Author | |
Genre | biography & memoirs |
Form | prose |
Date added | 2022-09-05 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 635 |
Czwartek
Jestem po pierwszej rozmowie z panią psycholog. Taktowana i wyrozumiała. Pewnie sporo już słyszała i widziała, chociaż młoda jeszcze… Opowiedziałam o moich problemach, opisałam przeżycia i to, co już udało mi się przepracować z moją terapeutką. Taka sobie prezentacja mojej psyche. Teraz czekam na rady…
Pobyt w psychiatryku okazuje się dobrym czasem dla regeneracji. Odpoczywam, zwalniam się ze wszystkiego. Obserwuję świat jakbym go widziała po raz pierwszy. Porównuję ludzi do siebie. Myślę, jak im pomóc i siebie podreperować.
Natura i otoczenie tylko sprzyja regeneracji. Niedaleko położony zamek niemieckiego rodu Tielt odnowiony przez wszechobecnych Ukraińców, ozdobiony piaskowcem z mnóstwem ozdobników w postaci głów, kolumn i krużganków przykuwa uwagę na wiele godzin. Można go oglądać w poziomie i w pionie. Strzelające w górę wieże przywodzą na myśl Hogwarth znany wszystkim wielbicielom Harrego Pottera. I coś w tym jest, bo kiedy unoszę głowę wyobraźnia natychmiast podpowiada mi latające miotły i pojedynki w szkole magii. Tak, trochę to magiczne miejsce, zwłaszcza że w ogrodach szumią fontanny, wieczorami podświetlane i z muzyką w tle.
Ściągają tutaj tłumy wczasowiczów i pacjenci psychiatryka. Rozpoznajemy się i nawzajem pozdrawiamy. Łączy nas rozległy park, gdzie kluczymy po ścieżkach i przesiadujemy na ławkach. Ciekawe, że nie można się tu zgubić. Zawsze wychodzimy niedaleko szpitala.
W rezerwacie przeważają wysokie drzewa. Niektóre naprawdę leciwe. Nadgryzione zębem czasu, burzami i wichurami. Ale ich szczątki nie znikają. Rozkładają się wśród traw, igliwia i liści. Wchłania ich ziemia powoli i pieczołowicie, jakby nawóz z nich miał wielką moc. Wiatrołomy leżą wzdłuż ścieżek, przypominając o przemijaniu wszystkiego…
W niższych partiach roślin przysiadły rododendrony. Już przekwitły. Można tylko sobie wyobrazić, jak wyglądały miesiąc temu, w maju czy w czerwcu. Całości dopełniają mosty, kładki i cieki wodne, raczej stojące niż płynące, na których dzień i noc żerują kaczki i łabędzie. To one zjadają zeschłe kromki chleba wynoszone z psychiatryka na prędzej.
Piątek
Nie tęsknię za domem. Bo dom to obowiązki, trzymanie się planu i ciągle jakieś zadania. Jeśli je pomijam, zaraz czuję wyrzuty sumienia, że czegoś nie zrobiłam. A to, co lubię rzucam w kąt i czeka do następnego razu, kiedy przypomnę sobie…
Chcę odpocząć od siebie takiej, jaka jestem w domu. Zostawiali w nim wszystkie swoje role. Dzwonię rzadko, nie dopytuję, co się tam dzieje i jak sobie radzą. Kiedy wrócę na pewno znów wejdę w te same buty. Ale dzisiaj już wiem, że powinnam wycofać ze swojego zachowania nadzór, kontrolę i nieustające poczucie obowiązku.
Za to mam więcej czasu poświęcać sobie. Znaleźć sobie azyl, bo to jedyny ratunek dla skołatanych nerwów…
Sobota
Moje demony nie straszą, nie powodują lęków, które odbierałaby chęć życia. Ale włączają złe samopoczucie, niechęć do działania i potrzebę izolacji. Każą mi się wycofywać nawet z tego, co już zdobyłam, np. nie pozwalają mi skończyć pisania wiersza albo przeczytania książki. To obezwładniające „nie mogę”, „nie dam rady”, „nie wierzę, że się uda” ściąga mnie na dno.
Dzisiaj mam takie popołudnie… Nie uśmiecham się i nie udaję niczego. Jestem jak pusta bańka napęczniała smutkiem. I chcę być sama. Chcę się sama do siebie przytulić i pobyć ze sobą. Po raz pierwszy. Bo rozczulanie się nad sobą rozumiałam jako słabość. I raczej innym się należała moja uwaga. Tak było od zawsze. Już w dzieciństwie sądziłam, że nie zasługuję na miłość. Próbowałam to jakoś obejść, więc próbowałam sobie na nią zasłużyć, zapracować lub dać innym tyle z siebie, żeby zauważyli moją oddanie. Poczuli się zaopiekowania i ważni, a to mnie opieka i uwaga były potrzebne. Teraz już to wiem! Czy pokocham siebie, dzięki temu?
Przed południem widziałam po raz pierwszy Sanktuarium św. Anny. Najpierw trzeba było się wspiąć po niemal setce schodów na wzgórze, potem obejść świątynie i pomodlić się. O ile to pierwsze poszło mi dość sprawie, drugie i trzecie znacznie gorzej. Kościół barokowy więc sporo detali godnych obejrzenia a na ołtarzu niewielka figurka św. Anny Samotrzeciej. Ten przydomek nosi z powodu młodej Marii i jeszcze młodszego Jezusa, którzy połączeni więzami krwi, tworzą trzyosobową postać. Babkę, matkę i syna obleka czerwona sukienka haftowana złotem w korony i kwiaty z napisem: „s. ANNA ORA PRO NOBIS”.
Nie umiałam się modlić. Skupianie na siłę myśli uciekały we wszystkie strony. Winiłam się za brak skupienia i niechęć do modlitwy. Kupiłam więc książeczkę z psalmami…
Niedziela
Czas zwolnił. Płynie leniwie, szczególnie w weekend. Niedziela przed telewizorem. Na dworze zimno jak na lipiec i siąpi deszczyk. Lubię taką pogodę. Odpoczywam. I nie mam wyrzutów, że śpię w środku dnia. Nic nie muszę. Nic mnie nie pogania. Nie potrzebuję żadnego rytmu do życia. Byle płynęło…
Byłam na mszy. Przez dłuższy czas czułam, że nie ustoję. Towarzyszyło mi podenerwowanie i brak skupienia na modlitwie. Chciałam wyjść, ale nie wyszłam. To jedno ze zwycięstw nad sobą.
Kontynuuję trening kreatywności. Robię to, co mi się w nim podoba. I piszę…
ratings: very good / excellent