Author | |
Genre | nonfiction |
Form | article / essay |
Date added | 2022-07-29 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 658 |
Portal Pudelek przekazał smutną i łamiącą serce wiadomość. Nagle i w młodym wieku zmarł cieszący się ogromną popularnością Jacek Ochman. Zasłynął głównie tym, że był ojcem dziecka Sylwii Bomby.
Nie zanadto wiem, kto to Pani Bomba i przyznać muszę, że niewiele mnie ona ciekawi. Interesuje mnie za to podawanie tego rodzaju info. Gdyby ta wieść rozpowszechniana była w pismach zajmujących się plotkami, to z trudem, lecz może bym zrozumiał. Jednak gdy podobny news figuruje na internetowej stronie z nowinami typu co tam panie w polityce, siłą rzeczy zaczynam czytać, bo a nuż jest to sensacja na światową miarę i kolejny polityk wywinął orła na hulajnodze, lub inny straszny dziadunio rozmlaskał się w temacie ruina.
Jednakowoż nic z tych rzeczy. Chodzi o faceta, którego jedynym osiągnięciem upoważniającym go do przebywania na tej stronie, było zapłodnienie owej pani. W tym kontekście mówienie o jego ogromnej popularności wydaje mi się wyolbrzymieniem czysto marketingowym i ekonomiczną przesadą. Lecz jak nazwać proceder kreowania przeciętnego gościa na gwiazdę? Pomieszaniem z poplątaniem?
Umieszczenie wieści w tym miejscu, wydaje mi się niestosowne; wolałbym nie przypuszczać, że redaktorowi decydującemu o podawaniu newsów, zabrakło subtelności; pisanie o kimś, kto zmarł, że znano go tylko z tego powodu, że był ojcem dziecka pani Sylwii, zakrawa na ponury i niesmaczny żart.
*
Powszechny takt przestał obowiązywać i zamiast niego na obyczajową tapetę wgramolił się jaśnie oczadziały luz. To on sprawia, że na czołówkach gazet kokoszą się badziewne rozważania o Kaśce od krów. Pół biedy, gdy ograniczają się do postaci mających niewielki wpływ na krajowe lub światowe zawirowania. Gorzej wszelako, gdy na głównej stronie pojawia się problem dotyczący Putina. Wtedy do akcji wkraczają eksperci od sobowtórów i długich stołów. I rozpoczyna się dyskusyjne tokowanie, dywagowanie i abstrahowanie, i krasomówcza piana leje się strumieniami; ku uciesze gawiedzi. A kiedy dyskusyjna pląsawica zaczyna przygasać, do boju tradycyjnie wchodzi ożywcza zagadka jego niedomagań. Mnożą się więc chore przypuszczenia i hipotezy latają na coraz prawdopodobniejszych miotłach. A że parkinson, a że rak, a że wirus. Fachowcy od grymasów, spece od mimiki ciała, wieszczą mu rychły skon. Snują wnikliwe androny o nodze, ręce, długim czekaniu na grę w dyplomatycznego salonowca z Turkiem lub telefoniczną ciuciubabkę z Francuzem, ani słowa nie mówiąc o Węgierskim kacyku, podczas gdy wiadomą jest rzeczą, iż milczenie, to złoto, a niewyparzona japa, to śmierć.
*
Wniosek? Dokąd będziemy ulegać skłonnościom do wysuwania plotek na pierwsze miejsce przed istotnymi faktami, dokąd nie zwalczymy w sobie przywary nazywanej bezmyślnością, naiwnością, czy łatwowiernością, będziemy zgadzać się na obecność w czołówkach pism (a nie piśmideł) figur pokroju pani Bomby.
Nie warto mówić o miernotach. Gdyby wszyscy ignorowali i nie nagłaśniali ewidentnych bzdur, nie byłoby zagadnienia. Ale starczy, jak jeden nośnik wyłamie się i pocznie o niej ględzić, a już nieważny ktoś czuje się doceniany i otoczony uznaniem. A już sprawy istotne idą w kąt. I, jak bumerang, powraca temat aborcji dopuszczalnej tylko dla starych kawalerów. I nie rozprawia się o drożyźnie, zagrzybionych stopach procentowych, eksporcie węgla po to, by go sprowadzać po cenach przekraczających granice absurdu.
Tekst mi się podobał.
Ale przecież Hitler z dupy się nie wziął? Nie poszedł z giwerą na Reichstag, żeby go zająć? Raz popróbował tego w Munich i o mało nie zginął.
Ani Putin się z dupy nie wziął, ani Kadafii, ani Husajn, ani Mao Tse Thung, ani Chavez, ani żaden inny zbawiciel narodowy. Małpy idą w dym za takimi, bo im się nie podobają nierówności społeczne i wszelkie zróżnicowanie. Zawsze myślą, że to ten, jedyny, zbawca. Zawsze. Normalny człowiek ma do wyboru tylko ruchać małpy w dupę albo wyciągać je potem z tego bagna za którym same optowały.
Mnie to nie wkurwia, bo wiem, że to nie jego wina. Ja tylko szydzę.