Go to commentsKącicierń
Text 255 of 255 from volume: Mioklonie
Author
Genrepoetry
Formblank verse
Date added2023-07-12
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views314

czasami, ze zwykłej przyzwoitości, wypadałoby znać 

coś poza własnym składem, orientować się w głębiach 

azymutów, kątów wpisanych bez potrzeby w różne 

nieprzyjemne miejsca (czy możesz z czystym sumieniem 

stwierdzić, że wiesz, gdzie cię prowadzą bariery, 

na jakich płaszczyznach się rozciągasz/ jesteś rozwlekana?). 


pomyśl: przerywam egotango i okazuje się, że, choć 

średnio wypada o tym mówić, czuję do ciebie 

lilaróż, fuksję. warto? 


wyrywam się (wariat!) do odpowiedzi na 

nie kierowane do mnie pytanie. zamiast słów 

wyrzucam z siebie obraz palonych ubrań. 

i dziecięce wręcz zadowolenie, że je przetrwałem. 

przeżyłem. przeistniałem. mały sukces, co nie? 


choć pewnie opieprzyłby za to każdy psychopraw 

– czasami dzielę życie na PRZED –  i odzyskane dzięki 

strachowi PO. od zawsze miałem szafę pełną ciuchów. 


zostałyby, takie smutne, opuszczone, gdybym wtedy 

jednak kopnął pod sobą krzesło. kto wie, może 

wisiałyby po dziś dzień. 


...i już – kolejny porwany T-shirt – do pieca! 

(cicho, że ekologia, zatruwanie współosadzonych 

w więziennym bagnie o przezroczystej cieczy!). 

i przedpotopowa czapka! koszula, pamiętająca 

czasy licealne! i prawdziwe antyki 

– kupione jeszcze przez mamę. o, te najstarsze 

wydzieram i niszczę najchętniej. 


przywołują niechciane wspomnienia poza tym 

– wstyd, by chłop pod czterdziechę chodził w szmatach, 

które dostał od mamusi. 


włókna pełne złej energii. normcore z praczasów. 

niemodne swetry, ja – poza modami. poczciwość 

starych płotów, głupota używek, przesytów i głęboko 

ukryty lęk przed przepisywaniem się przez kalki 

w złych barwach (bu! przyjdzie Epigondzilla, 

pożre każdą z moich egozji, wypluje 

– i okażą się kompletnie nieoryginalne). 


patrzę w głąb stołu i poniżej podłogi. pod tatuaże 

(oj, ktoś tu się zaczyna wyludniać!). jest rzecz i miejsce, 

które trzeba lovenąć, tak dla równowagi. 

potem zburzyć ją, rozchwiać się smaląc duby 

o krajach, gdzie prawdziwe uczucie jest na wagę kości, 

o garach gotowanych głazów (podłożyłem pod kuchnią, 

zamykam drzwiczki. niknie bluza z bzdetnym napisem, 

cała upaćkana malinową farbą).

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media