Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2022-02-17 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 678 |
Dojechali my. Wysiadamy. Siedmiu nas było i wysiadło siedmiu. Księżyc i wyjący wiatr. A to przecież Europa.
- Kawy bym się napił - zamarzył Chichotek.
- W termosie mam, ale to herbata.
- Powiedziałem wyraźnie - kawy.
- Koneser - zauważył Kardulec, który czytał wiersze, a najchętniej te o unoszeniu się.
- Musimy dojść do stacji benzynowej. I tam każdy zamówi co chce.
- Ale czy nas wpuszczą?
- Maski mamy...
Podeszli mu do dystrybutora. Ceny migotały na tablecie nierówno. Zapachniało. Chciało by się teraz być w domu. Ale misja jest misją.
Zgrzytało, skrzypiało, każdy się musiał uporać ze swoim kaftanem. Zapukali my. Ale tam w środku nie było nikogo.
Księżyc grał na skrzypcach. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Usiedli my na murku. Co tu będziem kryć. Mamy swoje obyczaje i we termosie znalazło się drugie dno. Bulgotało.
Kargulec położył się na chodniku. Nie wiadomo, czy to drugie dno go tak rozłożyło, bo bulgotanie u niego było dość intensywne, czy też tak się rozmarzył. Na widok księżyca, czy z tlenu. Nie wiem.