Author | |
Genre | adventure |
Form | prose |
Date added | 2021-12-05 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 908 |
Zgrzytka zgodnie z tradycją, ubrana w ciemną kurtkę z kapturem, spod którego wystaje twarz w ciemnych okularach, ma niewątpliwie wygląd facetów w czerni, ale w sumie nietuzinkowo urocza z tym swoim, tajemnym zgrzytaniem. Chyba zębami, ale wolimy nie pytać, by nie rozbabrać empatycznych emocji, gdyż bywa niekiedy, że to się destrukcyjnie kończy, dla niejednego z nas. Jednak nie narzekamy na Zgrzytkę. To taka nasza jedenastka, gdyż często trafia w dziesiątkę problemu, jeżeli chodzi o ocenę sytuacji. Poza tym do rany przyłóż gościowa, gdyby co. Czuwa nawet, żeby za bardzo nie przyschnąć, gdyż oderwanie może być bolesne.
Jednak najważniejszy problem to taki, że nigdy nie wiemy, czy zgrzyta z radości, czy gdy wnerwiona. Przeważnie nami, lub po prostu czymś, co jej mózg potarga. Nie ma żadnej różnicy w barwie oraz intensywności dźwięków. Tłumaczymy jej, że różne bywają koleje życia i nie zawsze dalsze tory dobudowali i faktyczne, jak tu nie zgrzytnąć, gdy lokomotywa ugrzęźnie w żółtym piachu, a błękit tak wysoko odległy, to rozumiemy, że może być problem. Chociaż z drugiej strony, nie pociągnie za sobą wagonów i przez to jakiś kat przeznaczenia, może nie dopisać finalnej strofy.
Widzimy, że ciemne okulary potakują w pionie i już wiemy, że za chwilę zacznie się zgrzytanie, gdyż przypomnieliśmy sobie, że właśnie ona tak nam klarowała i teraz patrzy na nas, jak na durni, co sobie pamięć sfajczyli, własnym ogniskiem. No na pewno ciekawie z nią. Szczególnie na cmentarzu, w poświacie księżyca, kiedy to w mrocznym ubranku, snuje się niczym zjawa pomiędzy mogiłami. Tylko prześwitujących przez ciemne szkiełka, zielonych szparek oczu brakuje. Jak taki czarny kotek nagrobny.
–– Gdybyś nam wtedy przebiegła przez ścieżkę i to jeszcze na cmentarzu, to nasz los byłby przesądzony.
Znowu zaczyna zgrzytać na takie wspomnienia, ale tym razem o dziwo, chyba wiemy, że śmiechowo tak jakoś.
*
Stoimy w parku przy gwarnej ulicy. Nagle gdzieś sobie idzie. Zupełnie nagle. Taki ma styl. Mówiła coś, że przyniesie smaczne jedzonko i wreszcie wytłumaczy, to swoje zgrzytanie. Krzyknęła na odchodnym: do jutra o tej samej porze. Na szczęście znamy ów zwyczaj. Do jutra oznacza, że wróci za kilkanaście minut. Gdyby wrzasnęła: wrócę za tydzień, to by znaczyło, że jutro. Zatem czekamy niecierpliwie.
Nagle słyszymy przeraźliwy zgrzyt hamulców. Przechodnie popatrują w tamtą stronę, jak jeden mąż. Słyszymy też sygnał karetki, jakby czas płynął zupełnie inaczej, tak jakoś jednocześnie. Biegniemy w tamtym kierunku. Przepychamy się między ludźmi. Nagle dostrzegam Zgrzytkę na drugiej stronie ulicy. Po raz pierwszy nie ma okularów. Taka inna jakaś. Macha ręką, też w pionie. Nigdy nie robiła w ten sposób… lecz po chwili znika mi z oczu.
Później każdy z nas przysięgał, że ją widział.
ratings: perfect / excellent
Brzydkie o niej myśli,
Brzydkie skojarzenia,
Brzydka twa z nią chemia.