zwykle przypominam sobie wszystko pod wieczór

i zaczynam tęsknić; mrużę wtedy oczy i staram się czarować -

- mamrocząc zaklęcia jak dziecko – chcę odtwarzać

czasem udaję mi się zobaczyć, jak to było:

siedzieliśmy na balkonie i albo była siódma rano

albo wieczór; słońce albo wspinało się albo rozpływało

i rzucało po niebie plamami jakby pluło miąższem nektarynki

zabawy i rozrywki albo mieliśmy przed sobą albo za

albo oddychaliśmy świeżym, wiejskim powietrzem

gotowi na wojaże albo dyszeliśmy ze zmęczenia

wypełzaliśmy spod wilgotnej kołdry, wchłaniając zapach mleka

bochenków chleba, sera i polędwicy; brzuchy burczały nam na myśl o śniadaniu

albo wpełzaliśmy, a wcześniej schodziliśmy na kolację:

w powietrzu tańczyły smużki z dymiącej się herbaty

i przecinał je skowyt rudego psa; merdał ogonem, machał jęzorem i układał się w budzie

albo pachniało jabłkami i ciszą

albo ciszą i igliwiem; albo grzało albo zawiewało

albo lasy na wzgórzu przepuszczały żółtawe pasemka albo niknęły w inkauście

albo wspominam teraz tamte piękne wakacje

aby się na chwilę lepiej poczuć

albo rzeczywiście kurewsko za tym wszystkim tęsknie