Go to commentsROZDZIAŁ 21. KONIEC ''MAŁPIEGO GAJU''
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2022-01-09
Linguistic correctness
Text quality
Views633

Skończywszy z robotą, inżynier zaśmiał się radośnie, poklepał żonę po grubych ciepłych plecach  i podsunął do siebie półmisek z sandaczem, w tym jednak momencie rozległo się mocne stukanie do drzwi, zamigała żarówka w lampie i czajnik zjechał ze swojej podstawki.


- O tej porze? Któż to taki? - mówił Ptiburdukow, otwierając drzwi.


Na schodach stał Wasysualiusz Łochankin aż pod brodę zawinięty w białe z Marsylii prześcieradło, spod którego widniały bose jego włochate nogi. Do swej piersi przyciskał grubą i pozłacaną jak cerkiewna ikona encyklopedię *Mężczyzna i kobieta*. Oczy miał rozbiegane.


- Gość w dom, Bóg w dom, - w oszołomieniu rzekł inżynier, czyniąc krok do tyłu. - Warwara! Co tu się dzieje?

- Jam do was przybył, by zamieszkać z wami już na wieki, - odparł Łochankin grobowym głosem, - w nadziei tutaj zamknąć swe powieki.

- Ależ jakżesz to *zamieszkać*?! - robiąc się jak burak czerwony, spytał gospodarz. - O co chodzi, Wasysualiuszu Andrieiczu?


Na schody wypadła Warwara.


- O Jezu, Saszuk! Patrz, on przyszedł całkiem goły! - zakrzyczała. - Co się stało, Wasysualiuszu? Ależ wejdźcie, wejdźcie, proszę.


Łochankin przestąpił próg bosymi nogami i, mamrocząc: *Co za nieszczęście! Nieszczęście!*, zaczął miotać się po pokoju.  Końcem swego stroju natychmiast strącił na podłogę delikatną snycerską robotę Ptiburdukowa, a ten schował się w kącie, czując, że niczego dobrego już nie należy się odtąd spodziewać.


- O jakim nieszczęściu ty mówisz? - dopytywała się Warwara. - Czemu jesteś tylko w samym prześcieradle?

- Przyszedłem z wami tu zamieszkać już na wieki. - powtórzył myczącym jak u krowy głosem były mąż.


Jego goła żółta pięta na parkiecie wystukiwała trwożny werbel.


- Cóż to za głupoty  pleciesz? - rzuciła się nań była żona. - Marsz do domu i się, chłopie, wreszcie obudź! Won mi stąd! Do widzenia! Paszoł won!

- Już nie mam domu ja swojego, - rzekł, dygocąc, Wasysualiusz. - Ze szczętem się on spalił razem z dachem jego! To pożar mnie tu przygnał, sierotę bezdomnego. Z pożaru ja wyniosłem jedną książkę, jedno tylko prześcieradło. Ot, jakie szczęście mnie dopadło. Lecz skoro wasze dusze jak z kamienia, odejdę precz i przeklnę wszystkich ludzi bez sumienia...


Kołysząc się jak żyd pod Ścianą Płaczu, Wasysualiusz poczłapał bosymi nogami w stronę drzwi, ale Warwara wraz z mężem go powstrzymali. Prosząc o wybaczenie, mówili, że nie od razu zorientowali się w jego jakże tragicznej sytuacji, i w ogóle oboje żwawo zakrzątnęli się przy nocnym swym gościu. Świat ujrzały nienoszone trzewiczki Ptiburdukowa, jego nowy garnitur oraz bielizna.


W czasie, gdy Łochankin się przebierał, małżonkowie dogadywali się w korytarzu.


- To gdzie go upchniemy? - szeptała Warwara. - Przecież nie będzie spał z nami razem w tym jednym pokoju!

- Naprawdę ci się dziwię, - mówił ściszonym głosem dobrego serca inżynier. - U człowieka nieszczęście, a ty myślisz tylko o sobie.


Kiedy oboje wrócili do pokoju, pogorzelec siedział już przy stole i ot tak, prosto ze stalowego półmiska, palcami zajadał marynowaną rybę. Oprócz tego z półeczki na ścianie zostały wyrzucone dwa tomy księgi pt. *Opory materiałowe*, a ich miejsce zajęła grubaśna pozłacana encyklopedia *Mężczyzna i kobieta*.


- Czyżby spłonął wam cały dom? - ze współczuciem zagaił Ptiburdukow. - Cóż to za koszmar!

- A ja myślę, że może tak musiało być, - rzekł Wasysualiusz, kończąc za gospodarza jego własną kolację i oblizując tłuste palce. - Może wyjdę z tych płomieni cały przeobrażony, jak ten ptak Feniks, co?


Niestety, żadna taka metamorfoza nie nastąpiła.




1931

  Contents of volume
Comments (5)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
,Do swej piersi przyciskał grubą i pozłacaną jak cerkiewna ikona encyklopedię *Mężczyzna i kobieta*., `
Pozdrawiam.
avatar
Już to widzimy, że narracja w tej powieści biegnie wielotorowo, i to, o czym tydzień /i miesiąc/ temu czytaliśmy, po coś było jej obu Autorom potrzebne, do czegoś miało w tym dziele służyć.

Panorama porewolucyjnej, kotłującej się w swoim przepastnym tyglu Rosji rozciąga się w swej /zaskakującej dla wielu z nas/ różnorodności rozciąga się przed Czytelnikiem, jak daleko okiem sięgnąć. Perypetie czworga złodziei i ich ofiary - to zaledwie pretekst, by pokazać nam dużo więcej.

NIC TUTAJ W TEJ HISTORII NIE DZIEJE SIĘ BEZ KOZERY
avatar
W obliczu życiowej tragedii puszcza się w niepamięć wszystkie bezeceństwa.
Chyba "żyd pod Ścianą Płaczu" winien być napisany wielką literą. Co innego, jeżeli tak jest w oryginale; wówczas miałbym wątpliwości.
avatar
Z Żydami i żydami w polskiej pisowni ten kłopot, że ci pierwsi - Żydzi - to przedstawiciele narodu, a nazwy narodowości /Maj, Chińczyk, Francuz, Kubańczyk, Pers/ piszemy dużą literą, zaś

ci drudzy - czyli żydzi - to reprezentanci religii. Żeby odróżnić jednych od drugich, stosujemy różny zapis.

Fonetycznie nie do odróżnienia, "na piśmie" widzimy, że to dwa znaczeniowo odrębne pojęcia.

Możesz być żydem... nie będąc Żydem
avatar
Pani Emilio, bardzo dziękuję za wyjaśnienie, chociaż te zasady znałem od dawna. Moja wątpliwość brała się z tego, ze w tym konkretnym przypadku trudno dojść do przekonania, czy chodzi o wyznanie, czy też o narodowość.
© 2010-2016 by Creative Media