Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2022-03-25 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 689 |
- Chcesz pan, to pana oprowadzę po wyspie - Zaofiarował się Wokulski.
- Myślałem że to Afryka, stały ląd.
- Ależ skąd. Do Afryki jeszcze długa daleka droga. W każdym razie, wpław raczej to niemożliwe, żeby tam dopłynąć.
- Nie myślałem wpław... Z resztą, wszystko mi jedno. Nie ciągnie mnie do Afryki. Za dużo dzikich zwierząt i ta pogoda... Można kotleta upiec.
Węgiełek przybył na wezwanie swojego pryncypała i podał mu surdut. Podarty, wyblakły, bez guzików, które zastępowały przyszyte byle jak włóknami traw kawałki koralowców. A kapelusz miał ze trzciny. Żeby jeden z drugim nie pomyślał że to odwiedziny u ambasadora Azerbejdżanu.
- Przez pewien czas było mu nawet dobrze. Z oną damą, którą poznał w Warszawie. Ale, coś tam się u nich poknociło. Węgiełek to zmyślna bestia. Połapał się, że to co wziął za miłość... Wokulski zadumał się. Przez chwilę się nie odzywał. Pod palmami rósł sporych rozmiarów kwiat.
- No więc co, panie krajanie, będziesz pan tutaj robił? Mogę ci dać jakieś zajęcie. Ale chyba nie przy hodowli małp. Małpy pana nie lubią - Uśmiechnął się.
- Ja? Nic.
- Jak to nic? Musisz pan coś robić. Chociażby z nudów.
- Ja się nigdy nie nudzę.
- Mógłbym cię uczynić kierownikiem. W mojej fabryce, gdzie produkujemy hamaki. Najlepsze hamaki na rynku światowym. Stworzone z samych naturalnych surowców. Mamu tu grupę autochtonów, którym też się nic nie chce robić. Lecz ich żony podjęły się tego zadania.
- Nie chce mi się. Panie Wokulski. Ja bym się jednak z tąd wystrzelił. Z całym szacunkiem. Bo wiem, coś pan zrobił dla kraju - Ukłoniłem się.
Wyjął papierośnicę. - Proszę się poczęstować - Otwarł klapkę z masy perłowej.
Zapalilimy.
Zjedzmy przynajmniej porządny obiad. Niech się pan posili przed podróżą - Pokazał mi drogę do swojego domu.