Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2022-01-06 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 662 |
Zdrowy jak byk Bałaganow niósł swój ciężarek na ramieniu. W chwilach, gdy Panikowskij nijak nie mógł skręcić za róg ulicy, bo siła inercji jego odważnika ciągnęła go za sobą, swobodną ręką chwytał staruszka za kołnierz i nadawał mu odpowiedni kierunek.
U drzwi kantoru się zatrzymali.
- Zaraz odpiłujemy każdy swój kawałeczek złota, - z troską w głosie powiedział dziadek, - a jutro rano sprzedamy. Mam znajomka zegarmistrza, nazywa się Biberham. Ten da dobrą cenę, nie jak na czarnym rynku, gdzie zawsze ciebie ocyganią.
I dopiero wtedy obaj spiskowcy raptem zauważyli, że spoza zielonych zasłon ich kantoru przebija światło.
- Kto tam może być o tak późnej godzinie? - zdziwił się Bałaganow, podglądając przez dziurkę do klucza.
Za biurkiem, oświetlony bocznym światłem silnej lampy biurowej, siedział Ostap Bender i coś szybko pisał.
- Też się znalazł pisarz! - zataczając się ze śmiechu i ustępując miejsca przy dziurce swemu koleżce, wykrztusił Szura.
- A jak inaczej! Oczywiście! - zauważył Panikowskij, do syta się już napatrzywszy. - Znowu pisze. Jak Boga kocham, naprawdę śmieszy mnie ten żałosny człowiek. Tylko gdzie teraz będziemy piłować?
Gorąco szukając z tej sytuacji wyjścia tak, by koniecznie już jutro rankiem na dobry początek sprzedać zegarmistrzowi dwa kawałki złota, mleczni dwaj bracia podnieśli z chodnika swój ciężki bagaż i zniknęli w ciemnościach.
Tymczasem Wielki Kombinator właśnie kończył biografię Alieksandra Iwanowicza Koriejko. Ze wszystkich pięciu chatynek, tworzących zestaw biurowy z brązu o nazwie handlowej *twarzą do wioski*, zdjęto wszystkie pięć daszków, i teraz w tych kałamarzach bez żadnego wyboru na chybił trafił Ostap maczał pióro, niecierpliwie wiercąc się przy tym na swoim krześle i pod biurkiem nerwowo postukując butami.
Miał twarz zmordowanego hazardem karcianego gracza, któremu przez całą noc nie szła karta, i dopiero o świcie w końcu trafiła się dobra passa. Wciąż zmieniał karciane stoły, próbując oszukać los i znaleźć szczęśliwe miejsce. Niestety, wszystko na próżno. Zaczął już nawet, jak to mówią karciarze, *wyduszać*, czyli, spojrzawszy na pierwszą z kart, niezauważalnie dla reszty pomaleńku zza niej wysuwać następną, już kładł kartę na krawędzi stołu i patrzył na nią od spodu przy pomocy skrytego lusterka, już składał sąsiednie karty koszulkami na zewnątrz i otwierał je jak książkę - jednym słowem robił wszystko to, co wszyscy, kiedy nie szczęści im się w grze w *dziewiątkę*; niestety, nic to nie pomagało. Najczęściej przychodziły do niego same obrazki z waletami o wąsikach jak sznureczek, damy, wąchające papierowe róże i króle z brodatą twarzą stróża. Bardzo często trafiały się czarne i czerwone dziesiątki i w ogóle same śmieci, które oficjalnie nazywa się *bakkara*, a nieoficjalnie *betka* albo *żyd*. I dopiero wtedy, gdy żyrandole zaczynają żółknąć i powoli gasnąć, kiedy pod plakatami *SPANIE WZBRONIONE* w swoich znoszonych kołnierzykach chrapią i poświstują pod nosem na krzesłach wszyscy przegrani - dopiero wtedy zaczyna dziać się magia. Kolejne karciane banki zaczynają się wzajemnie zazębiać, obrzydłe figury i dziesiątki znikają, a na scenę wychodzą same ósemki i dziewiątki. Gracz już się nie miota po całej sali, nie *wydusza* kart, nie zagląda w nie od spodu, ponieważ czuje, że ma w dłoni szczęśliwą talię. Już wszyscy pchają się za plecami takiego szczęśliwca, chwytają go za ramiona i przymilnie szepcą : *Wujku Jura, dajcie 3 ruble, to się odegram!* A on dumny i blady odwraca na publiczny widok wszystkie swoje karty i pod krzyki: *Wolne miejsce przy stole numer dziewięć!* oraz *Amatorzy, podeślijcie bilon półrublówkami!* - w proch i pył rozbija wszystkich swoich współpartnerów. I zielony stół, porysowany białymi liniami i łukami, staje się dlań równie wesołym i radosnym polem zmagań jak boisko do gry w piłkę.
Ostap nie miał już żadnych wątpliwości: w grze z Koriejko nastąpił przełom.
ratings: perfect / excellent
Co np. wiemy o nie tak dawnej delegacji Bendera na Kaukaz? Tylko to, że to Panikowskij kupił mu bilet na przystani?
Mnogość pierwszoplanowych w fabule postaci zakłada wielowątkowy charakter narracji. Jak w "Lalce" genialnego Prusa, gdzie mamy i dzienniki żołnierza Napoleona subiekta Rzeckiego, i perypetie mieszkańców kamienicy baronowej Krzeszowskiej, i losy publicznej dziewki i Węgiełka, i jak u Szekspira tragiczny w skutkach romans Wokulskiego, i Paryż, i polską ubożejącą rodzinę arystokraty Łęckiego et cetera, et cetera