Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2022-02-20 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 702 |
Około południa byliśmy gotowi. Benzyną nie śmierdziało, ale się okazało że działa jeszcze zsyp. Od czasu do czasu zwalały się na nas kubły śmieci. Niezbyt często, bo segregowanie śmieci wchodziło do standardu, a zsyp służył tylko osobom którym nie chciało się, albo nie mogli wychodzić z domu. Kilka osób siedziało zamkniętych na kwarantannie.
Co jak co, ale kawę mamy doskonałą. Parzymy ją w wielkim kafetere, co na czterech nogach z gumionami i innymi żyłkami przywodzącymi na myśl zupełnie co innego, robi kawę że pycha.
Namalowali my szyld. Ludzi się nie pchało. Ale jedna taka, co widać że nie umie parzyć kawy, z łapakami roztrzęsionemi, fryzurą zmierzwioną, nieumalowana, przyszła.
- Poproszę dwie kawy.
- Ale po co dwie?
- Jakby ja jednej nie doniosła do stolika, to drugą może się uda...
- Ale po co? Doniesiemy.
Usiadła, pogmerała w portfelu. Usiadła jeszcze raz, bo do gmerania w portfelu, nie wiedzieć czemu, wstała.
Ufok zaparzył. Zagotowało się. Para pod sufit i plamą usiadła na tynku. Gul gul gul. Para na boki strugą z metalowych rurecek.
Trąbkę potarł, postawił szklankę, wypełnił i zaniósł.
Zsyp.
Piła małymi łykami.
Z szuflady wypadły nożyce. Aż się złapała za głowę, bojąc się że będą strzyc.