Go to commentsMur
Text 76 of 91 from volume: PAMIĘTNIK SKLEROTYKA
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2023-04-06
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views411

- Doświadczyłem w życiu niejednego, z różnych pieców jadłem zakalec, jestem więc stary wyga, lecz mimo to znajduję się tutaj, w ścisłym kółku paranoików. Pełnię tu funkcję wykwalifikowanego idioty. Oczywiście, naukowo wygląda to inaczej. Wmawiają we mnie różne rzeczy, jak dysfazję i dystonię. Nie obeszło się też bez wertykalnego oczopląsu, a jak rano wyskoczy mi nowy objaw, to dopiero się zaczyna istny balet z nazewnictwem i spekulowaniem, co mi jest. Teraz mogę wam powiedzieć, że ostatnio czuję się lepiej, bo jak rano jest obchód, to docent nie może się mnie nachwalić, a jakkolwiek mam niewiele lat przed sobą, to czegoś mi brak i wiem, że nic już nie zwojuję, co najwyżej poszwendam się po cudzych życiorysach i padnę na zawał sumienia.

Odwrócił się, wyczerpany daremną przemową. Stali, bardziej zdumieni, aniżeli wówczas, gdy przyszli. Jego umysł, napompowany oburzeniem, bulgoczący nadmiarem rozpaczy, wypełniony bełkotem, który wyciekał spoza zębów, kojarzył się z niezrozumiałym jazgotem wieloryba obranego ze skóry.



- Żałosna karykatura dawnego Jota - powiedział trzeci i wyszli na papierosa, podczas gdy Jot zamyślił się, otrząsnął, powrócił do rzeczywistości. Przy oknie, wychodzącym na skrawek rzeczki, obserwował, jak wszystko mija, a tak naprawdę, to zamyślił się nad przemijaniem pamięci; ludzie, którzy poszli do palarni, byli mu całkowicie obojętni. Zmuszać się wobec nich do gramatycznej ekwilibrystyki byłoby nonsensem.



Wrócili godni, odprężeni, Jot zaś pomyślał, że przyszli, by ostatecznie przekonać się co do jego rozkojarzenia.

- Jesteśmy – oschle oznajmił pierwszy. Z rozpiętej marynarki wyglądał mu pękaty brzuch. - Jak tam samopoczucie - protekcjonalnie zagaił drugi, abstynent intelektualny. Speszył Jota, który powiedział: - OK. (Jot wyobrażał sobie, że mógłby, jak we śnie, wykładać i że nie jest, gdzie jest, na korytarzu, lecz w sali, przy tablicy, a ci ludzie, to że są jego uczniowie i że zaraz odezwie się dzwonek na przerwę, który będzie wyzwoleniem. Z czego - nie wiedział).

- Przyszliście zobaczyć, jak się rozkładam - stwierdził, jakby nie ulegało to wątpliwości. Zgodnie z waszymi oczekiwaniami jestem na skraju przepaści. Przez wrodzoną uprzejmość będę znosił wasze odwiedziny, jak też dobrodziejstwo inwentarza w postaci piekła tutejszych zabiegów .

Zapanowało pobłażliwe milczenie, a Jot, słysząc ciszę - czy był to dzwonek objawiający pauzę? - postanowił wytrwać w narzuconym sobie tonie, jak zardzewiały żołnierz na granicy wojen.



Tak więc nie żałuję, że tu jestem. Z różnych powodów. Choćby dlatego, że zdobyłem doświadczenia, które potwierdziły i wzbogaciły mnie i czego się tu nauczyłem, z pewnością nie zapomnę. Nie zapomnę między innymi pierwszego wrażenia. Oto stoję przed wami w znanej postaci, te same ręce i nogi, a tylko zewnętrznie jestem, jak dawniej. Moje wnętrze zostało spacyfikowane i nikt nie zapytał mnie, czy chciałbym być czemukolwiek poddawany. Jedynym wtedy pragnieniem był spokój, absolutne, bezszmerowe istnienie. Jestem tu za chorego, za niższej kategorii człowieka. Nikogo nie interesuje, że zgromadziłem książki, że piszę, bo co może czytać i co pisać może psychiczny? Najwyżej bzdury, które zdolne są zainteresować klozetową babcię, ponieważ sądzi się, że taki jak ja, nie potrafi wyciągnąć piernika spod wiatraka. Ale jeśli uda mu się przeleźć przez ludzką nieufność, zostanie poklepany po łopatce jako nieszkodliwy przygłup i niedzielny fantasta.

Rozpalał się i gmatwał, jednocześnie miał wrażenie, iż mówi do ściany. Było mu przykro, jak wówczas, gdy przygnębiło go spostrzeżenie, że jego świat trzyma się w kupie tylko przy pomocy ustawicznych zmian ciśnienia. Bo jakże inaczej zrozumieć, że podczas niżu zamiera w człowieku chęć do walki. Roześmiał się na myśl, że znajomi i niż są identyczni w działaniu (pomyślał, że na sytuację, w której się znajduje, z pewnością natknie się w jednej ze swoich książek i że stamtąd dowie się, jakim jest durniem). Byli mu teraz nienagannie obcy. Otaczał ich mur, byli właśnie tym murem: nieprzystępni, ufortyfikowani. Jednocześnie skoro cały świat jest szpitalem, zasługiwali na litość, gdyż wszystko jest zarazem: więzienną pajdą tortury i miastem, niezależnie od faktu, że ktoś, jak ci tutaj, udają istnienie.



Spoceni, nieprzystępni, otoczyli się obojętnością, która pokrywała naskórkową troskę. Patrząc na nich, zamiast trzech twarzy, Jot widział jedną, za to idealnie wypucowaną z wątpliwości, zamiast sześciu nóg - dwie, olbrzymie narośle, a generalna twarz była konsekwentnie pusta.


  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media