Go to commentsPaniusia
Text 86 of 117 from volume: Pozostało w pamięci
Author
Genrebiography & memoirs
Formprose
Date added2023-03-13
Linguistic correctness
Text quality
Views503

(fragment nowo pisanej książki `Dojrzałe lata` z cyklu `Zza zasłony czasu`. Czas: jesień 1991 r.)



(...) Po powrocie z urlopu pod namiotem, późną jesienią pojechałem na rowerze do znajomej księgarni na Placu Niepodległości, gdzie odkładano mi nowe książki z gatunków mnie interesujących. Jak zwykle, usiadłem przy stoliku wertując te dzieła literackie, aby wybrać warte zakupu. Po chwili do środka weszła para w średnim wieku. Wystarczył mi rzut oka – paniusia, wyfiokowana i mocno umalowana, ubrana była w futro z kołnierzem ze srebrnego lisa, a mężczyzna w czarnej skórzanej kurtce, czarnych mokasynach i białych skarpetkach dopełniał wystroju. Właściwie prawdziwym dopełnieniem był gruby, złoty sygnet na jego palcu z widocznym na nim herbem. „Ot, nowobogaccy i pewnie przypinają się do jakiegoś znanego rodu z historii, jak wielu teraz – pomyślałem, leciutko się uśmiechając – ale przynajmniej nie z tych, których interesują tylko książeczki czekowe. Weszli do księgarni, a więc jednak czytają i zwykłe książki. Wyjątek wśród im podobnych”.


Zagłębiłem się w jedną z przeglądanych pozycji, ale ukradkiem zerkałem na parę klientów. „Co tacy czytają, ale… chyba tylko ona”? Kobieta zaczęła rozglądać się po półkach z książkami, natomiast jej partner wyraźnie nie był zainteresowany; stał na środku ze znudzoną miną, nawet ziewnął szeroko bez najmniejszej krępacji. „Mógłby chociaż zasłonić ziew dłonią – tym razem pomyślałem już złośliwie – w końcu jest w przybytku wysokiej kultury. Dobrze że chociaż ona jest zainteresowana czytelnictwem”.


Tak, wyraźnie była zainteresowana i, jak szybko się okazało, nawet nie pozycjami z gatunku masowych, popularnych melodramatów czy sensacji. Podeszła do półki z pięknie wykonanymi reprintami dawnych ksiąg; skórzane okładki ze złotymi literami przyciągały z daleka wzrok każdego bibliofila. Tyle że nie każdego było stać na zakup takich wydań.

Na widok tych ksiąg paniusia wyraźnie się rozpromieniła. Wyciągnęła z torebki wykonanej z imitacji krokodylej skóry miarę krawiecką, rozciągnęła ją w rękach i… zmierzyła od ścianki do ścianki jedną z półek!


– Kaziu! – krzyknęła głośno, nie zważając iż nie jest na targowisku. – Kaziu, zobacz, te nam będą pasowały do nowych mebli. Takie chciałam do salonu! Kryśka pęknie z zazdrości! Panie! – odwróciła się do księgarza – pan da mi metr dwadzieścia tego!


„A niech ją! – zatkało mnie. – Metr dwadzieścia tego! Rzucić perły przed wieprze. Doceniła jednak, doceniła wartość opakowań. Co kryją, to furda. Nie mogła pójść do papierniczego i kupić tapetę z okładkami książek?!” – ledwie się powstrzymałem przed głośnym skomentowaniem. Zmilczałem jednak; byłoby to rzucaniem książkami… znaczy grochem o ścianę.


Księgarz też się chyba zatchnął, gdyż mimowolnie wzniósł oczy do góry. Podszedł, zebrał naręcze reprintów i zaniósł do lady. Po zrobieniu jeszcze dwóch kursów zawinął je w szary papier, tworząc trzy duże paczki.


– Kaziu – energicznie zadysponowała paniusia – zanieś je do merca. Ile wyszło? – To pytanie skierowała już do księgarza.


Kiedy usłyszałem kwotę, aż wewnętrznie lekko się zagotowałem. „To ja muszę na to pracować a pracować… dobrze, że mogę jedną czy dwie książki kupić w miesiącu, i to nie reprinty, a zwykłe wydania, a taka, taka… postawi w salonie i wszystko. Będzie się jeszcze chwaliła przed podobną sobie. Nie mogła kolorowych cegieł postawić? Bardziej by pasowały do jej salonu. Zakochana w książkach, niech ją!”.


Paniusia wyciągnęła z torebki rulon banknotów przewiązanych gumką, odliczyła i wyszła, nawet bez słowa na pożegnanie. Chyba że za „do widzenia” uznać jej dumną minę i zarzucenie głową, aż wyfiokowana fryzura mało się nie roztrzepała. Prawie odebrałem telepatycznie, co chciała powiedzieć: „A co, stać mnie na to! Herbowa bendem!”.


– No ładnie – zagadnąłem księgarza – ot i dzisiejsi czytelnicy. Bibliofilka prawie.


Skrzywił usta i pokiwał głową:


– Dawniej jak ktoś wszedł i kupił jedną z takich ksiąg, to już dobrze. Ale szukał konkretnej pozycji, wybierał. A teraz i tacy się pojawiają – westchnął. – Ale to mój zarobek. Nie odmówię przecież. Może kiedyś chociaż zaglądnie.


– Wierzy pan w to? – skomentowałem z sarkazmem w głosie. – Prędzej zaglądnie w oczy śmierci niż do książki.


– Nie wierzę. Ale może któreś z jej dzieci, jeżeli ma.


– Może. Wezmę te dwie. Do czytania, dopiero później na półkę – uśmiechnąłem się. – Ile płacę?

(...)


  Contents of volume
Comments (9)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Samo życie.
Kojarzy mi się z tym stary kawał o milicjantach:
Wchodzi milicjant do ksiegarni i pyta:
- Są książki?
- Są - odpowiada sprzdawca.
- To proszę cztety.

Pozdrawiam.
avatar
Marianie, sam kiedyś widziałem w pewnym domu tapetę "z książkami"...
avatar
W społeczeństwie konsumpcyjnym

/za jakie się dzisiaj uważamy/

kupczenie czym się da,
handel wszystkim, jak leci: stołkami, ludźmi
i kupowanie wszystkiego hurtem na metry i na kopy tak nam weszło w krew, że nawet we własnej chacie mamy nic tylko składy i magazyny
avatar
Skoro d z i s i a j w cenie nie to,

co W GŁOWIE,

a to

co NA GŁOWIE,

to "ładna" pozłacana oprawa książek o niczym

/np. o tzw. widzeniach, o chiromamcji albo o imionach czy o innym okultyzmie/

jest po prostu na wagę, na kilogramy - i na łokcie.

W domu ze złota
Mieszka idiota,
Ktoś, kto ma kota,
Dzika hołota,
Cham i niecnota.
avatar
Patrz! Pałace!
W tych pałacach
Pajac skacze
Na uwięzi złota!
Pajac i miernota!
avatar
Chrystus urodził się w stajni, był tylko cieślą i chodził na bosaka,

ale kapiące od złota świątynie pod Jego wezwaniem i ołtarze skutecznie Jego Osobliwość przesłoniły.

Co i kogo w i d z i s z, gdy tak patrzysz

$ $

zamiast oczu
avatar
Emilio, tacy ludzie (a zwłaszcza nuworysze) byli i dawniej - w starożytności i następnych epokach. Są teraz i, niestety, będą. To jedna z nwiększyc przywar ludzkości -z braku innych zalet chęć błyśnięcia przed innymi chociażby tombakiem.
avatar
Twoja relacja przypomniał mi pewną sytuację. W latach siedemdziesiątych minionego stulecia podczas studiów w Warszawie odwiedziłem swoją byłą sympatię. Mieszkała na Starówce, co ją wyjątkowo nobilitowało. Jej mąż pracował w otoczeniu ówczesnego I sekretarza KCPZPR. W salonie stały regały na książki, a na półkach nie książki, lecz kolorowe papiery odpowiednio ukształtowane, imitujące książki. Wizyta trwała wyjątkowo krótko.
Co zaś tyczy sposobu zapisu, to od lat już wiesz, że nie preferuję cudzysłowów, jeżeli one w moim przekonaniu nie są konieczne. Tak też oceniam cudzysłowy w pierwszym i w drugim akapicie. Moim zdaniem jest zbędny przecinek przed "usiadłem" oraz brakuje przed "wertując" oraz przed "iż". Natomiast poziom literacki jest super!
avatar
Janko, kiedyś byłem w jednym mieszkaniu - w salonie mieli, na całą ścianę, bibliotekę z pięknymi książkami, po podejściu okazała się tapetą ;)

Co do cudzysłowów - taki mam wyrobiony swój warsztat pisarski - oznaczają moje przemyślenia; czasem stosuję też kursywę przy podsumowaniach-uzupełnieniach.

Dzięki za poprawę interpunkcji. Dobrze, że opowiadanko się spodobało :)
© 2010-2016 by Creative Media