Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2022-06-08 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 542 |
W tym samym czasie siedziałem w przydroznym barze, bo znowu udało mi się nieco zjechać, tylko że nie w przenośni. Po prostu jakoś tak się działo, że błądziłem. A błądzeniem swym chciałem, być może podświadomie, dać sobie czas na podjęcie włąściwej decyzji.
Oglądałem telewizję.
- A więc Lilianna Malina Grzmiel - Obserwowałem jak na ekranie daje popis elokwencji i dziennikarskiego kunsztu.
Ktoś mógłby powiedzieć, że to już się staje nudne. To ciągłe przebywanie, tudzież podążanie, ciągłe jak na magnes przyciąganie w stronę baru. Ale taka już moja uroda. Czym skorupka za młodu nasiąknie... Ja po prostu w barze czyję się bezpiecznie. Bar jest jak oaza, ze swoimi światłami, światełkami, szkiełkami i refleksami światełek majstujących pośród niezliczonych kileliszków, zanurzających się i określających swoim migotaniem formę. Bar jest jak ostoja, z dobrodusznym barmanem. Doświadczonym kimś, kto zna się na życiu i zawsze tam możesz zaczerpnąć porady. W każdym razie nie kosztuje cię to więcej niż wizyta u psychoanalityka, a może być bardziej kojąca. Zależy co zamówisz.
W telewizji pokazywano ten garnek, w którym się rozbił kosmita. Muszę przyznać, że nie każdy rozpoznałby w nim pojazd kosmiczny. Ja miałem tą przewagę, że wiedziałem. A inni? Każdy mógł do tego dopasować własną teorię.
- Sezon ogórkowy - Mruknął barman, brodacz z kieliszkiem po którym przesuwał szmatką, doprowadzając go do lśnienia.
- Nie wierzy pan w UFO? - Łyknąłem Blue Curacao, co wyglądało jak denaturat.
Spojrzał na mnie spode łba.
- Nie.
Odwrócił się i zawiesił kieliszek w próżni nad barem.
- Coś jeszcze podać?
Czułem się jakby mnie kto wsadził w wielki wór. Wielki worek zawiązany na kokardkę, której nie mogłem sięgnąć. Działałem już od dłuższego czasu po omacku. I przydały by się nożyczki.
- Podaj pan jeszcze Blue Curacao. Przypomina mi lata młodości. Wczesne łąki i klif zawieszony w pobliżu kopalni. A także szyny, po których nie przejeżdżały pociągi.
- Pan jesteś stąd? - Zagaił.
- Znaczy, z Sosnowca? - Wolałem się upewnić, czy pyta o miasto czy planetę.
Podał jeszcze jedno Blue, zamieszane w koktajl, ze słomką, z cytryną, parasolką, a wszystko to pływało w długim jak świetlówka naczyniu.
- Panie. W tym mieście się dzieją cuda. To miasto cudów - Przysunął się łypiąc jeziorem błekitnych oczu.
I znowu nie potrafiłęm ocenić czy ten odcień jest rzeczywisty, czy też tak tutaj działa światło.
Wiadomo - bar.