Author | |
Genre | poetry |
Form | poem / poetic tale |
Date added | 2021-12-24 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 692 |
Nie poddawaj się
Karmiłem się takimi frazami
Będzie dobrze
Żyłem złudzeniami
Okłamywałem się by wstać, by zasnąć
By przetrwać kolejny dzień
By mnie nie dopadł mój władny cień
By ta pętla na szyi się nie zaciskała
By uśmiechu chwila na twarzy trwała
Jest dobrze, musi tak być
Choć każdy kolejny dzień to kicz
To tylko porażka to seria strat
To czas chaosu czy musi być tak?
Że walczę bez celu bez oręża
Że chwytam się złudzeń wzrok w nadziei wytężam
Nastawiam na sukces na szczęście na życie
A tu nie ma miejsca na ze sobą w zgodzie bycie
Pochłania mnie praca innych zmartwienia
Ja sam ze sobą w pustce się poniewieram
Ja w milczeniu cierpię zagryzam wargi
Nie poza nikt mojej wewnętrzne walki
Ile mnie kosztują zwyczajne czynności
Jak bardzo potrzebuje ludzkiej życzliwości
Jak łaknę ciepła, kontaktu, rozmowy
Jak mnie wyniszczają moje wewnętrzne spory
Gdy widzę ostrze nóż gilotynę
Seria myśli jak to zakończyć i cierpienie minie
Ręka już sięga nogi się uginają
Będzie dobrze myśli przypominają
Jak długo to będzie trwało
Życie dla innych
Gdy opcje się skończą kto temu będzie winny
Jak wyprostować tak długo zginane pręty
Które przygwoździły dzień nadzieją spięty
To niekończące się lawirowanie
Które z góry zakłada przegranie
Wiem że się nie uda, wiem że się potknę
Lecz nadal stopy stawiam roztropnie
Znów zjem porcję pozytywnego myślenia
A życie przez palce mi umiera
Ucieka powietrze coraz mniej go w płucach
Oczy wywrócone skłaniają się do lustra
Pusty wzrok
Pistolet nabity
Powyrywane karki
List łzami pokryty
Kolejne słowa miotają się po głowie
Będzie dobrze
Ja chyba odejść jednak wole
Gdy ostatni już skrawek szczęścia
Na horyzoncie zasnął
Gdy ostatnia bańka się rozpłynęła
Moje ciało już leży wiatr je poniewiera
Odpływam w nicość
Nic się nie zmienia
Jestem sam z sobą
Cisza, brak nieba
Myśli się zlewają
Ciała brak
Nie mam już czego oddać
Wszystkiego mi brak
Niczego nie potrzebuje
Nic nie dostanę
Wszystko się rozmyło wszystko przegrane
Nic się nie zmienia
Brak wszystkiego
Nie ma nieba
Nic mi nie trzeba
Wszystkiego mi brak
Już leżę na wznak
I źle mi tak
Chciałbym jak rak
Żyć tylko wspak
Żeby docenić cud własnego życia, trzeba je zawiesić na włosku
Na twoim haju
Nie będzie raju
Dla wiadomości pracuję ciężko i długo, mam zdrowe ręce i nogi i robię z nich dobry pożytek. Próbuje ułożyć sobie życie i nie myśleć o swoich słabościach. Nie jestem nastolatkiem tylko dorosłym człowiekiem i trochę już przeżyłem. To że pisze o tym w ten sposób i może trochę infantylnie pozwala mi przetrwać chwile słabości, czemu dziele się tym ze światem, bo może ktoś to przeczyta i może mu pomorze, chociażby w ten sposób że zacznie wyrażać swoje myśli w ten sposób zamiast zostawiać znaki na swoim ciele.
Łatwo osądzać innych, że są zepsuci bo inni na pewno mają gorzej i nie narzekają. Ja uważam, że każdy dostaje tyle od losu ile jest w stanie udźwignąć i ja dźwigam co rano podnoszę się i walczę. Każdy walczy na swój sposób. Proszę pozwolić mi walczyć po swojemu.
(vide Jego komentarz p o d publikacją)
to powinno to w nim /w tekście/ wyraźnie wybrzmieć.
Niestety, nie ma tutaj ANI JEDNEGO SŁOWA na ten temat.
Czytelnicy nie są prokuratorami; nie dociekają, o którym Kowalskim konkretnie tu mowa i kto się ukrywa pod lirycznym marudzącym "ja".
W dobie pandemii, uchodźców ze Wschodu, z Azji i z Afryki,
(patrz data wpisu)
kolosalnych piętrzących się problemów zdrowotnych i społecznych,
- plus to teraźniejsze pandemonium wojny z Ukrainą! -
Odbiorcy oczekują nie babskiego jojczenia, załamywania rąk i nie lamentów, a duchowego wsparcia
/i poezji, która podniesie nas wszystkich z kolan/