Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2022-02-20 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 690 |
Zajechało Audi. Na parkingu stało już kilka aut. Szpiczaste jakieś, suwy, nie suwy, niezbyt efektowne. Ale to Audi przypominało mi moją ojczystą planetę, gdzie jeszcze liczą się kanty i smog.
Wysiadł z nigo taki młody chłop. Elegancki, we sweterku, marynarkę zostawił w środku bilida. Se.
Ja żem to obserwował z okna, oczyszczając szklankę po kawie, co ją wypiła ta wiedźma, strzyżąca do nas smugami we spojrzeń, jak się tylko zorientowała że my wszystkie właścicielami owej kawiarni, i jej tam wszystko jedno było, trąbka, nie trąbka, ufok, nie ufok. Może z resztą nic nie miała do ufoków. Tak żem się poczuł jakoś jak Emirator, co wydobywa naftę, ona jedna na całym swiecie powiedziała wzrokiem - podobacie mi się.
Ale ten gość. Też się nie przeżegnał na nasz widok. Bo owszem, zdumiał go neon, wlazł, powiedział dzień dobry. Każdy dzień dla ufoka jest dobry. Albo co najmniej - nie zły. Więc my nawet nie odpowiadali mu, tylko się przyglądali, a któryś wreszcie odbekknął - dzień dobry.
Usiadł.
- Co panu podać?
Machnął se grzywką.
- A nic. Tak żem se wlazł, żeby popatrzeć co tu macie w menu. Znaczy - na razie nic.
- W menu na razie tylko kawa. Powiedziałem `tylko`, bo żem se zapomniał że ładniej jest powiedzieć `ino`. Udał że nie zauważył. Może też czasem popełniał foux pas. Swój chłop.
- Długo żem jechał. Kanapki jakiej nie dostanę?
- A dajże mu tam który - Zwróciłem się w stronę sali.
- Z prywatych zapasów - usmiechnąłem się. Cokolwiek to znaczy. Bo my we uśmiechaniu się nie jesteśmy mocne. Bo my nie możemy się uśmiechać.
ratings: perfect / excellent