Go to commentsGdzieś tam!
Text 87 of 117 from volume: Pozostało w pamięci
Author
Genrebiography & memoirs
Formprose
Date added2023-03-28
Linguistic correctness
Text quality
Views470

(fragment nowo pisanej, wspomnieniowej książki `Dojrzałe lata`. Czas: wiosna 1984 r.)


(...)

Zagospodarowaliśmy nowe mieszkanie. Jak na rodzinę, która liczyła trzy osoby, w tym jedną ledwie pięcioletnią osóbkę płci tożsamej z moją połowicą, to było duże lokum.

.

Osiedle też było duże, do tego zabudowane nie jak średniowieczne miasta lokowane na prawie magdeburskim (1), z drogami wytyczonymi wzdłuż linijki i przecinającymi się pod kątem prostym, tylko jakby surrealistyczny artysta je zaplanował – ulice kręciły się w lewo i w prawo, wewnątrz osiedla tylko z dojazdem do porozrzucanych budynków, które często nie stały w rzędzie … ładnie to wyglądało z lotu ptaka, ale nowy mieszkaniec musiał trochę czasu poświęcić, aby zapoznać się z „małą ojczyzną”.

.

Na szczęście przedszkole było bardzo blisko, a piaskownica i podwórko przed naszym wieżowcem były doskonale widoczne z okien mieszkania. Córeczka grzecznie się tam bawiła.

.

Przez pierwsze dwa miesiące. Któregoś wiosennego dnia usłyszałem z kuchni wołanie małżonki:

.

– Zdzisiek, nie widzę Magdzi na podwórku! Przed chwilą skakała w gumę z koleżankami, a teraz jej nie ma. Idź ją znajdź.

.

Otworzyłem okno i rozglądnąłem się. Faktycznie, nigdzie córeczki nie dojrzałem, a nasze otwarte podwórko nie miało zakamarków, gdzie małe dziecko mogło się ukryć przed wzrokiem rodzica.

.

Po zejściu na dół zapytałem jedną z koleżanek córki:

.

– Gdzie jest Magdzia? Przed chwilą z wami skakała.

.

– A powiedziała, że idzie do koleżanki. Tam poszła. – Córka sąsiadki wyciągnęła rączkę, wskazując przed siebie.

.

– Do jakiej koleżanki? – Starałem się jeszcze mówić spokojnie. – Gdzie ona mieszka?

.

– Z przedszkola. Nie wiem. Gdzieś tam. – Ponownie wskazała na drugą stronę ulicy.

.

„Gdzieś tam”! – Te dwa słowa spowodowały we mnie nagły wyrzut adrenaliny.

.

– Gabrysiu! – krzyknąłem do małżonki, wychylającej się z okna – Idę poszukać! Poszła do jakiejś koleżanki z przedszkola!

.

Pobiegłem „gdzieś tam”. Ale gdzie to jest „tam”?! Nasz wieżowiec stał na skraju osiedla; dziewczynka wskazała mi kierunek, gdzie stało mnóstwo budynków, ciągnących się aż do ulicy blisko Wisły, okrążającej jego drugi kraniec.

.

„Gdzie ją szukać”?! Pobiegałem w lewo, w prawo, przed siebie. Gdzie tylko widoczna była grupa dzieci przed domami, tam sprawdzałem. Bez skutku. Napotkane kobiety także kręciły przecząco głowami na moje zapytania: „Nie, nie widziałam”.

.

Ile to trwało? Godzina? Chyba dwie. Musiałem przystanąć. Minęło już dobrych kilka lat, kiedy tyle się nabiegałem, ale wtedy to trener od siatkówki nas ganiał w ramach przygotowań do sezonu. Teraz nie miałem już takiej kondycji i przygotowania do długich biegów; odsapnąłem i starłem pot ściekający mi po twarzy. Nawet nie chciałem sobie wyobrażać, co przeżywa Gabrysia w domu. Zdecydowałem się wrócić, gdyż zbliżał się już zmierzch. „Muszę pójść na milicję – przemknęła mi myśl – gdzieś musi tu być ich posterunek”.

.

– Tato! – Zza węgła budynku wyszła moja zguba. Dreptała spokojnie, jakby przechodziła tamtędy wielokrotnie i znała drogę na pamięć.

.

– Magdzia! – Moje skrajne zdenerwowanie nagle ustąpiło pod wpływem zaskoczenia, ale i ogromnej ulgi. – Gdzieś ty była?! Mama chyba już wszystkie włosy sobie wyrwała! Gdzieś ty była?! – powtórzyłem, nie mogąc powstrzymać się przed krzykiem.

.

– Byłam u Asi, mojej koleżanki z przedszkola. Ale tylko na chwilkę poszłam, tatusiu.

.

– Jakiej znów Asi?! Dlaczego poszłaś sama, bez pytania?! – W głowie miałem kotłowaninę myśli. – Miałaś się bawić na podwórku! Wiesz, jak długo ciebie szukam, zaraz ciemno i… – Wziąłem głęboki oddech, aby choć trochę się uspokoić. – Idziemy szybko do domu. Mam nadzieję, że mama jeszcze żyje…

.

– A co się mamusi stało?! – Aż stanęła z przestrachu i otworzyła szeroko buzię.

.

Ot, jak trzeba uważać na słowa! Małe dzieci czasem odbierają dosłownie, nie znają jeszcze przenośni…

.

– Nie, nie, nic. Mama się tylko bardzo denerwuje.

.

Gabrysia stała przed klatką schodową. Na nasz widok podbiegła i przykucnęła przed naszą latoroślą. Skłamałbym, gdybym powiedział, że wyglądała na okaz spokoju.

.

– Magdziu, córeczko, jesteś! Gdzieś ty była, dlaczego sama poszłaś na osiedle! Przecież tu nic nie znasz… – Połowica wypowiadała słowa z prędkością wypuszczanej serii z karabinu maszynowego. – Jak tak mogłaś?! – Gładziła ją po główce, drugą dłonią trzymając się za serce. – Wiesz, co my z tatusiem przeżywaliśmy?!

.

– Ale mamusiu, już mówiłam tatusiowi, że tylko na chwilkę… Byłam u Asi, z którą chodziłam do tamtego przedszkola. Jej mamusia i tatuś przeprowadzili się na Strzemięcin przed nami i Asię znowu spotkałam w nowym przedszkolu i…

.

– Na chwilkę? – Małżonka chwyciła się za głowę. – Na chwilkę?! Jak tak mogłaś, sama, bez pytania… Gdzie mieszka ta Asia?!

.

– Tam. – Córeczka wskazała za siebie. – Ale ja wiedziałam gdzie, bo my z panią z przedszkola byłyśmy wczoraj na spacerze i Asia mi pokazała, gdzie mieszka, i mówiła, żebym przyszła się z nią pobawić, i… i byłam tylko chwilkęę. – To ostatnie nie wypowiedziała już tak pewnie, zawahała się, przygryzła usta a oczy jej się rozszerzyły.

.

Rozmowa moich kobietek trwała niedługo, niekrótko a w sam raz. Nie wtrącałem się już, czekając aż małżonka się wygada; to zawsze przynosi w takich sytuacjach choć trochę uspokojenia. Przyniosło.

.

– Magdziu, nigdy więcej tego nie rób! Nie wolno samej gdzieś chodzić. Możesz się bawić tylko tu, na podwórku.

.

– Tak mamusiu, przepraszam. Już więcej nie będę.

.

– Chodźmy do domu, najwyższy czas na kolację.

***

Małżonka jeszcze długo nie mogła zasnąć.

.

– Jak ją szukałeś, nie wiedziałam, co z sobą robić, najgorsze myśli przychodziły mi do głowy.

.

– Gabrysiu, od razu najgorsze. Najważniejsze, że znalazła się, chociaż już szedłem na milicję, jak akurat zobaczyłem Magdzię.

.

– A pamiętasz tego onanistę? Za stadionem, jeszcze na starym mieszkaniu?

.

Od razu przypomniałem sobie zdarzenie sprzed kilku lat. Gabrysia chodziła do pracy na przełaj przez pusty teren, z tyłu Stadionu Centralnego. Był tam tylko kort tenisowy, naokoło rosły duże krzaki. Zimą było jeszcze ciemno i dwa razy wyskoczył z nich jakiś mężczyzna. Jak opowiadała, nic nie mówił i nie napadał, ale rozchylał płaszcz pod którym nic nie miał. Strachu się jednak najadła.

.

– Pamiętam – mruknąłem, już półdrzemiąc – ale przecież dorwałem go i przemówiłem kilka słów do rozumu. Więcej się nie pokazał.

.

– A jakby tu był jakiś pedofil?! I Magdzię…

.

To mnie momentalnie rozbudziło; aż usiadłem na brzegu wersalki. Dwa głębokie oddechy pozwoliły mi się uspokoić i odegnać pojawiające w myśli obrazy. Położyłem się z powrotem, przytulając małżonkę:

.

– Przestań. Obiecała, że już nigdzie sama nie pójdzie. No śpij już, rano trzeba do pracy.

.

– A pamiętasz, jak sam miałeś cztery czy pięć latek i zgubiłeś się swojej mamie w Bydgoszczy? I sam wracałeś kilka kilometrów do domu?

.

No nie! Nie da zasnąć, musi się wygadać!

.

– To nie ja się zgubiłem mamie, tylko mama mnie. W tym tłumie w domu towarowym mi się mama z ręki wyrwała i zgubiła, to co miałem robić? Wróciłem do domu. Zresztą tam nie było jak zbłądzić, bo była prosta ulica i wróciłem wzdłuż torów, bo tam tramwajem pojechaliśmy. No, śpij już.

.

– Tak, ty się później bawiłeś spokojnie na podwórku, a twoja mama do wieczora biegała po milicjach i szpitalach. Jak ty dzisiaj za Magdzią.

.

„A niech to… czy wszystkie kobiety nie wiedzą, kiedy skończyć?! – przemknęło mi przez głowę; jednocześnie jednak się uśmiechnąłem. – A niech się wygada, bo inaczej w ogóle nie da zasnąć”.

– …i później mama jeszcze na mnie nakrzyczała za to, że sam się znalazłem. Tak jak ty dzisiaj na Magdzię. – Nie mogłem się powstrzymać od drobnej złośliwości.

.

W pierwszej chwili prychnęła, ale momentalnie cichutko się zaśmiała.

.

– No dobrze już, przecież musiałam też się uspokoić. Daj rękę. – Położyła głowę na moim ramieniu, kręcąc się jeszcze przez chwilę i wygodnie układając. – O, teraz śpijmy.

.

„Znowu rano będę ją miał zdrętwiałą…” – To była moja ostatnia myśl przed zaśnięciem.

.

Na drugi dzień po obiedzie poszedłem z córką, aby pokazała mi, gdzie mieszka jej koleżanka Asia. To był aż przeciwległy kraniec osiedla, ponad kilometr drogi kręcącej się między budynkami. Raz przeszła i zapamiętała jak dojść i potem wrócić! Ot, nieodrodna córeczka tatusia…

(...)

*****

(1) prawo magdeburskie (niemieckie) – w średniowieczu prawo miejskie, wzorowane na Magdeburgu; w tym lokacja i budowa nowych miast. W mieście planowano kwadratowy lub prostokątny rynek, z którego narożników wybiegały pod kątem prostym po dwie proste ulice, tworząc osiem przestrzeni pod zabudowę. Wiele starówek w miastach polskich zachowało do dzisiaj taki układ, m. in. w Grudziądzu.


  Contents of volume
Comments (4)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
A byłaby odrodna, to by nie umiała wrócić. Lepiej więc, że nieodrodna.
avatar
Masz rację, Marianie. Wolę nieodrodną.
avatar
Wspomnienia powodujące dreszcze. Chyba każdy rodzic tego doświadczył. Świetna relacja.
Proponuję sprawdzić, czy są potrzebne przecinki przed: wychylającej się, ciągnących się, okrążającej. Moim zdaniem nie. Na pewno brakuje przecinków przed: a w sam raz, jak pójść, aż małżonka.
avatar
Dzięki, Janko, za przeczytanie i uwagi dot. interpunkcji.
© 2010-2016 by Creative Media