onieśmielony.
Tajemnicza osoba trzymała w ręku małe urządzenie.
Mojego profesjonalnego podsłuchu zaprzeczenie.
Amatorski sprzęt co czasem prywatni detektywi miewają.
Zwłaszcza, gdy brudy do rozwodów szukają.
Czyli za zgrabnymi nogami nie stały żadne służby specjalne.
Bo oni by działali bardziej dyskretnie i profesjonalnie.
Zamaskowana kobieta motocykl odpaliła.
I po kilku sekundach dynamicznie się oddaliła.
Co sił w nogach pobiegłem do samochodu.
Wiedziałem, że w jej rękach jest forma dowodu.
Prawdopodobnie nagranie z tej samej rozmowy.
Przejąć urządzenie byłem gotowy.
Ruszyłem w pościg, ale wpierw uruchomiłem namierzanie.
Tablet w mym aucie rozpoczął poszukiwanie.
Na ekranie pojawił się czerwony punkt ruchomy.
GPS działał więc byłem zadowolony.
Na autostradzie do Londynu odległość zachowałem.
Bezpiecznie z daleka motocykl obserwowałem.
Czasem znikał mi z oczu, bo niestety auto ma cztery kola
I przez nieoczekiwane korki przebić się nie zdoła.
Prowadząc samochód za telefon złapałem.
Wiadomość tekstową do informatorki wysłałem.
Informatorka w londyńskiej policji pracowała.
Nieznaczące stanowisko, gdzie się marnowała.
Fajna kobieta pochodzenia walijskiego.
Wypłata policjantki nigdy nie starczała do pierwszego.
Kosmetyki i dobre stroje zawsze kosztowały.
A moje dobre serce i oko problem rozwiązywały.
Podałem jej tylko numer rejestracji.
Odpisała po 20 minutach bez ekscytacji.
Już znalem nazwisko, adres też na tacy podała.
Ostateczny cios nieznajomej nieświadomie zadała.
Adres na Canary Wharf, dobra dzielnica.
Gdzie kosztowna jest każda kamienica.
Może nie aż tak jak na Chelsea obok milionerów.
Jednak dzielnica finansowa należała do biznesmenów.
Lub raczej wielkich korporacji trzymających Świat w uścisku.
Nowoczesna i okrutna forma niewolnictwa i ucisku.
Jechałem za motocyklem niczym śledczy obwodowy.
Ryzykując wypadek ponownie wziąłem telefon komórkowy
Wbiłem nazwisko kobiety w google wyszukiwarkę.
I omal nie stuknąłem autem w nadjeżdżającą smieciarkę.
Czyli śledziłem niezależną dziennikarkę ze świata mody.
Taka przynajmniej legendę pokazywał jej profil zawodowy.
Blondynka, błękitne oczy i zgrabne ciało modelki.
Wewnętrzny glos podpowiedział, że będę miał problem wielki.
Poczułem ukłucie w sercu i szybko te uczucie odsuwałem.
Na celu szpiegowskim fachowo się skoncentrowałem.
Imię rosyjskie a nazwisko brzmiało niemiecko.
Patrząc na tablet podążałem za punktem zdradziecko.
Dalej grzebałem w telefonie ryzykując wypadek na autostradzie.
Chociaż ryzyko była częścią mej pracy w zasadzie.
Starałam się nie przekraczać granicy rozsądku.
Zawsze trzymałem się powierzonego wątku.
I dyskrecji by nie przyciągać niepotrzebnej uwagi.
Mimo, że legenda artysty była przeciwieństwem powagi.
Kilka artykułów o niej w niemieckiej prasie.
Matka rosyjska imigrantka i modelka w pełnej krasie!
Ojciec biznesmen z Hamburga z własną stocznią jachtową.
Jakiś browar, fabryka i pałac z kolekcją sztuki odlotową.
I wypadek, gdzie ciężarówka limuzynę rodziców skasowała.
Rodzice, brat i szofer zginęli … Ona cudem ocalała.
Mózg mi oszalał hipotezy podsuwając.
Czerwony punkt na mapie migał do Londynu się przybliżając.
Pełna koncentracja, bo wiedziałem, że muszę ukraść jej nagranie.
By nikt na świecie nie wiedział ze w Kent odbyło się spotkanie.
Canary Wharf dzielnica drapaczy chmur.
Gdzie wielkie korporacje utkały na nas wszystkich sznur.
Drogie apartamenty z widokiem na kanały.
Nowoczesna Wenecja, gdzie jachty na wodzie stały.
Cóż, ojciec Blondynki budował jachty, przyszło mi do głowy.
Sport dosyć kosztowny nawet ten niezawodowy.
Motocykl się zatrzymał przed apartamentowcem.
A ja musiałem udowodnić, że jestem fachowcem.
Nie było czasu na drobiazgowe akcji planowanie.
Instynkt szpiega w terenie i improwizowanie.
Ciemne założyłem okulary co poł twarzy zasłaniały.
Czapka z daszkiem i kurtka wizerunku dopełniały.
Bluza z firmy kurierskiej widocznym logiem.
Male pudełko dostawcy i stanąłem za rogiem.
Czekałem aż Blondynka wejdzie do środka.
Spotkała mnie pierwsza niespodzianka słodka.
Drzwi wejściowe bardzo wolno się zamykały.
Dziewczyna wsiadła do windy a one możliwość mi dały.
Bym spokojnie wszedł do korytarza głównego.
Kilkoma abstrakcyjnymi obrazami ozdobionego.
Na ścianie mały wodospad z kanciastych marmurów,
Gdzieś w koncie śpiący portier na tle gładkich murów.
Zniknąłem mu z oczy i zamiast windy wybrałem schody.
Nie zrobiłem tego dla własnej wygody.
Unikałem kamer, które dookoła były.
By żadnej części mej twarzy nie uwieczniły.
Mimo okularów wolałem nie ryzykować.
Jak zawsze niepozorny by w cieniu się schować.
Z okien widziałem basen portowy i jachty zacumowane.
I stanąłem jak wryty, co tu było grane?
Po drugiej stronie portu drapacz piał się do góry.
Korporacyjnej estetyki architektura zahaczająca o chmury.
I potężne logo z ciemnych szyb na dziesięciu poziomach.
Potężne logo X, rzucający cień po okolicznych domach.
Mogła pracować dla nich - umysł zasygnalizował.
I środki ostrożności natychmiast zasugerował.
Nie było czasu, musiałem zdobyć jej nagranie.
Na później odłożyłem analityczne gdybanie.
Przed drzwiami do jej apartamentu wytrychy wydobyłem.
I zaryglowane wrota dość łatwo otworzyłem.
Najwyżej upozoruję napad rabunkowy.
W kieszeni miałem swój pistolet na wszystko gotowy.
Moja praca czasem nieeleganckich zagrywek wymaga.
Rzeczywistość kontra Ojczyzna, Honor i oficera powaga.
Słyszałem odgłos prysznica, czyli los dał trochę czasu.
Poruszałem się jak kot by nie robić hałasu.
Zobaczyłem urządzenie na biurku lezące.
Rzucone niedbale a w nim materiały gorące.
Podszedłem i błyskawicznie wyjąłem pamięci kartę.
Miałem w garści to co było dla mnie warte.
I chciałem natychmiast zwiać niepostrzeżenie
Ostatni krok i ostatnie na mieszkanie spojrzenie.
I zamarłem ze zdumnienia widząc nad biurkiem ścianę.
Blond dziennikarki mody materiały porozwieszane.
Fragmenty gazet o sprzed lat tragicznym wypadku.
Coś o walce sadowej z siostrą ojca co nie chciała dać jej spadku.
I mnóstwo informacji o X korporacji międzynarodowej.
Prezesi, Udziałowcy, struktura i zależności machiny biznesowej.
I kilka twarzy, które na pierwszy rzut oka z firmą wspólnego nic nie miały.
Mój generał, mój polityk i biznesmen w Kent poznany.
Nie było czasu na dogłębne rozmyślania.
Czas wyjść z mieszkania bez śladów zostawiania.
Odwróciłem się od ściany i tylko jeden widok zapamiętałem.
Blondynkę z mokrymi włosami i nagim mokrym ciałem.
Nie wiem co się stało z mym profesjonalizmem
W ułamku sekund wykazałem się wręcz debilizmem.
Stanąłem jak wryty olśniony jej pięknem.
Zdezorientowany z przyspieszonym w aortach tętnem.
Pamiętam tylko ciężki dzban co w rękach trzymała.
Greckiej Bogini miłości klasyczna pozycja wspaniała.
I ciężkie naczynie nagle się na mojej głowie roztrzaskało.
I bezdenną czeluść ciemności mnie wnet zabrało.
Rozdział IV
Przesłuchanie.
Nie wiem jak długo byłem nieprzytomny.
Obudziłem się skrepowany, zawstydzony, bezwolny.
Przylepiony do fotela taśmą zwyczajną.
Niepozorna i jednocześnie bardzo wydajną.
Nie mogłem się ruszyć, działać nie mogłem.
Beznadziejnej sytuacji raczej nie pomogłem.
Potworny ból głowy i wzrok zamglony.
Genialny plan napadu przez Blondynkę obalony.
Zobaczyłem ją w szlafrok ubraną.
Ciągle z mokrymi włosami, ale opanowaną.
Jej twarz żadnych emocji nie zdradzała.
Trzymany w dłoni obiekt we mnie wycelowała.
To był mój służbowy pistolet podrasowany.
Bez numerów seryjnych przez wywiad wykonany.
Nigdy nie użyty w terenie, ale zawsze gotowy.
Na wszelki wypadek mój dodatek bojowy.
Wzrok odzyskiwał ostrość, lecz bol głowy pozostawał.
Super szpieg klasą raczej się nie wykazał.
To musiałem przyznać, zostałem okiełznany.
A dalszy mój los pozostawał nieznany.
Piękna Blondynka gnat we mnie wycelowała.
Czekam na wyjaśnienia - mocno powiedziała.
Zdezorientowany jej pieknymi błękitnymi oczami.
Ciągle pamiętając jej nagość ze wszystkimi walorami.
Z piekielnym bólem głowy i wstydem, że straciłem atuty.
Chociaż zawsze byłem bystry i na cztery nogi kuty.
Ona nie jest wrogiem, mój instynkt podpowiadał.
Z drugiej strony status więźnia mi nie odpowiadał.
Mogę zadzwonić na Policje i jesteś skończony.
Napad na kobietę z bronią, jesteś pomylony!
Ktokolwiek ciebie wysłał szybko nie zareaguje.
Wyciągać ciebie z aresztu nie zaryzykuje.
Mogę ciebie zastrzelić a mam dźwiękoszczelne ściany.
Potne twe ciało na kawałki i będziesz zapomniany.
Nikt nie będzie wiedział, że tu się włamałeś.
Kimkolwiek jesteś jak kretyn się zachowałeś.
Jesteś Polakiem i pozwól zgadnąć - szpieg nieudany.
Artysty wizerunek genialny, aczkolwiek trochę niedopracowany.
Załatwiłam ciebie wazonem, do fotela przykleiłam.
Nazwisko z twych dokumentów w google sprawdziłam.
Niby artysta, nawet masz ciekawe obrazy.
Napad rabunkowy nie pasuje, zgodzisz się bez urazy.
Rzekła to spokojnie, ale pistolet wycelowany.
Zasugerował, że zostałem zdekonspirowany.
Argument siły niestety leżał po jej stronie.
Zrozumiałem, że tak łatwo się nie wybronię.
Chce chronić tych ludzi – odpowiedziałem spokojnie.
Sprawa wewnętrzna Polski – nie jesteśmy na wojnie.
Nie wiem co się dzieje, wiem, że korporacja ich zabije.
W najlepszym przypadku wyleje na nich medialne pomyje.
Korporacja porwała córkę znanego polityka.
Zakładam, że zrozumiałaś co z ich rozmów wynika.
Dlaczego mówimy po angielsku? Rosyjskim tez władam.
Dlatego proste zadanie ci zadam.
Co dziennikarka modowa robiła w krzakach.
Podsłuchując rozmowę Polaków na czworakach.
To nie jest czas na wzajemne zabijanie.
Tez ciebie sprawdziłem w google wirtualnie.
Twój życiorys też nie wygląda banalnie.
Bogate dziecko co straciło rodziców w wypadku.
Nie wierzę, że w Kent byłaś z czystego przypadku.
Dlaczego z okna obserwujesz X korporacje.
Co tu się dzieje, kto z nas ma racje?
Jestem twoim więźniem i zabić mnie możesz.
Ale w ten sposób sobie nie pomożesz.
Chce tylko nagranie trzech starszych panów rozmowy.
By nikt się nie dowiedział o tematach i mowy.
Kobieta milczała rozważając me słowa.
Podświadomie czułem, że nie jest jeszcze gotowa.
By podjąć ryzyko i uwolnić złodzieja.
Jednakże w mym umyśle zabłysła nadzieja.
Chodziło o moja skórę, walczyłem o przetrwanie.
Nie miało sensu głośne o pomoc wolanie.
Byłem więźniem bez pola manewrowego.
Musiałem jej dać coś zachęcającego.
Pracuję dla polskiego wywiadu – wydusiłem - dostałem polecenie.
Potwierdzić czy trzech tenorów spotkało się w terenie.
Ryzykowałem dużo ujawniając tajemnice.
I ciągle patrzyłem w jej poważne oblicze.
Coś złego się dzieje a moi przełożeni.
Są bardzo głęboko w to wszystko umoczeni.
Jeszcze nie wiem w co, mogę zgadywać, że to gra o wpływy i życie.
Pewnych ludzi zniszczą i nowych posadzą na szczycie.
Widzę, że interesujesz się trzema Polakami.
Ich zdjęcia masz między prasowymi wycinkami.
Wstała z krzesła i gniewnie pistolet wycelowała.
I mocno prawie w me oczy wykrzyczała.
Pytasz czemu do ciebie po rosyjsku nie mówię.
Jestem też w połowie Niemką pomylony czubie!
Spójrz - wskazała bronią- to zdjęcie brata mojego.
Malutkiego chłopca, bezbronnego i niewinnego.
On zginał, Ja niestety katastrofę przeżyłam!
Po kilku latach okrutna prawdę odkryłam!
Nie mam dowodów, ale to nie był wypadek.
Na początku sądziłam, że ciotka walczy o spadek.
Ale ona to zwyczajna chciwa fałszywa zdzira.
Aczkolwiek do morderstwa by się nie zbliżyła.
Byłam bogatą nastolatką rozpieszczaną przez tatę i mamę.
A ich śmierć postawiła nagle mocną tamę.
Wydedukowałam, że ojciec w dziwny układ był wmanewrowany.
Po latach się dowiedziałam, że był sterowany.
Przez lata budował swe imperium małe.
Może nie największe, ale dla nas doskonałe.
Korporacja X interesowała się jego jachtami.
Zwłaszcza supernowoczesnymi prototypami.
Ojciec opracowywał projekt małej łodzi podwodnej.
Coś dla bogaczy w technologii niezawodnej.
Takie luksusowe jachty dobre na powierzchni i w zanurzeniu.
Wyobraź sobie, że masz flotę takich łódeczek.
Wiesz ileż rzeczy możesz załadować na taki stateczek?
Wyobraź sobie, że to jest niedostrzegalne dla radarów.
Niejeden kartel z Kolumbii zapłaciłby mnóstwo dolarów.
Zamilka a ja zacząłem rozumieć motywacje kobiety.
Ona się mściła za rodzinę i zbierała korporacji sekrety.
Skrupulatnie i wytrwale, coś co trwało już lat wiele zapewne.
Jej pasja, energia i spojrzenie piękne, aczkolwiek gniewne.
Udowadniało mi dobitnie, że w imię rodziny.
Jednym ciosem wysłałaby mnie do ciemnej doliny.
Zemsta za ukochanych jest zawsze silną motywacją.
Piękna Mścicielka z niesamowitą gracją.
Możemy sobie pomóc - powiedziałem szczerze.
Mimo wszystko dziewczyna działała w dobrej wierze.
Tez bym się mścił, gdyby coś spotkało moją rodzinę.
Zniszczyłbym okrutnie każdego gadzinę.
Chcesz dowalic X korporacji.
I w swej misji masz bardzo wiele racji.
Być może trzech tenorów z podlondyńskiej stacji.
Może ci się przydać w twojej mścicielskiej operacji.
Cokolwiek planujesz jesteśmy w tej samej lodzi.
Wypowiadając to wiedziałem, że Ona się zgodzi.
Korporacja X w Polsce chce przejąć państwowego majątku resztki.
Chcę im zagrać na nosie by nie dostali nawet pestki.
Gra będzie trudna, bo jest więcej niż oczywiste.
Ze polski wywiad sprzedał siebie w ich objęcia krwiste.
Korupcja i zdrada piękna blondynko, możesz mi nie wierzyć.
Coś we mnie pękło, chcę ich wszystkich namierzyć.
I wyeliminować chwasty bez żadnej litości.
Pozbawić ich pieniędzy i pozbawić godności.
Sam jeszcze nie wiem jakimi sposobami.
Zagram z tobą otwartymi kartami.
Zlecenie ogólnikowe dostałem dnia wczorajszego.
Nie spałem z wrażenia noc całą by dnia dzisiejszego.
Zrządzeniem losu wpaść do twego apartamentu.
I zapoznać się z kolekcja wazonów z twego asortymentu.
Wiedziałem, że się uśmiechnie, ale broni nie opuściła.
Wyczułem, iż przyszła najlepsza chwila.
Odłożyła pistolet i po nóź do papieru z biurka sięgnęła.
Taśmę na mych kończynach energicznie przecięła.
Byłem już wolny, mogłem blefować i ja pokonać.
Postanowiłem inaczej się zachować.
Wyciągnąłem dłoń – Za początek współpracy.
Jestem tobie wdzięczny. Ja i moi rodacy.
Odwzajemniła uścisk a ja poczułem coś niesamowitego.
Do szpiku kości mnie przenikającego.
Musze się napić – rzekła i z barku polała dwa kieliszki wódki.
Zbyt dużo emocji na dziś – szepnęła - i odczuwam skutki.
Wypiliśmy jednym haustem trunek kryształowy.
Bol głowy ustal, nagle poczułem się jak nowy.
Przez chwile sobie w oczy patrzyliśmy.
Po czym jak zwierzęta na siebie się rzuciliśmy.
Nie wiem co to było i jakie czynniki tym kierowały.
Instynktowne rządze niczym wulkan eksplodowały.
Zdzierała ze mnie ubrania a ja szlafroku jej pozbawiłem.
I w kosmicznej rozkoszy się z nią zanurzyłem.