Author | |
Genre | poetry |
Form | blank verse |
Date added | 2022-07-28 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 556 |
ubrali ją w węzły, by nie przypominała siebie.
w supełki, arterie lin, aby zatraciła pamięć.
co raz ktoś ją krępuje, dorzuca siateczkę pagórków
albo wstrzykuje cieniutki strumień.
ogromna jest i pozornie nie do przebycia,
policzyć jej słoje, zważyć okrywające płótna, czy
podzielić ją — na miasta, listopady, święta państwowe
— nie sposób. różni zgrywają śmiałków,
bez przerwy się starają. z wiadomym skutkiem.
kiedyś, wzburzona wewnętrznymi wirami,
zmieniła się w wichurę, wyrwała słabo
przycementowaną wiatę przystankową. blaszak
pofrunął przez granicę. satrapa
władający sąsiednią parcelą
przywłaszczył budyneczek, dobudował wieżyczki.
do dziś w nim mieszka,
twierdzi, że to pałac prezydencki.
spowita dziesiątkami legend, obajkowiona po uszy,
kładzie się między nami, rozciąga, rozkosznie
wymyka regułom i definicjom, całą sobą drwi
z powierzchownych diagnoz.
mówisz: Rzeczywistość, Fantazja, Chmura Kurzu
Wzbijana Przez Jadący Po Polu Kombajn.
zgoda. to też Polska-Której-Jeszcze-Nie-Ma, Kabała,
awaria codziennego użytku, taka do kupienia
w sklepie albo do wypisania z katalogu AVONu,
nagła, feminatywna, brak jednej fazy,
zwarcia, zatraćka, wybrakowańka,
utrata ważnych danych,
rana tłuczona, za którą trzeba podziękować
swojemu oprawcy, wzgardzona gwiazdka z nieba,
niepotrzebna ciecz w butelce nie do odkręcenia.
może powinienem zachować to tylko dla siebie
(w końcu — czym tu się chwalić),
ale czasami, gdy za długo jestem sam,
zakładam ją. nie całą, rzecz jasna.
przyklejam do grdyki ledwie okruszynę
— i zaraz czuję się pustszy, niepełniejszy,
rozpościera się we mnie równina
pełna nocnego nieba. patrzę na nie,
leżące na rudej trawie — i czuję, że tak bardzo
mogę w nie wejść, dookreślić je, choć na chwilę
(wiem, zabrzmiało wręcz onanistycznie,
ale takie właśnie mam wrażenie, to bardzo
autoerotyczne, choć równie Odległe i Niedostępne).
rozwiązuję ustami jeden z węzłów — i ona
pozwala mi na więcej: przeistoczeni w olbrzymów
rzucamy się miastami, to znowu tworzymy
całe światy wyłącznie po to, by patrzeć,
jak gasną w nich, niepodlane,
drzewa rodzące żarówki zamiast owoców.
wiem, że uzależnia, przywiązuje do siebie.
dlatego staram się rzadko z nią bywać.
choć tak wiele, wręcz wszystko dookoła
mi mówi, wręcz krzyczy, drze japę:
`przedawkuj, co ci szkodzi?`