Go to commentsRozdział 17. Powrót marnotrawnego syna /4
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2021-12-18
Linguistic correctness
Text quality
Views609

Ostap działał jak w natchnieniu. Gdyby  w takim stanie ducha skierował swe siły na pomyślność firmy *ROGI  I  KOPYTA*, w pełni moglibyśmy przypuszczać, że dział przemysłu grzebieniowo-mundsztukowo-fajczarskiego w niezbędne surowce zostałby zaopatrzony aż do końca bieżącego budżetowego stulecia. Niestety, przedsiębiorczy nasz naczelnik kantoru zajmował się całkiem czymś innym.


Oderwawszy się od sensacji Funta i Bierłagi, których informacje były bardzo interesujące, lecz póki co bezpośrednio nie wiodły do milionera Koriejki, Bender dla pomyślności swego projektu postanowił zaprzyjaźnić się z Zosią Sinicką i między dwoma nieśmiałymi pocałunkami pod nocną akacją przewietrzyć ważkie pytanie na temat osoby jej *narzeczonego*, a może nawet nie tyle jego samego, ile na temat jego spraw finansowych. Jednakowoż dłuższe śledztwo przeprowadzone przez pełnomocnika d/s kopyt pokazało, że między dziewczyną a Koriejko wcale nie ma żadnej miłości i że ten ostatni, według wyrażenia Bałaganowa, tylko traci po próżnicy czas i daremnie drepce w miejscu.


- Gdzie nie ma miłości, - z westchnieniem skomentował jego słowa Ostap, - tam o żadnych pieniądzach nie ma mowy. A więc panienkę trzeba odstawić na bok.


I w czasie, kiedy Koriejko z uśmieszkiem lekceważenia wspominał sobie spotkanie z żałosnym żulikiem w milicyjnej czapce, który nieudolnie jak debiutant próbował go zaszantażować, nasz Wielki Kombinator w żółtej *Antylopie* rozbijał się po całym Czarnomorsku i z sukcesem poszukiwał kolejnych różnych ciemnych typów i typków, o których milioner dawno już zapomniał, a którzy tym niemniej za to doskonale pamiętali jego. Bender kilka razy zdalnie rozmawiał z Moskwą, prosząc do telefonu znajomego przywaciarza, znanego w półświatku eksperta do spraw tajemnic handlowych. Odtąd do nowego kantoru zaczęły przychodzić pisma i telegramy, które Ostap żywo wybierał spośród ogólnego pocztowego spamu, jak zawsze przepełnionego zapotrzebowaniami na rogi, monitami z powodu niedostatecznie energicznych dostaw kopyt oraz wszelkimi innymi oczekiwaniami, reklamami i żądaniami. Niektóre z tych pism i telegramów trafiło do znanych już nam akt  personalnych ze sznurowadłami od butów.


W końcu lipca Ostap wybrał się w delegację het! aż na Kaukaz. Sprawa wymagała jego osobistej obecności w niewielkiej winogronowej republice.


W dniu jego wyjazdu w filii *ROGÓW  I  KOPYT* doszło do skandalicznego zdarzenia. Panikowskij, wysłany z 30 rublami do przystani z zadaniem zakupienia biletu, po pół godzinie powrócił w sztok pijany, bez biletu i bez pieniędzy. Na swoje usprawiedliwienie nie miał nic do powiedzenia, wywracał jedynie wszystkie kieszenie, które zwisały mu jak bilardowe luzy, i cały czas głupio chichotał. Śmieszyło go wszystko: i gniew komandora, i pełne wyrzutu spojrzenie Bałaganowa, i samowar, nad którym miał sprawować pieczę, i drzemiący przy biurku Funt z przekrzywionym na nos panamskim kapeluszem. Kiedy w końcu pijaniutki dziadek zerknął na jelenie rogi - dumę i ozdobę ich kantoru - parsknął takim śmiechem, że aż padł na dywan i natychmiast zasnął z radosnym uśmieszkiem na fioletowych ustach.


- Oto i mamy przed oczami prawdziwy obraz naszego przedsięwzięcia, - powiedział Ostap. - i jest nim nasz własny defraudant - szwajcar alkoholik. Wszelkie nasze poczynania ktoś taki urealni raz-dwa. Nic tylko pogratulować!


Pod nieobecność Wielkiego Kombinatora pod oknami kantoru kilka razy pojawiali się Alojzy Moroszek i Kuszakowski. Na widok obu księży Koźlewicz chował się po kątach jak ta mysz kościelna pod miotłę. Obaj katoliccy duchowni otwierali drzwi wejściowe, zaglądali do środka i po polsku cicho wołali:


- Panie Koźlewicz! Panie Koźlewicz! Czy pan słyszy głos Ojca z nieba? Niech się pan opamięta!


Przy tych słowach ksiądz Kuszakowski podnosił palec, wskazując niebiosa, a ksiądz Alojzy przesuwał paciorki różańca. Wówczas na spotkanie kapłanów każdorazowo wychodził Bałaganow i w milczeniu pokazywał im swój zaciśnięty w świętym gniewie kułak. I obaj duchowni, w smutku popatrując na *Antylopę*, odchodzili.




1931

  Contents of volume
Comments (1)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Świetny tekst, fachowe tłumaczenie. Mam jedną drobną uwagę. Zwrot "do spraw" ma skrót ds., a nie d/s.
© 2010-2016 by Creative Media