Go to commentsCafe UFO 15
Text 115 of 255 from volume: Arcydzieło
Author
Genrefantasy / SF
Formprose
Date added2022-03-01
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views624

Zapaliłem papierosa. A że na sali nie wolno palić, to wyszedłem na parking. Od razu wiedziałem, gdzie się pali. Tam gdzie pełno petów pływało jak łabędzie w wodnych moczkach. Chyba padało. Nie wiem. Wiedziałbym więcej, ale za pancerną szybą świat jest niemrawy i nieczytelny.

Papieros mi smakował. Puszczałem se dymek, zastanawiając się.

Cztery kreski, to jeszcze nie kod kreskowy, ale świadczy o wiele. Tyle miał na kitlu swym nabzgrane ten co do mnie podszedł. Utworzyłem dystans, nie żebym był uprzedzony do kitla, mógłby być nawet posmarkany, ale że to był kitlowy, to nawet nie powiedziałem mu dzień dobry.

Salowe rechotały w oknie. Może na mój widok. Nie pokazywały palcem, to skąd mógłbym wiedzieć? Na odwyku to się jakieś echo niesie. Jakby nienaturalne, bo naturalne jest we lesie. Takie - dum, dum, dum. Papieros się żarzył, a popiół spadał w dół. Niby w normalnym świecie. Kwiaty rosły w doniczkach. Chyba dawno nikt do nich nie zaglądał, bo suche jakieś. Tyle co pokropił deszcz.

- Szur, szur, szur - Dawało się słyszeć.

- Edźkaaaa! - Zabrzęczało w oknie.

Ciekawym co to za Edźka, to se tam wyostrzyłęm zmysł wzroku. Z koncentracją, coby jakieś myśli i głupoty nie wlatały do eto mojej głowy. Takie po prostu suche obserwacje. Edźka okazała się normalną kobietą, co niesie kubki.

- Edźka, zanieś te kubki na jadalnie! - Rozległo się.

Edźka prawdopodobnie wiedziała, że je niesie na jadalnię, ale ktoś, jakiś mundrol, czy raczej mundrolowa, musiała się popisać i dać wytyczne.

Dopalał się papieros. Jeszcze nie parzył. Nogi już umyte fajnie firkały. Lubię jak firkają nogi - Znaczy, żem zadowolony. A czasem tak mi jakoś smutno i markotnie, że nawet nie wiem - Zadowolony czy nie. Niby jaka mucha przykrywa smutek to coś, co jak firkają nogi, inaczej nie da się dowiedzieć. Przegonić muchę łatwo. Gorzej smutek. Więc może porónanie nietrafione.

Powoli poczłapałem. Łabądź mój dołączył do stada i zbełtał się. I zgasł. To znaczy łabędzie nie gasną. Chodziło mi o mój pet. Takie znowusz porównanie. Tak se nawet pomyślałem, że jak wydę z tego merkla, to zostanę pisarzem, czy coś. Tyle że, jak się nie idzie do wojska, po co przecież przyszedłem, to można robić tyle rzeczy, że...

Ten kitlowy jakoś do mnie łypnął. Odłypnąłem.

Tak se stał, jak nie przymierzając ja. Coś tam mruknął. Ale nie odmruknąłem, i staję znowu w progu tego domu. Z szurającym schodem. Hałasy i dyndolenie. Kiedy się wreszcie zacznie terapia?

Dotarło do mnie, że ona już się zaczęła. I że należy się spodziewać tylko tego dyndolenia. Bo co mi kto tutaj może powiedzieć, albo dodać do tego, co już żem przeżył? Jak on nigdy nie był na cementowni? Nie mniej, okazałem odwagę i zjadłem to, co mi podali na jadłodajni. Ryż na mleku.

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media