Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2024-01-04 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 267 |
Na przystanku autobusowym, po drugiej stronie ulicy stało troje ludzi. Olkowi wydawało się, że tego starszego gościa skądś zna, ale nie był pewien skąd. Ma przecież tylu znajomych. Weźmy choćby facebook, prawie 4000. No, ale facebook się nie liczy, tych prawdziwych zebrałby z pół tysiąca. Przesunął wzrok dalej, obok tego starszego gościa, prawie o niego się ocierając, stała babka w średnim wieku. Gadała namiętnie przez telefon okraszając rozmowę przeróżnymi gestami. Kilka kroków dalej jakiś nastolatek palił papierosa zerkając na rozgadaną kobietę jakby chciał się upewnić czy nie przeszkadza jej dym, ale ona była zbyt pochłonięta rozmową aby zwracać uwagę na taki drobiazg, jakim niewątpliwie było palenie fajek na przystanku MPK. Ten, na pierwszy rzut oka pospolity widok hipnotyzował Olka do tego stopnia, że za każdym razem, kiedy tylko zakłócał go jakiś przejeżdżający samochód Olek był delikatnie rzecz ujmując, zdegustowany. Jakim prawem ktoś zakłóca jego przypatrywanie się temu cudownemu zjawisku o nazwie życie? Dodajmy, cudze życie, bo swoim nie był za bardzo zainteresowany. Czyż to nie piękny widok? Życie na przystanku MPK, w metafizycznej jedni z tym przystankiem. Zintegrowane w jeden twór, w jeden organizm, niczym obraz tego belgijskiego surrealisty, którego nazwiska nie mógł dobrze wypowiedzieć. Olek uwielbiał przyglądać się nieznajomym ludziom, zastanawiał się przy tym, jakie mogli wieść życie. Próbował też dociec, czy to była z jego strony tylko literacka ciekawość, nieujarzmiona wyobraźnia artysty, czy raczej zwyczajna wścibskość, tak typowa dla mieszkańców prowincjonalnych miasteczek w których nic się nie dzieje poza tym, że ludzie w ogóle żyją. W ten sposób od niepamiętnych czasów umilał sobie czas oczekiwania na minibus, którym miał go dowieść do centrum przy supersamie. Umówił się tam z poznanym kilka dni wcześniej niejakim Marcelem, który też był pisarzem, i którego przez całe lata miał prawie pod nosem, a o którego istnieniu nic nie wiedział. Tak to już jest na prowincji, że niby wszyscy o wszystkich wiedzą, ale gdy przychodzi co do czego, to nikt nic nie wiem jak to bywa w czeskich filmach.
Myśląc o czeskich filmach zanotował czerwień podjeżdżającego na przystanek po drugiej stronie ulicy autobusu MPK, usłyszał syk pneumatycznie otwieranych drzwi. I po chwili było już po wszystkim. Autobus ruszył zostawiając za sobą pusty przystanek. To był straszny widok. Życie? Czym ono do cholery jest? Zadał sobie filozoficzne pytanie spoglądając na coś zupełnie, jego zdaniem, nieracjonalnego, wręcz tragicznego, na pusty przystanek na którym jeszcze przed chwilą stało troje ludzi, których zupełnie bez żadnej przyczyny pożarł autobus. To było smutne doznanie. Bolesne. Olek wierzchem dłoni wytarł ciepłą łzę. A po chwili było już po wszystkim.
Nadjechał minibus i pożarł Olka.
ratings: very good / excellent
Takie są małe, "zatęchłe` (jak się mawiało) miejscowości, gdzie życie toczyło się leniwym i nudnym rytmem (chociaż to dotyczy bardziej przeszłości, kiedy nie było interaktywnych mediów typu fb).
Kilka moich sugestii do tekstu:
*Przesunął wzrok dalej, obok tego starszego gościa (po "dalej" wstawiłbym myślnik, gdyż można odczytać, że wzrok przesunął obok starszego gościa),
*którym miał go dowieść ("który miał..." lub "którym miał dojechać"). Jest tu błąd orto:
- dowieść - czegoś dowodzić,
- dowieźć - gdzieś dojechać,
*to nikt nic nie wiem (wziąłbym w cudzysłów; jeśli bez cudzysłowu, to "...nie wie").
Rozbiłbym tekst na mniejsze fragmenty, rozdzielone akapitem - dla lepszej czytelności. Tak duży, jednolity fragmeny tekstu nuży przy czytaniu.
Pozdrawiam :)
ratings: very good / very good