Go to commentsRozdział 21. Koniec ''małpiego gaju'' /3
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2022-01-11
Linguistic correctness
Text quality
Views661

I, schowawszy swoją polisę za pazuchę koszuli, Priachin oddalił się do swego pokoju. Jego słowa wywołały taką panikę, że tej nocy nikt w ich *małpim gaju* oka nie zmrużył. Dunia pozbierała wszystkie swoje rzeczy w płachty związane na węzeł, a pozostali jej najemcy rozkładanych łóżek polowych ratowali się noclegiem u znajomych. W ciągu dnia każdy śledził każdego i co i rusz wynosił z domu kolejne części swego dobytku.


Wszystko było już jasne: dom był skazany i nie mógł nie spłonąć. I rzeczywiście: o 12. w nocy natychmiast stanął w ogniu, podpalony jednocześnie z wszystkich sześciu stron.


Jako ostatni z budynku, który już się wypełnił potężnym dymem i wraczącymi z głodu językami ognia, wyskoczył, owinąwszy się białym prześcieradłem, Łochankin. Z całych płuc krzyczał: *Pożar! Pożar!*, chociaż nikogo nie mógł taką sensacją już zaskoczyć, gdyż wszyscy mieszkańcy byli na dworze w pełnym komplecie. Pijany Priachin siedział na swoim okutym w czterech swoich rogach kufrze i bezmyślnie gapił się na lśniące płomieniami okna, machinalnie bełkocąc: *Co chcemy - to i zrobimy*. Higieniszwili ze wstrętem wąchał swoje dłonie, które z daleka zalatywały naftą, po czym za każdym razem wycierał je o portki. Rozżarzona sprężynka wystrzeliła z futryny i jak raca, roniąc iskry, rozprostowała się pod drewnianym gzymsem. Trzasnęła i z brzękiem wyleciała pierwsza szyba. Niczyja babuleńka okropnie zawyła.


- Przez całe 40 lat stał nasz dom, -  komentował niewzruszony Mitrycz, spacerując w tłumie gapiów. - Przeżył wszystkie kolejne władze, a przy Sowietach spłonął w pożarze. Taki to smutny fakt, drodzy obywatele.


Kobieca część *małpiego gaju* zbiła się w oddzielne stadko i jak zaczarowana wpatrywała się w szalejący ogień. Artyleryjskie płomienie wyrywały się już z każdego okna. Czasami pożar na moment zanikał, i wówczas pociemniały dom, zdawało się, uskakiwał do tyłu, jak armatnie działo po swoim wystrzale, i znowu czerwono-żółty obłok walił na zewnątrz, jak na paradzie oświetlając cały Cytrynowy Zaułek. Zrobiło się tak gorąco, że nie dało się już stać przed płonącym jak pochodnia domem, więc gapie przenieśli się na przeciwległy chodnik.


Jeden tylko stróż Nikita Priachin drzemał na swoim kufrze na środku jezdni. Raptem się zerwał, jak upiór bosy i straszny.


- Ludzie prawosławni! - zawołał, rozdzierając na piersi swą koszulę. - Chrześcijanie!


I pobiegł bokiem jak najdalej od ognia, wbił się w tłum i, krzycząc niezrozumiale, zaczął wskazywać ręką na płonący dom. W gromadzie ludzie wpadli w popłoch.


- Zapomnieliśmy o dziecku! - jakaś kobieta w słomianym kapeluszu uderzyła w płacz.


Stróża okrążył ciasny ludzki pierścień. Priachin odpychał się rękoma i wyrywał do ognia.


- Dziecko leży na łóżku! - jak szleniec wrzeszczał dziadek. - Puść mnie, na Boga żywego!


Po jego policzkach ciekły czerwono-żółte łzy. Uderzył w łeb księcia Higieniszwili, który zagradzał mu drogę, i rzucił się w podwórze. Po chwili wybiegł stamtąd, dźwigając drabinę.


- Powstrzymajcie go! - zakrzyczała kobieta w słomianym kapeluszu. - On tam spłonie!

- Odejdź ode mnie, do kogo mówię! - wył Nikita, przystawiając drabinę do okna i odpychając młodych ludzi, którzy czepiali się jego nóg. - Nie dam dziewczynce marnie zginąć! Dusza moja płonie!


Kopał na wszystkie strony nogami i właził coraz wyżej w kierunku walącego dymem okna.


- Wracaj z powrotem! Po co tam leziesz! Spłoniesz! - wrzeszczeli gapie na dole.

- Leży w łóżku! - odkrzykiwał im Priachin. - A na stole cała gęś pieczona i butelka wina! Czy mają przepaść darem, prawosławni ludzie?


Niespodziewanie zgrabnie jak na takiego dziadka złapał się okiennego parapetu i migiem zniknął, jak zassany przez jakąś pompę powietrzną. Jego ostatnie słowa brzmiały: *Co zechcemy - to też i zrobimy!*




1931


  Contents of volume
Comments (4)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
W przyrodzie wszystko dzieje się według określonego porządku. Nawet pożary - jak pokazuje praktyka.
Mam wątpliwości dotyczące łez. Jeżeli czerwono-żółte, to znaczy, że część była czerwona, a część żółta, z wyraźną granicą. Gdyby one były czerwonożółte, wówczas jeden kolor przechodziłby płynnie w drugi.
avatar
Łzy starego pijanego stróża Priachina - a rzecz się działa podczas nocnego pożaru - połyskiwały barwami płomieni, a te są raz żółte, raz czerwone, raz pomarańczowe, raz fioletowe, raz oślepiająco białe, raz złote, raz zielone.

W /rosyjskojęzycznym/ oryginale mamy zapis z łącznikiem
avatar
Która z postaci w "Złotym cielcu" budzi Państwa sympatię? Czy jest wśród nich ktoś, kogo zaprosilibyście Państwo do swego domu?
avatar
Podpalenia są przyczyną trzydziestu pięciu procent wszystkich pożarów. Sprawcami większości z nich są nie panie, a panowie.
© 2010-2016 by Creative Media