Author | |
Genre | nonfiction |
Form | article / essay |
Date added | 2022-02-16 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 782 |
Ur. 16 października 1906 w Belluno. Zm. 28 stycznia 1972 w Rzymie. Włoski dziennikarz, dramaturg, autor opowiadań i powieściopisarz. Znany na całym świecie ze swojej prozy i sztuk teatralnych.
Rozpoczął karierę w 1928 roku w mediolańskim dzienniku Corriere della Sera. Jego dwie powieści o górach, napisane w stylu tradycyjnego realizmu (`Barnabus z gór` powstała w 1933 roku i `Tajemnica starożytnego drewna` z 1935), przesyciły całą jego twórczość kafkowskim surrealizmem, symboliką i absurdem, które to cechy stały się jego znakami rozpoznawalnymi.
Z niezwykle popularnych sztuk Buzzatiego (niektóre z nich zostały zaczerpnięte z opowiadań), najważniejszą jest wystawiona i opublikowana w 1953 roku - `Przypadek kliniczny`.
Inne sztuki Buzzatiego to `Płaszcz` z 1960, dramat, w którym uznany za zaginionego żołnierz, w tajemniczych okolicznościach i zostaje odkryty jako duch, oraz wystawiony i opublikowany w 1962 roku dramat `The Man Who Will Go to America`. Jest to historia starego malarza, który, gdy dowiaduje się, że zdobył upragnioną amerykańską nagrodę, uświadamia sobie, że wiadomość ta oznacza również koniec jego pracy życiowej i jego śmierć.
W Polsce znany jest z wielu opowiadań drukowanych w „Przekroju”. Na podstawie jednego z nich powstał wyśmienity telewizyjny spektakl „Siedem Pięter”. Przedstawienie w znakomitej obsadzie. Wystarczy wymienić koncert aktorskich umiejętności Wojciecha Pszoniaka w roli pacjenta lub maestrię Gustawa Holoubka grającego lekarza. Zresztą niemożliwością byłoby znaleźć w tym przedstawieniu choćby jedną osobę źle odtwarzającą postać; Stanisława Celińska, Witold Skaruch, Krzysztof Kolberger, Ryszard Beer, już wymienienie tych nazwisk jest zapowiedzią telewizyjnej uczty.
To jakże profetyczny i kafkowski horror, w którym specjaliści medyczni i maszyny niszczą doskonale zdrowego człowieka. Lecz winnych doprowadzenia go na agonalny poziom egzystencji, szukać należy nie tylko w medykach i urządzeniach diagnostycznych.
Upatrywać trzeba ich także, albo może przede wszystkim, w administracyjnych błędach i nieudolnościach szpitala. W biurokratycznych mechanizmach pochłaniających zdrowego człowieka i wypluwających go, na powierzchnię zdarzeń, w formie preparatu poddawanego badaniom i odfajkowanego śmiercią.
*
W początkowych fragmentach dramatu Pszoniak znajduje się w komfortowej sytuacji prawie zdrowego chorego. Przebywa na najwyższym piętrze siedmiopiętrowego drapacza niskich chmur. A to znaczy, że umieszczono go w grupie charłaczej arystokracji. Zakwalifikowano do uprzywilejowanych. Wyróżniających się od lokatorów pozostałych kondygnacji. Tym samym - chlubiących się lepszością.
Hospitant Pszoniak demonstracyjnie cieszy się ze swojego statusu. Akceptuje tutejszą kategoryzację dolegliwości. Z wyższością więc i nieukrywaną satysfakcją podkreśla, że góruje nad zdrowotną kondycją pozostałych. Tym bardziej, że został zaliczony do najzdrowszych. Czym się pyszni.
Na każdym kroku daje do zrozumienia personelowi i reszcie pacjentów, że jego schorzenia są jakby niezważalne. Tak lekkie, że niemal błahe. Bagatelne jednak nie całkiem, ponieważ oprócz badających go medyków, dodatkowo zaczyna samemu się obserwować. Trwożliwie i osobiście analizować stan zdrowia. Co staje się jego obsesją. Nałogiem i nawykiem od zarania po kres.
*
Skutek nieprzemyślanego wyrażenia zgody na tymczasowe przeniesienie piętro w dół, uruchamia bezduszną machinę zdarzeń. Lawinę precedensów spowodowaną banalnym błędem. Makabryczną i zjeżdżającą do pierwszego pięterka tej fabryki ludzkich nieszczęść.
Z nieczułą konsekwencją popycha dotąd uprzywilejowanego pacjenta i pacjent, choć nadal buntuje się, to wciąż spada. Jakkolwiek jeszcze głośno protestuje, widowiskowo sprzeciwia się obniżeniu rangi, to protestuje coraz mniej gorliwie. Jakby z niechęcią, obrzydzeniem, rozlazłą ochotą i rezygnacją.
Nagle zaczyna dostrzegać, że podział chorych na lepiej i gorzej leczonych, nie jest dla niego takim dobrodziejstwem, jakiego się spodziewał. Dokąd był na szczycie kuracyjnej drabiny i pełnił funkcję klinicznego pieszczoszka, zachwycał się jej szczeblami. Lecz kiedy stracił żółtą koszulkę szczęściarza, gwałtownie przestał akceptować tak przedtem chwaloną selekcję.
ratings: perfect / excellent
nieledwie sprzed 30 lat stary szpitalny spektakl pt. "7 pięter"
dzisiaj - w dobie pandemii! - kojarzy się nam jak jakaś okropna przepowiednia, która na naszych oczach właśnie się ziszcza.
Wszechobecne wszędzie apteki, leki dostępne w internecie w sprzedaży on-line - i w kontrapunkcie coraz bardziej charłackie, schorowane, z wszelkimi wadami wrodzonymi i niepełnosprawnościami, rachityczne, coraz bardziej niezdolne do rozrodu społeczeństwo.
Ot, chichot Szatana za plecami Pana...
Nie czytałem Buzattiego, ale mam nadzieję że nigdy nie będę Go musiał czytać.
Obniżenie rangi zawsze jest iluzją.
źle zrozumiałeś przesłanie utworu i od razu widać, że nie znasz twórczości Buzattiego. Nie rozumiem więc, dlaczego wypowiadasz się o czymś, o czym nie masz pojęcia.
Jeśli chodzi o Buzattiego, to co tu jest do rozumienia?
to na przykład: ”Nie czytałem Buzattiego, ale mam nadzieję że nigdy nie będę Go musiał czytać.” Jak, mając takie podejście do sprawy, można zabierać głos?
ja ci mówię tak, ty mi mówisz siak
ja w odpowiedzi mówię TAK, T
y mówisz SIAK
I w ten sposób możemy do usranej śmierci.