Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2022-03-20 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 679 |
Wróciłem do kuchni i przerobiłem cykl. Graty trafiły do zmywarki i wyszły lśniące. Szklanki, filiżanki, spodki, dzbanki, garnki i co tam jeszcze. Poukładałem, osuszyłem, powycierałem. Kucharz, ten co walczył z kałamarnicą i od tego był nienaturalnie fioletowy, smarzył rybę i śpiewał karaibską pieśń - o pięknej damie co skryła się pod liściem palmy, nie wszystko było dla mnie jasne, że on dla niej zaparzył kawę, a ona się skryła. W każdym razie przejawiał duży entuzjazm. A ten drugi - kucharz z Afryki, wtórował mu. Fioletowo - Czarni, tak mogli by się nazywać, gdyby stworzyli zespół. Otwarłem lufcik i wypuściłem parę.
Po smarzeniu ryby trzeba było umyć patelnię. I znowu buchnęło parą, zasyczało. W tym samym czasie steward przyniósł sztućce. Sztućce się myje trochę inaczej, ale po paru minutach i te były umyte. Lubiłem myć sztućce. Wymagało to sporej zręczności. I dużego tempa, bo gorące. Ale ten, kto nie przepracował na cementowni, nie wie że taka praca może sprawić przyjemność.
W kamieniołomie panował zawsze taki hałas, że człowiek nie słyszał własnych myśli. Zgrzytało, huczało, wybuchał dynamit. Niektórzy moi koledzy po powrocie do domu, byli tam oblepieni kurzem, bo nie zmyjesz choćbyś skórę darł, że nie poznawali własnych żon. Stąd wiele konfliktów, ponieważ one zmory jeszcze by chciały by przytulił, albo coś tam porobił w ogródku. A po szychcie człowiek ma tylko tyle siły, żeby wypić piwo i się zwalić na tapczan. I tyle z tego dobrego że przy cementowni rośnie bujnie sałata. Ale to już mówiłem.
Z drugiej strony, ci co poszli w edukacje i musieli wtłoczyć do melepecji organizm zasad, przygotowanych przez jeszcze większych prymitywów, co trzymali łapę na owej edukacje, mieli jeszcze bardziej przejebane. Ale to moja prywatna teoria. Od podstawowej wiedziałem jedno, tyle co dziki mustang - Nie dać się osiodłać. To fraza z jakiejś książki, co ją wyrywnie przeczytałem. Niewiele jest książek co przeczytałem od A do Z. Chyba tylko `Latarnika`. A gdy skończyłem zawodową, i nie poszedłęm do technikum - Chociażem mógł, bo mnie wybitni namawiali, wiedziałem już coś, co się jednemu z drugim wyświetla dopiero na koniec owej edukacji, na koniec życia - Ludzie to, za przeproszeniem, muły. Tak że uciekać się chce w świat, z marzeniem że gdzieś jest podstawa do życia. I nie bojem się tego powiedzieć - W poszukiwaniu inteligencji.
To mnie bardzo zbliża ideowo do Ufoków - Uświadomiłem sobie.One też przemierzają kosmos w poszukiwaniu inteligencji. Samemu nie przejawiając jej. Bo komu by się chciało jebać tyle kilometrów w poszukiwaniu czegoś, co się ma. Cóż, przyznać im trzeba że rozwinęli się technologicznie i spodki ich filują nienagannie. Lecz czy to jest jakaś inteligencja? - Żeby filować takich jełopów jak my? Kidyś tam, nie powiem, lubiłem obserwować mrówki. W pobliżu cementowni są tylko czerwone. Siły to nie ma wiele, jak na nasz wymiar to obliczyć, ale, proszę państwa... Nie będę się tutaj rozwodził. Każdy przecież sam mógł zaobserwować mrówki.
Chciało mi się papierosa. A że szychta przebiega planowo, to se wyszedłem i znowusz mnie owiał wiatr. Bryza, jak powiadają na morzu. Trochu w pejzażu mi brakowało wróbli. Ale mewa? - Też nie śpiewa i też jest ptak. Śpiewanie to ja mam na kuchni.
Przysiadłem w okolicy basenu i zacząłem se obserwować ludzików. Łaziło to, marudziło. I piło jakieś zakwasy. Z literatek opatrzonych fikuśnymi parasolami. Opalają się.