Author | |
Genre | nonfiction |
Form | article / essay |
Date added | 2024-03-31 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 215 |
PAN BEZ SMARTFONA
Nie wiem dlaczego uznano, że ludzie powinni być piśmienni i analfabetyzm jest dla państwa powodem do wstydu. Moje prywatne podejrzenie: państwo domaga się od ciebie różnych rzeczy – na przykład podatków, albo stawienia się do służby wojskowej – i wysyła to żądanie w formie pisemnej, a potem oczekuje, że osoba, do której skierowano to żądanie jest w stanie je odczytać ( mniejsza o zrozumienie). Że to jest załatwienie sprawy. Kluczem może być także język – pamiętacie tą scenę z „C.K. Dezerterzy”, gdy do jednostki trafia rekrut, który nie rozumie poleceń w żadnym dostępnym dla oficerów języku – to może być Hucuł…. I to oczekiwanie, że nauczymy ich tylko trochę, tyle, by wystarczyło, by rozumieli polecenia. Nie, nie by stali się nam równi poziomem wykształcenia, ale by potrafili się podpisać i zrozumieli proste komunikaty pisane. I skoro trafili nam się tacy „rezydenci” – II Rzeczypospolita – to mają mówić po polsku, a wypadkową tej dążności były szkoły utrakwistyczne. Budżet był jaki był, możliwości także liche, ale Jędrzej Moraczewski się starał. I naprawdę zmniejszył analfabetyzm w Polsce. Niemcy potem też się starali, edukacja w czasach GG też służyła wychowaniu kumatych pracowitych, bo i oni oczekiwali, że komendy będą zrozumiałe. A potem przyszedł pryl z ambicją likwidacji analfebetyzmu. Pamiętacie czasy, gdy w większych miastach funkcjonowały WSP, czyli Wieczorowe Szkoły Podstawowe? I WKU wyjmowały poborowych z podstawówek?
W prylu troskę władzom zaprzątał również „wtórny analfabetyzm”. Ja takich kolegów spotkałem w pracy, oni potrafili się tylko podpisać – bo ta umiejętność potrzebna była, by pobrać pensję z kasy zakładowej. W połowie dekady lat 90’ XX wieku, gdy pojawiły się konta bankowe, bo firmy likwidowały etaty kasjerek, ale nie było jeszcze kart bankomatowych, by wypłacić swoje ciężko zarobione pieniądze trzeba było wypełnić czek. I tam wpisać te liczebniki literkami. Pomagałem kilku kolegom to robić. Regres nastąpił wraz z pojawieniem się tych kart bankomatowych, znów wystarczyło tylko znać cyferki. A potem, jebudu, pojawiły się smartfony z dostępem do internetu. I zrobiły coś, co nie udało się żadnemu rządowi, bezkosztowo załatwiły to co nie powiodło się kampaniom zwalczania analfabetyzmu. Bo dziś posiadacz smartfona, czy ma lat 14 czy 60, w każdej wolnej chwili penetruje sieć. Głównie dupereli szuka, głupie filmiki ogląda. Ale żeby je obejrzeć na tej długiej liście, która mu się wyświetla musi przeczytać ich tytuł. Musi znać literki i rozumieć ich sens. Nawet debil się tego nauczy, żeby znaleźć pornosy, allegro, serwisy aukcyjne, gdzieś tam się zalogować. Co za skok cywilizacyjny! I kiedy wielu ma smartfony w rączkach, a wielu z nich sięga głębiej i czyta jakieś teksty, bo je w sieci znaleźli – komentarze, opisy tego, co chcą kupić – TO CZYTA! Każdego dnia. A kto się tego nie nauczy, to nauczą go tego jego dzieci, gdy oddadzą mu używany telefon i pokażą mu jego funkcje. Smartfon jest w moim rozumieniu narzędziem, które niweluje/ niszczy analfabetyzm. Kulawo uczy, ale ta nauka jest szybka i skuteczna. Umiesz czytać. I uczysz się wciąż. Nie dają ci za to piątek i jedynek, a jednak się starasz.
Andrzej Gwiazda zgrabnie podsumował pryl tekstem: myśleli, że nauczą nas projektować statki, które będziemy sprzedawać za dolary, ale nie nauczą nas myśleć. Na tym opierał się pryl i wiele innych krajów. Ale kiedy ze zwykłych ludzi czynisz fachowców ( bo na ich pracy naprawdę możesz dużo zarobić ), to oni krytycznie patrzą też na pana. To oczywiście ma dwa bieguny, ale są i tacy, którzy wgryzą się w poziom pod, co wielu dziś wykorzystuje. Skoro już znajdujecie takie treści, to my wam podsuniemy takie, które was zmanimupulują. Przemielą wasze mózgi. Tak jak im to jest wygodnie. Nauczenie pisania i czytania jest wygodne dla wielu, i wiele ułatwia. Byle się nie zagłębiać.
Pijacka rozmowa, jest nas 3, ja z kolegą gadamy o przeczytanych książkach. Właściwie we dwóch. W pewnej chwili do rozmowy dołącza ten trzeci, to chyba z pretensją, prośbą o zmianę tematu rozmowy, ale tak przedstawioną: ja to chyba żadnej książki w życiu nie przeczytałem! Dziś jak sobie to wszystko zestawiłem to on wielokrotnie czytywał jakieś informacje w telefonie. Instrukcje obsługi czytywał. Jakiś taki - nie wiem – wstręt – do takiej technologii spędzania czasu: czytanie książek. Może nie ta forma – no, książka – można ją dziś spotkać w postaci takiej szeptuchy do ucha. Ale, tak, dla wielu sama myśl, by poświęcić czas na czytanie – a żeby przeczytać jakąś książkę potrzeba wielu godzin – wydaje się wstrętna. Dziwna. Jednak odnalezienie jakieś informacji przy pomocy smartfona już takie dziwne się nie wydaje.
Wszyscy spotykamy takie szacunki: przeciętny Polak czyta tyle i tyle książek rocznie. I porównania do innych. Ja sam czytam ok. 70 książek rocznie, ale to niewiele znaczy tak naprawdę. Bo nie ma żadnych ocen sumujących czytanie książek i informacji na smartfonach.
Wielu krytycznie ocenia naszą umiejętność czytania i pisania po przeczytaniu tego, co ludzie wypisują na różnych stronach społecznościowych. Że to debile piszą. Ale piszą. Były, owszem, takie oczekiwania, ze jak się już ludzi nauczy czytać i pisać, to oni będą inteligentniejsi. Nie, oni tylko umieją czytać. Bo to wygórowane oczekiwania były. A analfabeci wcale nie muszą być głupi.
I tu jako puentę zaprezentuję tą historię. Do czasu pandemii przywozili do nas do pracy więźniów z Pińczowa. Jeden opowiedział o spotkanym pod celą analfabecie, 38 – letnim, takie kuriozum. Jak go wykryli? Dostał od sądu jakieś postanowienie i 2 godziny wpatrywał się w kartki, udając przed nimi, że czyta. Zapytali, co sąd mu napisał i wtedy się wydało. Debil? Przesmyknąć się tyle lat bez umiejętności czytania i pisania to raczej wyraz inteligencji. Czy sprytu? Ale nie miał smartfona.