Author | |
Genre | common life |
Form | article / essay |
Date added | 2021-08-31 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 871 |
Wraca szkoła czasów profesora Pimiki. Jej przywracanie rozpoczęło się za pierwszego rządu PiS-u w 2007 roku, a prowodyrem jej dewastowania był niejaki Roman Giertych usuwający z lektur dzieła Gombrowicza, w tym książkę o tytule „Ferdydurke”, facet okrzyknięty przez opozycję uczciwym człowiekiem tylko dlatego, że teraz jest przeciwnikiem samego siebie z tamtych lat; jeżeli na tym polega uczciwość, to pora wyciągnąć kopyta.
Obecnym kontynuatorem niszczenia szkoły jest naśladowca profesora Pimki, Przemysław Czarnek i jak Roman Giertych, minister edukacji wynarodowiającej, prawnik o bezpoglądowych poglądach i wszechpolski młot na uczniowską inicjatywę, dwoi się i troi, by popsuć, ile się da.
Czytając biograficzne noty o obydwu panach, a zwłaszcza wzmianki tyczące się dat ich powicia, mogłem stwierdzić, że ledwie otarli się o PRL-owskie realia. Z dat owych wynika, że nie mieli szans zetknąć się z prawdziwie komuchowatym systemem. Z czego wynikałoby, że nie za bardzo zdają sobie sprawę, dokąd zmierza ich polityka.
*
0 ile Roman G. zajął się tępieniem postaw dyskredytujących napuszoną pimkowatość, o tyle jego kontynuator poszedł krok dalej i uględził wytyczne do zmian w podejściu do edukacji. W ogłoszonym kanonie lektur przeczytać można:
Najważniejsze zmiany – lektury
„Zmieniony wykaz lektur będzie obowiązywał od 1 września 2021 r. na wszystkich etapach kształcenia, tj.: w klasach I-III szkoły podstawowej, w klasach IV-VI oraz VII i VIII szkoły podstawowej oraz w szkołach ponadpodstawowych.
Zmiany dotyczą głównie lektur uzupełniających (w przypadku klas I-III szkoły podstawowej – propozycji lektur do wspólnego i indywidualnego czytania) i polegają na zaproponowaniu takich pozycji książkowych, które warto omawiać z uczniami ze względu na ich walory edukacyjne i wychowawcze (czytelny system wartości), elementy konstrukcyjne utworu (konstrukcja świata przedstawionego, wyraziście zarysowana akcja) oraz warstwę językową utworu (polszczyzna staranna, pozbawiona wulgaryzmów i kolokwializmów, nadmiernych ozdobników).”
Kilka sformułowań prosi się o rozkminienie. Przede wszystkim enigmatyczne wyrażenie o czytelnym systemie wartości. Konia z rzędem temu, kto wyjaśni, co jest, a co nie jest czytelną wartością, gdyż, jak wiadomo, ludzie som różne, a modlitewne kryteria ministra oportunizmu nie należą do zbioru wyznawanych przez takich, jak ja.
Następnym punktem dyskusyjnie zapalnym jest ścisłe określenie znaczenia poprawna polszczyzna. Ścisłe, jest dla jednych niepoprawne, dla drugich, jak najbardziej owszem. Podobnie rzecz się przedstawia z wulgaryzmami: niekiedy są konieczne. Lecz kiedy używa się ich bez umiaru, tracą na nośności i przeszkadzają w odbiorze treści.
Identycznie z kolokwializmami czy nadmiernymi ozdobnikami. Czyli: co za dużo, to niezdrowo. Ale bzdurą jest wyeliminowanie z naszego języka słów używanych potocznie. Dobrym przykładem byłaby twórczość Mirona Białoszewskiego („Pamiętnik z Powstania Warszawskiego”), jakkolwiek, znając umysłowy poziom naszych dzisiejszych decydentów edu, wątpię uprzejmie w to, iżby mieli pojęcie, kto zacz.
W tym ustępie pozwolę sobie zacytować własne słowa: gdyby nie podobne wygibasy słowotwórcze, nasz sposób wyrażania myśli byłby od czasów Reja wciąż ten sam.
Tu należałoby zasunąć koturnowy referat o potrzebie językowego SPA. Jakąś niehermetyczną rozprawkę na temat ubożejącego bogactwa słów. Tylko: qui bono? Sens wyjaśniania polega przecież na wzajemnym zrozumieniu. A powyższe zjawisko nie zachodzi wśród obecnych ministrów i ich lizodupskich podwładnych.
Odporni na argumenty, zwarci i gotowi do niedostrzegania faktów, brną w ślepe uliczki swoich przekonań (przekonanie pyszałka o własnej bezbłędności jest tak wielkie, że nie ma sensu dowodzić mu, że się myli!). Pociągają za sobą kolejne kadry usłużnych pedagogów małoletnich niewykształceńców.
Lecz w przeważającej części usłużnych z musu; wymóg utrzymania rodziny sprawia, że decydują się na uleganie głupim nakazom. A głupie nakazy, to dążenie do ujednolicenia uczniowskich poglądów i zakazania prawa do samodzielnych wypowiedzi.
ratings: perfect / excellent
którzy robią chociaż tyle dobrego, że sami siebie eliminują z życia
ratings: perfect / excellent
Lata, które będą stracone dla młodego pokolenia. Jedyne, co tchnie małąnadzieją, to nauczyciele, któzy w ogromnej większości będa uczyli, a nie indoktrynowali religijno-martyrologicznie. A te zmiany w spisie lektur, usuwanie najważniejszych pozycji i faszerowanie grafomańską "poezją" dostojników kościelnych, to już po prostu sarkastyczny śmiech.
ROBI NASZ MINISTER EDUKACJI
W SPRAWIE PONAD 200.000 OBECNYCH OD ROKU W KAŻDEJ POLSKIEJ SZKOLE OBCOJĘZYCZNYCH UCZNIÓW Z UKRAINY
??
W jaki sposób organizuje, ułatwia, finansuje ich codzienną na lekcjach pracę
w sytuacji, gdy ni prowadzący zajęcia, ni dziecko NIE MÓWIĄ tym samym językiem
?!
?!
Szkolne fartuszki psu na budę się przydały,
W ministerstwie dwa Michały tańcowały,
Grzebanie w kanonie lektur czkawką się odbije,
Kolejny cep-minister sto lat! sto lat! niech nam żyje!
?