Go to commentsJak się czułem w swej człowieczej małości
Text 255 of 255 from volume: Czarcie kopyto
Author
Genrenonfiction
Formarticle / essay
Date added2023-04-19
Linguistic correctness
Text quality
Views402

Jak się czułem w swej człowieczej małości


Aby przystąpić do Pierwszej Komunii, dzieci muszą zrobić rachunek sumienia i wyspowiadać się przed księdzem. Jakaś dziewczynka w trakcie spowiedzi usłyszała pytanie od spowiednika: `Jak się czujesz w swej człowieczej małości?`. Nie potrafiła na nie odpowiedzieć. Opowiem, co ja, czułem w swej człowieczej małości. 


Kiedy kapłan podszedł do mojej ławki natychmiast wstałem, a on podniósł mój otwarty zeszyt, zerknął nań i coś niezrozumiałego powiedział. Następnie trzasnął mnie w mordę z prawej strony. Otwartą dłonią z pękiem kluczy przewleczonych przez kółeczko zawieszone na kciuku. Zaskoczenie było totalne. Wstyd mnie zamroczył, ale oparłem się o ławkę z tyłu i ustałem. Fart, bo inaczej bym się obalił i zrobił z siebie pośmiewisko. Trwałem bez ruchu, czerwony ze wstydu i upokorzenia. Wiedziałem, że to była ręka boska, ale nie wiedziałem z jakiego powodu na mnie spadła. Cóż... nie zbadane są wyroki boskie. Oczekiwałem, że teraz ksiądz zgodnie ze zwyczajem wyznaczy mi karę: klęczenie pod ścianą albo zamknie w ciemnej kozie po katechezie, ale nic takiego nie nastąpiło. Rzucił mój kajet, który cały czas trzymał prawą dłonią na ławkę i jakby nigdy nic odszedł do katedry. Niczego nie mówiąc. Usiadł na swoim krześle i zaczął nas odpytywać na wyrywki z katechizmu. Ja również usiadłem, choć nie padła taka komenda, ale pomyślałem, że skoro o mnie zapomniał to mogę usiąść. Dopiero wtedy poczułem jak puchnie mi morda i kłuje prawe oko. W głowie kłębiły mi się pytania na które nie potrafiłem znaleźć satysfakcjonujących odpowiedzi. Może to chodziło o muchę? Może siedziała mi na policzku i nie czułem, a ksiądz chciał ją zgonić ręką? A, może po prostu sobie machnął ręką i mnie trafił przypadkiem? W końcu nie trzasnął  z całej siły. Z mordy byłaby miazga. W dodatku te klucze... Kapłan był postawnym mężczyzną, jego dłoń była wielka jak deska na której mama kroiła szczypior i pietruszkę, a ja miałem ze trzydzieści pięć kilo. Pewnie bym poleciał na Księżyc, gdyby ksiądz się przyłożył. Jednak, czy zawsze musi być przyczyna? Uważałem, że tak i to trawiło moje sumienie.


Kiedy skończyła się katecheza miałem już konkretną pizdę pod okiem i ledwie na nie widziałem. Ale do domu trafiłem bez problemu. Dobry ksiądz, że z drugiej strony nie poprawił, bo bym musiał iść po omacku. Albo Bóg dobry, bo to Jego ręka przecież. Boska ręka z kluczami. Właśnie tak, bo kapłan to jest istota nadrzędna. Doskonale to rozumiałem, bo przecież byłem dyżurnym recytatorem peanów na cześć biskupów, prałatów, kanoników i proboszcza. Wielokrotnie dostępowałem zaszczytu całowonia drogocennych pierścieni. Tak, właśnie tak. Dlatego ten księżowski policzek był dla mnie niezwykle piekący. I pojawiła się we mnie pewna wątpliwość w słuszność wyroków boskich. Ależ oczywiście nie śmiałem! Jakże ja spojrzę w oczy kapłanowi. Jego racja! Jedyne, co przychodziło mi do głowy to pełzanie. Jako istota podrzędna winienem pełzać przed kapłanem, ponieważ jego głowa dumnie uniesiona ku niebu, ku Bogu. A, ja, gad zwyczajny, który dopiero, co Pana Boga poznaje. Poprzez wkuwanie dialektu czcigodnych.


Naściemniałem w domu, że się zderzyłem z kolegą głowami. Wstyd był ogromny, może trochę strach, no i żeby na księdza naskarżyć? Nie sposób stanąć w prawdzie, kiedy wszyscy dookoła na kolanach albo się wiją... Nie sposób. Bo, co potem?


Ale Bóg, Judaszy posłał... i oni mnie wydali w swoich domach. A, wtedy stanął ksiądz w kościele pod ołtarzem, a dookoła niego rodzice uczniów z klas komunijnych i na Królową Polski Maryję z Góry Jasnej przysięgał, że on, dzieci nie bije. Niepokalany pod ołtarzem wytrwał zniósłszy uprzednie kalumnie i oszczerstwa, które się na niego wylały. Judasze przyznały się rodzicom, że kapłan, ich również: szarpał, kopał, ciągał za włosy, uszy, a i po mordzie dał, bywało. I trwał On-Kapłan w swej przysiędze umacniając nikczemność Judaszy, a ja poczułem się silniejszy, bo go nie wydałem. Zachowałem urazę, bo z żywionej rodzi się gniew, który pozwala zrywać pęta.


Wkrótce się dowiedziałem za co mnie, ksiądz trzasnął w pysk. Podsłuchałem jak koledzy z klasy o tym gadali przy okazji śmiejąc się ze mnie, chociaż to już nie była żadna tajemnica. I przyjąłem do wiadomości, żeby więcej o tym nie myśleć: za jajco.


Z nikczemności, lenistwa i niesmaku na wszelkie sposoby migałem się z ministrantowania - co według wielu było moim powołaniem i jakby czymś zupełnie naturalnym w kontekście moich recytacji w kościele. Doprowadzałem rodzinę i nie tylko do nie lada konsternacji  z tego powodu. Nawet święte obrazki, którymi ksiądz szczodrze obdarowywał mnie podczas kolędy nie przekonywały mnie do podjęcia chwalebnej decyzji. Tradycyjnie spuszczałem głowę i uparcie milczałem. Nie byłem gotowy. Prawda jest jak jad. Spala. Siedziałem w ławce z jednym z ministrantów, na historii i plastyce, więc dobrze wiedziałem jakie jest to ministrowanie. Mszalne wino, podbieranie z tacy, psie odchody do kadzidła. Przerażało mnie jak rozmyślałem o tym, że musiałbym brać udział w takich rzeczach. Musiałbym. Inaczej zostałbym Żydem i ciotą. Na ławkach by było wycięte scyzorykiem: Legion to ciota. Żyd. Każdy by mógł przeczytać i by mnie dojechali. Ministranci to nie byli byle kto. Niektórzy rządzili. Nie miałem żadnych szans z nimi zadzierać, więc lepiej nie wchodzić w żadne tematy. Wytrwałem. Ja, szatan, wytrwałem. Jak wąż prześlizgnąłem się wśród owiec i Panu Bogu wymknąłem.



Wielkość kapłanów widzę, przebrzmiałą i minioną, lecz już nie pełzam jak wąż, bo jest mnie Legion i wciąż rosnę. Z każdym uczniem wypisanym z katechezy. Z każdym, którego dawne rany przypomnieli i rozgrzebali. Z tymi wszystkimi, którzy jeszcze słyszą i widzą.


  Contents of volume
Comments (4)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Idą zmiany, to fakt, ale czy będzie przełom?
avatar
To takie proste: skoro jesteś pomazańcem samego Boga,

/który jest wcieleniem czystego d o b r a/

NIE MOŻESZ zachowywać się jak świniopas.

Jak to rozumieć?

Też prosto:

w G. proboszcz przegrał w karty fortunę, w W. wikary miał 16-letnią nałożnicę, w S. dochował się w udanym konkubinacie trojga udanych dzieci, w O. pijanego proboszcza zbierali po przydrożnych rowach, na Dominikanie

/to taka w-pa na Karaibach po drugiej stronie Matki Ziemi/

obywatel Watykanu, kardynał J. Wesołowski zabawiał się swoimi ministrantami i dziecięcą pornografią,

i może szan. Państwo tę pałeczkę poniesiecie dalej sami.

W TEJ owczarni ludzi się nie wykorzystuje i nie krzywdzi się nikogo, ponieważ z definicji NIE MA tam miejsca dla /czarnosukiennych/ czarnych owiec!

Jeżeli ksiądz policzkuje dziecko, to nie tylko rozminął się z powołaniem, ale też pogwałcił konkretny /40/ artykuł polskiej Konstytucji.

Zapamiętaj
sobie, kociu,
przy kartach
czy piciu:

za bicie
jest gnicie
w kiciu!
avatar
Dzieci w swej człowieczej małości


(patrz tekst i tytuły)

są WIELKIE. Dużo więcej rozumieją i czują, niż się tobie, maluczkiej pijanej owcy, wydaje.

Tekst dla europejskiej felietonistyki wzorcowy
avatar
Bardzo ciekawe i pouczające wspomnienie. Sprawnie też napisane. Ale, niestety, z poprawnością językową nie jest najlepiej. "Nie zbadane" piszemy łącznie, a "Księżyc" w znaczeniu potocznym piszemy małą literą. Nie będę wymieniał błędów interpunkcyjnych, gdyż według mojej pobieżnej korekty brakuje 13 przecinków, a 6 jest zbędnych.
© 2010-2016 by Creative Media