Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2022-06-20 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 613 |
Myślałem że mnie to pociągnie do góry. Popłynąłem se żabką, a w powietrzu się pływa tak jakby się pływało w wodzie. Zniosło mnie w bok.
Widziałem `Ślimak`. To jest taka arteria samochodowo - budowlana, którą wykonano w zamierzchłych latach, lecz dobrze się trzyma. A potem popłynąłem nad pałacem zimowym, i zawisnąłem se nad basenem, gdzie bujała się woda, ale ludzików nie było, bo to noc. Ale zaraz, tam gdzie jest wieża pojawiły się ludziki. I nagle zniżyłem lot.
- Ino 1929, halo. Słyszysz nas?
- No słychać - Odpowiedziałem, bo to przecież usłyszałem. Kombinezon mnie okrywał w całości, a tam gdzie głowa musiały być zamontowane słuchawki.
- Nadajemy do ciebie z bazy.
- Ale kto? - Zapytałem zafrasowany.
- No, my. Myśmy ciebie tutaj przysłali.
Musiało mi tej informacji wystarczyć, bo co się miałem zapytać. Ejże, to wy, Ufoki?
- Badaj ten okręg nad którym się poruszasz.
- Że tu, nad basenem?
- Acha.
- Kurde, ale cały czas mnie znosi - Powiedziałem, bo już znalazłem się za płotem, gdzie była dzielnica mieszkaniowa.
- Wprowadzamy korekt.
I znowu znalazłem się nad basenem. Nad cichą wieżą, z której nikt nie skakał.
Ludziki były poubierane jak na wizytę u Prezydenta. Garniaki, Błękitne suknie, a w środku sztywniaki, co się daje poznać po sposobie w jaki trzymają kieliszki do szampana.
- Musimy porwać prezydenta - Usłyszałem.
- On już przesadza, nie da się porwać prezydenta.
- Jak to, my nie damy rady?
- O cholerka, wdepnęłam w gumę do żucia.
- W całej Polsce żądzi nasza partia. Tylko tutej gnieździ się ta sodomia i gomoria.
- A co na to ksiądz?
- Ja tam nie mam nic do prezydenta. Ale, oczywiście, mogło by być lepiej.
- Czekajże se tutej - Pobiegł na plebanię. I zaraz wrócił, zziajany.
- Macie. To wam pomoże go zdyscyplinować.
- Ale co to jest? Bo wygląda jak kartofel.
- Dodajemy tego do naszej `Paczki z nieba`. Ale tylko po jednej sztuce - Przestrzegł. - O tutej się to odkręca. A jak pukniesz, to amen.
- Ale co to jest? Granat?
- Granat, ale wygląda jak kartofel - wyciągnął język jak pies.
Popróbowali. Dama w błękicie najbardziej była zainteresowana. Ale jakżem se zrobił do wody PLUUUUM, jak w powietrzu coś tam przerwało i zatrzęsło nad nami helikopterem, ale nie mogła mnie tym kartoflem ubić. Po prostu bucik jej uwięzł w owej gumie do życia i nie umiała się wygramolić.