Author | |
Genre | nonfiction |
Form | article / essay |
Date added | 2022-07-06 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 592 |
PIĘKNE CHWILE
Wokół mnie są ludzie, którzy widzą świat w konwencji gonzo. Drożyzna, znów nieprzyjazny społeczeństwu rząd, wojna, wkoło pełno zagłaskiwanych Ukraińców, głupi kierowcy i panoszący się na chodnikach piraci na hulajnogach. Gdzie nie spojrzeć wrogi świat. I trudno odmówić takim osobom racji. Ale to nie jedyne, czego doświadczamy.
Te mroki rzeczywistości to nie wszystko. Nie dla mnie. Każdy dzień dostarcza przecież tylu miłych chwil. Sól i gorycz to nie jedyne przyprawy. Bywa i słodycz, i orzeźwiająca kwaskowatość.
Do pracy jadę na 5. 00, autobus mam o 4. 00. Przychodzę na przystanek chwilę wcześniej i rozkoszuję się tą chwilą oczekiwania. Albo wstaje świt ( latem), albo jeszcze jest grubo przed. Czasem ktoś przejdzie. Jest pusto i cicho, miasto jeszcze śpi. Miasto jeszcze jest przed, a ja już w trakcie. Palę pierwszego papierosa.
W pracy tempo żwawsze lub wolniejsze, a potem, przed wyjściem do domu, dwa rozkoszne momenty. Najpierw zdjęcie roboczych butów, a potem prysznic – woda spłukuje codzienny pot, codzienny trud.
A jeżeli tak się zdarzy, że uciekną mi już ostatnie autobusy, to wracam pieszo. 9,5 kilometra co znaczy jakieś półtorej godziny. Odwrotność porannej wyprawy – miasto już śpi, nawet psy w przydomowych ogródkach. Nie ma nikogo. Czasem przejedzie jakieś zapodziane auto. Można iść i pić swobodnie piwo. Nie ma policji, nie ma przechodniów. Jakbym był poza czasem.
Są piękne widoki. Niebiletowane. Trafiające się niespodzianie – trzeba tylko je dostrzec. W tym codziennym krajobrazie, oglądanym co dnia, mogą to być poranne mgły wstające znad łąk. To może być porośnięte lasem wzgórze parujące po deszczu. To widok ze wzniesienia w dal w mroźnym powietrzu. Wschód i zachód słońca. Chmury sunące po niebie. Księżyc i gwiazdy na bezchmurnym niebie.
To mogą być darmowe – jeśli tylko chcesz tego doświadczać – doznania codzienne. Owoce jedzone prosto z gałęzi, rozgrzane słońcem. Chodzenie boso po trawie. Chodzenie boso po śniegu. I te chwile, gdy śnieg skrzypi, chrupie pod butami. Piwo pite z przypadkowo spotkanym znajomym w jakimś zakamarku miasta. Niespieszny spacer, bez napinki, że gdzieś, na konkretną godzinę trzeba dotrzeć.
A gdy udaje się uwolnić od pracy, to bezcenne są te wschody i zachody słońca widziane z przedsionka namiotu: nic nie trzeba już teraz, natychmiast, za chwilę.
Zaś najpiękniejszym zwieńczeniem takiego dobrze przeżytego dnia jest dla mnie ta chwila, gdy po wypaleniu ostatniego papierosa kładę się w chłodnej pościeli, wiedząc, że niebawem rozgrzeje się ona od ciepła mego ciała.
Można widzieć świat w konwencji gonzo. Ja wolę wyłapywać te miłe, piękne chwile.