Author | |
Genre | poetry |
Form | poem / poetic tale |
Date added | 2022-05-22 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 791 |
przez te wądoły tajemnicze
porośnięte kursywą jak trawą
uroczyska zmęczone przez olsze pokręcone
staruchy w dziwacznym sabacie
dla pokracznego ślubu
bowiem grząsko tak że żadnej z nich trwać
nieodmiennie w okruchach ciemności
zanim latarka wyczerpie moc
zawracania cienia w cząstkę słońca
potem strach
gnam
na skrzydłach ważek nieważki
przez pląsy wyryte w oczkach stawów
z figlarną rzęsą odmruguję
spod kapelusza rondem powieką
i zmęczeniem dokoła głowy
by zabłąkane duszyczki łowić
bagienne ogniki wodzące
pijawki na moje odkupienie
czas
odmierza się kropelkami upuszczanymi
w mech i opadłe liście pościele zbrukane
przez zeszłoroczny śnieg
w cieniu nocnym antracytowe niczym
do cna wysmużone iskry
srebrzyste w lśnieniu Luny
rubinowe kiedy dopadnie kolejny wschód
paląc w oczy zmrużone na widok zgliszcz
pozostawianych za sobą
utulony w dymnych ramionach osobistej
apokalipsy
którą u zarania dnia pierwszego rozpętałem
wynurzając się na padół dla kolejnego dnia
i następnych
z oceanu owodni
teraz
drwiąco zamiatam kapeluszem do ziemi
w niezgrabnym pokłonie
dla zaprzeszłych dam
pokracznych olch
broczę wciąż zostawiam tropy
choć coraz mniej we mnie wypełnienia
niebawem
ulecę wyschniętą skorupką w obiecujące
obłoki
czy z poczwarki wykluje się cudny
jednodniowy motyl
czy zdążająca do ognia ćma
z trupią głową
nie dbam o to nie zajmuje mnie
wątpliwa przyszłość po prostu
trwam