Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2022-03-27 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 638 |
Tylko ten kościół znalazłem, wokół żywego ducha. Chyba że drzewa mają swoje duchy, co naukowo jest nie do stwierdzenia, bowiem nauka nie zajmuje się tym, co jest, ale nie da się zmierzyć, choć powszechnie o tym wiadomo. Zastkukałem w odrzwia. Odpowiedziała mi cisza. Stare, rozklekotane bramy, z odpadającą klepką. Drzewniane. Takie miałem uczucie, jakby ktoś tam stał. Ale stałem tylko ja. Więc nie miałem się czego bać. Jednak uczucie było przenikliwe, człek nie wie o co chodzi, a zachodząc w głowę - nogami se porusza. To się chyba fachowo nazywa - przestępować z nogi na nogę. A las, jak już wspomniałem, był gęsty. Czubków drzew nie dostrzeżesz, ale była dzwonnica, i ją byłem w mozliwości dostrzec. Dzwona nie było, jedno wisiał samotny sznur, co dyndał trochę. Co z dzwonem? - Pewnikiem go ukradli. I pomyślałem wtedy o aucie.
Tymczasem brama ustąpiła, bo ją pchnąłem. - Wchodzę - Pomyślałem. I jak pomyślałem, tak zrobiłem.
A w środku spotkałem takie małe kury. Były bardzo dziwne. Biegały. Kury w ogóle nie są mi dziwne, ale te biegały na odwrotno. Żebyśmy się dobrze zrozumieli - Wszystko tu było na odwrotno. I dziedziniec, i wieża, i krużganek. Jakby takie odbicie w wodzie. Ale przecież nie byłem mokry i nie pływałem.
- Kurwa. W takim kościele ja jeszcze nie byłem - Pomyślałem. I zacząłem se schodzić na wieżę. Bo to, co było na dole, było konkretne, realne. Tak, że jak wszedłem na schody, to zacząłem schodzić - Właśnie w dół. Wiem, że to jest popierdolone, ale właśnie tak było.