Go to commentsDupny papier, cz.1/4
Text 78 of 114 from volume: Pozostało w pamięci
Author
Genrebiography & memoirs
Formprose
Date added2022-11-14
Linguistic correctness
Text quality
Views538

W czasach średniego i późnego Jaruzelskiego nieodłącznym środkiem mojej lokomocji stał się turystyczny rower „Pasat”. Nie narzekałem na niego – woził mnie darmowo, bez konieczności płacenia za benzynę i coroczne ubezpieczenie. Na przejazdy do pracy czy na krótkie wypady w zupełności wystarczał; przewoził też na większe odległości, wytrzymując bez problemu obciążenie ciężkimi sakwami i dodatkowymi torbami. Czynnik utrzymywania mojego ciała w sprawności też nie był bez znaczenia. Do tego był pojazdem ekologicznym w czasach, kiedy o tym mało się jeszcze mówiło.

W letni dzień wracałem na nim z miasta do domu. Upał aż zatykał w płucach, nagrzany asfalt na ulicy Obrońców Stalingradu(1) dodatkowo buchał gorącem z dołu; mimo że byłem tylko w szortach i sportowej koszulce bez rękawów, pot kapał mi z czoła i strumyczkiem spływał wzdłuż kręgosłupa po plecach. Nagle kilkadziesiąt metrów przede mną, na chodniku przed sklepem szybko zaczęli gromadzić się przechodnie. „Ani chybi coś rzucili”!

Szybko podjechałem i zagadnąłem ostatniego z już stojących w kolejce:

– Co jest?

– Dupny papier! – odchrząknął podekscytowany.

– Stoję za panem! Tylko rower przywiążę.

Szybko zabezpieczyłem welocyped przy pobliskim słupie i wcisnąłem się przed kobietę, która w międzyczasie stanęła za moim rozmówcą.

– Przepraszam, to moje miejsce. Miałem zaklepane. – Uśmiechnąłem się do niej.

– Pan tu nie stał! – odkrzyknęła oburzona.

– Stałem, tylko rower musiałem przywiązać. Ten pan potwierdzi. – Wskazałem na niego ręką. Odwrócił się i przytaknął:

– Tak, ten pan już tu był przed panią.

– Ale ja nie widziałam!

– Bo pani dopiero przyszła. – Jeszcze raz się przymilnie uśmiechnąłem. – Ale jest nas dopiero kilkunastu, starczy dla wszystkich. Taka piękna pogoda, słonko świeci, ptaszki śpiewają. Po co psuć nastrój takiego pięknego dnia? Prawda? – To ostatnie powiedziałem już do poprzedzających mnie kolejkowiczów. Zaśmiali się i to zakończyło rozpoczętą sprzeczkę. Kobieta jeszcze się obruszyła, gwałtownie wstrząsnęła ramionami; wyraźnie chciała coś powiedzieć, ale śmiejący się ludzie rozładowali atmosferę. Spojrzała w bok i uspokoiła się.

Przez tę minutę kolejka urosła do kilkudziesięciu osób. Mimo że przed chwilą stwierdziłem, iż „starczy dla wszystkich”, nie byłem tego pewny. Na szczęście przez witrynę sklepu dojrzałem duży stos „dupnego papieru” już ułożony przez ekspedientki. „Nie powinno zabraknąć, chociaż – zerknąłem za siebie na coraz większą liczbę chętnych do zakupu deficytowego, a tak niezbędnego w domu towaru – ci ostatni mogą już nie dostać”. To mnie już mniej interesowało. Dla mnie wystarczy i… mojej miłej rozmówczyni również.

Odstałem swoje w kolejce i bez problemu kupiłem rzadkie a niezbędne w domu bogactwo – toaletowy papier. Szary i dość szorstki, ale człek nie marudził, tylko się cieszył z takiej zdobyczy. Do tego sprzedali po całej dużej girlandzie na głowę – kilkanaście rolek! „To dopiero będzie radość” – dostałem prawie dwuletni przydział dla jednego Polaka, gdyż tak planiści wyliczyli jeszcze w końcu lat pięćdziesiątych: „w ciągu roku człowiek zużywa siedem rolek papieru toaletowego”. Nie przewidzieli, że ludzie mają różne potrzeby, czasem wielokrotnie przekraczające przydziałowe normy. Pewnie nawet nie sprawdzili empirycznie na sobie i swoich rodzinach. Bardziej prawdopodobne, że podzielili tylko roczną produkcję rolek w Polsce przez liczbę ludności, co w zupełności zadowoliło ich zwierzchników. „Siedem rolek pożądania” – jak powiadano w ironicznych żartach.

***

(1) obecnie ul. Chełmińska

---

cdn.


  Contents of volume
Comments (6)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Zdarzyło mi się we Wrocławiu przed sklepem obok
Dworca Głównego. Niespodziewanie pojawił się papier toaletowy. Kupiłem przysługujące mi pięć rolek, ale nie miałem odpowiedniego sznurka. Otrzymany od ekspedientki sznurek nie wytrzymał obciążenia. Potem musiałem sobie sam radzić z wym=nikłym problemem.
avatar
Początek znany mi z życia, ale co dalej?
avatar
No i dupy wytrzymały, i ludzie żyją. A dzisiaj? Zgrzewka na tydzień. Może dlatego, że tak nie drze dupy jak ten, co Hardy opisałeś i ludzie wycierają dla przyjemności?
avatar
Janko, to była chyba nitka, a nie sznurek? ;)

Moja koleżanka, kiedy miała kilka latek, na takim papierowym sznurku zrobiła sobie huśtawkę. Od razu skończyło się gwałtownym lądowaniem ;)
avatar
Marianie, niedługo będzie cd.
avatar
Legionie, tamten był twardy, czasem działał jak papier ścierny... ale był cenny przez problemy z kupnem. Dzisiejszy często tak cieniutki, że i czasem trzykrotne złożenie listków niektórym nie pomoże ;)
© 2010-2016 by Creative Media