Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2021-10-01 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 710 |
Na wieczerzę zjedli kiełbaski pieczone na ognisku, które wcześniej przezornie zabrał ze sobą z domu zapobiegliwy Koźlewicz, i zasnęli pod gołym przyjaznym niebem.
- Ano, panie Adamie, - rzekł o świtaniu do kierowcy Ostap. - Niech się pan porządnie przygotuje. Takiego dnia, jaki nas czeka, wasza snopowiązałka jeszcze nie widziała - i nigdy nie zobaczy.
Bałaganow chwycił za cylindryczne wiadro z napisem *Arbatowski Dom Położny* i pobiegł do rzeczki po wodę. Tymczasem szofer, pogwizdując sobie pod nosem, podniósł maskę samochodu i zaczął się grzebać w jego miedzianych kiszkach i kiszeczkach. Panikowskij, oparłszy się w kucki plecami o koło, gapił się bez zmrużenia powiek na wschodzący nad horyzontem, czerwony jak żurawina dysk słońca. W jego różowym świetle całe jego oblicze było pomarszczone jak kwietniowe jabłko i miało masę cech, jakie spotykamy już u staruszków: woreczki pod oczami, pulsujące żyłki i ceglaste jak poziomki rumieńce. Podobne wątrobiane twarze miewają jedynie ludzie, którzy przeżyli długie życie, mają dorosłe już dzieci, piją dzisiaj o poranku jedynie zdrową kawę *Żołądkową* i pisują do gazety pod pseudonimem *Antychryst*.
- Chce pan, panie Panikowskij, usłyszeć, jak pan strzeli kopytami w kalendarz? - nieoczekiwanie zapytał Ostap.
Dziadek wzdrygnął i odwrócił w jego stronę.
- Umrze pan tak. Pewnego razu, jak pan wróci do swojego pustego zimnego numeru w hotelu *Marsylia* (i zdarzy się to gdzieś w jakimś powiatowym zapyziałym miasteczku, dokąd pana rzuci jego profesja), źle się pan poczujesz i odmówią panu posłuszeństwa nogi. Głodny i nieogolony będziesz pan tak leżał na drewnianym tapczanie, i nikt do pana nie przyjdzie. Panikowskij, nikt nie będzie nad panem płakał. Dzieci-ś pan nie miał dla oszczędności, a żony swoje pan porzucałeś. Będziesz tak pan konał przez cały tydzień, i pańska agonia będzie straszna i tak długa, że aż wszystkim się sprzykrzy. Jeszcze nie całkiem pan wyzioniesz ducha, a już dyrektor, zarządzający hotelem, napisze powiadomienie gdzie trzeba z prośbą wydania bezpłatnej trumny... przepraszam, jakie jest pańskie imię i patronimik*?
- Michaił Samuelewicz, - odparł wstrząśnięty Panikowskij.
- ... prośbę o wydanie darmowej trumny dla obywatela M.S. Panikowskiego. Nawiasem, płakać jeszcze dziś nie musicie, roczek-dwa jeszcze pan pociągniesz. A teraz do rzeczy. Musimy zatroszczyć się o teatralno-agitacyjną stronę naszego wyścigu.
Ostap wyjął z *Antylopy* swój akuszerski sakwojaż i położył go na trawie.
- To moja prawa ręka. - rzekł Wielki Kombinator, poklepując walizkę po jej grubym, jak kiełbaska wypchanym boku. - Mam tutaj wszystko, co może się przydać tak eleganckiemu jak ja, z wielkim potencjałem mężczyźnie w moim wieku.
Przysiadł nad nią jak wędrowny Chińczyk-magik nad swoim zaczarowanym workiem i po kolei jeden po drugim zaczął stamtąd wyjmować przeróżnego rodzaju przedmioty i rzeczy. Najsamprzód wyjął czerwoną opaskę na rękaw, na której złotymi literami wyszyto słowo *KIEROWNIK*, po niej na trawie ułożył czapkę milicjanta z herbem miasta Kijowa, cztery talie kart w jednakowej koszulce i cały pakiet dokumentów z okrągłymi liliowymi pieczęciami.
Załoga *Antylopy Gnu* z szacunkiem i respektem patrzyła na walizkę Bendera, skąd właśnie pojawiały się kolejne nowe przedmioty.
1931
................................................................................
*) patronimik - (z greckiego) tzw. otczestwo, czyli imię odziedziczone po ojcu; ojcem Michaiła Panikowskiego był Samuel Panikowskij, stąd imiona Michaił Samuelowicz/Samuelewicz /dopuszczalne są obie formy/