Go to commentsRozdział 20. Komandor tańczy tango /3
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2022-01-06
Linguistic correctness
Text quality
Views662

Zdrowy jak byk Bałaganow niósł swój ciężarek na ramieniu. W chwilach, gdy Panikowskij nijak nie mógł skręcić za róg ulicy, bo siła inercji jego odważnika ciągnęła go za sobą, swobodną ręką chwytał staruszka za kołnierz i nadawał mu odpowiedni kierunek.


U drzwi kantoru się zatrzymali.


- Zaraz odpiłujemy każdy swój kawałeczek złota, - z troską w głosie powiedział dziadek, - a jutro rano sprzedamy. Mam znajomka zegarmistrza, nazywa się Biberham. Ten da dobrą cenę, nie jak na czarnym rynku, gdzie zawsze ciebie ocyganią.


I dopiero wtedy obaj spiskowcy raptem zauważyli, że spoza zielonych zasłon ich kantoru przebija światło.


- Kto tam może być o tak późnej godzinie? - zdziwił się Bałaganow, podglądając przez dziurkę do klucza.


Za biurkiem, oświetlony bocznym światłem silnej lampy biurowej, siedział Ostap Bender i coś szybko pisał.


- Też się znalazł pisarz! - zataczając się ze śmiechu i ustępując miejsca przy dziurce swemu koleżce, wykrztusił Szura.

- A jak inaczej! Oczywiście! - zauważył Panikowskij, do syta się już napatrzywszy. - Znowu pisze. Jak Boga kocham, naprawdę śmieszy mnie ten żałosny człowiek. Tylko gdzie teraz będziemy piłować?


Gorąco szukając z tej sytuacji wyjścia tak, by koniecznie już jutro rankiem na dobry początek sprzedać zegarmistrzowi dwa kawałki złota, mleczni dwaj bracia podnieśli z chodnika swój ciężki bagaż i zniknęli w ciemnościach.


Tymczasem Wielki Kombinator właśnie kończył biografię Alieksandra Iwanowicza Koriejko. Ze wszystkich pięciu chatynek, tworzących zestaw biurowy z brązu o nazwie handlowej *twarzą do wioski*, zdjęto wszystkie pięć daszków, i teraz w tych kałamarzach bez żadnego wyboru na chybił trafił Ostap maczał pióro, niecierpliwie wiercąc się przy tym na swoim krześle i pod biurkiem nerwowo postukując butami.


Miał twarz zmordowanego hazardem karcianego gracza, któremu przez całą noc nie szła karta, i dopiero o świcie w końcu trafiła się dobra passa. Wciąż zmieniał karciane stoły, próbując oszukać los i znaleźć szczęśliwe miejsce. Niestety, wszystko na próżno. Zaczął już nawet, jak to mówią karciarze, *wyduszać*, czyli, spojrzawszy na pierwszą z kart, niezauważalnie dla reszty pomaleńku zza niej wysuwać następną, już kładł kartę na krawędzi stołu i patrzył na nią od spodu przy pomocy skrytego lusterka, już składał sąsiednie karty koszulkami na zewnątrz i otwierał je jak książkę -  jednym słowem robił wszystko to, co wszyscy, kiedy nie szczęści im się w grze w *dziewiątkę*; niestety, nic to nie pomagało. Najczęściej przychodziły do niego same obrazki z waletami o wąsikach jak sznureczek, damy, wąchające papierowe róże i króle z brodatą twarzą stróża. Bardzo często trafiały się czarne i czerwone dziesiątki i w ogóle same śmieci, które oficjalnie nazywa się *bakkara*, a nieoficjalnie *betka* albo *żyd*. I dopiero wtedy, gdy żyrandole zaczynają żółknąć i powoli gasnąć, kiedy pod plakatami *SPANIE WZBRONIONE* w swoich znoszonych kołnierzykach chrapią i poświstują pod nosem na krzesłach wszyscy przegrani - dopiero wtedy zaczyna dziać się magia. Kolejne karciane banki zaczynają się wzajemnie zazębiać, obrzydłe figury i dziesiątki znikają, a na scenę wychodzą same ósemki i dziewiątki. Gracz już się nie miota po całej sali, nie *wydusza* kart, nie zagląda w nie od spodu, ponieważ czuje, że ma w dłoni szczęśliwą talię. Już wszyscy pchają się za plecami takiego szczęśliwca, chwytają go za ramiona i przymilnie szepcą : *Wujku Jura, dajcie 3 ruble, to się odegram!* A on dumny i blady odwraca na publiczny widok wszystkie swoje karty i pod krzyki: *Wolne miejsce przy stole numer dziewięć!* oraz *Amatorzy, podeślijcie bilon półrublówkami!* - w proch i pył rozbija wszystkich swoich współpartnerów. I zielony stół, porysowany białymi liniami i łukami, staje się dlań równie wesołym i radosnym polem zmagań jak boisko do gry w piłkę.


Ostap nie miał już żadnych wątpliwości: w grze z Koriejko nastąpił przełom.

  Contents of volume
Comments (2)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
A ja cały czas myślę, co z tym "złotym", odważnikowym interesem.
avatar
Konstrukcja tej powieści to wiele niezwykle barwnych wątków wzajemnie się przeplatających, a ich chronologię często antycypuje zwykle drobne z pozoru zdarzenie albo niepozorna na oko informacja, których ciąg dalszy poznajemy grubo później.

Co np. wiemy o nie tak dawnej delegacji Bendera na Kaukaz? Tylko to, że to Panikowskij kupił mu bilet na przystani?

Mnogość pierwszoplanowych w fabule postaci zakłada wielowątkowy charakter narracji. Jak w "Lalce" genialnego Prusa, gdzie mamy i dzienniki żołnierza Napoleona subiekta Rzeckiego, i perypetie mieszkańców kamienicy baronowej Krzeszowskiej, i losy publicznej dziewki i Węgiełka, i jak u Szekspira tragiczny w skutkach romans Wokulskiego, i Paryż, i polską ubożejącą rodzinę arystokraty Łęckiego et cetera, et cetera
© 2010-2016 by Creative Media