Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2021-08-07 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 784 |
Janek był na najlepszej drodze. I na najgorszej.
Na najlepszej, bo szedł idealnie w ślady ojca, a to wydawałoby się dobrze.
Na najgorszej, bo ojciec był powszechnie znanym złodziejem po licznych wyrokach.
Pobyt na wolności to dla niego stan nienaturalny. Parę miesięcy wałęsania się po knajpach i melinach, obicie żony i syna jako wypełniacz czasu, nieudana kradzież i powrót za kraty.
Żeby to chociaż był artystą w fachu. Niestety, zwykły nieudacznik.
To już Janek był lepszy.
Liczne kradzieże w szkole, obrobione torebki nauczycielek wiszące na krzesłach, plecaki kolegów i żadnej wpadki.
Do dziś.
Zegarek Andrzeja natychmiast przykuł jego uwagę, tym bardziej, że właściciel chwalił się nim na prawo i lewo. Super sprzęt z wieloma funkcjami i kosmicznym dizajnem.
Chwila nieuwagi w szatni po lekcji WF i Janek już witał się z gąską, która obciążała mu kieszeń.
Tylko nic z nim nie mógł zrobić. Ciągle wokół kłębił się tłum, więc artefakt podążył razem z nim na kolejną lekcję.
I poszło. Andrzej zorientował się w stracie i zadyma. Wszyscy zaczęli się zastanawiać, spekulować. Niestety, znali również ojca Janka i coraz częściej spojrzenia kierowali w jego kierunku.
Niedobrze – pomyślał. Zegarek zaczął nu ciążyć w kieszeni, ale nie mógł nic z nim zrobić.
- Co tu się dzieje? - Do sali wszedł nauczyciel geografii, pan Maliszewski. Pięćdziesięciolatek z początkującą łysiną, ubrany staromodnie w przyciasną marynarkę z nieodłączną muchą pod szyją. Wszyscy się z tej muchy zbijali, ale Maliszewskiego powszechnie lubiano i ceniono. W zasadzie nie wiadomo dlaczego. Ani specjalnie komunikatywny, ani jakiś rewelacyjny nauczyciel. Może to, że był zawsze do bólu sprawiedliwy i wyjątkowo empatyczny? Nigdy nie wartościował uczniów po wyglądzie, sposobie mówienia, czy rodzinie.
Szum się wzmógł, bo zaczęli mówić jeden przez drugiego.
Tylko Janek milczał.
- Cisza – nauczyciel podniósł lekko głos. - Mariola, mów.
Dziewczyna pokrótce streściła sprawę.
- Bo panie psorze, uważamy że jest sprawca...
- Nie mów nic. - Maliszewski uścisnął jej ramię. Złapaliście za rękę?
Milczeli.
- Ale tak nie można zostawić panie psorze! - wyrwał się Adam. - Przeszukać i już.
- A jak nie on? Jak się wtedy będziesz czuł? Jak się przeszukany będzie czuł?
- A co mnie to obchodzi? - burknął Adam. - To na pewno on. - Wymownie spojrzał w stronę Janka.
Zapadła znowu niezręczna cisza. Janek czuł oblewające go na zmianę fale zimna i gorąca.
Zegarek już przepalał mu kieszeń.
Kurwa, jak wyjdzie kto, zgłoszą do dyrekcji i na policję. Będzie sprawa, zachlapane papiery i kurator. Później kolejna wpadka i poprawczak. I droga ojca. - Był bliski paniki i rzucenia zegarka na blat.
- To co? - wyrwało się komuś z końca. - Nic nie będzie?
Nauczyciel uśmiechnął się lekko.
- Wyjdźcie na środek i stańcie w koło.
Poczekał chwilę.
- A teraz zamknijcie oczy. I niech nikt nie patrzy!
Tu ujawnił się cały, nie wiadomo skąd wzięty, autorytet Maliszewskiego. Wiedzieli, że nikt nie otworzy oczu.
Po chwili słychać było charakterystyczne odgłosy przeszukiwania, klepanie, szuranie. Janek skoncentrował wszystkie siły, aby nie otworzyć oczu i zwyczajnie nie uciec.
I co potem? - pomyślał. - Niech się dzieje co chce.
Poczuł na sobie ręce nauczyciela. Po chwili kieszeń stała się pusta. Czekał na nakaz otworzenia oczu i wzrok wszystkich, kiedy zobaczą zegarek.
Ale nic się nie stało. Mężczyzna szedł dalej i przeszukiwał następnych.
- Możecie otworzyć oczy.
Na blacie leżał zegarek. Wszyscy wpatrywali się w niego jak w jakiś magiczny przedmiot.
- Panie psorze. - Adam zapinał zegarek na przegubie. - Ale kto...?
Ten uśmiechnął się lekko.
- Nieważne. Zostało piętnaście minut. Proszę zapisać temat...
Chłopak szedł ulicą ze wzrokiem wbitym w chodnik. Nie umiał nazwać uczuć, które nim targały, ale zwyczajnie źle mu było.
Kurwa, jak źle!
Kopnął ze złością puszkę, wywrócił kosz na śmieci i miał w dupie, co ludzie mówią za plecami.
Nagle stanął, podniósł głowę i ryknął na całe gardło.
Kurwa!, kurwa!, kurwa! Nigdy więcej!
Jan Wieczorkiewicz jechał do domu. Silnik mercedesa mruczał usypiająco i kierowca co chwila przecierał oczy. Był zmęczony. Uwijał się całą noc ze swoimi pracownikami, aby skończyć zlecenie.
I skończyli na czas.
Będzie niezły pieniądz. – Zatarł ręce. - pojedzie z Mariolą i dziećmi na wczasy. Będzie pewnie Grecja. Jego żona uwielbiała ten kraj.
Gwałtownie wcisnął hamulce. Auto zatańczyło na drodze, ale zaraz system ESP wyrównał tor jazdy.
Zatrzymał się tuż przed staruszkiem z laską.
Pieprzony dziadyga! Prosto pod koła!
Wysiadł.
- Dziadek, śmieci szukasz? Bo jeśli tak... o rany, pan profesor!
Człowiek przyglądał mu się załzawionymi oczami. Chyba go nie widział.
Profesorze? - zachrypiał.
- No tak, To ja, Janek Wieczorkiewicz. Nie pamięta pan?
Ten uśmiechnął się smutno.
- Pan wybaczy, ale tylu uczniów...
Janek nie dał mu skończyć.
- Proszę do samochodu. Podwiozę. Albo nie. Zapraszam do mnie na kawę. Mój dom jest niedaleko.
- Chłopcze, kawa w moim wieku? Ale piwo... zarechotał. - W sumie mam czas. W moim wieku już się nigdzie człowiek nie śpieszy.
Janek gadał jak najęty. Nie dał dawnemu nauczycielowi dojść do słowa. Zresztą miał wrażenie, że ten często potakuje mu z uprzejmości. Chyba już wiele faktów nie pamiętał.
- Ale, ale panie profesorze. Muszę panu powiedzieć, że pan mi życie uratował. Prawie dosłownie. Pamięta pan historię skradzionego zegarka?
Staruszek trochę bezradnie tarł czoło.
- No jak pan nas przeszukiwał. I kazał zamknąć oczy.
- Aa... tak, coś kojarzę. Zegarek się znalazł.
- To pan go znalazł. W mojej kieszeni i nie powiedział nikomu. Gdyby pan to wtedy zrobił, byłbym kimś innym. Tym samym co mój ojciec. Drobny złodziejaszek. Zaczęłaby się policja, kuratorzy, sądy, poprawczaki. A po tej sprawie nigdy już niczego nie ukradłem i stałem się kimś innym. Bardzo byłem i jestem panu wdzięczny. Dobry z pana człowiek.
Maliszewski tarł dalej czoło. W końcu westchnął.
- Przeceniasz mnie chłopcze. Miałem ogromną ochotę odnaleźć złodzieja i oddać go w ręce sprawiedliwości. W końcu istnieje prawo i moralność. Dlatego, kiedy przeszukiwałem was, też miałem zamknięte oczy.
ratings: perfect / excellent
Po... jego uczniach, którzy są od niego L E P S I.
Kiepski to nauczyciel, kiedy nie zostawia po sobie olimpijczyków
ratings: perfect / excellent