Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2021-11-15 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 765 |
Chinka rosła sobie na jabonellu. Tam się koją ci iści, co inni są. Wokół wahlabed. I zimny traktor dookoła orze. Nikt jej nie tykał, dopuki jeden taki a owaki, wszedł do kościoła z zachciwajem wymurowania obłego bebla. to mu rozkazał, a nawet przywodził jakiś ksiądz. A dobrodziej miał podsłuch.
Ano, wymurował mu to i owo. A tamten mu prawi, co ja ci będę gadał. Kościół jest biedny. Zatem musisz odpuścić, bo idzie wigilia a ja muszę kupić choinke na święta.
- Ale dobrodzieju. Ja mogem przynieść choinkę.
- Za darmo?
- Za darmo.
- No to masz - pokręcił jeszcze nosem pokraką wielką. I wypłącił. Ale i tak jak zwykle nie co do joty.
Afirman się ujął w garść. Gdzie ta choinka - przypomniał sobie. I na jabonellu już nie ma choinek, bo była tylko jedna.
- A juści, ładna choinka - pochwalił ksiądz. A uszy miał wielkie i słyszał wszystko.
No i przyozdabiali my te mele. Ile to był radości i śmiechu. Potem my jej dostrajali gwiazdę. A świeciła się jak u byków w karminadlu.
Potem było po świętach. Wylądowała na ceregielu, na lewym skrzydle kościoła, gdzie pies Junek co pamięta komunizm już nie szczeka. Sucha i obrzydła.
Ktoś wpadł na pomysł, żeby ją zanieść na jabonel. Ustawili my ją, może się przyjmie - gadali. I tak my ją postawili. A nikt nie wierzył.
I rzeczywiście przyjęła się. Ale czy dalej rośnie - ksiądz dobrodziej poszedł osobiście to sprawdzić. No rośnie - toż to cud.
- To my ją znowu wykopiemy, niech no przyjdzie nowa wigilia, - pooblizywali się, bo pół amatora to było trochu za mało na dwóch.
Ale choinki już tam nie ma. Odżyła, pokrzepiła się. Widziano ją ponoć jak targała za sobą korzenia, uciekając gdzieś w siną dal. Tak gadają na jabonellu.
W sumie wielkie nic.